Nieuchwytność wiary


    Lekarze poświęcili wiele godzin, by ustabilizować stan i poskładać wszystkie połamane kości brutalnie pobitego przez funkcjonariuszy Policji dziewiętnastolatka - powszechnie znanego jako Naczynie Kyuubiego, rzadziej natomiast, po prostu Naruto Uzumaki.
Nikt nie zapytał, jakie są okoliczności nabytych obrażeń.
Personelowi dobrze znane były uszkodzenia, powodowane przez ingerencje policyjnych ekwipunków. Przez lata takich zgłoszeń było w Konoszańskim szpitalu dostatecznie wiele, by nauczono się radzić z nimi w profesjonalny, skoordynowany sposób.
Tym razem jednak pielęgniarki wraz z oddziałami medyków działali w niecodziennym skupieniu i presji. Sama obecność na sali operacyjnej Jinchurikiego wystarczyłaby, by napiąć ich nerwy do granic możliwości - jednakże to właśnie czujny wzrok dwóch par ciemnych oczu powodowała, że po plecach i twarzach lekarzy spływały krople potu a ręce trzęsły się, z trudem utrzymując narzędzia.
Dwóch policjantów, będących wcześniej katami bogu winnego chłopaka, stało za szybą i w całkowitym milczeniu, ze splecionymi ramionami obserwowało napięte poczynania medyków. Sprawa była prosta. Operowali oni wokół bardzo cennego dla wioski towaru. Gdyby nagle Naczynie Kyuubiego zmarło, a Lisi Demon wydostał się poza jego ciało siejąc spustoszenie - to właśnie na zajmujących się nim lekarzach ciążyłaby cała odpowiedzialność za zaistniałą sytuację. Gdyby, rzecz oczywista, przetrwali oni inwazję.
Wszyscy doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
Dlatego pokonując strach przed inkubatorem bestii, lekarze dali z siebie wszystko, by przywrócić go do stanu "względnej używalności" - jak nakazał uczynić to jeden z funkcjonariuszy.
Jeszcze przed nastaniem wieczoru owinięty bandażami pacjent położony został w jednej z Szpitalnych Sal. A wtedy policjanci skrupulatnie zadbali, by po przebudzeniu nie stanowił On dla nikogo zagrożenia - nadgarstki nastolatka silnie uwiązane zostały do metalowych poręczy.

Mimo założonych zabezpieczeń, Naruto spał głęboko do samego rana.
Przebudził go odgłos ćwierkających za oknem ptaków, blask wpadających promieni słonecznych i... czyjeś czujne spojrzenie. Wzrok, wypalający w jego odsłoniętej piersi dziurę, zdawało się, wielkości kciuka.
I choć całe ciało przeszywająco rwało i paliło żywym ogniem, to właśnie ten mistyczny dotyk niewielkiego skrawka na skórze bolał go najbardziej.
Z wielkim trudem uniósł powieki, najpierw orientując się nie w sytuacji - lecz na napastniku. Życie shinobi zdołało nauczyć go bardzo wielu, w tym, by zawsze zachowywać czujność i nie ustawać w wypatrywaniu przeciwników. Szczególnie teraz, gdy czasy były tak ciężkie a nawiązywane sojusze rozwiązać się mogły niczym mizernie zawiązana sznurówka - pod pretekstem byle kroku.
Jasny, wpadający w kojący pastel obraz choć silnie rozmazany, w pierwszej kolejności przywiódł mu na myśl świetlny blask wyścielający bramy niebios. Dużo za późno dotarło do Naruto, że w istocie widziana przestrzeń niebem być nie może - gdyż, po pierwsze nigdy by się tam nie dostał, a po drugie, na pewno nie było tam miejsca na żaden, mniejszy lub większy wachlarz Klanu Uchiha, który, jeśli się nie mylił, rysował się okazale na przeciwległej ze ścian. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Istota tak usilnie wytreszczająca ku niemu oczy poruszyła się, tworząc mozaikę barw cielistogranatowych na tle sierylno-białych akcentów, które dominowały w otaczającym ich wnętrzu.
Zamrugał oczami usiłując wyostrzyć to, czego nie dane mu było jeszcze w pełni zobaczyć. Miał pewne obawy; brak mu było jednak charyzmy i chwilowego zdrowego rozsądku,by się w nie intensywniej zagłębiać.

