Charter 15.
"Mój świat umiera w snach."
Unikałam Adriena od ponad godziny, ukrywając się po raz kolejny w toalecie. Nie byłam gotowa na naszą konfrontację. Szczególnie że byłam na niego wściekła. Z jednej strony, nie powinnam, wiem, ponieważ nie byliśmy naprawdę razem, ale z drugiej czułam się zdradzona. Jak on mógł powiedzieć prawdę tej nieszczęsnej Aurelii? Ja nie powiedziałam nawet Emilii, osobie, z którą byłam związana od najmłodszych lat, a on wycinał mi taki numer.
Zmarszczyłam brwi i zlustrowałam własne odbicie w lustrze. Złość emanowała z mojej twarzy, co wcale nie było dobre. Nasze przyjęcie, podobno zaręczynowe trwało w najlepsze.
Oparłam dłonie na blacie i spojrzałam na pierścionek, który tkwił na moim serdecznym palcu. Z tego, co zdołałam wywnioskować, a raczej usłyszeć należał on do jednej z droższych kolekcji Cartiera. Nie zdołałam zapamiętać nazw szlifu, czy całej tej paplaniny, jaką uraczyły mnie zachwycone ciotki, kuzynki i małżonki wspólników, ale bez wątpienia Adrien sporo wydał.
Westchnęłam ciężko. Przecież powinnam być twarda, powinnam walczyć i starać się, a ja tymczasem chowałam głowę w piasek, tylko dlatego, że jego była okazała się być nieziemsko piękna, pewna siebie i w dodatku, najwyraźniej nadal była dla niego kimś bliskim. Nie przyprawiało mnie to o zachwyt, ale przecież, to nadal ja byłam ważniejsza, skoro to mnie poprosił o pomoc. Albo i nie. Nie potrafiłam logicznie złożyć tego dnia w całość. Jego słów, jej słów, jego zachowania, jej panoszenia się i mojej niepewności. Przegrywałam. I zdawałam się wcale nie walczyć, a przecież, powinnam.
Postanowiłam go odzyskać, przyznać się, że może faktycznie może nam się udać. Poprawiłam kosmyki włosów, które opadały na moje czoło i uśmiechnęłam się sama do siebie. Powinnam robić furorę, to było moje przyjęcie i moja chwila. Poszerzyłam uśmiech, odwróciłam się i wyszłam z łazienki. Ukrywanie się nie leżało w mojej naturze, dlatego też skończyłam z tym. Opuściłam pomieszczenie i przemierzyłam cały hol, by móc w końcu dotrzeć z powrotem do ogrodu. Rozejrzałam się dookoła, chcąc odszukać wzrokiem Adriena, aczkolwiek nigdzie go nie zauważałam.
— Już się bałem, że chcesz być uciekającą panną młodą, a raczej, narzeczoną, mała — usłyszałam znajomy głos.
Przekręciłam głowę, by upewnić się, że mój brat naprawdę był tutaj. I nie myliłam się. Uśmiechnęłam się szeroko, podchodząc do niego bliżej i bez zastanowienia zarzuciłam mu ramiona na szyję, by móc się do niego mocno przytulić. Cholernie dobrze było go zobaczyć.
— Co tu robisz? — spytałam głupio, nie wypuszczając go nadal z moich objęć.
On nie oponował. Oparł dłonie na moich plecach i musnął wargami moje czoło.
— Sądziłem, że to logiczne, że nie opuszczę twojego przyjęcia zaręczynowego — odparł.
Przesunął ręce na moje ramiona i odsunął mnie od siebie, by móc na mnie spojrzeć.
— Ale przecież dopiero wczoraj wieczorem...
— Alina jest zdolna, to fakt, przykre jest jednak to, że to nie ty mnie zaprosiłaś — zauważył, przechylając głowę.
Dźgnął mnie palcem wskazującym w obojczyk i zmarszczył gniewnie brwi. Faktem było, że wcale nie był na mnie zły, ale takowego udawał.
— Ja...bo — zaczęłam, ale jego wybuch śmiechu jakoś tak uzmysłowił mi, że nie ma dobrego wytłumaczenia na coś takiego.
— O, tu jesteś skarbie, chciałem ci kogoś przedstawić — obok nas pojawił się Adrien, z tym swoim firmowym uśmieszkiem tkwiącym na rozchylonych wargach i figlarnym spojrzeniem.
A wraz z nim czerwonowłosa kobieta, której wolałam naprawdę nie oglądać. Przekręciłam się i wysiliłam na sztuczny uśmiech.
— Sądziłem, że jesteś mądrzejszy — rzucił mój brat, mierząc wzrokiem towarzyszkę swojego przyjaciela.
Zerknęłam na niego, nie do końca wiedząc, o co chodzi?
