Chapter 8.
„Bliskim mów, gdyby pytali, że chwilowo zmieniałam adres, że w niebie leczę duszę z silnego przedawkowania rzeczywistości."
13 czerwca 2016
Zamknęłam oczy i opuszkami palców potarłam skronie, chcąc pozbyć się upartego bólu głowy, który towarzyszył mi od dłuższego czasu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że akurat dzisiaj musiałam się wyspać przed lotem i oficjalnym spektaklem, który musieliśmy odegrać w rodzinnym domu Adriena. I chociaż starałam się ignorować pulsowanie w czaszce, bezsilność, którą odczuwałam, zdawała się mnie dobijać i wręcz pogłębiać dolegliwość. Nawet rozmowa z tatą mi nie pomogła, właściwie to wymusiła na mnie kolejne wątpliwości co do tego, czy dobrze zrobiłam? Oczywiście to tacie zależało na tym, bym pozwoliła matce poznać mnie, ale z drugiej strony został sam. Poczucie winy narastało we mnie na równi z satysfakcją, że jednak zdobyłam gotówkę i będę mogła mu pomóc. Zasługiwał na wszystko, na każde poświęcenie, ponieważ nigdy nie mogłam marzyć o lepszym rodzicu.
— Nie możesz spać? — spytał mężczyzna, wchodząc do kuchni.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego. Przytaknęłam i otworzyłam lodówkę, by w końcu móc nalać wody do szklanki, bo zamiast wziąć coś przeciwbólowego, stałam i pozwalałam moim myślą mnie dręczyć.
— Jest szansa, że masz tu coś na ból głowy?
— W łazience, zaraz przyniosę, poczekaj — polecił, odwracając się i równie szybko, co się pojawił, to i zniknął.
Złapałam szklankę w dłonie i przyłożyłam ją do czoła, łudząc się, że to w czymś pomoże. Kilka sekund odczuwałam ulgę, ale po chwili pulsowanie powróciło. I Nikosto również. Otworzył pudełko i wysypał na moją dłoń tabletkę. Podziękowałam mu ruchem głowy i połknęłam proszek, popijając go wodą.
— Coś cię dręczy, czy to może trema przed wizytą u babci? — zapytał, lustrując mnie wzrokiem i oparł się o blat biodrem.
Dlatego zdecydowałam się na niego uważniej spojrzeć i to był błąd. Miał na sobie tylko szare spodnie od piżamy i nic więcej. Wyraźnie widziałam jego idealnie wyrzeźbiony brzuch, mocne ramiona i paseczek włosów na jego podbrzuszu znikający za gumką spodni. Wstrzymałam na moment oddech i policzyłam do dziesięciu. Powinnam inaczej na niego reagować, bo w końcu widywałam wielu atrakcyjnych mężczyzn, a to nadal on mącił mi w głowie jak nikt inny. Zbierał całą moją uwagę niezależnie od tego, czy byliśmy sami, czy ktoś inny nam towarzyszył.
— Po prostu boli mnie głowa — zdecydowałam się na neutralną odpowiedź i wzruszyłam obojętnie ramionami.
Zwierzać na pewno się nie planowałam. Nie spodobała mu się ta odpowiedź, co wywnioskowałam z tego, jak zmarszczył brwi.
— Mira — zaczął, przybliżając się do mnie — gdybyś miała jakieś problemy, powiedziałabyś mi?
— Nie sądzę, ale nie martw się, złego diabli nie biorą. Pójdę już spać. — Odsunęłam się na bezpieczniejszą odległość i ponownie na niego spojrzałam.
Zdawał się o mnie martwić, ale nie sądziłam, by to mogło być szczere. Nienawidził mnie. Zostawiłam go i uraziłam jego męską dumę, ciężko było wierzyć w to, że odpuścił mi tak łatwo.
— Uciekasz — podsumował, kiwając głową i uśmiechnął się nieznacznie, nie próbując mnie nawet zatrzymać.
I dobrze.
