Chapter 25
„Run baby run,
don't ever look back.
They'll tear us apart,
if you give them the chance."
— Orientuj się! — usłyszałam tylko, ale nim zdołałam chociaż unieść dłonie, porcja mąki wylądowała na mojej twarzy, więc jedyne, co mi pozostało to wybuchnąć śmiechem.
— Ja tego nie sprzątam! — ostrzegłam, kręcąc głową na boki, jakbym chciała tym sposobem pozbyć się białego proszku z siebie.
Oczywiście, nie sądziłam, by to jakkolwiek pomogło, ale zdecydowanie Mateusz tym niedojrzałym gestem, poprawił mi nieco humor, który Sander skutecznie mi psuł, prawie całą drogę do stolicy. Zmarszczyłam brwi, obserwując blondyna, który stał tuż przede mną z niegrzecznym, ale i rozbawionym uśmieszkiem, tkwiącym na jego ustach, który zdawał się również sięgać jego brązowych oczu, bo i one błyszczały w rozbawieniu. Był moim rówieśnikiem, może dlatego dogadywaliśmy się tak dobrze, dodatkowo był naprawdę zabawnym facetem i jednym z kucharzy pizzerii, w której sobie dorabiałam.
— Cóż, ktoś musi, piękna — odparł, nie przestając się śmiać.
Wyciągnął dłoń, by palcem wskazującym, pstryknąc mnie w nos i na nowo zaczął się śmiać, a właściwie, jeśli mam być szczera, zaczął zwijać się ze śmiechu, prychać i wydawać bardzo dziwne dźwięki, jakby co najmniej się zapowietrzył. Mogłabym to zignorować, aczkolwiek sama śmiałam się równie głośno, co i on, aż do momentu, gdy nasz szef, Tomek nie wszedł do środka i nie zatrzymał się tuż za progiem, by obserwować nas ze zmarszczonymi brwiami. I nie miałam pojęcia, czy patrzył na nas z politowaniem, czy może właśnie zastanawiał się, jak powiedzieć nam, że jesteśmy zwolnieni.
— Coś wesoło się tutaj zrobiło — zauważył tylko, decydując się jednak na uśmiech.
Wyprostowałam się, poprawiając swój czarny fartuszek i posłałam wymowne spojrzenie Matiemu, który również zdawał się już uspokoić.
— Jasne, wie szef jak to bywa, gdy hormony buzują — oznajmił głupio jasnowłosy, a ja tylko rozchyliłam usta, zastanawiając się, czy oby na pewno dobrze zrozumiałam.
Mogłam się przesłyszeć i miałam nadzieję, że tak właśnie było, ale niestety, mina właściciela lokalu sugerowała, że słuch miałam nadal dobry.
— Wolę nie wnikać, zamykamy za kilka minut, jesteście gotowi? — mężczyzna zmienił temat, starając się ignorować to, że byłam upaćkana mąką, która jakimś cudem wcale nie walała się wszędzie.
Może delikatna, mała warstwa na podłodze, ale to nic z czym odkurzacz nie mógłby sobie poradzić.
— Prawie! Zaraz biorę się za odkurzanie, Samira już opróżniła zmywarkę, kilka minut i będziemy gotowi — odpowiedział blondyn i, nie czekając już na nic, ruszył na zapleczę, przepraszając wcześniej szefa, by móc przejść.
— Potrzebujecie pomocy?
— Nie, dajemy radę, możesz przyjść za dziesięć minut, jeśli nie chcesz czekać — potrząsnęłam głową w ramach zaprzeczenia i posłałam lekki, przyjazny uśmiech do mężczyzny, ponieważ od samego początku, gdy się tu zatrudniłam darzyłam go sympatią.
Był średniego wzrostu brunetem, z burzą kręconych włosów, które zawsze spinał w kucyk, w dodatku o bardzo przyjaznym usposobieniu, więc nie mogłam na nic narzekać. Jego żona była nieco bardziej złośliwa, ale faktycznie nie skarżyłam się na warunki pracy. Płacili dobrze, nie wnikali w nasze zamienianie się godzinami, jeśli tylko wszystko było w porządku. A zazwyczaj tak bywało.
Odwróciłam się i dokończyłam wcześniej przerwane zajęcie, by móc sprawdzić również, czy wszystko jest zrobione tak, jak powinno. Właściciel zdecydował się na pójście na zaplecze. Najpewniej uznał, że nie będzie nam przeszkadzał i postanowił zapalić na zewnątrz papierosa. Ja dokończyłam wszystko, co było do zrobienia i pobiegłam po mopa, by móc wytrzeć jeszcze podłogę w głównej sali. Przekręciłam klucze w zamku i zabrałam je ze sobą, ponieważ lokal oficjalnie był już zamknięty. Wybiła dwudziesta druga i mogliśmy wychodzić.
