Rozdział 4
Obudziła go wilgotność. Zsikał się? Nie raczej nie. Otwierał powoli oczy, ale nic oprócz ciemności nie widział. Chciał poruszyć kończynami ale zamiast tego poczuł ogromny ból, nie mógł się ruszyć.
Usłyszał, że ktoś się zbliża, wystraszony cofnął się pod samą ścianę. Ktoś zatrzymał się przed drzwiami po czym gwałtownie je otworzył.
-Cole to TY?! Jak dobrze, pomóż mi ktoś mnie porwał.
-Nadal nie rozumiesz? To ja cię porwałem, nie mam nawet na imię Cole.
-To kim ty jesteś?! Co ja tu robię?!Pomocy!!!
-Zamknij się!!!-zamachnął się i spoliczkował nastolatka.
Trey od razu zamilkł, a z jego oczu zaczęły płynąc łzy.
-Od razu lepiej.-jego oprawca klasnął radośnie w ręce.
- No to zacznijmy od tego, że naprawdę nazywam się Tyler Evans i jak się już domyśliłeś nie jestem twoim wujkiem.
-A..l..e j..a..k?-wyjąkał nastolatek.
-Nie przerywaj mi! Wracając... Nie masz na imię Trey Lupus, a Louis Tomlinson. Twoi rodzice podrobili twoje dokumenty bym nie mógł cię dorwać. Nie przemyśleli jednak pewnego faktu, że nawet jeśli jestem wampirem to wyczuje Wilkołaka czystej krwi.
-Bredzisz!
- Oj zamknij się! Czy to nie dziwne, że budzisz się rano i w twoim pokoju leży trup? Louis nie rób z nas debili. Obaj wiemy, że nie jesteś normalny!
-Jestem!
- W sumie i tak umrzesz więc myśl sobie jak chcesz-powiedział po czym wyszedł z piwnicy.
- Eh to czyli jestem Lou...- zamknął oczy i zasnął. Sen był jego odskocznią od tego miejsca, strachu i wszystkich nehatywnych emocji, dawał mu nikłe poczucie bezpieczeństwa. Może dlatego tak często śpi i marzy o lelszej przyszłości...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top