— Dobranoc — rzuciłam jeszcze na odchodne i skierowałam się do pokoju gościnnego, gdzie obecnie znajdowało się łóżko, w którym spałam.
A przynajmniej próbowałam. Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Na szczęście mi odpuścił. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał, że minęła niedawno trzecia. Super. Miałam mniej niż cztery godziny snu.
Wślizgnęłam się pod chłodną pościel i przytuliłam policzek do poduszki. Musiałam zasnąć. Powinnam zasnąć, aczkolwiek nie do końca potrafiłam. Gdzieś kiedyś czytałam, że nocą myśli zrywają się ze smyczy. Coś w tym było. Zbyt wiele wszystkiego kotłowało się w mojej głowie. Wątpliwości dotyczące słuszności udawania narzeczonej, obawy przed utratą taty i jego chorobą, czy też kolejne zagrywki ojczyma, których powinnam się spodziewać.
Próbował wezwać mnie do siebie wieczorem, tuż po tym, jak Adrien dał mi pierścionek, ale nie przyjęłam zaproszenia. Wiedziałam, że raniłam tym mamę, ale z drugiej strony nadal miałam ogromny żal do niej. Zostawiła mnie. Ciężko było wybaczyć coś takiego. Zamrugałam pospiesznie powiekami, wpatrując się w jakiś punkt na ścianie, którą oświetlało światło nocy wpadające przez okno. Czułam, że łzy zbierały się w moich oczach. Przytłaczało mnie to. Moje własne życie. I to było najbardziej przykre. Fakt, że nie potrafiłam cieszyć się kolejnymi dniami, które nadchodziły.
Podciągnęłam nosem i pozwoliłam słonym kroplom spływać po moich policzkach i wsiąkać w materiał poszewki. Czasami potrzebowałam móc się wypłakać, a noce zdawały się najlepszą porą. Na wszystko, zwłaszcza na porzucenie maski twardej i niezależnej panny. Potrzebowałam wsparcia i jednocześnie odtrącałam każdego, kto zbliżył się za bardzo. Paradoksalnie właśnie taka byłam, zbyt skomplikowana, by sama siebie zrozumieć, więc i inni mieli problem z rozszyfrowaniem mnie.
❌❌❌
— Samiro, hej, wstawaj — mężczyzna szturchnął delikatnie moje ramię, zmuszając mnie tym samym do otworzenia oczu.
Zamrugałam półprzytomnie i rozejrzałam się dookoła, chcąc zrozumieć, gdzie jestem? Kremowe ściany ładnie współgrały z mahoniowymi elementami znajdującymi się w środku, a i kwiaty stojące na komodzie były miłym dodatkiem dla oka. No tak. Pokój gościnny Adriena. Przekręciłam głowę i spojrzałam na niego.
— Prawdopodobnie nie słyszałaś budzika, chodź, śniadanie jest gotowe — wyjaśnił powód swojego wtargnięcia do pokoju i uśmiechnął się lekko.
Wyprostował się i po prostu wyszedł, a ja zostałam sama ze świadomością, że naprawdę lubiłam jego uśmiech. Był taki magnetyczny i idealny w całej prostocie tego gestu. Jęknęłam cicho i pokręciłam głową, by się otrząsnąć. Podniosłam się i wyciągnęłam do góry ręce, rozciągając się. Ciało trochę mnie bolało, z powodu niewystarczającej dawki snu, ale sama byłam sobie winna. Zsunęłam się z łóżka i postanowiłam dołączyć do właściciela mieszkania. Ledwo przekroczyła korytarz, a w moje nozdrza uderzył aromat świeżo parzonej kawy. Idealnie. Zaciągnęłam się, delektując się nim i usiadłam przy stole, zerkając na Adriena.
— Sam to przygotowałeś? — spytałam, unosząc sceptycznie brew.
— Nie bądź złośliwa, mam gosposię, ale bez obaw, poradziłbym sobie i bez niej, ale mój styl życia wymaga wyrzeczeń — przyznał, a ja wolałam nie wnikać w to, o co tak naprawdę mu chodziło? — Kawy?
