Chapter 5.
„When she walks through the door,
I said hey you with the red dress on,
I gotta find a way to take it off."
— Coś nie tak? — spytałam, spoglądając na Adriena, który wyraźnie zmieszany błądził wzrokiem po moim ciele.
Oczywiście, wiedziałam, że sukienka, którą aktualnie na sobie miałam, robiła na nim wrażenie. Ogromne. Właściwie dlatego ją wybrałam. Idealnie eksponowała biust, opinała moje ciało, a i rozcięcie na udzie sprawiało, że wyobraźnia wcale nie musiała się uaktywniać, ponieważ wszystko, co ważniejsze było widoczne. Uniosłam sceptycznie brew, rozkładając ręce i okręciłam się wokół własnej osi, pozwalając mężczyźnie moment dłużej cieszyć się tym widokiem. Zaśmiałam się melodyjnie i potrząsnęłam z rozbawieniem głową.
Nikosto stał, jakby raził go piorun i nie potrafił wydusić z siebie słowa od kilku minut. To było coś. Jeden zero dla mnie. Uśmiechnęłam się dumnie i sięgnęłam po czarną kopertówkę, którą skrywała w sobie tylko matową pomadkę, puder i oczywiście mój telefon. Podeszłam do niego i wyminęłam go, kierując się do drzwi.
— Naprawdę zamierzasz w tym iść? — zapytał, odchrząkując.
Zapewne chciał ukryć tym sposobem swoje zmieszanie, ale ja już wiedziałam, że cel został osiągnięty.
— Jasne, nie podoba ci się?
— Wszyscy będą się na ciebie gapić! — zauważył niezbyt mądrze i złapał mój nadgarstek, zmuszając mnie do zatrzymania się w miejscu.
Zaśmiałam się ponownie i wzruszyłam lekko, dość obojętnie ramionami.
— A czy nie o to chodzi? Z tego, co się orientuje przy twoim boku, mogą pojawiać się tylko te najpiękniejsze, najseksowniejsze, najbardziej pożądane — wyliczałam z kpiącym wyrazem twarzy i lekceważąco machnęłam ręką, potrząsając jednocześnie drugą, by strząsnąć jego palce z nadgarstka.
Podziałało.
— Kotku, nie udawaj zazdrośnika. Oboje wiemy, że to gra, a skoro ty płacisz, ja zamierzam dobrze się bawić, odgrywając swoją rolę. To tylko kilka tygodni. Chodź. Jesteśmy już spóźnieni. — upomniałam go i posłałam w jego kierunku cyniczny uśmiech.
Tym razem prychnął tylko i ruszył za mną. Najwyraźniej nie odczuł potrzeby komentowania tego, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że miał do powiedzenia sporo. Zaskoczył mnie tym, że pofatygował się po mnie na górę, ale nie zamierzałam udawać, że wierzę, że cokolwiek w jego zachowaniu jest szczere. Nasza relacja, ta prawdziwa zakończyła się z mojej winy, a teraz jedyne, co nas łączyło to interesy. Zwłaszcza że Edoardo wpadł w szał, gdy oznajmiłam mu, że nie potrzebuję jego pieniędzy, jego żądań, ani tym bardziej jego. Pozbyłam się koła ratunkowego i przesiadłam się do pontonu, który w każdej chwili mógł pęknąć. Wolałam jednak wilka w skórze Adriena jak podstępnego sępa, jakim był mój ojczym.
Przymknęłam powieki, chcąc odpędzić od siebie te przykre myśli i wyszłam z windy. Dotarcie do samochodu zajęło nam tylko kilka minut. Podróż, oczywiście w ciszy trwała niespełna czterdzieści minut.
— Gotowa? — zadał pytanie ciemnowłosy, wyrywając mnie z lekkiego zamyślenia, w które popadłam jakiś czas temu.
Uniosłam głowę, by móc na niego spojrzeć i powstrzymałam się od wygięcia ust do góry. Wyglądał obłędnie w ciemnym, świetnie skrojonym garniturze, który wydawał się leżeć na nim niczym druga skóra. Śnieżnobiała koszula kontrastowała z jego oliwkową skórą, a ja miałam wrażenie, że każda kobieta na bankiecie będzie wodzić za nim rozmarzonym wzrokiem. Nic dziwnego. Chodzący seks.
