Chapter 7.
Chrysander zaczął się śmiać, więc przekręciłam głowę i zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem, ponieważ wcale mi nie pomagał. Ja byłam wyprowadzona z równowagi, a on, zamiast siedzieć cicho, śmiał się. Zmarszczyłam gniewnie brwi, ale mój brat nic sobie z tego nie robił. Założyłam dłonie na wysokości piersi, krzyżując je i prychnęłam. Nie zamierzałam się odzywać, zwłaszcza że i Adrien siedział przy tym samym stoliku i nawet jeśli jego nastrój był bardziej zbliżony do mojego, wcale nie poprawiało to niczego w moim samopoczuciu.
— Samiś, gdybyś widziała swoją minę — oznajmił wesoło blondyn i puścił do mnie tak zwane perskie oczko, co tylko sprawiło, że zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
Najpierw Nikosto zachowuje się jak dzikus tylko dlatego, że jakiś trener uznał, że przyda mi się kilka wskazówek podczas wspinaczki, a teraz jasnowłosy nie potrafi się uspokoić i po prostu kpi. Uroczo. Wywróciłam oczami, bo wcale nie podobało mi się to, że w ogóle o tym wspominał.
— Sander, daj spokój — przyjaciel spojrzał na niego, posyłając mu błagalne spojrzenie i w momencie przeniósł wzrok na mnie, decydując się na uśmiech, który zapewne miał być ofertą pokoju. Niedoczekanie.
— Milcz. Nie chcę słuchać żadnego z was. Chcę tylko coś zjeść i...
— Przepraszam — przerwał mi Włoch i uniósł do góry palec, jakby nakazywał tym samym mojemu bratu milczenie.
To było coś nowego. Spojrzałam na niego, unosząc sceptycznie jedną z brwi do góry, nie ukrywając, że wątpię w to, że słowo, które padło było szczere, ale zaczął, a to był już jakiś początek.
Chrysander jakoś tak umilkł, więc jeśli nie liczyć rozmów ludzi dookoła panowała wśród nas cisza.
— Wiem, że zachowałem się niezbyt odpowiednio, ale musisz zrozumieć, że... — przerwał, biorąc głębszy wdech.
Przeczesał palcami swoją fryzurę, niszcząc tym sposobem ich idealne ułożenie, i przechylił się w moją stronę, opierając rękę na mojej dłoni. Nie mogłam jej cofnąć, ponieważ Sander na nas patrzył. W dodatku wzrok ciemnowłosego zdawał się mnie przeszywać i jednocześnie hipnotyzować i namawiać do tego bym pozostała w miejscu.
— Cholera, musisz zrozumieć, że ciężko patrzeć mi na to, jak jakiś obcy facet cię podrywa. W dodatku wcale ci to nie przeszkadzało.
Teraz to zdecydowanie zrzucił na mnie bombę. Rozchyliłam usta z niedowierzaniem, zamykając je i otwierając niczym ryba, która łaknie odzyskać powietrze i pokręciłam głową. Kłamał. Oczywiście, że to była szopka odstawiona na potrzebę mojego brata, aczkolwiek wcale nie poczułam się dobrze z myślą, że chciałam, by tak naprawdę było. By jednak mu zależało. Naprawdę byłam idiotką.
— Ha, młoda, nie sądziłem, że uda mi się dożyć dnia, w którym jakaś kobieta usidli mojego przyjaciela, gratuluję — zażartował Chrysander, więc skupiłam na moment mój wzrok na nim.
Posłałam mu blady uśmiech i oparłam się na oparciu krzesła, cofając dłoń pod pretekstem założenia niesfornych kosmyków moich włosów za ucho. Westchnęłam ciężko.
— To nie jest zabawne — zauważył niezbyt zadowolony Adrien i zastukał palcami w blat stołu.
