Bezbrzeżne ostoje samotności
Dodałam na blogspota, dodam też tutaj :)
- Kakashi Hatake?
- Obecny.
- Czy oddział ANBU wyraża gotowość do zadania?
- Ręczę za to.
Wybiła godzina osiemnasta. Przed Główną Bramą Wioski zaroiło się od ubranych w ciemnozielone mundury wojowników; każdy z nich prezentował nieugięty wyraz twarzy. Tłum podzielony był na trzy zorganizowane grupy, każda licząca po tuzin shinobich. Pierwszemu oddziałowi, stojącemu na czele szeregu dowodził Hisashi. Dwanaście przedstawicieli rodu Hyuuga, łącznie z ukrytą w tłumie Hinatą hucznie wyraziło gotowość do wykonania zadania. Zaraz za nimi znajdował się oddział składający z członków Klanu Uchiha; przewodził nimi Madara, odziany w strój bojowy. Natomiast ostatnią grupą był zespół ANBU, jako jedyny prezentując nie zielone, lecz białe barwy ubrań. Ich dowódca, Kakashi Hatake skończył relacjonować stan zdolnych do walki shinobich po czym usunął się sprzed majestatu Hokage, dołączając do swojej drużyny. Fugaku Uchiha zajmował zaszczytne miejsce przed zebranymi ludźmi, robiąc to w czym czuł się najlepiej. Rządząc.
- Plan jest jasny. - ogłosił donośnym tonem - Ruszamy przemarszem w głąb lasu zachowując ciszę i ostrożność! Akcja ma zostać przeprowadzona z perfekcyjną dokładnością. Klan Hyuuga zajmie się lokalizowaniem osady buntowników. Rola pozostałych zacznie się, gdy znajdziemy ich obóz, nie wcześniej! Zadaniem nas wszystkich jest eliminacja osób powiązanych z ruchem oporu. Pochwycone jednostki, żywe lub martwe mają zostać dostarczone do Madary. Następnie jako jeńcy trafią tutaj do wioski, gdzie w więzieniu zajmie się nimi Ibuki. Klanie Uchiha! Liczę na waszą kompetencje i mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedziecie! Nie zapominajcie, że podlegacie tylko pod swojego przywódcę, oraz mnie! To samo tyczy się reszty. Oddział ANBU uzyskał stosowne przeszkolenie do takich sytuacji. Waszym zadaniem będzie pogoń za uciekinierami. Nie skupiacie się więc na walce. Nią zajmiemy się my, jako potomkowie protoplastów Uchiha i Hyuuga! Czy wszystko jasne?!
- Tak jest! - Odkrzyknęła zwarta grupa shinobi, po czym każdy za rozkazem dowódcy ruszył do przodu.
Sasuke towarzyszyły sprzeczne odczucia.
Od ponad godziny szli w zupełnej ciszy; pewnie kroczyli w gąszcz lasu, który zamknął się za nimi zaraz po wyjściu z terenu Konohy. Członkowie klanu Hyuuga zajmowali przody i za pomocą byakugana usiłowali odnaleźć obóz buntowników. Nieustannie rozglądali się na boki.
Ich szeregi zasilała drobna kobieta o długich, granatowych włosach. Była ona jedyną osobniczką płci damskiej w załodze i całkowicie ginęła wśród wysokich, postawnych postaci swoich pobratymców. Miała trudności z dotrzymaniem im kroku.
Sasuke, chodź oddalony o kilka metrów z politowaniem przyglądał się, jak Hinata co jakiś czas dyskretnie dobiega do szyku i na nowo znika w jego odmętach. Po chwili jednak ukazywała się w nim na nowo i tak w kółko. Oglądanie jej nieporadności wprawiało go w niewiadomego pochodzenia irytacje.
Jego uwadze nie uszło, iż jeden z shinobich kroczących po jej lewej stronie, wysoki chodź szczupły mężczyzna o długich, brązowych włosach, w połowie spiętych gumką również systematycznie zerkał w bok i obdarzał dziewczynę karcącym spojrzeniem. Musiał być jej krewniakiem, bowiem za każdym niewerbalnym napomnieniem córka Hisashiego ze wstydem zawieszała głowę.
Potomek Uchiha w duchu podzielał opinię brązowowłosego. Kobieta, która nie potrafi poradzić sobie z poruszaniem się w zwartej grupie, nie podoła również w walce. Prawdę mówiąc dla Sasuke Hinata do niczego tak właściwie się nie nadawała. Była za bardzo "zbyt", i za dużo "niewystarczająco"; zbyt nieśmiała, zbyt niezdarna, zbyt strachliwa, niewystarczająco zaradna... A jednak miała zostać jego żoną i coraz mniej mu się to podobało.
Wrócił myślami do postaci kobiety z jeziora, rad że chodź na chwilę jego głupiutka narzeczona pozwoliła mu zająć głowę innym tematem. Zastanawiał się, chodź podpadało to już po paranoję, czy to aby nie jej stopę zobaczył, gdy stał na dachu. Jeśli tak, istniała minimalna szansa, że kobieta nie należy wcale do grona buntowników tylko wyjątkowo skrytych mieszkańców wioski. Być może nie za często wychodziła z domu, dlatego jej nie kojarzył? A może po prostu nie oddalała się od miejsca swojego zamieszkania? Mógł znaleźć setki usprawiedliwień takiego stanu rzeczy, nie znalazł jednak nic, co mogłoby tłumaczyć jej obecność poza osadą, wtenczas gdy przyłapał ją kąpiącą się z taką naturalnością w jeziorze.