Umyłam podłogę, odstawiłam mopa i zebrałam swoje rzeczy, odwieszając fartuszek do szafki. Wyszłam na tył, gdzie Mateusz i Tomek rozmawiali w najlepsze, racząc się smakiem tytoniu.
— Gotowe — powiedziałam, zasuwając kurtkę, którą na siebie naciągnęłam i oddałam pęk kluczy szefowi, który posłał w moim kierunku uśmiech.
— Podrzucić cię? — zaproponował, obserwując mnie.
Oczywiście, czasami zdarzało mi się korzystać z jego propozycji, ponieważ mieszkał w pobliżu mieszkania, które wynajmowałam.
— Ja to zrobię, to jest, ja proponowałem to wcześniej — zauważył rozbawiony Mateusz, nie przejmując się tym, że właśnie tak jakby postawił się własnemu pracodawcy.
— Dobry wieczór — usłyszałam znajomo brzmiący głos, więc odwróciłam się i zauważyłam, że nie kto inny, jak Sebastian Wagner stoi przy ogrodzeniu i nam się przygląda.
Zszokowana rozchyliłam usta i zastanawiałam się, co właśnie się działo? Co tu robił? Czy ja miałam przewidzenia?
— Dobry wieczór, możemy w czymś pomóc? — odpowiedział Tomek.
Jak zawsze opanowany, nie tracąc rezonu nawet na sekundę i obdarzył nieznajomego mężczyznę spojrzeniem, nie decydując się na nic więcej. Zresztą, nie sądziłam, by faceci mieli w zwyczaju uśmiechać się do przedstawicieli swojej płci, gdy się nie znali.
— Właściwie to Samira może, San mówił, że powinnaś właśnie kończyć pracę — wyjaśnił jasnowłosy, wsuwając dłonie do kieszeni swojego ciemnego płaszcza i posłał w moim kierunku lekki, nieco zakłopotany uśmiech, co było dość dziwne, ponieważ miałam go za pewnego siebie faceta.
Zwłaszcza że podobno był konkurentem Adriena i pracowali w jednej branży. Albo i nie. Nie do końca wiedziałam, o co między nimi chodziło.
— Skończyła — potwierdził mój szef i zerknął na mnie, chcąc upewnić się, czy oby na pewno chcę pójść z Sebastianem, czy może z Mateuszem, a może i z nim.
— W porządku, pójdę z Sebastianem, na razie, do zobaczenia, dobrej nocy, chłopaki — uśmiechnęłam się radośnie, puszczając perskie oczko do Matiego.
Ścisnęłam lekko jego ramię ręką, jakbym przepraszała go za to, że nie pojadę z nim na tę kawę, na którą najpewniej chciał mnie porwać i uśmiechnęłam się jeszcze do Tomka, nim ruszyłam w kierunku Bastiana.
— Co tutaj robisz? — spytałam, docierając do blondyna.
— Chciałem porozmawiać, wiem, że nie darzysz mnie zbyt wielką sympatią i co się widzieliśmy byłaś raczej uprzejma, jak zadowolona, dlatego, chciałem porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko — wyjaśnił — więc może pojedziemy na kawę i porozmawiamy? — zaproponował, wskazując mi gestem dłoni samochód, który stał zaparkowany tuż obok nas.
— Kawę o takiej porze? — spytałam nieco zaskoczona, na co blondyn uśmiechnął się lekko.
— No dobra, podjedziemy na stację i jeśli nie chcesz kawy, proponuję gorącą czekoladę. Odwiozę cię do domu, a w zamian za to dasz mi się wytłumaczyć i umówisz się ze mną na śniadanie, obiad, albo kolację, cokolwiek. Naprawdę chcę porozmawiać — przyznał, nie przestając się uśmiechać.
Wyszukał w kieszeni kluczyki i odblokował zamek samochodu, potem otworzył dla mnie drzwi i gestem głowy zachęcił do zajęcia miejsca. Nie do końca byłam pewna, czy był to dobry pomysł, ale, gdy kiedyś spytałam Chrysandera o Sebastiana, uznał, że można mu ufać, a Adrien ma z nim problem raczej z natury biznesowej, jak osobistej. Wsiadłam więc do pojazdu, zapięłam pas i rozsunęłam kurtkę, ponieważ w środku było zdecydowanie lepiej, jak na zewnątrz, a przynajmniej nie wiał mocny wiatr, który sprawiał, że marzłam. Chwilę wpatrywałam się w jasnowłosego mężczyznę, który usiadł na miejscu obok mnie.