- Hinata? To ty? - zapytał, choć usta miał tak spierzchnięte i suche, że z trudem ułożyły się w poszczególne wyrazy.

Naruto chciał wierzyć, że jest to jedynie objaw wstrząśnienia mózgu... a jednak, gdy wzrok przestał go zawodzić, chłopak dobitnie przekonał się, że czyste, przejrzyste tęczówki osadzone w zarumienionej twarzyczce o kształcie serca... należą właśnie do niej. Ciemne włosy układały się w perfekcyjnym ładzie, spływając na ramiona w kaskadach prostych niczym struny kosmyków. Jej sylwetkę spowijało bogato zdobione kimono, przewiązane w talii grubym pasem.

Okoliczności i miejsce sprawiło, że kobieta była niespokojna, jej sztywna postawa sugerowała głębokie zmartwienie. Siedziała zgarbiona na krześle, wpatrując się w nastolatka z takim wyrazem twarzy, który pozostanie w myślach Naruto przez długi czas. Na jej widok serce ścisnęło mu się z żalu, a oczy zaszły niewielką ścianą łez wzruszenia, mimo to...
- Co ty tutaj robisz!? - syknął, posyłąjąc szybkie spojrzenie w stronę drzwi, na tą chwilę szczęśliwie zamkniętych. Uzumaki dobrze wiedział, że policjanci nadal będą go obserwować. Świadczyły o tym chociażby dłonie, które zawiązane miał tak mocno, że teraz z trudem poruszał ścierpniętymi palcami. - Wyjdź stąd szybko, zanim ktoś Cię tu zobaczy! Ałł!

W gniewie narodzonym ze śmiertelnego strachu butnie usiłował podnieść górną część ciała. W zamierzeniu miał potrząsać tą naiwną dziewczyną tak długo, aż w końcu dotrze do niej, co właśnie zrobiła i gdzie się znalazła! Ostry ból, który przeszył go na kształt głębokich dźgnięć noża skutecznie sparaliżował wszelkie mordercze zamiary, usadzając go w miejscu. Stękając z bólu wygodniej ułożył plecy na poduszkach, ze wszech miar usiłując nie patrzeć na kobietę. Skupiał się raczej na tym, by móc w porę ostrzec ją, gdyby ktoś zamierzał wkroczyć do pomieszczenia.
- Słyszałam, co się wydarzyło - wyznała cicho, palcami przejeżdżając po fakturze spowijających jego ciało bandaży. Przypatrywała się im z uwagą, nie kryjąc żalu i gorzkiej rozpaczy. - Przybyłam, by sprawdzić czy wszystko z Tobą w porządku. Czy nie zrobili ci niczego gorszego.
- Hinata czy ty mnie słyszysz? Znikaj stąd błagam Cię!
W odpowiedzi kobieta mocno ujęła dłonią jego zimną, sztywną dłoń, ściskając ją bez opamiętania

- Musisz się stąd uwolnić, Naruto. Musisz stąd uciekać! - zadeklarowała, znienacka chwytając za pętające go paski. Usiłowała wydostać z nich obolałe nadgarstki chłopaka.
Naruto przypatrywał się temu zjawisku z otępieniem, nim pojął, do czego ona zmierza.

- Zostaw, Hinata! Bo zorientują się, że coś jest nie tak! - Dziewczyna nie zareagowała, w dalszym ciągu ze skupieniem usiłując odpiąć mocno zaciśnięte okowy - Na litość boską, zobacz, w jakim jestem w stanie. Choćbym chciał, nie dam rady wyjść z tego miejsca o własnych siłach! A już na pewno nie uczynię tego niezauważony.
To zdanie zgasiło rosnący entuzjazm Hinaty. Kobieta zadarła głowę ku górze, spoglądając w twarz Mężczyzny z głębokim żalem. Była tylko o włos od rozpłakania się. Naruto dobrze widział łzy, błyskające w jej jasnych, pięknych oczach.
- Posłuchaj mnie teraz, Mała. - powiedział, rozluźniając mięśnie i po raz pierwszy posyłając jej ciepłe, pogodne i poniekąd uspokajające spojrzenie. Uśmiechnął się, a gest ten wdzięcznie otoczył jej postać, sprawiając, że na moment zamarła w miejscu a jej serce zakołatało gwałtowne, plamiąc rumieńcem powabne policzki.