Doszło do tego, że w swojej głowie wielokrotnie utożsamiał ją z postacią leśnego elfa czy też przybrzeżnej nifmy. Patrząc przez pryzmat czasu wydawała mu się taka ulotna, nieuchwytna dla zwykłego śmiertelnika, niemal eteryczna. Przerażało go to, bo do tej pory miał się za całkiem rozsądnego realistę. Tymczasem bujał w obłokach i zwykłej awanturniczce dorysowywał magiczne skrzydła, mające jej pomóc w przemieszczaniu się po lesie.
Pokręcił z niedowierzaniem głową i dokładnie w tym momencie rozległ się dźwięk pojedynczego świścięcia. Na dany znak wszyscy zatrzymali się niemal w tym samym czasie, wstrzymując oddech i nasłuchując. Jeden z członków Klanu Hyuuga dał migowy znak reszcie by spojrzeli w danym kierunku. Wtedy też zapanowało nieznaczne poruszenie. Dziedzicy Byakuugana podszeptywali coś miedzy sobą z zapałem, ich przywódca zaś władczo uniósł dłoń i skierował ją na północny wschód, dając tym samym sygnał do wznowienia wędrówki. Sasuke wiedział, podobnie jak każdy z czym to się wiąże. Osada buntowników została nareszcie odnaleziona, a do znaczyło tylko jedno.... Już niedługo spotka obiekt swoich rozmyślań.
Dalszą drogę poświęcił na sumiennym kontemplowaniu, co zrobić aby ją pochwycić i jednocześnie sprawić, by uszła z życiem.
Wokół roztaczał się swąd dymu. Powietrze przecinały pełne rozpaczy krzyki oraz szczęk metalowej broni. Osada buntowników zajęła się wysokim, zatrważającym ogniem w zaledwie kilka minut po rozpoczęciu ataku. Niczego nie spodziewający się mieszkańcy, niczym wybudzeni z letargu rozbiegli się na wszystkie strony, próbując wyswobodzić z ciasnych okowów śmierci. Te spadły na nich wraz z nagłym wkroczeniem wojsk Konohy, i zacisnęły się lodowatym uściskiem wokół wszystkich, strwożonych serc.
Kobiety w popłochu uciekały z płaczącymi dziećmi w głąb lasu, zaś nieliczni mężczyźni, jeśli tylko mieli dość siły, chwytali za broń i stawali do daremnej walki. Każdy z nich wiedział, że w starciu z połączoną mocą oczu klanu Hyuuga oraz Uchiha nie mają najmniejszych szans na wygraną. Dlatego niewielu dzielnie stawiało im czoła, własnym życiem chcąc zagwarantować swoim rodziną więcej czasu na ucieczkę. Nie wiedzieli, że oddział ANBU rozstawiony został w lasach otaczających obóz, otrzymując polecenie natychmiastowego uśmiercania każdej z osób, która pojawi się w zasięgu wzroku. Fugaku bardzo starannie wszystko zaplanował. Żadna osoba nie miała prawa pozostać na wolności i tak też się działo. Zza koron drzew raz po raz wydobywały się zdławione krzyki oraz lamenty; kobiece głosy przepełnione błaganiem o zachowanie swoich pociech przy życiu.
Niemoc, smutek i tragedia tych ludzi była niemal namacalna.
A jednak ci, którzy otrzymali surowe rozkazy od Hokage nie wahali się przed bezlitosnym przechwytywaniem uciekinierów czy nawet, w przypadku waleczniejszych osobników - podrzynaniem im gardeł. Członkowie klanów bytujących w wiosce mieli oczy tak zaślepione ideałami przywódcy, że rzeź na buntownikach uznawali za swojego rodzaju triumf. Nikt nie widział w tym niesprawiedliwości, żadna z osób nie pomyślała jak niegodną, podłą rzeczą jest śmierć - szczególnie wymierzona w takich okolicznościach. Nie lękano się zabijać dzieci, łapać kobiet, bowiem każdy łup oznaczał osobiste zwycięstwo nad ruchem oporu. Szczególnie usatysfakcjonowany rozlewem krwi był Madara. Z szerokim, wręcz maniakalnym uśmiechem zacierał ręce gdy tylko pod jego nogi trafiał kolejny, na wpół żywy, związany jeniec.
Sasuke obserwował cały ten chaos stojąc z tyłu i podobnie jak Itachi oraz Shisui, starał się robić tylko pozory groźnego i nieustraszonego wojownika. W rzeczywistości nikt z danej trójki nie podniósł na nikogo ręki ani nie zaprószył ani jednej iskry ognia. Jak udało im się skryć przed wszystkowiedzącym wzrokiem Fugaku oraz jego pomocnika, nie sposób tego wyjaśnić.
Itachi z natury bardzo wrażliwy i empatyczny wzdrygał się na widok takiej ilości nieuzasadnionej śmierci. Szczególnie mocno porażał go widok niewinnych dziewczynek czy też chłopców, czasami tak maleńkich, że nie nauczyły się jeszcze mówić. I już nie zdążą tego zrobić - pomyślał z żalem, po czym z bezradnością odwrócił wzrok od związanej grubym sznurem, na oko 5-letniej dziewczynki. Mała istotka z postrzępionymi włoskami i spuchniętymi od płaczu oczami przysiadła na splamionej krwią ziemi obok całej reszty zniewolonych osób. Pewnie znała ich wszystkich z widzenia czy też bliskiego sąsiedztwa, prowadząc beztroskie życie w małej chodź dobrze zorganizowanej społeczności, jaką jego ojciec zwykł nazywać "Gniazdem upierdliwych mrówek". Nierozumiejące spojrzenie małych oczek wodziło ze smutkiem po rozgrywającym się horrorze. Dziecko rozglądało się, bezgłośnie nawołując pomocy, wsparcia czy też najprostszego wyjaśnienia.