Zapewne teraz to ja powinnam się odezwać, ale nadal nie przywykłam do myśli, że trzeba oszukiwać wszystkich dookoła. Dla mnie było to zupełnie nowe. Każde kłamstwo rodziło kolejne i powstawało błędne koło, z którego ciężko było się wyplątać. Na szczęście z pomocą przyszła mi kelnerka, która podawała nam nasze zamówienie. I właściwie, dzięki niej miałam kilka minut na ochłonięcie, chociaż z drugiej strony wzbudziła we mnie nowe pokłady złości. Zamiast obsłużyć nas, jak należy, posyłała zalotne uśmiechy w kierunku Adriena, jakby nie zauważała, że jest tutaj z nami. Okej, mojego brata również dostrzegła, ale ja zdawałam się dla niej niewidzialna, co wcale nie było zbyt miłe. Zwłaszcza że planowałam robić scenę o to, że Nikosto był zazdrosnym dupkiem, a sama miałam ochotę wydrapać oczy jakiejś kobiecie, ponieważ nie ukrywała tego, że on ją zainteresował. Cóż, typowa hipokryzja.
Zacisnęłam usta w wąską linię, powstrzymując się od złapania ręki Adriena, by pokazać, że jestem z nim, co nie umknęło uwadze Sandera, który posłał mi pełen politowania uśmiech, jakby chciał mi tym samym przekazać, że jestem niepoważna i niepotrzebnie się zadręczam czymś tak głupim. Zapewne tak było. Zresztą, on nie był moim narzeczonym, nie był mój, a to już wyjątkowo powinno otrzeźwić mnie i zmusić do ogarnięcia niepotrzebnych myśli. Mężczyźni podziękowali kelnerce, gdy ta w końcu uwinęła się ze swoją pracą, a ja nie zdecydowałam się nawet na rzucenie słowa. Wcale nie byłam jej wdzięczna, byłam wściekła, o tak. Straciłam całą ochotę na posiłek, ale przecież nie mogłam zachowywać się jak zazdrosna żona, którą nigdy nie będę. A na pewno nie dla Adriena.
Moi towarzysze w ciszy wzięli się za jedzenie, a ja po prostu siedziałam, wpatrywałam się w jakiś punkt za oknem i milczałam.
— Kochanie, nie smakuje ci? — spytał brunet, zerkając na mnie.
Zmusił mnie tym samym do tego, bym na niego spojrzała. Wzruszyłam lekko, dość obojętnie ramionami i sięgnęłam po mój widelec, by móc przesunąć nim po zawartości mojego talerza.
— Nie, po prostu się zamyśliłam.
— A tak z innej beczki, wy tak poważnie o tym ślubie, czy jednak — zapytał jasnowłosy, wskazując na nas widelcem. Uśmiechnął się jakoś tak dziwnie, dwuznacznie — no wiecie, tak tylko mówicie, a poczekacie z tym jakiś czas?
— Poczekamy, bez obaw. Nie spieszy nam się — odpowiedziałam i wsunęłam trochę sałatki do ust, by nie musieć nic więcej tłumaczyć.
Oczywiste było to, że żadnego ślubu nie będzie, ale nie mogłam tego teraz powiedzieć, nawet jeśli o niczym innym nie marzyłam.
— Twojej siostrze się nie spieszy, wiesz, to ten typ, który ciężko przekonać do czegokolwiek, panna niezależna — zażartował Adrien i puścił do mnie tak zwane perskie oczko.
Nie skomentowałam tego, powstrzymałam się nawet od wywrócenia oczami i skupiłam już tylko na tym, by móc w spokoju zjeść swoją sałatkę z kurczakiem.
Mężczyźni zajęli się rozmową o jakichś notowaniach i kliencie, z którym mieli zaliczyć jakieś spotkanie. Nie ingerowałam w to, nawet zbytnio ich nie słuchałam. Ja jadłam, oni konwersowali, aż w końcu dźwięk telefonu sprawił, że przy naszym stoliku na nowo zagościła cisza.
— Przepraszam, muszę odebrać — oświadczył Adrien, podnosząc się z miejsca i oddalając się, przykładając przy okazji telefon do ucha.
— Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale jemu naprawdę zależy — zauważył blondyn, więc spojrzałam na niego bez zrozumienia.
Nie miałam pojęcia, o co mu chodziło, chociaż po chwili do mnie dotarło.
—Mówisz takm, jakbym coś osiągnęła, a to nie tak, że on nie ma uczuć — przyznałam, machając lekceważąco dłonią, nic sobie nie robiąc z jego słów.