To posunięcie miało w głównym zamierzeniu ukoić jej stargane nerwy, jednak nawet Uzumaki wiedział, że w głębi duszy miał ochotę zrobić to, gdy tylko dane mu było ujrzeć ją po raz pierwszy po tak długim czasie nieuchronnej rozłąki.
Gdyby okoliczności były inne, a jego ręce nie pozostawały przytwierdzone do łóżka, wziąłby ją w objęcia śmiejąc się w głos na przekór złemu światu.
- Stałaś się piękną kobietą, Hinato - wyznał, ubierając rozpędzone myśli w odpowiednie słowa.
Konsternacja na jej twarzy tylko go rozbawiła, lecz rozważnie powstrzymał się od głośniejszych odgłosów. Sceneria wciąż nie była odpowiednia. Schadzka dawnych przyjaciół, którzy według obecnego prawa rzeczy nie powinni kiedykolwiek dostrzec się wzajemnie w tłumie, miała miejsce w prawdziwej paszczy lwa.

- Nie czas na takie rzeczy, Naruto! Ty nie wiesz, nie masz pojęcia do czego oni są zdolni. Musisz stąd uciec. Uciec jak najdalej tak szybko jak tylko będzie się dało, rozumiesz? Obiecaj mi to! Obiecaj też, że tym razem zabierzesz mnie ze sobą. Że uciekniemy razem. Daleko, jak najdalej!
- Ciii kochanie. - pochylił się lekko, dając jej znak by przysunęła się bliżej. Uczyniła to z pewnym wahaniem. Jego ciało wciąż pozostawało bardzo zranione i obolałe. Przycisnęła rozgrzany policzek do bandaży spowijających męski tors i nie mogąc powstrzymywać tego dłużej, zapłakała boleśnie - Nie płacz, hej. Przecież wróciłem. Wróciłem tak, jak obiecałem choć Jiraya-sensei odwlekał mnie od tego pomysłu, choć tak wiele razy mi tego zabraniał. Jestem tu po Ciebie. Bo teraz nabrałem siły i będę w stanie zapewnić Ci ochronę i bezpieczeństwo.
- Tak strasznie się boję, Naruto - wychlipała - Klan Uchiha to... to..
- Wiem Mysza
- Nic nie wiesz! Nic nie wiesz, bo nie było Cię tutaj. Nie musiałeś patrzeć na publiczne egzekucje bogu ducha winnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Nie musiałeś brał udziału w mordowaniu ludzi innych poglądów, niszczenia ich domów, wybijania rodzin! Nie wiesz, Naruto! To potwory, prawdziwe diabły. A ja... A ja mam być żoną najgorszego z nich wszystkich. Człowieka okrutnego, pozbawionego wszelkich skrupułów, sumienia i choćby najmniejszej mądrości. Człowieka zapatrzonego w zacofane, próżne ideały i denne motta o moralności i wierności dyktatorskiej władzy!
- Sasuke nigdy nie odznaczał się zbytnią inteligencją i asertywnością, to fakt - przyznał, opierając policzek o jej głowę i powoli wdychajac do płuc rozkoszny zapach jej skóry i włosów. za którym tak bardzo tęsknił. Chciał przytulić ją mocno i rozegnać szloch targający jej piersią, nie mógł jednak uczynić wiele więcej. - Ale to tylko robaczek trzymany pod kloszem wpływowych rodziców. Jest zatrważająco słaby i dziecięco naiwny. Nie wie, jak bezlitosny potrafi być prawdziwy świat, jak bardzo mogą zranić zwykłe słowa ani jak smakuje samotność. Nie pojmuje, że istnieją walki shinobich tak okrutne i bezlitosne, że włos jeży się na głowie. Nie ma najmniejszego pojęcia, jak przebiegają konflikty dwóch przeciwnych nacjami ninja, i w końcu nie wie, jak to jest zostać zranionym w czasie walki. On atakuje tylko słabszych od siebie. Jeśli kiedykolwiek będzie miał odwagę i twarzą w twarz stanie nam na drodze do naszego szczęścia, zmiotę go z powierzchni ziemi jednym ruchem.