— Chrysander, jak dobrze cię widzieć — rzuciła przymilnie Aurelia i uśmiechnęła się, pokazując rząd idealnie białych zębów.
— Nie lubię kłamać, więc nie mogę powiedzieć tego samego — rzekł jasnowłosy i przyciągnął mnie do swojego boku.
Och, czyli i on jej nie lubił. Super.
— Sander! — upomniał go ciemnowłosy, kręcąc karcąco głową.
— Świat zwariował, skoro przedstawiasz swojej obecnej narzeczonej, swoją byłą, poważnie — skomentował niebieskooki i zmarszczył brwi z niezadowoleniem, potwierdzając tym samym moje przypuszczenie, że i jemu w niesmak była zażyłość pomiędzy tą dwójką.
— Fikcyjnej narzeczonej — powiedziałam cicho, zwracając tym samym uwagę każdego na siebie.
Mój brat wręcz zmierzył mnie wściekłym wzrokiem, jakby nie do końca rozumiał, Adrien również wyglądał podobnie, a panna Ferro okazała mi zainteresowanie, najpewniej, będąc ciekawą, do czego piję.
Sama nie miałam bladego pojęcia, co strzeliło mi do głowy, by być, aż tak szczerą, ale miałam świadomość, że był to skutek mojej złości i wzburzenia na zachowanie bruneta.
— Samiro! — powiedział cicho, powoli ciemnowłosy, jakby chciał mnie upomnieć, że nie powinnam tego mówić na głos.
A ja wręcz czułam, że potrzebowałam mieć kogoś po swojej stronie. I skoro on mógł wyznać to swojej eks, to ja tym bardziej mogłam powiedzieć to własnemu bratu.
— Słucham?! — Chrysander założył dłonie na wysokości klatki piersiowej i zerkał to na mnie, to na Adriena.
Trudno. Powiedziałam „a", to i muszę powiedzieć „b". Czerwonowłosa zaś tylko się uśmiechała, z satysfakcją, dumą, sama nie byłam pewna.
— Spokojnie, wszystko ci wyjaśnię, chodź, przejdźmy się — oznajmiłam spokojnie i uśmiechnęłam się lekko, nieco blado do mężczyzny.
Nie był zachwycony, ja również, ale jednak nie chciałam, by nienawidził własnego przyjaciela, gdyby nam się nie udało. Gdyby mi nie wyszła misja odzyskiwania go. I zdawałam sobie sprawę, że i tak mogło być. Powinnam przemyśleć to, czy warto poświęcić te kawałki serca, które mi jeszcze zostały.
— Najwyraźniej masz mi sporo do wyjaśnienia — oświadczył, wsuwając dłonie do kieszeni swoich spodni. — Oboje — dokończył i zerknął również na ciemnowłosego, który nie ukrywał swojej złości.
Nie interesowało mnie to, aż tak. W jakimś stopniu czułam ulgę. Ja powiedziałam chociaż komuś, kogo on znał i szanował, ja dowiedziałam się, że informuje o tym kogoś, kto zdecydowanie nie zasługiwał na tę wiedzę.
— Pozwolisz, że najpierw to ja porozmawiam z Samirą — spytał Adrien, spoglądając na przyjaciela.
Mój brat skinął głową, wyrażając swoją zgodę.
— Napiję się, sądzę, że na trzeźwo tego nie zrozumiem — dorzucił i mrugnął do mnie, odwrócił się i udał w stronę baru.
Na całe szczęście nie wszczął awantury, nie krzyczał i był wyjątkowo opanowany. Nie miałam pewności, czy powinnam się cieszyć, czy to tylko złowroga cisza przed przysłowiową burzą.
— A ona będzie stać i się gapić? — zapytałam, posyłając niemiłe spojrzenie Włoszce.
Nie zamierzałam udawać, że darzę ją sympatią, szczególnie że i ona od samego początku nie zdawała się tego planować.
— Samiro, zachowuj się — ostrzegł ciemnowłosy, a ja prychnęłam.
Jasne, oczywiście, najlepiej. Wywróciłam oczami i wyszarpnęłam rękę, którą trzymał w swoim uścisku. Nie zauważyłam, nawet kiedy mnie chwycił. Odechciało mi się z nim rozmawiać.
— Oczywiście, zostawię was — oznajmiłam ze złośliwym uśmieszkiem. — Byście mogli sobie tutaj dalej rozmawiać. Tylko zastanów się, jak wygląda to, że swoje przyjęcie zaręczynowe spędzasz z byłą. Skoro sam chciałeś udawać, mógłbyś, chociaż próbować być autentyczny — dodałam wściekle i się odsunęłam.
— Sam, uspokój się.
— Wal się, Nikosto! — warknęłam i się oddaliłam.
