Chapter 28.

„Can we, we keep, keep each other company,
Maybe we, can be, be each other's company."

Miałam sporo czasu, by ułożyć sobie w myślach scenariusz całej rozmowy z Sebastianem, podczas jazdy do jego biura. I jeśli miałam być szczerą, wszystko momentalnie uleciało z mojej głowy, w mgnieniu oka, tuż po tym, jak sympatyczna, sporo starsza ode mnie kobieta, wpuściła mnie do gabinetu Wagnera.

Rozejrzałam się dookoła, oceniając wystrój wnętrza, chcąc zyskać nieco na czasie. I musiałam przyznać, że nieco surowe, rażące bielą pomieszczenie miało coś w sobie. Jakąś prostotę i minimalizm, które sprawiały, że całokształt był przyjemny w odbiorze dla oka.

Również Bastian prezentował się świetnie. Stał za biurkiem, z oczekiwaniem, wpatrując się we mnie i czekał. A ja błądziłam wzrokiem dookoła. Miał na sobie ciemny, zdecydowanie szyty na miarę garnitur, który całkiem dobrze na nim leżał. Krawat niedbale był odrzucony na białą kanapę, która tkwiła tuż pod ścianą, a kilka pierwszych guzików miał rozpiętych, co pozwalało przypuszczać, że nie planował żadnego ważnego spotkania. A mimo to zmierzwiona fryzura sugerowała, że intensywnie nad czymś myślał, że nie siedział bezczynnie za biurkiem.

— Kompletnie nic nie rozumiem — przyznałam szczerze i zdecydowałam się wejść w głąb pomieszczenia.

Mężczyzna skinął mi lekkim ruchem głowy, jakby rozumiał, o co dokładnie mi chodziło i byłam mu za to wdzięczna. Nie miałam siły, by tłumaczyć cokolwiek.

— Wyjaśnię ci, ale pozwól, że najpierw wezmę twój płaszcz i zaproponuję ci coś do picia — odpowiedział z lekkim, wręcz rozbawionym uśmiechem.

Ja byłam zdezorientowana, on zdawał się cieszyć.

— Więc, czego się pani napije? Kawy? Herbaty? Wody? — usłyszałam głos za sobą, więc odwróciłam głowę, by móc odkryć, że sekretarka stała tuż za mną.

Starałam się nie pokazać, jak bardzo zaskoczona byłam tym, że nie dostrzegłam jej wcześniej. Robiłam z siebie niezłą idiotkę, nie ma co. Uśmiechnęłam się lekko, chcąc zatuszować swoje zakłopotanie.

— Wodę poproszę, dziękuję — odpowiedziałam, przypominając sobie, że pytanie było skierowane do mnie.

— Ja kawę, dziękuję — dodał Sebastian, poruszając przy okazji głową, jakby chciał odprawić sekretarkę.

Ta wyszła, a my zostaliśmy sami. W międzyczasie blondyn podszedł do mnie i odebrał ode mnie płaszcz, który zsunęłam z ramion. Na zewnątrz padał śnieg i było bardzo nieprzyjemnie, co był o zupełnie odwrotne do tego, co odczuwało się w biurze. Ciepło. Przyjemne ciepło.

— Chodź, usiądź i wtedy porozmawiamy, zapraszam — blondyn gestem dłoni wskazał mi ciemną kanapę, jednocześnie przepuszczając mnie przed sobą.

Ruszyłam w tamtym kierunku i usiadłam w jednym rogu mebla, by w milczeniu obserwować, jak mężczyzna zajmuje miejsce obok mnie, na szczęście w odległości, która zachowywała normy przestrzeni osobistej. Przekręciłam głowę, by móc go obserwować i chociaż ja zdawałam się być spięta, on był usposobieniem swobody i spokoju. Zmarszczyłam lekko brwi, ponieważ nie spodziewałam się tak wielkiej nonszalancji z jego strony.

— Nadal nic nie rozumiem — zauważyłam zgodnie z prawdą, nie zamierzając kluczyć dookoła tematu, który mnie jednak nurtował.

Sebastian uśmiechnął się tylko, ale nie odpowiedział. Zerknął na drzwi, które po momencie się otworzyły. Sekretarka wniosła nasze napoje, odłożyła je na stół i mężczyzna podziękował jej gestem głowy, odprowadzając ją przy okazji wzrokiem. Gdy drzwi ponownie się zamknęły poświęcił mi już całą swoją uwagę.