Poruszyło to struny duszy Itachiego, o których nie chciał pamiętać; przywołało wspomnienia jakie odtrącił od siebie już dawno temu... Czuł się jak rażony gromem. Nie mógł wyzbyć się obrazów tragicznych wydarzeń sprzed lat. Widział je wyraźnie, niczym projekcja przeszłości wywołana przez jego własny mózg. Przed oczami miał wiele wydarzeń. Ogień, tak jak teraz trawiący wszystkie budynki, dym unoszący się w górę czarnymi kłębami, strzelające iskry. Krew, strach, uciekający ludzie... Krzyczeli tak samo, równie rozdzierająco, błagalnie. I to dziecko. Mała, nierozumiejąca dziewczynka. Wszystko wydało mu się nagle takie żywe... Nieoczekiwanie poczuł na ramieniu czyjąś ciężką dłoń.
Zaskoczony odwrócił zaszklone od nadmiaru emocji oczy, napotykając ściągniętą w wyrazie bezdennej bezradności twarz Shisuiego. Ścisnął go za ramię po czym odwrócił się, tym samym zmuszając do ruchu także Itachiego. Miał rację, oczywiście. Sterczenie w miejscu może wzbudzić niepotrzebną uwagę ojca, lub co gorsza samego Madary.
Na sztywnych nogach ruszył przed siebie, dobywając swojej katany. Nie. Nie chciał nikogo zabić, nie chciał nikogo zniewolić. Chciał tylko przetrwać ten paskudny wieczór i móc wrócić w końcu do domu, gdzie z powodu wyrzutów sumienia znów nie prześpi spokojnie całej nocy.
Sasuke czuł się równie zdekoncentrowany , ale nie bynajmniej z powodu rozgrywającej się zewsząd tragedii. Był wściekły, przede wszystkim na samego siebie. Wszystko stało się tak szybko że nie był w stanie zobaczyć nigdzie poszukiwanej kobiety! Nie był pewny czy umknęła w porę w las, czy też stanęła do walki. Nim zdołał się w tym zorientować ludzie rozbiegli się na boki, a na polu bitwy została tylko jedna, jedyna dziewczyna. Sasuke nie musiał się jej zbyt wytrwale przyglądać by stwierdzić że to kategorycznie nie jest nimfa, której tak wytrwale poszukiwał.
Owa kobieta miała dwa brązowe koki, ciasno uformowane po obu stronach głowy. Nosiła podarte, brudne od ziemi ubranie; ciało ukazywało wiele oznak po otrzymanych ciosach. Była nieugięta, gotowa do ataku. Na jej twarzy malowała się godna podziwu determinacja. Mimo to drżała ze strachu. A jednak wciąż tam stała. Na środku, otoczona przez czterech członków klanu Hyuuga. W jednym z nich młodszy Uchiha poznał wysokiego mężczyznę, który w czasie wędrówki nieustannie obserwował Hinatę.
Buntowniczka przyjęła pozycję bojową, w ręce dobywając ciasno zwinięte zwoje.
Sasuke musiał przyznać, że nie brakowało jej odwagi... A jednak to nie było to. Patrząc na nią, czuł że to nie ją widział wtedy w jeziorze. Nawet jeśli jej ruchy były równie płynne, nie dorównywała tajemniczej kobiecie zwinnością oraz szybkością.
Wnioskując z ostrożności jej przeciwników musiała być godną wojowniczką. Po chwili obserwacji stwierdził również, że świetnie posługiwała się bronią. Jej umiejętności, chodź godne przyklasku nie umywały się jednak do zdolności potężnego Nejiego. Tak, teraz go poznał. W oczach Sasuke zdradziła go ta charakterystyczna, niebywale silna technika, nazywana Obrotem Nieba. Niebieska smuga chakry którą poruszał z zawrotną prędkością wokół własnej osi jednorazowo odbiła wszystkie wyrzucone ostrza brązowowłosej.
I wtedy, nie mając już żadnej możliwości obrony, kobieta rzuciła się do ucieczki.
Sasuke natychmiast ruszył za nią w pogoń, dostrzegając okazję do wyciągnięcia z dziewczyny paru potrzebnych sobie informacji. Jednym gestem ręki zatrzymał pędzących ku niej członków klanu Hyuuga. Był wyżej postawiony niż oni wszyscy razem wzięci. Przyzwyczaił się już, że podrzędne rody zawsze muszą postępować zgodne z jego wolą. Był w końcu synem przywódcy. Tak też się stało. Na wydany rozkaz cała czwórka, łącznie z potężnym Nejim zatrzymała się w miejscu, jedynie w milczeniu odprowadzając pędzącego na złamanie karku Sasuke złowrogim spojrzeniem.