- Nie lekceważ ich, Naruto, błagam! - zawołała z trwogą - Ich okrucieństwo nie zna żadnych granic. Spójrz, co zrobili z Tobą! Boże. Przecież oni mogli bez trudu zatłuc Cię na śmierć, czy ty tego nie rozumiesz? W dodatku... W dodatku termin mojego ślubu z Sasuke zbliża się nieuchronnie. Jestem przerażona. Co, jeśli nie uda nam się uciec na czas. Nie chcę Naruto, nie chcę być żoną tego łotra. Umrę z rozpaczy.
- Potrzeba o wiele więcej by mnie złamać, moja droga - odparł dziarsko, z nabożnością ucałowując czubek jej głowy - Przestań o tym mówić. Nie pozwolę nikomu, a już zwłaszcza jemu zagrabić to, co od dawna jest moje. No, nie płacz, kochana. Gdy tylko poczuję się lepiej i zakończe swoje sprawy, zabiorę Cię w miejsce, które widziałem niegdyś podczas jednej z wielu moich wędrówek. To piękny dom w samym środku lasu. Z daleka od wszystkich.
- Od wszystkich? - szepnęła, palcami ścierając swoje łzy
- Dokładnie. Tam będziemy szczęśliwi. A teraz znikaj już i tak spędziłaś tu za dużo czasu. Pamiętaj, że gdyby zobaczono Cię w moim towarzystwie Twoja reputacja byłaby doszczętnie i nieodwracalnie zniszczona, rodzina zapewne wyrzekłaby się Ciebie i kto wie, jak jeszcze mogłoby się to skończyć. To zbyt niebezpieczna gra, dlatego nie możemy rzucać się w oczy. Odejdź kochana póki jeszcze nie jest za późno.

Hinata cichutko pociągnęła nosem, mimo woli wstając. Drżącymi dłońmi rozprostowała materiał kimona.

- Masz rację. - Delikatnie ujęła policzek mężczyzny, gładząc poranioną skórę posuwistymi ruchami - Tęskniłam za Tobą. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo...
- Ja też tęskniłem.
- Bardzo Cię boli?
- Tylko trochę, ale nie ma powodu by obawiać się o moje zdrowie. Dziewięcioogoniasty zapewnia mi przyśpieszone gojenie się ran. Do jutra będę już jak nowonarodzony. - wyszczerzył się zawadiacko w sposób, który szczególnie charakteryzował jego barwną postać. - Zacznij zamiast tego bać się trochę o siebie. Zmykaj. Gdy zasłużę na odrobinę prywatności, spotkamy się tam gdzie zawsze.
- Na pewno?
- Masz moje słowo. Ah. I jeszcze jedno. Już ostatnie, obiecuję - zaśmiał się cicho, uzmysławiając sobie jak bardzo tęsknił za tą niepozorną, drobną dziewczyną z dobrego domu. Wprost nie mógł się z nią rozstać - Proszę cię, tylko nie myśl sobie, że zapomniałem o naszym ostatnim spotkaniu. Przybyłym w umówione miejsce ale Klan Uchiha bez przerwy siedział mi na ogonie. Nie miałem sposobności by zgubić ich, nie wzbudzając podejrzeń.

- Tak, wiem. - Jej blade usta ułożyły się w delikatny uśmiech, gdy lekko skinęła głową. Odwróciła się i postąpiła kilka kroków, łapiąc za klamkę - Do zobaczenia.
- Uważaj na siebie.
- To nie mnie połamali, Naruto-kun
- Tylko by spróbowali.

Zaśmiała się cicho
- Wariat.

     Hinacie udało się niezauważenie wyślizgnąć z sali chorych i bezpiecznie przejść co najmniej dwa piętra, nim w połowie korytarza nie natrafiła na osobę której w jej założeniach w ogóle nie powinno być natenczas w okolicy Konoszańskiego szpitala. A jednak.
Oczy zawodziły ją bardzo rzadko, mimo to nie mogła pozbyć się płonnej nadziei. Łudziła się tak, dopóki nie dotarło do niej echo pogardliwych słów napotkanego mężczyzny, a w tym barwa jego głosu.
- Co Ty tutaj robisz?
- S-Sasuke-kun? - jęknęła, czując potężne uderzenie gorąca. Brzuch skurczył się jej tak mocno, że na moment straciła dech raptownie przystając w miejscu. On również się zatrzymał, mierząc ją uważnym, podejrzliwym spojrzeniem od stóp do głów.