— Cóż, chodzi ci o to, co powiedziałem ostatnio, o moją propozycję? — spytał retorycznie, ponieważ był pewien, że właśnie to mam na myśli.

Uśmiechnął się na nowo i pokiwał chwilę głową niczym ten piesek, który umieszczany był na deskach rozdzielczych samochodów, który nieodłącznie kojarzył mi się ze starymi, amerykańskimi filmami.

— Nie, o tę spółkę holdingową, w której ostatnio ulokowałeś swoje fundusze — rzuciłam kąśliwie, nie mając nawet do końca pojęcia, czy to, co mówię ma jakikolwiek związek z prawdą.

W ramach odpowiedzi usłyszałam śmiech mężczyzny.

— Cóż, Chrysander mówił, że potrafisz być złośliwa, miał rację — wspomniał, nie przestając się uśmiechać.

Sięgnął po filiżankę z kawą i upił z niej powoli łyk napoju. Zerknął na mnie sponad naczynia i poszerzył swój uśmiech, jakby wiedział, że jego ociąganie się, mnie irytuje.

— Nie klucz, odpowiedz!

— Może zacznę od początku, sądze, że tak będzie najłatwiej — powiedział, zerkając na mnie.

Odłożył kawę i poprawił swoją marynarkę, jakby nadal grał na czas.

Starałam się to ignorować.

— Mój ojciec i twój ojczym to kumple. Studiowali razem, typowa sielankowa opowieść o przyjaźni z czasów studiów. Pierwsze wspólne inwestycje i tym podobne, tego ci oszczędzę — zaczął z rozbawieniem. — W każdym razie, ich kolejnym genialnym pomysłem było połączenie interesów naszych rodzin. Stary, dobry styl, nie ma według nich nic trwalszego, jak węzły małżeńskie. Nie wypowiem się w tym temacie, ciebie też proszę o milczenie — spojrzał na mnie wymownie, gdy zauważył, że otwieram usta, by wyśmiać tę informację, więc uśmiechnęłam się tylko kpiąco i zamknęłam ponownie wargi.

— Jak sama wiesz, albo i nie. Nie wyraziłem zgody. Ty również. To akurat wiem, nawet znam powód. Mniejsza o to. Poprosiłem cię o rękę, właściwie zasugerowałem, że jestem gotów to zrobić, ponieważ... cholera, nie znam cię za dobrze, ale wszystko, co wiem sprawia, że chcę byś ze mną była. Chcę spróbować. W tym świecie, w jakim żyje, w tym całym bagnie, osoba taka jak ty, to coś niezwykłego. Ty jesteś niezwykła — wyjaśnił, podnosząc się z miejsca.

Zaczął chodzić po pomieszczeniu, tam i z powrotem, co jakiś czas, rzucając mi spojrzenia poprzez ramię.

— Sebastian, ty nie jesteś poważny — oznajmiłam z niedowierzaniem, załamując się właściwie nad tym, co właśnie usłyszałam.

Chyba sobie po prostu żartował.

— Nikosto cię skrzywdzi, a ty na to nie zasługujesz — oświadczył pewnie, zatrzymując się w miejscu.

— A ty to jakieś medium, czy może wróżbita, że...

— Samiro! — wszedł mi w słowo — bądź poważna — poprosił. — Cholera, chciałem powiedzieć tylko, że chcę cię poznać, że chcę spędzać z tobą czas, że chcę... że naprawdę zależy mi na tym, byś była szczęśliwa. Cholera! Podobasz mi się, okej? Po prostu mi się podobasz. To, co widzę mi się podoba. I to jaka jesteś, zawzięta, zadziorna, podoba mi się. Oto prawda. Chcę cię, bo mi się podobasz, jak diabli, jak jasna cholera — dodał pospiesznie.

Właściwie mówił tak szybko, że nie do końca miałam pewność, czy dobrze go rozumiem.

— Nie można proponować komuś małżeństwa z takiego powodu — zerwałam się z miejsca równie energicznie, wyrzucając ręce do góry i pokręciłam z niedowierzaniem głową.

Nie był poważny, nie mógł być.

— A znasz jakiś lepszy?

— Może by tak miłość się przydała, co myślisz?

— A kto powiedział, że nie możesz mnie pokochać? Kto powiedział, że ja cię nie kocham? — spytał nieco wścieklej, niż najpewniej zamierzał.