— Tak, poproszę — podstawiłam filiżankę, by mógł nalać mi jej i uśmiechnęłam się prawym kącików ust. Dorzuciłam dwie kostki cukru, dolałam mleka i upiłam spory łyk. Smakowała idealnie.
— Zjedz coś. Śniadanie to najważniejszy posiłek. Jak się spało?
— Nie najgorzej, ale krótko. Nadrobię w samolocie — oświadczyłam i sięgnęłam po cornetto, które jak znałam upodobania ciemnowłosego były albo z jakąś marmoladą, albo czekoladą.
Obie wizje mi pasowały, ale już po pierwszym kęsie wiedziałam, że druga opcja była tą prawdziwą.
— Lot do Perugi nie potrwa, aż tak długo byś należycie odpoczęła, w samochodzie spędzimy jakieś czterdzieści minut i będziemy na miejscu. Wtedy babcia na pewno pozwoli nam odpocząć, no, przynajmniej tobie — przyznał z uśmiechem i oparł się wygodnie na krześle, puszczając do mnie perskie oczko.
— Czyli, że gdzie?
— W Asyżu.
— Masz rodzinę w mieście świętego Franciszka? — zapytałam, nie ukrywając zaskoczenia.
— Urodziłem się w nim i mieszkałem do osiemnastego roku życia, nie licząc szkoły z internatem. Później przeniosłem się do Londynu, gdzie studiowałem i aktualnie mieszkam w Polsce od jakichś dwóch lat. Poznałem twojego brata jeszcze jako dzieciak. Tyle — wyznał, wzruszając ramionami, a ja wpatrywałam się w niego, zdając sobie sprawę, że niewiele o nim wiem. To było dziwne odkrycie.
— Nie wiedziałam.
— Ponieważ nigdy nie chciałaś wiedzieć, a teraz mówię to, ponieważ jako moja narzeczona powinnaś posiadać tę informację — powiedział, mierząc mnie wzrokiem i dopił swoją kawę. — I bądź przygotowana na to, że możemy spotkać moją byłą narzeczoną, Aurelię. Nasze rodziny się przyjaźnią.
— Narzeczoną? — Rozchyliłam z niedowierzaniem usta i spojrzałam na niego zaskoczona, ponieważ tego zdecydowanie się nie spodziewałam. O czym on mówił? — Miałeś narzeczoną?
— Przecież to właśnie powiedziałem. Idę się wykąpać. Za godzinę wyjeżdżamy — zakończył temat i się podniósł.
Odszedł od stolika i nie czekając na moją reakcję, udał się do łazienki. A ja siedziałam tak w miejscu i nie miałam pojęcia, co z sobą zrobić? Zimno przeleciało moje ciało i wywołało gęsią skórkę na moich ramionach. Dlaczego poczułam się tak nieswojo na samą myśl o tym, że mógł kogoś kochać? Nie mogłam się tym dręczyć, więc skupiłam się na sprzątaniu ze stołu. Dopijałam przy okazji kawę. Nie miałam wiele czasu, więc i ja postanowiłam się przygotować.
Wzięłam szybki prysznic, odganiając uparcie od siebie informację, którą uraczył mnie mój fikcyjny partner. Później włożyłam zwiewną sukienkę i zrobiłam lekki makijaż. Stroić się nie musiałam, ale lubiłam dobrze wyglądać sama dla siebie...
— Kochanie! — usłyszałam głos Adriena i zmarszczyłam brwi, ponieważ określenie, jakiego użył, tak dziwnie brzmiało, w jego ustach.
Dodatkowo oznaczało, że ktoś musiał być prócz nas w mieszkaniu. Cholera. Miałam nadzieję, że uda mi się nieco dłużej nie musieć udawać. Czcze nadzieje. Opuściła sypialnię, w której byłam i odkryłam, że w salonie stoi mój zadowolony brat.