Tymczasem młodszy Uchiha specjalnie przeciągał pogoń, dopadając dziewczynę dopiero w momencie gdy ta wbiegła pomiędzy gęste drzewa. Zacisnął dłoń na jej wątłym ramieniu po czym cisnął nią na pobliski głaz niczym szmacianą lalką. Krzyknęła głucho ale nie zaniechała obrony. Uniosła ręce niczym do uderzenia, Sasuke miał jednak na tyle rozumu żeby sprawnie zablokować jej cios. Następnie przygwoździł ją za szyję do twardego kamienia, bez problemu podrywając drobne ciało w powietrze. Kobieta szarpnęła się i z trudem zaczerpnęła wdechu, obie dłonie mocno wszczepiając w skórę na ręce mężczyzny.
Uchiha odczekał tak chwile, wyostrzając zmysły...
Miał wyjątkowe szczęście. W okolicy nie wyczuł ani jednego członka ANBU. Czy więc było to jedyne miejsce, którego nie strzegli? Nie miał co do tego wątpliwości. Na jego twarz wpełzł szczeniacki uśmieszek.
- No, no. Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. - syknął, przybliżając do niej swoją twarz. Kobieta wciąż walczyła o najmniejszy oddech - Gdzie się ich nauczyłaś?
Bez ostrzeżenia puścił ją na ziemię, w momencie lądowania serwując kobiecie silny cios pięścią w brzuch. Zawyła boleśnie i zgięła się wpół. Chwycił ją za włosy, wymykające się z koków, po czym odchylił jej głowę ku górze. Musiała na niego spojrzeć, jednocześnie będąc unieszkodliwioną przez głaz za plecami. Nie miała dokąd ani jak uciec. Z resztą, była na to zbyt obolała.
- Od dziadka. - wycharczała, spluwając na ziemię krwią. - Zdążył mnie tego nauczyć, zanim zmarł. Powinien był to robić mój ojciec, ale nie miał ku temu okazji bo odebraliście mu życie 13 lat temu! Skurwysyny! Obyście zginili w piekle!
Zrobiła ruch rękami, jakby chciała wydrapać mu oczy. To również bez problemu skontrował, nieporuszony jej słowami. Często zdarzało się, że buntownicy mieli swoje wersje historii, jakie działy się niegdyś we wiosce. O ile wiadomo Sasuke, 13 lat temu odbywały się w niej drobne rozruchy, ale nikt nie stracił wówczas życia. Ot! Propaganda i fałszywa ideologia ruchu oporu! Ci ludzie zrobią wszystko, żeby tylko zwerbować do siebie więcej członków. Przykładem jest ta durna dziewczyna, która uwierzyła że jej ojciec został zamordowany przez jego ród! Na samą myśl o tym cyrku chciało mu się śmiać.
13 lat temu... Był to okres kiedy Klan Uchiha zdobył panowanie w Konoha. Ale każda lekcja historii dobitnie mówiła iż stało się to na zasadzie wolnej demokracji! Miał ochotę rzucić w twarz tej niemądrej kobiecie całą prawdę, ale stwierdził że nie będzie strzępił sobie na nią języka. I tak jest już teoretycznie martwa.
- Piękna opowieść. Niemal się wzruszyłem. - zironizował, w ramach ostrzeżenia jeszcze mocniej przyciskając ją do głazu. Stęknęła z bólu - Potrzebuje od ciebie kilku informacji, dotyczących pewnej kobiety...O, ale chyba najpierw powinniśmy trochę lepiej się poznać. Więc, jak się nazywasz?
- Nigdy jej nie znajdziesz, kimkolwiek jest! I niczego się ode mnie nie dowiesz. Spieprzaj!
- A jeśli w zamian zaoferuje ci wolność?
- Nie chcę twojej litości, sukinsynu! - Szarpnęła ramionami - Pieprz się!
Sasuke groźnie zmarszczył brwii, czując znajomy przypływ frustracji. Nie cierpiał gdy coś nie szło po jego myśli.
- Czemu od razu tak niegrzecznie. - warknął - Może zaczniemy od początku.. Ja jestem Sasuke i postaram się cię nie zamordować, o ile będziesz ładnie odpowiadała na moje pytania. Uwierz mi dziewczyno, nie chcesz trafić w ręce Madary. Wsadzi cię do więzienia, gdzie czeka cię cała noc pełna... - skrzywił się mimowolnie, bo nigdy nie był zwolennikiem takich praktyk. Jednakże jego głos zabrzmiał groźnie - .. wrażeń. Jeśli okażesz chodź odrobinę rozumu, porozmawiasz ze mną i odejdziesz w swoją stronę, a ja powiem że zginęłaś w starciu. Więc jeszcze raz. Jak się nazywasz?
Długo nie odpowiadała. Zmrużone powieki wskazywały na intensywną grę myśli.
- Tenten. - rzuciła w końcu
- Bardzo ładnie imię. A teraz konkrety, bo nie mamy za dużo czasu. Czy w waszym obozie znajdowała się szczupła, jasnowłosa kobieta? Wiem o niej tyle że porusza się bardzo szybko i zwinnie.
- Jasnowłosa? - powtórzyła, unosząc jedną brew - Co masz przez to na myśli? Blondynka?
- Nie. - Czuł, że to właśnie powinien powiedzieć. Przez blask słońca Sasuke nie był w stanie spostrzec dokładnej barwy włosów ów istoty, ale w głębi siebie czuł że to nie był ten kolor. Po prostu.
- Więc jaka?
- Jasnowłosa. Nie wiem, nie zauważyłem ich koloru.