Przeczesał nerwowo włosy dłonią i zmierzył mnie wzrokiem. Po sekundzie jego spojrzenie złagodniało. Pokręcił z rezygnacją głową.

— Sebastian — wypowiedziałam jego imię cicho, nie chcąc tak naprawdę się z nim kłócić.

— Okej, w porządku, jestem tobą zauroczony, właściwie jestem zakochany, ale to nie jest dalekie do miłości — przyznał.

— Nie chcę tego jednak słuchać — powiedziałam, ruszając w stronę wieszaka, na którym odwieszony był mój płaszcz, ale blondyn był szybszy.

Zaszedł mi drogę i oparł ręce na moich ramionach, ściskając je lekko, i zatrzymując mnie w miejscu. Uniosłam głowę, by na niego spojrzeć i wpatrywałam się w jego niebieskie oczy, które całkiem sporo mówiły. Bał się, właściwie był przerażony, a jednocześnie pewny, chociaż nie mogłam wiedzieć, czego dokładnie.

— Ciężko uwierzyć, że mi się podobasz?

— A może ty jesteś gejem i twoi rodzice tego nie akceptują i chcesz mnie poślubić, by móc sobie mieć sekretnego kochanka i żonę na pokaz? — spytałam, rozszerzając z podekscytowaniem oczy, jakbym odkryła jakąś wielką tajemnicę.

Mężczyzna prychnął, a może i sapnął i nie byłam pewna, czy chce się śmiać, czy może jednak mnie zamordować. Wpatrywał się we mnie, a ja obserwowałam jego i czekałam na jakąś reakcję.

— Zaraz pokaże ci, jak bardzo jestem hetero — rzucił tylko i nim zdołałam się zorientować, pokonał dzielącą nas odległość i jego wargi opadły na moje usta.

Zaskoczył mnie to. Tak samo, jak ciepło jego ust, czy ich delikatność, z którą muskały moje usta. Mimo to oderwałam się od niego, po którejś sekundzie i planowałam uderzyć go w twarz, ale złapał w palce mój nadgarstek, blokując mój ruch.

— Jesteś idiotą — oznajmiłam głośno, mierząc go wściekłym spojrzeniem.

— Raczej uczę cię, byś uważała na to, co mówisz — odparł z niegrzecznym uśmiechem i mrugnął do mnie.

Puścił moją rękę i oddalił się, jakby wiedział, że powinien się odsunąć, dla własnego bezpieczeństwa.

— Ta dyskusja nie ma sensu — zauważyłam z przekonaniem i odwróciłam się, by zabrać płaszcz, ale blondyn ponownie zatrzymał mnie, tyle że jego ręka tym razem spoczęła na moim łokciu.

— A może docenisz to, że w końcu ktoś jest z tobą szczery. Jestem nawet gotowy przyznać się do tego, dlaczego Nikosto tak bardzo mnie nienawidzi — dodał, wpatrując się we mnie.

Zatrzymałam się i uniosłam głowę, przyglądając mu się z zainteresowaniem. To było coś nowego. Adrien zawsze źle reagował na samo brzmienie imienia Sebastiana, nie wspominając już o tym, gdy pytałam o to, o co im poszło. Kiedyś tam. Nigdy nie chciał odpowiedzieć, zawsze mnie zbywał. W tej kwestii udzielanie odpowiedzi wcale mu nie szło.

— Co masz na myśli?

— Jego koniec związku z Aurelią — odparł krótko.

— To znaczy? — kontynuowałam, przyglądając mu się.

— To znaczy, że kiedyś byliśmy kumplami. Studiowaliśmy razem...

— Oszczędź mi tego, chcę konkretów. Co miałeś na myśli, wspominając Aurelię? — przerwałam mu, nie chcąc słuchać bzdurnych, kolejnych historyjek o studiach, wielkiej przyjaźni i tym podobnych.

— To, że Adrien nie miał w zwyczaju afiszować się ze swoimi uczuciami, nie miałem pojęcia, że jest z nią, że się spotykają, że planują ślub. Właściwie nikt prócz jego rodziny nie miał pojęcia — przyznał, cofając swoją rękę.

Ponownie przeczesał swoje włosy, mierzwiąc je jeszcze mocniej i westchnął ciężko, jakby wypowiadanie tych słów sprawiało mu problem.

— To żadna nowość — zauważyłam, wzruszając ramionami.