— San? Co Ty tu robisz? — zapytałam, uśmiechając się szeroko, radośnie i pokonałam dzielącą nas odległość w kilku krokach. Rzuciłam się mu na szyję i przytuliłam się do niego.
— Hej, hej, młoda — zaśmiał się, opierając dłonie na moich plecach — jakie urocze powitanie. Czym sobie zasłużyłem?
— Tym, że jesteś, to proste.
— Chyba cię stąd wyrzucę, stary — wtrącił Adrien, opierając dłoń na moim ramieniu, by móc przyciągnąć mnie do swojego boku, zaraz po tym jak skończyłam przytulać blondyna. — Moja narzeczona reaguje w podejrzany sposób na twój widok — dodał z szerokim uśmiechem.
— Zawsze będę przed tobą, prawda, młoda? Brat zawsze przed facetem — wyjaśnił jasnowłosy, poruszając znacząco brwiami.
Zaśmiałam się.
— Co racja to racja.
— Ej! — brunet zmierzył mnie wzrokiem i wbił palec w mój brzuch, więc pisnęłam cicho i odskoczyłam od niego, chcąc się bronić.
Tym sposobem cała nasza trójka się uśmiechała.
— Gotowi? — Chrysander spojrzał na naszą dwójkę i dopiero wtedy do mnie dotarło, co robił tutaj o ósmej rano.
— Jesteś naszym kierowcą?
— Raczej, mała, nie inaczej — skinął mi ruchem głowy i posłał w moim kierunku kolejny wesoły i szczery uśmiech.
Odwzajemniłam go bez wahania. I zauważyłam, że i Adrien nie miał problemu z tym, by się uśmiechnąć. Najwyraźniej mój brat dobrze na nas działał.
— Pójdę po torebkę i możemy jechać — rzuciłam radośnie i odwróciłam się, by móc zrobić to, co zapowiedziałam.
Humor mi się poprawił i odczuwałam swego rodzaju ekscytację, bo w końcu leciałam do Włoch. Pomimo szopki, jaką mieliśmy odstawić, zapowiadały mi się całkiem udane wakacje, a na pewno z cudownymi, malowniczymi widokami. Wrzuciłam komórkę do torby i sprawdziłam, czy mam portfel i dokumenty. Wszystko było na swoim miejscu. Wróciłam do salonu i jakoś tak zatrzymałam się, widząc, że mężczyźni rozmawiają.
— Pamiętaj, że jeśli ją skrzywdzisz, zabiję cię — ostrzegł Sander, dźgając Adriena palcem w pierś.
To akurat było zabawne.
— Kocham ją, pamiętasz?
— Pamiętam również inne kobiety z twojego życia — przyznał niechętnie blondyn i westchnął ciężko.
— Nie potrafiłbym zrobić jej krzywdy, wiesz o tym — zauważył spokojnie brunet.
— Chodzi mi tylko o to, że chociaż udaje lwa, to tak naprawdę bezbronny kociak. Zbyt wiele przeszłaby musieć nadal cierpieć — westchnął ciężko mój brat.
— Przed każdym jej nie uratujesz — zawyrokował Nikosto i oparł rękę na ramieniu mojego brata, ściskając je.
Wróciłam teatralne oczami. Ironią sytuacji było to, że mój brat rozmawiał właśnie z osobą, która mogła zranić mnie jednym słowem, czy też gestem. A najgorsze było to, że przeczuwałam, jak to się skończy. Zbyt duża dawka towarzystwa Włocha i będę na nowo musieć lizać rany. To była umowa. Zwyczajny pakt, a moje zdradzieckie serce pragnęła, by to był jednak fakt. Zacisnęłam pięści, wzięłam głęboki wdech i wysiliłam się na uśmiech.
— Jestem gotowa! — skłamałam.
Nie byłam gotowa. W żadnym wypadku. I wiem. Chwilę wcześniej byłam gotowa wierzyć w to, że dam radę, ale teraz brakowało mi tej pewności.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top