Wcale nic nie osiągnęłam, to była szopka.
— Ale jednak nie okazywał ich zbyt wiele kobietom, które nie są z nim spokrewnione.
— Więc miałam farta, nic ponad to — wzruszyłam lekko ramionami, i uśmiechnęłam się do brata.
— Oj, młoda — pokręcił z rozbawieniem głową i puścił do mnie tak zwane perskie oczko.
Dopił swój sok do końca i uśmiechnął się jeszcze szerzej, zerkając w bok, więc i ja podążyłam tam wzrokiem.
Adrien zmierzał w naszym kierunku sprężystym krokiem i nie tylko naszą uwagę przyciągał. Większość kobiet, w pomieszczeniu wpatrywało się w niego. Oczywiście, to było zrozumiałe. Jego ciemne włosy były idealnie ułożone, zarost dodawał mu tajemniczej męskości, a i koszula i jeansy zdawały się jego drugą skórą i eksponowały wszystkie walory jego ciała. Uśmiechnął się do mnie szeroko, a moje serce zabiło nieco szybciej. Zdradziecki organ, który reagował zdecydowanie nie tak, jak powinien. Mimo to odwzajemniłam ten gest.
— Wybaczcie, to pilne. Muszę się czymś zająć, dlatego mam nadzieję, że nie będziesz zła, że to Sander cię odwiezie, byś mogła się spakować — oznajmił spokojnie, spoglądając na nas. — wpadnę po ciebie po dwudziestej.
— Słucham? — zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o czym on mówił?
Dopiero jutro mieliśmy samolot i nie sądziłam, że jeszcze dzisiaj go spotkam.
— Nocujesz u mnie, tak będzie wygodniej, będziesz mogła dłużej pospać, to oczywiste — oświadczył, zerkając na mojego brata z bezczelnym uśmieszkiem.
— I tak wiem, że z tobą sypia i chociaż mam ochotę cię za to uderzyć, będę udawał, że nic o tym nie wiem — skomentował blondyn i rozłożył bezradnie ręce wokół ciała, jakby naprawdę nic nie mógł na to poradzić.
Świat wariował. Sander zaczynał od scen, a teraz nagle był tak bardzo na tak? Nie rozumiałam go, ale miałam wrażenie, że cały męski gatunek był dla mnie zagadką.
— Na razie — Adrien uścisnął dłoń mojego brata i pochylił się nade mną, by złożyć szybkiego całusa na mojej skroni.
Spojrzałam na niego, a on w ramach odpowiedzi posłał mi bezczelny uśmiech i odwrócił się, wychodząc tak po prostu.
— Jesteście rozkoszni.
— Zamknij się albo rozkwaszę ci nos — ostrzegłam i pogroziłam blondynowi palcem, ale on nic sobie z tego nie robił.
Zaśmiał się i wrócił do konsumowania swojego posiłku. Ja odprowadziłam jeszcze ciemnowłosego wzrokiem do drzwi i westchnęłam ciężko. Cholera, nie powinnam myśleć o tym, z kim rozmawiał, ani co robił, ale to było silniejsze. Siedział mi w głowie. Nadal. I nie radziłam sobie z tym, że ciągle był blisko, za blisko i burzył cały porządek, który miałam w tym chaosie. Uczucia wracały, a to nie było dobre.
❌❌❌
— Dbaj o nią, bo jeśli nie, to skopię ci dupę! — ostrzegła Emilia, grożąc Adrienowi, który skomentował to tylko swoim firmowym uśmiechem, tym onieśmielającym i działającym niemalże na każdą kobietę.
Skinął jej lekkim ruchem głowy i złapał moją walizkę.
— Pójdę zanieść walizkę, czekam na dole. Do zobaczenia, Em — mężczyzna uśmiechnął się po raz kolejny i uniósł dłoń do góry, jakby faktycznie żegnał się z moją przyjaciółką i opuścił mieszkanie.
Zerknęłam na brunetkę, która rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w drzwi, za którym zniknął.
— Emilio! Ogarnij się!
