13."Co proszę?"

- Ashton! Chodź tam! No szybciej rusz tą dupe! - ciągnęłam blondyna za rękę w stronę jakiejś starej sceny.

- Ej! Bo mi kawę wylejesz! - krzyknął ze śmiechem.

- Chuj z tym! Tam jest fajnie! - Ash zaczął się śmiać, a ja pociągnęłam go w stronę sceny. Wbiegłam na środek i z wielkim uśmiechem stanęłam w miejscu, patrząc się na Ashton'a, który stał na przeciwko sceny patrząc się na mnie i dopijając swoją kawę. - Zajebiście tu! - krzyknęłam, że facet przechodzący niedaleko popatrzył się na mnie dziwnie. Heloł, ja tylko opinie wyrażam! - Chodź tu blondasku! - zawołałam Ashton'a. On wyrzucił kubek po kawie i po chwili stał już obok mnie.

- No fajnie. - powiedział z uśmiechem zakładając okulary przeciwsłoneczne.

- Tylko fajnie?! Człowieku tu je...

- Jesteś jak dziecko. - powiedział i zaśmiał się, tym samym mi przerywając. Popatrzyłam na niego.

- Bo mogę! - wystawiłam mu język i usiadłam na kraju sceny. Ashton usiadł zaraz obok mnie obejmując ramieniem w talii. Po moim ciele przeszły mile dreszcze. Jak on mi się cholernie podoba!
Nagle przyszła jakaś para zakochańców psuć taką chwile. Ale gdy zobaczyłam morde Megan, od razu zrobiło mi się nie dobrze. Jak chodziłam jeszcze do szkoły, czyli jakiś rok temu, to Megan była szkolną suką. Wiece znęcała się nad innymi i takie rzeczy, nie chce mi się wymieniać. Popatrzyli na nas, a Megan się uśmiechnęła. HA! Wyglądała jak jakaś zjarana.

- Możecie stąd iść, mamy mieć tu randkę. - podparła rękę na swoim boku.

- To masz kurwa problem, bo byliśmy tu pierwsi i nie mamy zamiaru stąd iść. - założyłam rękę na klatce piersiowej.

- Ha! Wynoście się stąd.

- Chodź Ash. - zwróciłam się do blondyna. - Nie mam ochoty patrzeć jak wysysają sobie mordy. - blondyn się zaśmiał, ale nie ruszył się z miejsca.

- Wiecie może idźcie w bardziej odludne miejsce. - Ash patrzył na dziewczynę z rozbawieniem. - Żeby inni nie musieli was słuchać. - patrzyłam na niego z lekkim uśmiechem. Czyli zna ją.

- Co proszę? - zapytała oburzona.

- Myślisz że Colin nie opowiadał mi jak łatwo cię zaliczył w krzakach za klubem. - zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Chłopak który jej towarzyszył popatrzył na nią z obrzydzeniem i odszedł. Megan popatrzyła na nas ze złością i pobiegła za chłopakiem. Zaczęliśmy się ponownie śmiać.

- Ty, to tak serio? - zapytałam wycierając łzę, którą spowodował śmiech.

- Colin to mój znajomy, a ją każdy ma za łatwą. - uspokoił śmiech.

- Boszze uwielbiam cię człowieku. - powiedziałam i oparłam głowę na jego ramieniu.

- Jak się cieszę, że byłaś taka uparta i do mnie pisałaś. - uśmiechnął się i pocałował w policzek. OMG! ON MNIE POCAŁOWAŁ W POLICZEK!
Uśmiechnęłam się szeroko i podniosłam się na równe nogi.

- Idziemy już? - zapytałam i wystawiłam rękę w jego stronę. Złapał moją dłoń i wstał. Poszliśmy w stronę opuszczonego budynku. A najlepsze było to, że nie puścił mojej dłoni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top