Mężczyzna podał mi dłoń, gdy tylko skinęłam mu lekkim ruchem głowy, więc wsunęłam swoją rękę na jego i poczułam, jak zaciska swoje palce na moich. Przedstawienie czas zacząć. Ruszyliśmy przed siebie. Na moje wargi wpełzł sztuczny, wymuszony uśmiech, gdy dookoła zaczęły błyskać flesze. Oczywiście prasa musiała być zainteresowana tym, że jeden z właścicieli „NeD Holdings" pojawił się już na miejscu, w dodatku z osobą towarzyszącą. Sensacją było to, że pojawiłam się w życiu mojego brata, dlatego też miałam pewność, że nasze wejście tutaj wzbudzi zainteresowanie. I wtedy dotarło do mnie, że przecież Adrienowi zależało na dyskrecji. Przekręciłam głowę w bok i spojrzałam na niego. Dumnie wkroczył do hotelu, na salę bankietową nie przejmując się tym, że właściwie każdy na niego patrzył. Pewność biła od niego, a i jego uśmiech zdawał się magnetyzować. Sprawiał wrażenie, jakby był panem świata i dokładnie tak się zachowywał.
— Adrien? — wypowiedziałam jego imię, chcąc zmusić go do tego, by skupił się na moment na mnie. — Właśnie przypomniałam sobie, że mówiłeś coś o zachowaniu tajemnicy, że ta cała szopka miała być tylko dla twojej rodziny, co się z tym stało?
— Ty się stałaś. — Wzruszył obojętnie ramionami i puścił moją dłoń, by móc sięgnąć po kieliszki szampana, które podetknęła mu pod nos kelnerka, która oczywiście wlepiała w niego wzrok i ewidentnie pochyliła się do przodu, by nieco lepiej eksponować wdzięki swojego biustu.
Powstrzymałam się przed prychnięciem i odebrałam od niego szampana, dziękując mu skinieniem głowy.
— Co masz na myśli? — poprosiłam o wyjaśnienie jego myśli. Oczywiście, odpowiedź nie została mi udzielona, ponieważ otoczyło nas grono znajomych, albo inwestorów.
Nie miałam pojęcia, w każdym razie wszyscy poczuli potrzebę przywitania się z Adrieniem. Stałam obok niego, uśmiechałam się uprzejmie, pozwalałam, by mężczyzna mnie przedstawiał, wtrącałam czasami jakieś powitanie, bądź podziękowanie, gdy ktoś komplementował mój wygląd, bądź strój i czekałam. I czekałam. Czas mijał, ludzi wcale nie ubywało, bo co ktoś zniknął, to pojawiał się ktoś nowy. Zrozumiałam, że zielonooki nie wyjaśni mi tego. A chciałam wiedzieć, co takiego miał na myśli.
— Córeczko, wyglądasz obłędnie! — moja matka pojawiła się obok jakby znikąd, dlatego też rozejrzałam się dookoła i w momencie dostrzegłam również Edoardo.
Zacisnęłam usta w wąską linię i dopiero po chwili się uśmiechnęłam. Nie cierpiałam mojego ojczyma, a i on nie darzył mnie sympatią. Byłam żywym dowodem na to, że jego żona daleka była od ideału.
— Prawda, kochanie? — poprosiła męża o potwierdzenie, więc mężczyzna potwierdził to z nieszczerym uśmiechem.
Podszedł do mnie, by teatralnie ucałować powietrze obok mojego policzka. Starsza blondynka natomiast uścisnęła mnie i zajęła się powitaniem mojego towarzysza.
— Tak to sobie wymyśliłaś? — spytał ojczym, więc skupiłam mój wzrok na nim.