Był zdecydowanie przystojnym typem, musiałam to przyznać. Jasne, zmierzwione włosy, które były oczywiście specjalnie w taki sposób ułożone, błękitne oczy, które zdawały się wiele obiecywać i świetnie skrojone usta, które sugerowały, że gdy się uśmiechał, ciężko było to przeoczyć i odwrócić wzrok. Zdawał się bez problemu wzbudzać sympatię i zainteresowanie i miałam świadomość, że gdybym nie była beznadziejnie zakochana w Adrienie, mogłabym zainteresować się kimś takim jak Wagner.
To była dziwna myśl, ale jednak najpewniej przyszła mi do głowy ze względu na to, że Edoardo nalegał, bym rozważyła opcję małżeństwa właśnie z Sebastianem. Jakby aranżowanie małżeństw miało jakiś sens w tych czasach.
Pokręciłam z politowaniem głową, ponieważ moje myśli były bezsensowne i oparłam się nieco wygodniej w fotelu.
— Gorąca czekolada wydaje się być rozsądną ceną za rozmowę. Proponuję lunch jutro, mam okienko koło dwunastej, jeśli ci to pasuje — postanowiłam odpowiedzieć i nawet uśmiechnąć się do mojego towarzysza, który właśnie włączał się do ruchu.
— Cholera, mam spotkanie — odparł nieco niezbyt zadowolony, ponownie na niego spojrzałam i wzruszyłam lekko ramionami.
— To znajdę inny termin...
— A może skoro już tu jesteś, to zgodzisz się poświęcić mi tę chwilę i mnie wysłuchasz? — przerwał mi, niezbyt grzecznie i zerknął na mnie, jakby chciał się upewnić, że może mnie do tego przekonać.
— Cóż, a wyjaśnisz mi, o czym chcesz rozmawiać? — spytałam, przypominając sobie, że ciągle wspominał o tym, ale nie podał konktetnie, czego miała dotyczyć nasza konwersacja.
Nie licząc tego, że mój ojczym szalał z wściekłości i musiałam konsekwentnie go unikać, by nie słuchać, jak wielką głupotą było stawianie na Nikosto, gdy to Wagner powinien być moją przyszłością. Oczywiście, było to totalną bzdurą, ale raz, w przypływie desperacji przyznałam, że zależy mi na zdrowiu taty i jego operacji na tyle, że Edoardo wpadł na genialny plan. Miałam być posłuszna, on miał sponsorować leczenie. Oczywiście, był to istny pakt z diabłem i propozycja Adriena sprawiła, że w ciemnym tunelu pojawiło się światełko. I kolejna czarna myśl pojawiła się w mojej głowie. Pieniądze, które brunet przelał na moje konto i umowa, którą podpisaliśmy.
Westchnęłam ciężko i pokręciłam z niedowierzaniem głową, miałam dzisiaj jakiś dar do negatywnego myślenia i pesymizmu.
— Samiro, słuchasz mnie?
— Nie, przepraszam, w sensie, nie, zamyśliłam się, co mówiłeś? — wysiliłam się na głupi, dość nieszczery uśmiech i zerknęłam kątem oka na blondyna, który właśnie parkował na parkingu pod stacją benzynową.
— Że chcę porozmawiać o fuzji — odparł niezrażony moim dziwnym zachowaniem i uśmiechnął się do mnie pobłażliwie, niczym nauczyciel do niesfornego dziecka, które a i owszem, nie słuchało go, ale nie drażniło go tym na tyle, by się musiał przejmować. Westchnęłam ciężko.
— Chodź, kupimy coś dopicia i porozmawiamy — poprosił, wysiadając z samochodu.
Dlatego też i ja wyszłam i ruszyłam z nim do środka, naciągając szczelniej poły kurtki na siebie. Prościej byłoby ją zasunąć, ale ja nie słynęłam ze zbyt wielkiego ogarnięcia. Dotarłam do środka budynku, który wyglądał jak większość tego typu, dlatego też bez trudu odnaleźliśmy automat przy kasie. Jasnowłosy zapłacił za nasze napoje i odebrał kubki byśmy sami mogli się obsłużyć. Nie kłóciłam się o to, że chcę płacić, czy coś takiego, ponieważ kilka lat temu tata wyjaśnił mi, że dla mężczyzn to ważny aspekt, by mogli udowodnić swoją męskość.