- No to jak mam ci pomóc - Gdyby nie bała się gwałtowniejszy ruchów, najprawdopodobniej w geście kapitulacji wyrzuciłaby w górę obie ręce. Nigdy nie spotkała się z bardziej skomplikowanym żądaniem. Tenten była sparaliżowana przez ból i strach, a jednak w jej ciemnych oczach pojawiła się nuta złości. Ta drobna sytuacja dowodziła, jak bezrozumnymi osobnikami byli członkowie tych wszystkich, szacownych klanów. Osobiście żywiła do nich dużą urazę i awersję.. Właśnie dlatego zdecydowała się na życie pod statusem "zdrajczyni" czy też jak kto woli "buntowniczki". Nie wchodziła nikomu w drogę. W rzeczywistości wyglądało to tak, że funkcjonowała spokojnie wśród osób które szanowała i lubiła. Nie było łatwo, ale wszystko co działo się w niewielkiej osadzie ukrytej głęboko w lesie było po stokroć lepsze od żywota w granicach jej rodzinnej wioski. Terror Fugaku sięgał coraz dalej, wystarczyło chociażby spojrzeć na żelazne, kolczaste druty którymi szczelnie obłożono wysokie mury..
Wysoki mężczyzna z rodu Hyuuga wspomniał coś o ataku na wóz kupiecki. Nie mieściło jej się to w głowie, na jakiej podstawie winą za to obarczono właśnie ich, niegroźnie funkcjonującą w lesie grupę ludzi, w większości zwykłych cywilów. Mieli w swoich zapasach wystarczająco żywności; nie musieli przymierzać się do napadów i kradzieży.
W okolicy działało mnóstwo podrzędnych szajek rozbójników, Hokage najpewniej o tym wiedział.. A jednak wykorzystał byle pretekst by się ich pozbyć, nieodwracalnie. Stłumiła ciężkie westchnienie bólu i spuściła wzrok.
- Nie chodzi o ten kolor włosów - odezwał się ze zdenerwowaniem Sasuke i łypnął na nią ostrzegawczym spojrzeniem. Zdawał sobie sprawę, rzecz jasna, ze swojego niefortunnego położenia. - Porusza się w sposób niepodobny do innych. Jeśli żyła w tej osadzie..
- To najpewniej już dawno ktoś ją utłukł! - wtrąciła Tenten, gdy ból z powodu straty najbliższych stał się nie do wytrzymania. Nagle uderzyła w dziewczynę świadomość krzywdy, której doznała. - Dlaczego łudzisz się że wciąż żyje, skoro najpewniej nie zobaczyłeś jej wśród pojmanych kobiet?!
- Radziłbym trochę grzeczniej - upomniał z niebezpiecznym błyskiem w oku, po czym nieco rozluźnił uścisk którym trzymał ją za ramię - Umknęła mi już dwa razy. Nie mam wątpliwości że i tym razem mogło jej się udać.. Ale nie o to cię pytałem. Chcę tylko wiedzieć czy ją znasz i czy mieszkała w tym miejscu.
- Jeśli kobieta o której mówisz jest taka charakterystyczna to nie, nie było jej tutaj. Nasza osada łączyła normalnych ludzi, bez szansy na przetrwanie w innym miejscu. Zresztą, jedyną jasnowłosą kobietą u nas była blondynka, ta sama którą twój ojciec na wylot przebił mieczem gdy próbowała uciec. - Ostatnie zdanie wypowiedziała z mnóstwem goryczy, nieznacznie zaciskając pięść. Na samo wspomnienie lejącej się krwi swoich towarzyszy czuła przypływ gniewu, który szybko przemieniał się w bolesną bezsilność. Wszystko co znała i kochała odeszło w zapomnienie, a ona... Cóż. Co się z nią stanie?
Sasuke poczuł się, jakby ściągnięto mu z serca wielki kamień. A więc jego nimfa nie należała do buntowników! W takim razie musiała mieszkać w wiosce, nie widział innej możliwości. Podświadomie wykrzywił usta w lekki uśmiech. Będzie musiał poszukać jej w spisie ludności. Małymi kroczkami posuwał się do rozwiązania tej zagadki.
Tymczasem Tenten stała bez ruchu w miejscu. Krzyki już dawno ustały, teraz nad zgliszczami osady unosił się tylko swąd spalenizny i czarny dym.
- Obiecałeś, że puścisz mnie wolno - odezwała się w pewnym momencie, przytłoczona ciszą.
- Tak? - zdziwił się, spoglądając ku niej z satysfakcjonującym spokojem. Widok gasnącej nadziei w jej oczach przyprawiła go o przyjemne dreszcze - Nie przypominam sobie.. Idziemy. Ruszaj się.
Po czym złapał ją silnie za kark i pociągnął do przodu, kierując się niewątpliwie w stronę z której oboje przybyli. Kobieta zapierała się z całych sił, dysząc głośno. Niemożliwym stało się dla niej wyswobodzenie z silnego, męskiego chwytu.
- Obiecałeś! - pisnęła, mocno wrzynając paznokcie w jego skórę.
- Nic nie obiecywałem. Z resztą, nawet jeśli to właśnie zmieniłem zdanie. W ogóle nie byłaś pomocna.
- Powiedziałam prawdę!
- Jakie to urocze - mruknął i już bez słowa pociągnął ją za sobą, głuchy na protesty. Jej wątpliwa siła nie była dla niego żadną przeszkodą - Właściwie nawet mi cię szkoda.
- Kłamca! Zgnijesz w piekle, jeszcze zobaczysz!
- Na twoim miejscu martwiłbym się raczej o siebie. Jesteś akurat w typie Madary, cóż za zbieg okoliczności.