— Cicho bądź, musisz przyznać, że jest na co popatrzeć, no i jest taki idealny. Trafił ci się książę z bajki, nie spieprz tego. Znam cię i... — przerwała, spoglądając na mnie znacząco, jakby kończenie wcale nie było koniecznie.
I nie było. Doskonale zdawałyśmy sobie sprawę z mojej tendencji do niszczenia wszelkich dobrych relacji w moim życiu. Szczególnie tych z dobrymi facetami, ale tym razem było inaczej. Adrien nie był mój. Udawaliśmy. Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową.
— Do zobaczenia za tydzień, kocham cię — powiedziałam, przytulając się do brunetki, która również zacisnęła dość mocno ramiona wokół mojego pasa.
— Ja ciebie też i pamiętaj, cała jego rodzina cię pokocha. Słowo. Baw się dobrze — dodała, uśmiechając się szeroko i odsunęła się, pozwalając mi ruszyć w stronę drzwi.
Klepnęła mnie w pośladek i pokazała mi koniuszek języka.
— Pa! — rzuciłam wesoło i machnęłam jeszcze ręką, by móc zgarnąć torebkę z komody i wyjść z mieszkania.
Zbiegłam schodami na sam dół, poświęcając tej czynności kilka minut więcej, niż normalnie, gdy korzystałam z windy, ale potrzebowałam tego. Ruszyć się, zmusić moje ciało do wysiłku, ponieważ miałam spędzić noc w apartamencie Adriena, a to był nie lada wyczyn, zwłaszcza że docierało do mnie, że mogłam do niego coś nadal czuć. No dobra, nadal go kochałam i łudziłam się, że szybko mi przejdzie.
Wyszłam na zewnątrz i zauważyłam ciemnowłosego opartego o bok samochodu. Oczywiście, czarne audi a8 prezentowało się równie świetnie, co i on. Tak, rozpoznawałam marki samochodów, ale wynikało to z tego, że wychowywał mnie facet. Prędzej odróżniałam pojazdy jak odcienie szminek, chociaż i to szło mi całkiem sprawnie.
— Gotowa?
— Nigdy nie będę gotowa na to, by rzucać się na pożarcie lwom — zakpiłam i obeszłam samochód, by móc wejść do środka.
Wyprzedziłam tym samym Adriena, który zamierzał otworzyć mi drzwi. Był dobrze wychowany, a i owszem, ale wolałamby miał nieco więcej wad, wtedy łatwiej byłoby nic do niego nie czuć. Tak to jego szarmancka wersja była zbyt niebezpieczna dla mojej podświadomości, która szukała w nim ideału.
— Nie przesadzasz? To tylko moja rodzina, a właściwie tylko babcia, ponieważ rodzice wyjechali. Nie masz się czym przejmować i tak ją znasz.
— Nie mówię o twojej rodzinie, a o tobie. Jesteś świetnym aktorem — zauważyłam i uśmiechnęłam się kpiąco, zapinając pas.
On zaś ruszył i bez najmniejszego problemu dołączył do ruchu. Pewnie prowadził samochód, za kółkiem był równie zdecydowany i dynamiczny, co i w życiu. Przymknęłam oczy i oparłam głowę na zagłówku.
— Pamiętasz może o tym, że mieliśmy zakopać topór wojenny? — spytał, śmiejąc się cicho.
Uchyliłam jedną powiekę i spojrzałam na niego ukradkiem. Westchnęłam ciężko.
— Pamiętam.
— Więc może przestań analizować i po prostu ciesz się tym. Spędzisz tydzień we Włoszech, możemy się dobrze bawić, pamiętasz? Potrafimy się bawić — oświadczył, zerkając to na mnie, to na drogę.
Miał rację, ale dawniej, gdy spędzałam z nim czas, nie musiałam niczego udawać, teraz było gorzej. Odgrywaliśmy szopkę, a moje serce zdawało się tego nie pojmować.
— Okej. Potrafimy. Daj już spokój, jestem padnięta — ucięłam temat i przekręciłam głowę, by móc obserwować widoki za oknem.