Siwe włosy, idealnie zaczesane sprawiały wrażenie, jakby był doświadczonym człowiekiem i właściwie, taki był. Doświadczony w manipulacji, nieczystych zagrywkach i intrygach. Garnitur leżał na nim całkiem dobrze i właściwie ciężko było zarzucić mu cokolwiek. Jak na swój wiek prezentował się nienagannie. I jego wygląd wzbudzał sympatię, aczkolwiek były to tylko złudzenia, co odkryłam już w pierwszych tygodniach naszej znajomości.
Westchnęłam ciężko. Sporo mi zarzucał, gdy ja byłam laikiem w jego świecie i dopiero zaczynałam łapać, o co tak naprawdę chodziło w ich rozgrywkach.
— Uczę się od mistrza — zauważyłam ze złośliwym uśmieszkiem i odwróciłam wzrok, by móc spojrzeć na matkę.
Wyglądała idealnie. Jej figura zdecydowanie była perfekcyjna, ale zależało to nie tyle od długich godzin spędzonych na siłowni, a od precyzji chirurgów plastycznych, z którymi się wręcz przyjaźniła. Mimo to wyglądała pięknie i naturalnie. Ciemne blond włosy miała pofalowane i upięte. Czarna sukienka podkreślała jędrność jej biustu, który na całe szczęście nie był sztuczny, a szpilki wyszczuplały dodatkowo całą jej sylwetkę. Nie wyglądała na typową matkę, prędzej na modelkę, która zakończyła karierę i nadal potrafiła wzbudzać zainteresowanie i skupiać na sobie wzrok. Była piękną kobietą. Uśmiechnęłam się do niej.
— Mamo, ty również wyglądasz cudownie.
— Potwierdzam, Samira zdecydowanie odziedziczyła wszystkie pani najlepsze geny — wtrącił Adrien i błysnął zębami w uśmiechu.
Zerknęłam na niego, czując, jak opiera dłoń na moich plecach. Mamie się to oczywiście spodobało, a właściwie z wrażenia zaświeciły się jej, aż oczy.
— Dzieci, czy wy naprawdę...czy to, to to, co myślę? — zapytała uradowana i wsunęła dłoń pod ramię swojego małżonka, jakby chciała zająć czymś dłonie, by nie zacząć klaskać.
— Czyżbyś nie pochwaliła się mamie zaręczynami? — Włoch tak idealnie udawał zaskoczonego, że właściwie mogłam mieć pewność, że każdy był gotów wierzyć w jego kłamstwa.
Westchnęłam cicho. Sądziłam, że chociaż takiej konfrontacji mi oszczędzi.
— Córeczko?! Naprawdę?! Gdzie pierścionek?! — matka porwała moją rękę w swoją dłoń, szukając na moich palcach zapewne brylantu, a ja zaśmiałam się cicho, ponieważ zdecydowanie Adrien o tym nie pomyślał.
Ha, miał za swoje.
— Samira ma tak drobne dłonie, że musiałem oddać go, by go zwęzili, ale lada dzień będzie mogła go nosić, obiecuję — wtrącił ciemnowłosy, posyłając mi uśmiech.
Jakby chciał oznajmić mi, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć.
— Czyli twoja obecność w naszym życiu będzie nieco trwalsza niż tylko współpraca z moim synem? — Edoardo zdecydował się odezwać i sceptycznie uniósł jedną z brwi.
Adrien oczywiście nie tracił rezonu, nadal się uśmiechał, a pewność siebie wręcz od niego biła.
— Moja obecność nigdy nie była tymczasowa, Chrysander to mój przyjaciel, a i nasza firma się rozwija. Nie planuję panu oddać wiceprezesa, w żadnym wypadku.
Spojrzałam na mojego towarzysza, ponieważ i najwyraźniej on miał jakieś spięcia z moim ojczymem. Oczywiście byłam świadoma, że decyzja Sandera o odejściu z rodzinnej firmy nie spotkała się z aprobatą jego ojca, aczkolwiek nie miałam, aż tak wielu informacji o tym. Wiedziałam, że się kłócili i samodzielność mojego brata była właściwie tematem tabu.