Nie zatrzymywał mnie. I dobrze. Wysiliłam się na sztuczny uśmiech, ponieważ nadal sporo osób na mnie patrzyło. I trudno. Nie interesowało mnie to. Skoro on nie myślał o konsekwencjach, ja tym bardziej nie musiałam.
— Skarbie, coś się stało? — babcia Alina podeszła do mnie i zagrodziła mi drogę.
Oparła rękę na moim ramieniu. Wydawała się przejęta tym, że moment wcześniej uciekłam od jej wnuka.
— Nie, oczywiście, że nie. Idę do brata, stęskniłam się za nim — skłamałam gładko, ponieważ pamiętałam o tym, że cała ta mistyfikacja była tylko tak naprawdę dla staruszki.
Uśmiechnęłam się pogodnie i pokręciłam głową, chcąc dodać sobie autentyczności.
— Na pewno?
— Oczywiście, w jak najlepszym. Swoją drogą, przyjęcie idealne, jest pani najlepsza. Dziękuję — zmieniłam temat.
— Samiro, mówiłam już coś, mów mi babciu — upomniała mnie kobieta i pogroziła mi żartobliwie palcem.
— Dobrze, babciu — poprawiłam się i poszerzyłam uśmiech. — Pozwolisz, że cię przeproszę i udam się do brata — dodałam i ucałowałam jej policzek.
Zignorowała poczucie winy, które po raz kolejny pojawiło się gdzieś wewnątrz mnie. Ja i te moje naiwne zasady.
— Dobrze. Pójdę porozmawiać z Heleną — przytaknęła mi ruchem głowy i obdarzyła mnie kolejnym serdecznym uśmiechem.
Wyminęłam ją i dotarłam do brata, który stał przy barze. Podsunął mi szklaneczkę, która miała w sobie whisky, colę i lód. Najwyraźniej pomyślał i o alkoholu dla mnie. Wspaniałomyślnie.
— Uznałem, że ci się przyda — przyznał i spojrzał na mnie. Jego oczy zdawały się mnie prześwietlać. Próbował dowiedzieć się czegoś poprzez samą obserwację. Chłodno kalkulował i nie komentował, chociaż wyraźnie widziałam, że walczył z chęcią zadawania pytań.
— Dziękuję — sięgnęłam po drinka i upiłam spory łyk.
Skrzywiłam się nieznacznie i po krótkim namyśle, dopiłam zawartość szklaneczki do końca. Ciepło rozlało się wzdłuż mojego przełyku, aż do żołądka i zmusiło mnie do odkaszlnięcia. Trudno. Faktycznie powinnam skupić się dzisiaj na piciu, może wtedy trudniej byłoby mnie zranić. Może byłabym odporniejsza na jad kobiety, która bez skrupułów przyznała, co planuje.
— Łudziłem się, że coś źle usłyszałem, dlatego Adrien nadal tam stoi i nie czuje mojej pięści na twarzy, więc...
— Nie tutaj. Chodź — poprosiłam, przerywając mu.
Załapałam go za dłoń i pociągnęłam w kierunku domku, który zajmowałam od początku tutaj. Posłusznie udał się ze mną. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się przy poszczególnych osobach, ponieważ każdy chciał się przywitać z moim bratem, bądź po prostu go poznać, dlatego cała trasa zajęła nam coś około dwudziestu minut.
Zamknęłam za nami drzwi i oparłam się na nich. Musiałam się zmobilizować. Potrzebowałam odwagi, by móc to wszystko z siebie wyrzucić. Chociaż może nie do końca tak całość. Część o pieniądzach może być zdecydowanie opacznie odebrana.
— Usiądź — zaproponowałam gestem dłoni, wskazując bratu kanapę.
Sama usiadłam w fotelu i zsunęłam ze stóp szpilki, które powoli stawały się niewygodne.
— Więc? — spojrzał na mnie i czekał na jakiekolwiek wyjaśnienie.
— Więc...— zaczęłam i zamilkłam, ponieważ w mojej głowie było to dużo prostsze do powiedzenia, jak na żywo.
Dosłownie. Westchnęłam ciężko.
— No więc...udaję narzeczoną Adriena, ponieważ mnie o to poprosił — przyznałam i skupiłam wzrok na moich paznokciach.
Lakier hybrydowy zdawał się znacznie ciekawszym widokiem jak osądzający wzrok mojego brata.
— Że co?!
— Och, no...pomyśl. Tak wyszło, nie jesteśmy parą, nie naprawdę, sądziłam, że...
— Zwariowałaś?! Prawda?! Uderzyłaś się w głowę?— wyliczał jasnowłosy, krążąc nerwowo po pomieszczeniu.
— Nie, ale...