- Ty podły....!
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ naraz Sasuke zatrzymał ich oboje w miejscu i zamarł w bezruchu. W pobliżu usłyszał trzaśnięcie suchej gałęzi. Dźwięk rozniósł się w ciszy lasu niczym wystrzał, wprawiając go w zaniepokojenie. Nie wyczuł w pobliżu żadnej zagrażającej mu chakry ale mógłby się założyć... że słyszy głośne sapanie, przemieszane ze zdławionym warkotem; dźwięk dobiegał dosłownie znikąd. Chłopak stanął pewnie na nogach i lekko przygarbił, próbując się skupić. Było to trudne, ponieważ kobieta którą trzymał ciągle próbowała się wyrwać robiąc przy tym masę zamieszania.
Zerknął ku niej kątem oka w sposób zdradzający irytację i nim zdołał do końca zorientować się w sytuacji, coś z tępym gruchotem wylądowało na ziemi tuż przed nim. Ziemia niedostrzegalnie zadrżała pod naporem uderzenia... masywnych łap.
Sasuke szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w postać ogromnego wilka mierzącego gdzieś z półtora metra wzrostu w kłębie. Zwierzę ukazało wielkie zębiska i kłapnęło paszczą, spoglądając weń z nienawiścią. Miało bystre brązowe oczy i szaro-białą sierść, którą stroszyło dziko z każdym krokiem zrobionym w stronę dwójki zmarłych w bezdennym strachu osób. Tenten również zdążyła zorientować się już w sytuacji. Na równi z pojawieniem się zwierzęcia Sasuke puścił jej kark i przygotował się do unieszkodliwienia bestii.
Kiedy przypadkowo zwróciła na niego uwagę, w dłoni dzierżył dwa niewielkie kunaie. Dziewczyna z oszołomieniem spoglądała na jego niegroźne zabaweczki. Czym były te śmieszne ostrza w porównaniu z kompletem ostrych pazurów wielkości jej dłoni i pakietem ogromnych zębów, jakimi dysponowało wściekłe zwierzę? Odruchowo odsunęła się krok w tył, i wtedy wielkie ślepia zatrzymały się na niej. Oczy bestii zalśniły niepokojącym ciepłem. Zamrugała, będąc pewną że to obrażenia powodują nagłe omamy wzrokowe. W sposobie bycia wilka było jednak coś, co nakazywało jej czuć się bezpiecznie co było totalnym paradoksem, bo przecież zwierze było wilkiem, do tego dość nieprzychylnie usposobionym. Gdy bestia na nowo spojrzała na Sasuke, zawarczała groźnie. Wielki ogon z rozpędu uderzył w pobliskie krzewy, odrywając z nich liście.
Uchiha poruszył się i niemal w tym samym momencie ogromne cielsko poderwało się z ziemi, niewyobrażalnie szybko przeszybowując w powietrzu w stronę conajmniej bliskiej omdlenia ze strachu Tenten. Posiadacz sharingana uskoczył w bok i cisnął ostrzami w stronę zwierzęcia, przekonany, że ten, niedobywszy ofiary, ponownie ruszy do ataku. Uchybił celu, ponieważ nic takiego się nie wydarzyło. Zwierzę wraz z dostaniem się w pobliże kobiety, zapomniało o jego obecności.
Zbyt późno zorientował się, że to nie on był pierwotnym celem wilka. Głupio założył również że zdoła go pokonać. Stworzenie emanowało zadziwiającą siłą i majestatem. Było równie piękne co śmiercionośne. Już nie miał złudzeń, jaki drapieżnik powalił z rana dorosłego łosia, raniąc go przy tym tak dotkliwie. Ten wilk z pewnością mógł dorównać mu rozmiarem!
Zwierze zbliżywszy się do Tenten, z gwałtownością popchnęło ją w brzuch swoim wielkim łbem, zmuszając do cofnięcia się w gęsto porośnięte części lasu. Gdy to nie zadziałało, bez cenia agresji, poganiającym ruchem coraz natarczywiej napierał na nią swoim cielskiem. Dziewczyna mocno pobladła na twarzy ale bez słowa i zgodnie z jego wolą w końcu odwróciła się, po czym pędem pognała przed siebie. Wilk natomiast bez wahania ruszył za nią. Biegł nieustannie przy jej boku, niczym udomowiony wilczur dopóki oboje nie zniknęli z oczu Sasuke.
Uchiha pozostał sam na leśnej trawie, stojąc wrośnięty w ziemię i próbując zrozumieć, co się właśnie stało. A jednak im bardziej próbował to pojąć, tym mocniej czuł się zagubiony.
Gdy chwilę później pełen wewnętrznych sprzeczności wyszedł zza drzew, prezentował spokojny wyraz twarzy. W dalszym ciągu nie chciał dzielić się z resztą swoimi informacjami. To mogłoby zagrozić jego zamiarom, które pozostały niezmienne.
Sam rozprawi się z bestią grasującą w okolicy. Teraz już wie dokładnie, czego ma szukać.
- Gdzie jest dziewczyna? - Rozległ się surowy, męski głos kierowany niewątpliwe w stronę młodszego Uchihy. Sasuke prędko odszukał Madarę wzrokiem.
- Nie żyje.
- To gdzie jej ciało?
- Nic po niej nie zostało. Możesz iść i poskładać sobie ją do kupy, jeśli chcesz.