Upiłam spory łyk szampana i, gdy odkryłam, że kieliszek jest pusty, odstawiłam go na tacę kelnerowi, który właśnie przechodził nieopodal. Nikosto pozbył się swojego jakiś czas temu. Do kolacji pozostało jeszcze trochę czasu, więc nie chciałam szaleć ani z tempem picia, ani tym bardziej ze spożywaniem alkoholu ogólnie, szczególnie że nie miałam zbyt wiele czasu dzisiaj i mój ostatni posiłek to był obiad, a aktualnie dochodziła jakaś dwudziesta pierwsza jak nic.
— To nie czas na interesy. Kochanie, nasza córeczka wychodzi za mąż, to cudowne! Ustaliliście datę?! — przerwała im mama, nie przejmując się tym, że atmosfera dookoła najwyraźniej zgęstniała.
Wywróciłam oczami. Zdecydowanie nie była mistrzem wyłapywania ukrytych aluzji.
— Nie. Wszystko w swoim czasie, a teraz przepraszam, ale pójdę do toalety przypudrować nos. — Uśmiechnęłam się nikle i, nie czekając na reakcję, odsunęłam się, by móc skierować się gdziekolwiek.
Nie musiałam iść do łazienki, ale wolałam uciec jak słuchać dalej własnej matki i jej trajkotania o wielkim wydarzeniu, które nawet nie będzie miało miejsca. Cholera. Jasna, cholera. Wolałam jednak opcję ucieczki. Mimo to, dla pozorów dotarłam na korytarz.
Tam wpadłam na jakiegoś mężczyznę, całkiem przystojnego ciemnego blondyna, który prezentował się dobrze jak większość towarzystwa tutaj. No dobra, prezentował się bardzo dobrze. Złapał moje łokcie w dłonie, chcąc uchronić mnie przed upadkiem i posłał mi szeroki uśmiech.
— Piękna, wiedziałem, że kobiety na mnie lecą, ale nie sądziłem, że aż tak — oświadczył rozbawiony i puścił do mnie tak zwane perskie oczko.
Wyprostowałam się i spojrzałam na niego, przechylając lekko głowę. Zaśmiałam się cicho.
— Oklepany tekst, nie stać cię na nic lepszego?
— Zadziorna, to lubię. Jestem Sebastian — przedstawił się, cofając jedną z dłoni.
Drugą pozostawił wysuniętą przed siebie.
— Samira — odpowiedziałam, podając mu rękę z zamiarem uściśnięcia jego, ale ten uniósł moją dłoń do góry i złożył na jej wierzchu pocałunek.
Zmarszczyłam lekko brwi, ale nie skomentowałam tego. Nie byłam pewna, czy mnie tym zirytował, czy może jednak zaimponował mi takimi manierami.
— Nietypowe imię — zauważył, nie przestając się uśmiechać.
Jego niebieskie oczy śmiały się wraz z resztą jego twarzy, co było całkiem zaskakujące, ponieważ normalnie ludzie z takich kręgów raczej nie byli zbyt szczerzy. Miła odmiana.
— Nie jesteś Polką?
— Jestem, ale moja matka poślubiła obcokrajowca, w dodatku fascynują ją inne kultury i oto córka zwyczajnego Wiktora, stała się Samirą — zakpiłam i wzruszyłam dość obojętnie ramionami.
Przekręcił głowę, przyglądając mi się uważnie i skinął mi, jakby potwierdzał, że to rozumie. Zabawne, ja nie rozumiałam, ponieważ moja matka miała już męża, a postanowiła szukać uciech w ramionach innego. Będąc już matką dla kilkuletniego chłopca. Dla mnie to było abstrakcją, ale starałam się ją pokochać, bo w końcu była moją rodzicielką. Mimo wszystko.
— Wiem! Już wiem! Jesteś pasierbicą Edoardo! — klasnął w dłonie uradowany swoim odkryciem i uśmiechnął się do mnie jeszcze szerzej. — To wymaga tego, bym postawił ci drinka, zapraszam.
— Z tego, co wiem, bar jest tutaj otwarty...
— Nie marudź, doceń gest — uśmiechnął się cwaniacko i oparł dłoń na moich plecach, chcąc nakierować mnie ponownie w stronę drzwi.