— Cholera, straciłaś rozum, tak?! — podszedł do mnie, kucnął i zmierzył niezrozumiałym wzrokiem.
— Nie, po prostu, ja...— zaczęłam, ale nie do końca wiedziałam jak to ująć. Co powiedzieć?
— Zabiję go! — rzucił wściekle i podniósł się równie gwałtownie, co i do mnie podszedł.
Na szczęście zdołałam złapać go za rękę.
— Usiądź, wszystko ci wyjaśnię, po prostu...usiądź. I oddychaj, proszę — cofnęłam dłoń i pokręciłam głową.
Nie wiedziałam, od czego zacząć, ale sądziłam, że początek będzie najlepszy.
— Nie rozumiem, przecież...
— Wiem, skłamałam, okłamałam cię i sądziłam, że tak będzie lepiej, ale...doszłam do wniosku, że gdy to się skończy, mógłbyś być wściekły, a przecież...sam wiesz...— tłumaczyłam. Chrysander zasługiwał naprawdę bardziej niż ktokolwiek.
I wiedziałam, że i Emilia na nią zasługiwała.
— Co się skończy?
— To. Cała ta szopka. To udawanie, bo się skończy. To tymczasowe, Adrien chciał uspokoić babcię. Alina podupadła ostatnio na zdrowiu i uznał, że ucieszy ją...
— A nie sądzisz, że informacja o zerwaniu właściwie może pogorszyć jej stan? — wtrącił blondyn, nadal wściekle mi się przyglądając.
Nie był zadowolony, w żadnym wypadku. Opadł na kanapę. A ja zajęłam się skubaniem skórek przy moich paznokciach. Tych, których nie miałam, bo to było łatwiejsze od znoszenia oskarżającego wzroku brata, czy wyrzutów sumienia, które słusznie pojawiły się w mojej głowie. I potem pojawiła się myśl o tacie. I na moje wargi wpełzł zrezygnowany uśmiech, ponieważ miałam priorytety. I naiwna ja próbowałam o nich zapomnieć. A przecież chodziło o mojego rodzica. On był najważniejszy. Nie moje mrzonki o miłości. I tego powinnam się trzymać. Odetchnęłam cicho. Momentalne zaćmienie umysłu musiało mi minąć.
— To sprawa Adriena. Powiedziałam tak i dotrzymam słowa. Mówię ci prawdę, ponieważ nie chcę nieporozumień między wami — powiedziałam pewnie, wygładzając materiał mojej sukienki. — Mama mówiła, że słyniecie z tego, że żadna kobieta nie jest w stanie was poróżnić — zauważyłam z przekonaniem, ponieważ faktycznie kiedyś powiedziała coś w tym stylu.
— I jak to się ma do tej sprawy?
— Tak, że nie planuję być wyjątkiem. Jestem twoją siostrą. I mam świadomość, że gdybyś sądził, że zostałam skrzywdzona, nie odpuściłbyś — uśmiechnęłam się nikle i podniosłam się z miejsca.
Usiadłam obok niego. Uśmiechnął się, przytakując mi. Oparłam rękę na jego dłoni i uścisnęłam ją.
— Powiedzmy, że to kupuję, ale w takim razie, co z pocałunkiem w klubie? — uśmiechnął się cwanie, unosząc sceptycznie brew.
Powinnam się spodziewać, że mój brat łatwo mi nie odpuści.
— Och. To... — zaśmiałam się, mając nadzieję, że brzmi to tak lekko, jak zamierzałam — Adrien przekonywał mnie, że wcale nie będzie to trudne, by nam ludzie uwierzyli. — skłamałam, wymyślając to na poczekaniu.
— Świetnie. W takim razie, jeśli dotknie cię jeszcze raz, wybije mu zęby — zatarł z entuzjazmem dłonie, a ja wywróciłam oczami.
Nic się nie zmieniło.
— Sander — jęknęłam, przeciągając samogłoski w jego imieniu, co skomentował śmiechem.
— Jest to mimo wszystko ulga. To mój przyjaciel, ale partner dla mojej siostry marny — przyznał uradowany blondyn i podniósł się, zapinając guzik od marynarki.
Spojrzałam na niego niezbyt zrozumiale. I już? To wszystko? Tylko tyle? Tak wiele nerwów bez powodu? Westchnęłam ciężko.
— Ty tak poważnie?
— Jasne. Chodź. Wróćmy na przyjęcie. Podobno to twoje zaręczyny, a twoja mina sugeruję, że jesteś na stypie — zakpił i pociągnął mnie za rękę.
Wyrwałam dłoń i wsunęłam stopy do szpilek. Chrysander nie był zły, ale przeczucie podpowiadało mi, że z A nie pójdzie mi tak łatwo. Jęknęłam i ruszyłam wprost na tłum, który bawił się w najlepsze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top