Przynajmniej na początku, bo w późniejszych momentach związków mogłam już próbować walczyć o swoje małe ustępstwa i płacić. Ale oczywiście, kluczowy był czas. Dlatego pozwalałam, by znajomi za mnie płacili, gdy wyrażali taką chęć, tak samo w przypadku Nikosto, chociaż z nim kłóciłam się czasami dla samego faktu, kłócenia się. Napełniłam czekoladą kubek i zakryłam go, zerkając co jakiś czas na blondyna, który mi towarzyszył. Oczywiście, kasjerka również na niego patrzyła i nie winiłam jej za to, ponieważ facet w jego stylu wzbudzał zainteresowanie i byłam tego świadoma.
Uśmiechałam się lekko, sama do siebie i zastanawiałam się, jakim cudem on nie zauważał, że ładna dziewczyna za ladą, posyła w jego kierunku tęskne spojrzenia. To było całkiem zabawne.
— Jak więc mówiłem, chociaż nie słuchałaś, pomimo że pomysł mojego ojca i twojego ojczyma jest absurdalny i początkowo wykłócałem się i zapierałem ze wszystkich sił, że nie planuję się oświadczyć — zaczął, uśmiechając się dość cwanie, by jednak po chwili zlustrować mnie znacząco wzrokiem i posłać mi kolejny, nieco bardziej szczery, ale i łobuzerski uśmiech.
— Ale? Bo jest jakieś ale, prawda? — wtrąciłam sceptycznie, unosząc jedną z brwi i upiłam ostrożnie mały łyk czekolady, jednocześnie opuszczając budynek.
Chłodny wiatr po raz kolejny zderzył się z moim ciałem, więc zadrżałam. Czekolada parzyła w moją dłoń, a wiatr i tak sprawiał, że wręcz zamarzałam, więc dość szybko i energicznie skierowałam się w stronę Volvo, które należało do jasnowłosego. Zajęłam ponownie fotel pasażera.
— Ale potem cię zobaczyłem i uznałem, że to nie jest głupi pomysł — zakończył swoją myśl, a ja oczywiście zakrztusiłam się napojem, ponieważ tego się nie spodziewałam.
— Słucham?!
— Wyjdź za mnie — rzucił beztrosko i upił powoli łyk kawy, którą dla siebie kupił.
Nie spuszczał ze mnie spojrzenia swoich niebieskich oczu, w których mogłam dostrzeć całkiem sporo rozbawienia, podczas gdy ja dławiłam się i prychałam, próbując dojść do siebie.
— Zwariowałeś? — spytałam z niedowierzaniem, nie do końca wiedząc, czy powinnam to w ogóle komentować.
— Samira, naszym rodzinom na tym zależy, bardzo, a to nie tak, że chcę cię do czegoś zmusić, ale oboje wiemy, że Nikosto to koszmarny wybór i będziesz płakać. Długo. Chcę ci tego oszczędzić — wyjaśnił, jakby wcale nie obrażał właśnie mojego obecnego narzeczonego, który nie był moim narzeczonym, ale on o tym nie wiedział.
W dodatku, wcale nie podobały mi się jego słowa i już miałam sięgać do klamki i wysiąść, gdy zauważyłam, że blondyn zablokował zamek. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
— Masz temperament, ale przemyśl to, nie mówię, że musisz poślubić mnie już, albo w ogóle, mówię, że powinnaś to rozważyć i dać mi szansę — zauważył spokojnie, nie przejmując się tym, jak wściekła właśnie byłam.
A naprawdę byłam, ponieważ w momencie zrobiło mi się gorąco i walczyłam z chęcią wylania na niego czekolady.
— Ty potrzebujesz terapii, jesteś tego świadomy?
— Źle to brzmi, wiem, ale... nie umiem ci tego wyjaśnić. Chcę jednak byś pamiętała, że możesz do mnie zadzwonić. I, że moja oferta jest aktualna i...
— Odwieź mnie do domu, natychmiast! — zażądałam, przerywając mu.
Zacisnęłam palce na kubku, sprawiając tym samym, że nieco jego zawartości, wypłynęło na moją dłoń. Syknęłam z bólu, ponieważ ciecz nadal była gorąca. Starłam ją ze skóry i wywróciłam teatralnie oczami, by po chwili zmierzyć morderczym spojrzeniem Wagnera, który planował się odezwać.
— Odwieź mnie, już! Albo pójdę na piechotę! I radzę ci milczeć! — ostrzegłam wściekle.
🔱
Słowem wyjaśnienia. Średnio mi się podoba, lepiej nie będzie. I oznajmiam publicznie, że żadnego seksu w wykonaniu Sandera tutaj nie będzie! (Tak, Weronika, to do Ciebie)
Aaa i normalnie Was kocham za komenatrze, gwiazdki i to, że jesteście. Buziaki! 😙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top