- Powtórzyć pytanie?
- Ah n-nie, nie trzeba - Granatowłosa nigdy nie była dobra w kłamstwach, szczególnie gdy ich konsekwencje dopadały ją tak szybko i niespodziewanie. Zatraciła zdolność mówienia a jej twarz w ułamku sekundy przybrała barwę głębokiej purpury. Sasuke przypatrywał się jej niezdarnym poczynaniom z ironicznie uniesioną brwią, nie kryjąc swojego zażenowania.
Cóż.
Hinata nie kryła go również.
- Dobrze się czujesz? - Bynajmniej nie było to pytanie zadane z troski. Brzmiało, jak żywcem wyjęte ze zbioru uszczypliwości i wszelkich obraz tego świata i jeśli Hinata nie padła martwa z wcześniejszego zaskoczenia, tak teraz była już o krok od wyzionięcia ducha - ze wstydu. Uchiha wypowiedział pozornie nieszkodliwe zdanie w sposób mistrzowsko pogardliwy, z dużym potępieniem komentując niedyspozycję swojej narzeczonej

W końcu odpuścił, choć jego postawa wciąż pozostawała sztywna i nieprzystępna.
  - Nie ważne i tak nic mnie to nie obchodzi. Z drogi.
Mężczyzna o głowę wyższy od niej wyminął ją, nie poświęcając rozbitej postaci kobiety nawet ułamka swojej drogocennej uwagi. Hinata dziękowała za to niebiosom, inaczej bez trudu udałoby mu się dostrzec drżenie jej warg i szklaną powierzchnię oczu.
Gdy znalazł się za jej plecami, bezgłośne odetchnęła z ulgą. Napięte do granic możliwości mięśnie rozluźniły się, lecz burza wewnątrz jej głowy pozostała.
Teraz, doznając zastrzyku piorunującego ciało strachu zdała sobie sprawę jak niebezpieczny pozostaje jej związek z Naruto. Gdyby trafiła na swojej drodze na mniejszego ignoranta, miałaby duży problem by zetrzeć z siebie cień domysłów.
W Erze Nowej Konohy każdy każdemu spoglądał na ręce, bez różnicy, czy pozostawało się zwykłym ulicznym sprzątaczem czy córką jednego z dwóch przedstawicieli największych Klanów w wiosce. I prawdę mówiąc Hyuuga sama nie wiedziała, pod czyi osąd wolałaby trafić w pierwszej kolejności - ojca, czy policji.
- A i jeszcze jedno - głos Sasuke ogarnął ją, gdy najmniej się tego spodziewała. Co gorsza, wraz ze słowami poczuła na sobie również gorący oddech. Sasuke znajdował się teraz bardzo blisko a to tylko spotęgowało jej obawy, sprawiając, że z marszu wyprostowała się niczym struna i nader głośno nabrała oddechu. - Będę dziś czekał na Ciebie przy bocznym wyjściu zaraz po swoim dyżurze. Zrozumiano?
Stał bezpośrednio za jej plecami; gdyby tylko odrobinę się rozluźniła z pewnością zetknęli by się ciałami. Na samą myśl o podobnych zbliżeniach niemal wpadła w czarną otchłań rozpaczy, co na dłuższą chwilę odwróciło jej uwagę od znaczenia słów które do niej wystosował.
Niewątpliwie szeptał, chcąc przeznaczyć informację tylko dla jej uszu. Nie zareagowała, jedynie bez namysłu, powoli skinęła głową, tym samym godząc się na jego propozycję - jeśli o propozycji w ogóle można tutaj wspomnieć, biorąc pod uwagę jego inwazyjny ton i raczej kontrowersyjną formę zaproszenia.