O tym, że spotykał się ze mną również nikomu nie powiedział, chociaż jego rodzina jakoś tak podobno coś wiedziała.

— A fakt, że Aurelia poszła ze mną do łóżka, gdy okazało się, że to mój biznes plan był bardziej dochodowy w początkowych latach? — spytał retorycznie.

— Spałeś z Aurelią?! — zrobiłam krok w tył i rozszerzyłam ze zdumieniem oczy.

Tego zdecydowanie się nie spodziewałam.

— To ona uwiodła mnie. Ja straciłem przyjaciela, zyskałem wroga, a ona wyszła z tego całkiem bez szwanku. Adrien łatwo nie odpuszcza — ostrzegł jasnowłosy i uśmiechnął się nikle, jakby fakt, że się usprawiedliwa jakoś go osłabiał.

Właściwie nie byłam pewna, co myśleć. Aurelia była chciwą siksą, tego mogłam być pewna, ale nie wiedziałam, jak zareagować na wylewną szczerość blondyna. Krytykować go za postępowanie, czy docenić, bo jednak się przyznał? Z wrażenia cofnęłam się te kilka kroków i usiadłam na kanapie. Wzięłam wodę, upiłam prawie połowę zawartości szklanki i jęknęłam cicho. Cholera, nie spodziewałam się takich rewelacji.

— Teraz jeszcze więcej nie rozumiem, po co mi to mówisz?

— Ponieważ nie tyle ostrzegam cię przed Adrienem, co przed Aurelią, którą chce go odzyskać, ponieważ... cóż, Adrien do biednych nie należy, właściwie sądze, że jest bogatszy, jak kiedykolwiek — przyznał i wzruszył ramionami, dość obojętnie, ale ja wiedziałam, że wcale nie był taki spokojny i opanowany.

— Co ja mam z tym wspólnego? Albo ty? Zupełnie nie rozumiem — zauważyłam ponownie.

Właściwie powtarzałam się, ale cała ta historia zdawała się nie mieć jak dla mnie sensu. Co obchodziło mnie, dlaczego oni się rozstali? Oczywiście, tego Adrien również nie chciał mi powiedzieć, ale mogło chodzić o zwyczajną dumę. Nikt nie lubił przyznawać się do tego, że został zdradzony.

— Zabawnie jest to, że każdy usłyszał o waszym związku akurat wtedy, gdy wróciłem do miasta, by ci się oświadczyć, nie sądzisz? Przypadki nie istnieją — powiedział jasnowłosy, podchodząc do kanapy.

Stanął tuż obok mnie i zmierzył mnie znaczącym spojrzeniem. Jakby sugerował, że to Adrien wymyślił jakąś intrygę, która i tak nie miała sensu.

— Czy ty się słyszysz? Adrien nie uwiódł mnie przez ciebie! Nie jesteś pępkiem świata! Widywałam go dużo wcześniej, ale ukrywaliśmy to, nie rób z siebie nie wiadomo kogo! — wybuchnęłam, zrywając się z miejsca, po raz kolejny, nie chcąc nawet tego słuchać.

To była sterta bzdur. Po co uwodzić kobietę dla zemsty? W dodatku, Adrien nie mógł wiedzieć, że Sebastian żywy względem mnie jakiekolwiek uczucia, nie znał mnie. To nie miało żadnego sensu.

— Samiro, uspokój się — poprosił.

— Nie, wal się! Próbujesz mnie zniechęcić do Adriena, ale nie dam się! Wal się, po prostu się wal! — złapałam w końcu płaszcz w dłoń i ruszyłam w kierunku drzwi, nie mając zamiaru już nawet dłużej patrzeć na Wagnera.

Krew się we mnie gotowała, złość kumulowała na tyle, że mogłam albo opuścić jego biuro, albo spróbować go pobić.

— Pamiętaj o tym, że jeśli cię zrani, ja będę czekał! — rzucił jeszcze za mną, gdy akurat popychałam drzwi, by nimi trzasnąć.

Zaskoczona sekretarka spojrzała na mnie z przerażeniem, więc uśmiechnęłam się do niej przepraszająco. Naciągnęłam płaszcz na siebie i ruszyłam w kierunku windy. Kobieta się nie odezwała, a Sebastian nie ruszył za mną. Na całe szczęście. Ależ on był zadufanym w sobie idiotą. Szczerym, ale nade wszystko jednak idiotą.

Nie wstydź się, skrobnij dla mnie komentarz ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top