Kolorowe miasto budzące się do życia, ponieważ o tej porze wszyscy zaczynali powoli wychodzić na imprezy, czy na piwo. Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie i milczałam. I mój towarzysz również się nie odzywał. Włączył tylko radio i dopiero po kilku minutach zaczęłam podśpiewywać pod nosem chwytliwą melodyjkę, która rozbrzmiewała w samochodzie. Adrien tego nie komentował, prowadził, ja śpiewałam i wszystko było okej.
Do jego apartamentu dotarliśmy po kilkudziesięciu minutach. Zabrał moją walizkę i w ciszy dotarliśmy do jego mieszkania. Zsunęłam sandałki ze stóp i skierowałam się do salonu.
— Masz ochotę obejrzeć ze mną jakiś film?
— Chcesz spędzić ze mną dobrowolnie czas, bez publiczności? — spytałam, unosząc sceptycznie brew.
Założyłam dłonie na wysokości klatki piersiowej i zmierzyłam go wzrokiem.
— Mira, nie jestem twoim wrogiem. Próbuję być miły, nie możesz tego docenić? Znajdź jakiś film, pójdę po wino.
— Jasne — odparłam i sięgnęłam po pilot, by móc usiąść na kanapie i zacząć skakać z kanału na kanał, by odnaleźć jakiś film.
Trochę tego było, ale nie miałam pojęcia, co mogliśmy obejrzeć razem. Wpatrywałam się w ekran, więc nie zauważyłam, kiedy Adrien wrócił. Odłożył kieliszki na stolik wraz z butelką, a we mnie rzucił czerwone pudełeczko, które wylądowało na moich kolanach. Spojrzałam na niego jak na idiotę, a potem na rzecz, którą we mnie trafił. Serduszko. Czerwone. Alarmowa lampka zapaliła się w mojej głowie, więc nadal uparcie przyglądałam się mu.
— Otwórz, nie gap się — upomniał mnie po raz kolejny tego dnia, więc tak uczyniłam.
I z wrażenia otworzyłam usta, ponieważ w środku znajdował się najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziałam. Platynowy wysadzany mnóstwem brylantów i sporym diamentem, który zdawał się wisienką na torcie. Wpatrywałam się w niego dłuższy moment, nim zrozumiałam, co to w ogóle było.
— Co to?
— Samiro, nie bądź niemądra, po prostu go włóż — zaśmiał się i zajął się otwieraniem butelki wina.
— Ale to...przecież, bo... — zaczęłam się jąkać, zerkając to na niego, to na zawartość pudełeczka.
— Przecież to jest... on musiał kosztować fortunę! — zauważyłam z przerażeniem.
— Nie przesadzaj, zobaczyłem go i pomyślałem o tobie, załóż.
— Ale przecież...
—Samira! Cholera, przecież to tylko durny pierścionek, który urzeczywistnia całą tę szopkę, nie oświadczyłem ci się na prawdę, więc nie wiem, skąd ten cyrk. Załóż i po sprawie — powiedział nieco głośniej, niż powinien i westchnął ciężko, widząc moją minę.
Zamrugałam pospiesznie powiekami, chcąc pozbyć się pieczenia, które zwiastowało nadejście łez. Cholera. Nadal wpatrywałam się w pierścionek, nie ruszając się. Mężczyzna, widząc to, wyrwał mi pudełeczko i wyjął jego zawartość. Sięgnął po moją dłoń i wsunął pierścionek na odpowiedni palec. I stało się. Dostałam pierścionek zaręczynowy i jeśli miałam być szczera, wcale nie byłam najszczęśliwszą kobietą na tej planecie. Siedziałam w bezruchu i obserwowałam pierścionek, który zdawał się ciążyć na moim palcu. Nie pasował. Nie było to jego miejsce. Jęknęłam ciężko.
— Mogłeś kupić podróbkę, nikt by nie zauważył.
— Nie rób z tego czegoś wielkiego, to tylko głupia rzecz, będziesz mogła go sprzedać po wszystkim — oznajmił i rozlał wino do kieliszków, jeden z nich wtykając mi.
— Za nasz plan — wzniósł toast i upił łyk wina.
A ja właśnie się rozpadałam, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że faktycznie, marzyłam o takim pierścionku, że faktycznie chciałam, by mi go wręczył i cholera, faktycznie chciałam, by naprawdę mi się oświadczył. Niedobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top