- Świetnie - zadowolił się, naraz odsuwając od jej spłoszonej postaci - Postaraj się być mniej dziwna i ubierz się w coś innego

Odszedł, zostawiając ją samą z ogromny mętlikiem w głowie oraz duszy. Drżała, nieprzygotowana do tak dużej ilości wrażeń. Milcząco wsłuchiwała się w echu jego kroków, dopóki całkiem nie ucichły na opustoszałym korytarzu.

Kobieta miała dzisiaj wyjątkowe szczęście, albowiem Sasuke całkowicie opacznie zrozumiał jej nerwowe zachowanie kojarząc go raczej z wrodzoną nieśmiałością dziewczyny względem innych osób a już nie daj boże - mężczyzn. Nie domyślał się knutego spisku ani początkującego romansu, toczonego bezpośrednio za jego dumnie wyprostowanymi plecami.

***

Tego dnia pojawił się znów, tak, jak zwykł czynić to od jakiegoś czasu - zawsze o tej samej bądź zbliżonej porze. I Ona, niezłomna w obserwacjach, czekała na niego również w tym samym miejscu. Bezpiecznie skryta w krzaczastych gęstwinach, przedzierała się wzrokiem ponad stertą rosnących liści.

Mocny powiew jesiennego wiatru uderzył wprost w skupioną, kobiecą twarz i wtedy pewna niezgodoność zatrzęsła jej umysłem sprawiając, że poczuła na skórze cierpkie dreszcze.

Wiedziona instynktem przetrwania uniosła wysoko głowę, głęboko wciągając nabiegające ku niej powietrze; analizowała jego skład - niczym tropiący ofiarę drapieżnik.

Słodka, kwiatowa woń połączona z zapachem, którym zwykła odróżniać ciemnowłosego mężczyznę niosącego śmierć od innych osobników jego gatunku obiegła ją, stawiając przed nieprzyjemnym faktem, którego nie przewidziała.

Nie przybył sam.
Od kiedy zatraciła swoje zapiski, rzeczy których się nie spodziewała wpędzały ją w uzasadnioną obawę, odbierając zdolność logicznego myślenia. W pierwszym odruchu pragnęła więc się wycofać, natenczas zachowując większy dystans od stojących przy linii lasu osobników - jej obecna lokalizacja oraz utrudnione bezszczestne poruszanie zmusiły ją jednak do zaniechania tego pomysłu. Przy pierwszym, lekkim ruchu zarośla zatrzęsły się niebezpiecznie, ściągając na siebie uwagę.
Na szczęście nikt z przybyłych nie odnotował tego faktu wśród dziesiątek innych podrygiwanych przez szalejący wiatr gałęzi.
Sakura mogła na tą chwilę odetchnąć z ulgą, jednocześnie bardzo prędko wpadając w kolejną, targającą nią konkluzję. Zmrużyła oczy, palcami ostrożnie rozgarniając liście na wysokości swojego wzroku.
Teraz było ich już dwóch. Co to mogło oznaczać...?

***


- Co powiedziałaś ojcu gdy wychodziłaś? - Jego zimny ton nie pozwalał Hinacie zapomnieć, że jest w tym przedsięwzięciu zupełnie niechcianym elementem.

Sasuke zaznaczył to jasno i wyraźnie gdy tylko przybył po nią pod bramy posiadłości Hyuuga a następnie kontynuując tą niezrozumiałą farsę którą z bardzo dużym rozmachem nazwać można było spacerem niemal całą drogę milczał i nie trudził się troską o to, że jej krótkie nogi nie nadążają za karkołomnym tempem marszu który narzucił. Nie odpowiadał na jej pytania, ani nawet na formę przywitania którą w przypływie kultury odważyła się wystosować.
Swoim zachowaniem okazywał jej rażący brak szacunku... nie mniej jednak była mu za to wdzięczna. Wizja spotkania sam na sam wprawiała ją w taki stres, że podczas obiadu nie przełknęła ani kęsa. Chciała mieć to za sobą; po prostu oficjalnie to przetrwać bez wzajemnego nadstawania sobie na odcisk. Jak to mawiała jej własna matka, jako narzeczeństwo wcale nie muszą się lubić - wystarczy tylko po prostu się tolerować.