- Zabicie jednej kobiety zajęło ci aż tyle czasu, Sasuke? - wtrącił ojciec a jego surowy ton pobrzmiewał wątpliwością. Sasuke poczuł na sobie ciężar dziesiątek przeszywających spojrzeń i niemal pochylił głowę, ale zaraz przypomniał sobie kim był, i że wcale nie powinien czuć się winny. Na pewno nie pozwoli sobie, by członkowie drugorzędnego klanu Hyuuga patrzyli na niego w ten sposób. Szczególną niechęć odczuwał w stosunku do Nejiego; ten dodatkowo uśmiechał się z wyższością. Hinata nieporadnie splotła dłonie przed twarzą, duże, białe oczy emanowały zagubieniem. Sasuke powstrzymał się od posłania jej kwaśnej miny i skupił uwagę na postaci ojca.
Stał dumnie na środku placu, wokół dymiących się zgliszczy budynków. Nie skaziła go ani jedna kropka krwii.
- Samo zabicie dosłownie chwile. Sęk w tym, że nie bez powodu pochwyciłem ją dopiero w lesie.
Poważna twarz Fugaku pozostała poważna tylko przez kilka kolejnych sekund. Następnie wykrzywiła się w coś na kształt ironicznego uśmiechu. Mężczyzna podszedł i mocno klepnął syna w plecy.
- No! Widzę że masz w sobie coś z barbarzyńcy, podoba mi się to! - Rozpierany dumą zwrócił się w stronę Madary. - Zabieraj ich! Wracamy do wioski, świętować nasze zwycięstwo!
Młodszy Uchiha również uśmiechnął się z zadowoleniem po czym odwrócił głowę, ilustrując stojące szeregi żołnierzy z Konohy. W tłumie przypadkiem napotkał zachmurzone spojrzenie swojego brata. Itachi znajdował się w znacznym oddaleniu, mimo to Sasuke i tak rozpoznał u niego mocno ściągnięte brwi i charakterystycznie wykrzywione usta. Mężczyzna wyraźnie nie podzielał entuzjazmu swojego ojca. Podobnie zresztą jak Hinata. Dziewczyna na wieść o bezwstydnej insynuacji którą jej narzeczony podsunął, chcąc ratować swoją sytuację, pobladła raptownie i opuściła uniesione ręce. Sasuke nie przejął się tym, bowiem nie zależało mu na jej akceptacji. W kwestii prawnej miała ona tylko odbyć z nim parę nocy i urodzić jego dziecko, oczywiście syna. Było to poświęcenie na które mógł się zdobyć, lecz nic poza tym. Przecież nikt nie wymagał od niego by się liczył ze zdaniem czy uczuciami swojej narzuconej, przyszłej małżonki, solidarnie postanowił więc tego nie robić.
- Ruszamy! - zarządził Fugaku
- Tak jest!
Schwytanych buntowników było około dwudziestu, łącząc w sobie osoby w różnym wieku. Itachi z trwogą spostrzegł, że w większości były to młode kobiety. Skrycie podejrzewał, że nie stało się to za sprawą zwykłego przypadku. Znał swój ród na tyle dobrze by wiedzieć do czego są zdolni. Nie był to zresztą pierwszy taki dziwny zbieg okoliczności..
Utrzymywał dystans od wszystkich by razem z Shisuim w ciszy żałować tego, czego mimowoli się dopuścili. Obydwoje doskonale wiedzieli, jaki los spotka buntowniczki jeszcze tej samej nocy. Członkowie klanu wartujący w więzieniach, zazwyczaj nie powstrzymywali się przed niczym, względem przetrzymywanych tam dziewcząt.
Itachiego jednakże przerażało coś jeszcze. Jego młodszym brat.. W tamtej chwili bezpowrotnie zrozumiał, że nie da się go już uratować. Rozpuszczony i zły do szpiku kości, bezwzględny, surowy, pozbawiony skrupułów- zupełnie tak samo jak ojciec.
- Wiem o czym myślisz przyjacielu - powiedział cicho Shisui - Ja również boje się tego, co będzie w przyszłości.
- Tak. - przyznał z otępieniem - Żałuje, Shisui. Świadomość, że gdyby nie ja wszystko byłoby inaczej..
- Czy to jednak znaczy lepiej, Itachi?
Westchnął głośno, uwalniając z siebie ogromne pokłady żalu.
- Z pewnością tak...- Mocno zacisnął pięści - Z całą, pieprzoną pewnością.
- Gdybyś jednak przed laty przyjął propozycję Sarutobiego i zdecydował się zlikwidować klan, byłbyś w stanie własnoręcznie zabić własnych rodziców? Sasuke czy nawet Izumi? Dlaczego miałbyś brać na siebie całą rozpacz i żal, skazywać się na wieczne wygnanie, niezasłużone potępienie. Postąpiłeś w sposób, który uznałeś za słuszny. Szanuje twoją decyzję, tak jak od zawsze szanowałem cię jako człowieka, ninja Liścia i swojego kompana. Mnie również niegdyś ocaliłeś od śmierci, pamiętasz?
- Nie zdołałem jednak ocalić twojego oka.
- Danzo był przebiegłym shinobim, nawet ja nie mogłem się tego po nim spodziewać. Nie mniej jednak moje aktualnie sprawdza się równie dobrze.
- Ale wyklucza możliwość wykonania Nieskończonego Tsukuyomi.
- Tak, to prawda. Ale nie trać nadziei. Wierzę że pewnego dnia zjawi się ktoś, kto zmieni dzieje naszej rodziny.
