Rozdział 1
Trey Lupus otworzył swoje niebieskie oczy i zamrugał, porażony jasnością w jego pokoju. Usiadł na łóżku i przeciągnął się. Z jękiem padł z powrotem na łóżko, uzmysłowił sobie ,że nie pamięta momentu kiedy kładł się spać. Zmarszczył nos, gdy do jego nozdrzy doszedł okropny zapach rozkładającego się ciała. Z ustami pełnymi śliny starał się powstrzymać nudności. Nie udało się , wstał i szybko pobiegł do łazienki znajdującej się w jego pokoju. Gdy wracał do pokoju potknął się o kości jakiegoś truchła. Odskoczył z obrzydzeniem i znowu pobiegł do łazienki. Na podłodze w kałuży krwi leżały zwłoki sarny. Ktoś energicznie zapukał do drzwi, odskoczył z przerażeniem. Do pokoju wszedł Seth Morgan, był wysokim mężczyzną o czarnych jak smoła włosach i krokodylich oczach idealnie ukazywało to jego mroczną aurę. Cechował się on surowością, brakiem tolerancji, był również dewotem. Seth Morgan był dyrektorem domu dziecka, chodził codziennie do kościoła, a gdy wracał bił swoich wychowanków.
- Coś ty zrobił!!? - zapytał Morgan patrząc z obrzydzeniem i niedowierzaniem na padlinę.
-Ale pro....sze Pa..n..a to nie ja s..ło...wo.-wyjąkał wystraszony chłopiec.
- Skoro nie ty, to kto niby?
- Może Nathan i Ben przecież mnie nie lubią.
- Nie kłam !! Nathan i Ben nigdy by tego nie zrobili!- uderzył chłopca aż odleciał na kilka metrów.
-Proszę przestać!- zaskomlał.
Seth spojrzał na ciało chłopaka z obrzydzeniem.
-Spróbuj komuś pisnąć słówko.-kopnął chłopaka w brzuch i wyszedł z pokoju.
-Czemu ja?- zaszlochał Trey. Powoli wstał i poszedł do łazienki by się ogarnąć.
Gdy wrócił,zaczął myśleć czy jego życie ma wogóle jakikolwiek sens. Czy nie lepiej byłoby zniknąć? Zero cierpienia i bólu. Trey odkąd pamięta był maltretowany przez dyrektora placówki oraz przez innych podopiecznych. Trey uronił łzę po czym zwinął się w kłębęk i zasnął, śniac o lepszej przyszłości...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top