A więc posłusznie szła za nim, szepcząc po drodze cichą modlitwę o siłę i wytrwałość. Niczego na świecie nie brzydziła się tak, jak Klanu Uchiha. Nikogo tak bardzo nie obawiała się, jak Sasuke.
Dlatego gdy tylko dotarli do stóp lasu przeraziła się po stokroć wizją, że będą tam naprawdę sami. Przedtem pokrzepiała się tym, że w okół będą jeszcze inni ludzie - teraz zaś straciła wiarę w to, że wyjdzie cało z narzuconego na nią spotkania.
Sasuke nie postąpił nawet jednego kroku wgłąb głuszy, a już rozejrzał się bacznie, jakby szukając czegoś w latającym dookoła powietrzu. Następnie jego surowy wzrok spoczął na Hinacie a ona biedna, aż struchlała, kurcząc ramiona.
- No co mu powiedziałaś? Odpowiadaj - Uchiha nie cierpieli zwłoki i bardzo rzadko poddawali cokolwiek głębszym przemyśleniom. Oni po prostu działali... podczas gdy nieszczęsna przedstawicielka Klanu Hyuuga większą część dialogów odbywała ze sobą, w swoich własnych myślach.
- Że zabierasz mnie na spacer by móc się lepiej poznać - wyrecytowała na wdechu licząc, że dana odpowiedź go zadowoli.
On jednak westchnął z irytacją
- Chociaż jedna rzecz którą potrafisz dobrze zrobić. - Chwycił ją za ramię i mocno pociągnął za sobą. Szedł szybko, więc nim zdołała się obejrzeć las zamknął się za jej plecami. - A teraz posłuchaj mnie. Od kilku dni szukam dezerterki która uciekła z osady buntowników którą rozbiliśmy kilka dni temu. Wiem, że ukrywa się gdzieś w tym lesie. Masz ją dzisiaj znaleźć.
- Z-Znaleźć? - wydukała, kompletnie nie spodziewając się tego, czego od niej oczekiwał. Zamrugała - Ale to może potrwać kilka godzin.
- Nie spieszy mi się a ty masz przecież Byakuugana, więc nie rób takiej zdziwionej miny. Po to przecież jesteście. - Dłoń otaczająca ramie kobiety zacisnęła się, sprawiając jej fizyczny ból - No dalej. Chcę mieć to już za sobą. Ta sprawa nie daje mi spokoju.
Po czym orientując się, że najwyraźniej powiedział za dużo, umilkł raptownie szybko ruszając do przodu. Przedzierał się przez drzewa i gąszcze w sposób, który jasno dał Hinacie do zrozumienia że rozmowa dobiegła ku końcowi.
Niewiele miała wyborów, zważywszy na to że wolą jej ojca, rodziny, tradycji i konwenansów było, by bez wahania wykonywała wszystkie polecenia swojego niedoszłego męża. Jedyne co jej pozostało to aktywować Byakugana, co uczyniła niezwłocznie i westchnąć cichutko, tak, by potomek Klanu Uchiha nie zdołał tego usłyszeć.
    Idąc w takt woli mężczyzny rozejrzała się dookoła, równie prędko zamierając w bezruchu. Bez trudu dostrzegła to, czego wzrok Sasuke nie mógł sięgnąć. Coś, co skrywały w sobie gęste liście.
Niewiele było w tym jej wartkiego wysiłku. Tajemnicza osobniczka spoczywała wprost pod nosem chłopaka, będąc jednocześnie urzeczywistnieniem postaci, której Sasuke poszukiwał - a w której istnienie Hinata niezbyt uwierzyła.
Znane już były wśród członków Klanu Uchiha przypadki obłędów.
Chwilę, bardzo zresztą krótką stała w bezruchu mierząc się z Dziewczyną niemal twarzą w twarz. Oblicze uciekinierki zwrócone było bowiem wprost na Hinatę, a jej oczy patrzyły, zdawałoby się, nawet pomimo przeszkód prosto w jej białe, oznaczone pracą oczy.

. Z zastoju wyrwał ją ponaglający, męski głos. Nierozważnie zwróciła głowę w stronę krzyku, orientując się, że Sasuke dawno już znikł za drzewami.
- Rusz się! - A jednak srogość jego tonu dotrwała aż do jej uszu.

Przeszedł ją dreszcz, gdy ponownie odwróciła głowę... a tamtej kobiety już tam nie było. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top