Itachi spojrzał na przyjaciela, wzrokiem wyprutym z nadziei.
- Obyś miał rację - wyszeptał po dłuższej chwili
Kolejne dni upłynęły w spokoju i niepokojącej harmonii. Myśl o tajemniczej kobiecie, której już nigdy więcej miał nie zobaczyć nieustannie nękała młodego dziedzica Uchiha. Nie było jej w spisie ludności, do licha. Wszystkie zdjęcia przedstawiały postaci bezbarwnych dziewczyn, bez krzty jej werwy, odmienności czy eteryczności... One po prostu nie był nią. Czuł to, pomimo tego że nigdy nie zobaczył tej kobiety z bliska.
Kolejny ślepu zaułek, w który z własnej woli się zapuścił. Powoli godził się z wrażeniem osobistej porażki. Miał rozwikłać tą zagadkę, tymczasem niewiadome piętrzą się niczym ogromna góra i nie zapowiada się na to, by cokolwiek zostało w najbliższym czasie wyjaśnione. Co śmieszniejsze, poza nim nikt nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Bo czyż biegająca po lesie istota, której nikt nigdy nie widział i o której nikt nic nie wie, nie jest zagrożeniem?
Gdyby tylko Sasuke wiedział, że dzisiejszy patrol okaże się dla niego przełomowym ciągiem zdarzeń, z pewnością nie szedłby na niego z taką niechęcią. Dzisiaj bowiem spełnić się miała rzecz, której pragnął niezmiennie od tygodnia. Tajemnicza kobieta znad jeziora po raz kolejny da o sobie znać...
W tym samym momencie na skraju lasu, niczym strachliwa łania, zza drzew wychyliła się różowa głowa. Zielone oczy ostrożnie badały teren, wyczulone na każde drgnięcie; ciało zastygło w bezruchu, wtapiając się w otoczenie.
Kobieta miała na sobie szarą, mocno wysłużoną koszulkę o krótkich rękawach. Tkanina była brudna od ziemi i kawałków zarośli, w podartych miejscach gdzieniegdzie przebijała się goła skóra. Na okrycie nóg składały się dwa płaty umiejętnie wykrojonego, zwierzęcego futra. Stopy pozostały bose, poruszając się bezszelestnie po gęstej trawie.
Coś bardzo zaabsorbowało jej uwagę. Mocno wychyliła głowę próbując z daleka dopatrzyć się oddalonego o parę metrów obiektu. Wahała się jeszcze długo, rozglądając czujnie dookoła i bacznie niczym zwierzyna nadstawiając uszu, zanim wolnym krokiem wyszła na otwartą przestrzeń, skradając się w sposób powabny, znany sobie od lat...
Szurając nogami Sasuke postanowił udać się w miejsce łączące wioskę z oddaloną częścią lasu. Znajdowało się na terytorium Itachiego i było jedyną możliwością na dostanie się do Konoszańskiego gąszczu, bez konieczności odmeldowywania się w bramie głównej. Potrzebował chwili odpoczynku od ciągłego posiadania oczu dookoła głowy.
Po dotarciu na miejsce, nie spodziewał się jednak zobaczenia czegoś podobnego. Zamarł w bezruchu i spoglądał przed siebie z mieszaniną niedowierzenia i złości. W połowie osłaniał go konar jednego z drzew.
Jasnowłosa dziewczyna, o podartym ubraniu, z rozwianymi, postrzępionymi włosami siedziała okrakiem na zwłokach jakiegoś mężczyzny i nuciła coś rytmicznego pod nosem. Sasuke niewiele był w stanie zobaczyć stojąc w takiej odległości, ale w oczy od razu rzuciły mu się czarne włosy ofiary i jego ciemno-zielony mundur, teraz nasiąknięty szkarłatną krwią. Ciemne oczy Uchihy spochmurniały gwałtownie, zasnute głębokim gniewem. Znał tego człowieka. Do niedawna był jeszcze członkiem jego klanu, częścią rodziny! Ogarnęła go fala niepohamowanej złości.
Wychylił się, chcąc przyjrzeć bliżej ów kobiecie, która nieskrępowana popełnioną zbrodnią pochylała się nad ciałem zabitego mężczyzny. Gwałtowne ruchy ręki oraz opuszczona w dół głowa, z wzrokiem wbitym w jeden punkt wskazywały na to, że musiała coś pisać. Nie był w stanie dopatrzeć się wyrazu jej twarzy, gdyż w większości zasłaniały je długie, różowe pukle włosów. Widać było, że od dawna nie zaznały dobroczynnego wpływu szczotki.
Denerwowała go przejawiana bierność. Stał za drzewem niczym ciekawski uczniak podczas gdy ta morderczyni wyprawiała nie wiadomo nawet co, nad zwłokami jego zabitego kuzyna. Poruszył się chcąc niepostrzeżenie dostać się bliżej i zaatakować znienacka, kiedy nagle.. zagubiona gałąź głośno trzasnęła pod jego stopą.
A wtedy dwie rzeczy zdarzył się w tym samym momencie: Sasuke zaklął szpetnie wypuszczając z siebie cały tabun wygórowanych określników, natomiast kobieta gwałtownie zadarła głowę, szeroko otwartymi oczami spoglądając prosto na niego. Melodia zamarła na jej ustach, lekko rozchylonych, pobladłych, drżących.
I już wiedział, kto znajduje się niemal na wyciągnięcie ręki.
Te przerażone, zielone zwierciadła.. Jakże mógłby ich nie poznać?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top