Nie ruszyłam się jednak z miejsca, ponieważ przed nami pojawił się Adrien. Uroczo. I wcale nie był zadowolony, a właściwie taksował nieprzyjaznym wzrokiem Sebastiana i jego dłoń, która spoczywała na moim ciele.
— Wagner, nadal lubisz trzymać łapy na tym, co nie należy do ciebie — warknął Nikosto i złapał mnie za dłoń, by móc przyciągnąć mnie do swojego boku.
Zachwiałam się, ale nie straciłam równowagi, chociaż miałam ochotę się wyrwać. Nie miałam pojęcia, co ugryzło bruneta, ale wolałam w to nie wnikać.
— Wydaje mi się, że kobieta nie jest rzeczą — zakpił blondyn i ponownie puścił do mnie oczko.
Westchnęłam cicho, ponieważ zdawało mi się, że trafiłam na kolejny konflikt. Miałam wrażenie, że ten hotel to jakiś ring i wszędzie dookoła czają się czyiś przeciwnicy.
— Samiro, czyżbyś zapomniała wspomnieć o tym, że jesteś zaręczona?
— Nie czułam takiej potrzeby — odpowiedziałam i wzruszyłam lekko ramionami. — Sebastianie, miło było, ale pójdę już i zabiorę go na parkiet, najwyższa pora przetestować, czy i tam sobie radzi.
— Samiro, baw się dobrze — Sebastian posłał mi kolejny uśmiech, i ignorując zupełnie mojego partnera, oddalił się. Spojrzałam na Adriena.
— Co to było?
— A co miało być?
— Zachowałeś się jak jakiś zazdrosny idiota, gdy my tylko rozmawialiśmy. Chyba powinieneś zrobić listę swoich potencjalnych konkurentów, bym wiedziała, z kim nie rozmawiać.
— Skończ. I chodź tańczyć. — pociągnął mnie w stronę parkietu, gdzie sporo osób już tańczyło w takt walca, który grany był przez orkiestrę, która ustawiona była na podium.
Przyciągnął mnie do siebie, lokując jedną z dłoni na dole moich pleców. Uśmiechnął się szeroko i zaczął tańczyć, kołysząc nas rytmicznie do piosenki. Najwyraźniej doskonale znał kroki, a i z prowadzeniem nie miał najmniejszego problemu. Uniosłam głowę, by móc mu się przyglądać i westchnęłam ciężko.
— Mieliśmy zachować dyskrecję.
— Ale nie wyszło, nie marudź, uśmiechaj się, baw, ponieważ, nie zapominaj, jesteś zakochana — upomniał mnie.
Spojrzał na mnie dość wymownie, a ja zacisnęłam usta w wąską linię. Irytował mnie. Drażnił jak mało kto, ale wiedziałam, że miał rację. Płacił i wymagał.
— Jutro pójdziemy wybrać pierścionek.
— Nie mogę się już doczekać, kotku — mruknęłam z rozbawieniem i wygięłam usta w lekkim, wręcz rozmarzonym uśmiechu.
Właściwie, gdy nie skakaliśmy sobie do gardeł, potrafiliśmy się świetnie dogadywać i może to był klucz do wszystkiego. Zakopanie topora wojennego?
— Co powiesz na rozejm? Chociażby tymczasowy? Jesteśmy w tej samej drużynie, cel jest prosty, jeśli twoja rodzina ma wierzyć, musimy być drużyną, a nie przebywać po przeciwnych stronach? Co ty na to?
Uśmiech Adriena momentalnie się poszerzył, ale zamiast odpowiedzi zdołałam dostrzec tylko niebezpieczny błysk w jego oku, który zwiastował, że coś planował. I nim zdołałam, chociażby jakoś zareagować jego usta opadły na moje. I pocałował mnie. Po raz kolejny. Zupełnie niespodziewanie. I po raz kolejny wywołał tym szum, aczkolwiek teraz to nie mój brat był widownią, a kilkanaście par oczu, które nas otaczały i właśnie tworzyły swoją własną teorię o naszym romansie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top