1. Witamy w Gotham!

Hejka kochani :)

Dość długo pracowałam nad tym planując udostępnić plany oraz rozdzialik w dość ważnym dla mnie dniu. Otóż moi kochani, zostałam świeżo upieczoną panią magister kryminoligii :D

Udało się i pełna szczęścia mogę śmiało udostępnić wam nowy projekt, który jest powiązany z obecnym opowiadaniem, które powstaje na tym kanale. Nie bójcie się, już wkrótce kolejne rodziały. Gdy nie muszę już pisać magisterki mam czas by nadrobić rozdziały ;D 


Ateny, 14 września 18:25

Życie na walizkach było jedną z form życia która doskonale znała, z skromnym dorobkiem, które zawsze można było szybko i łatwo przenieść z lokacji do lokacji bez przywiązania do miejsca i rzeczy. Tego przynajmniej się uczyła od najmłodszych lat swojego życia. Nastoletnia Rachel nigdy nie miała stałego adresu zamieszkania. Podróżowała o wiele więcej niż inni jej rówieśnicy, podążając za swoją matką, której praca tego wymagała. Nie miała jej tego za złe. Przynajmniej tak myślała. Nie miała powodu by ją za to potępiać czy nienawidzić. Zwiedziła wiele nowych miejsc ucząc się przy tym dużo rzeczy, które mogą się jej w przyszłości przydać. Zwłaszcza, że nie uczęszczała dotąd do szkoły ucząc się w domu. Prawie wszystkiego nauczała jej matka, a jeśli była taka możliwość na miejscu, w którym akurat przebywali zatrudniała prywatnych korepetytorów. Ostatnie pół roku spędziły w słonecznej Grecji, a teraz.... Wracały ponownie do USA. Z tego co zrozumiała dziewczyna miały zamieszkać w mieście rodzinnym mamy a przynajmniej tak gdzie spędziła swoje dzieciństwo. Mimo że były ze sobą zżyte to córka niewiele wiedziała o przeszłości swojej rodzicielki. Ta skutecznie zawsze unikała tematu przekierowując go na inne tory. Nie wiedziała więc za wiele o Arelli ani tym bardziej o swoim biologicznym ojcu. Temat tego człowieka był tematem tabu o którym się nigdy nie mówiło ani nie wspomniało. Brakowało go nawet w jej akcie urodzenia. Pole te pozostało puste na zawsze. Nie czuła jednak, że jest on potrzebny w ich życiu. We dwie dawały sobie świetnie radę i nie potrzebowałyby nagle wrócił do ich życia i je wywrócił, zwłaszcza że dla kobiety był to dość wyjątkowo bolesny temat.

- Rachel? Rachel?!

- Jestem w kuchni mamo!

Dodatkowy powód by nie prowokować Arelli. Dość łatwo wpadała w panikę, gdy nie było jej tam, gdzie powinna być lub zbyt długo się nie odzywała. W kwestii wiedzy o córce była trochę zbyt nadopiekuńcza.

- Spakowałaś już swoje rzeczy?

- Walizka czeka pod drzwiami. Czekałam na ciebie.

Umówiły się, że gdy tylko starsza z nich skończy swoje ostatnie sprawy, to wróci do mieszkania i gotowe pojadą na lotnisko.

- Jesteś gotowa córeczko? Taksówka czeka na nas na dole.

- Już mówiłam mamo. Jestem gotowa.

Nie wiedziała co sądzić o postawie matki, która była ewidentnie spięta.

- Wszystko dobrze?

- Tak. Ubieraj się a ja posprawdzam mieszkanie przed oddaniem.

Niewiele czasu zajęło jej włożenie płaszcze i butów. Jesień była wyjątkowo chłodna nawet jak na teren, w którym się znajdowali a dość trudniej było zgadnąć pogodę jaka na nich czekała na miejscu ich celu. Oparta o drzwi wejściowe próbowała sprawdzić status pogody, gdy jej matka wróciła z ... Pudełkiem?

- Zapomniałabym o tym. Bierz swoją walizkę i jedziemy.

Nigdy nie pytała jej co znajduje się w tym dziwnym i dość potraktowanym przez życie pudle. Zawsze kończyło się to zmianą tematu, temu odpuściła. Gdy tylko kobieta oddała klucze dozorcy, obie wsiadły do taksówki stojącej pod kamienicą i ruszyły w stronę lotniska. Przed nimi czekał prawie dziesięciogodzinny lot co dawało mnóstwo czasu na rozmyślanie o nowej rzeczywistości.

Gotham Academy, 15 września 12:23

Lekcje chemii nie były jego ukochanym przedmiotem, zwłaszcza odkąd uczył ich ten niedouczony palant. Damian przyrzekłby, że dostał pracę po znajomości, gdyż nauczać nie umiał wcale. Minuty mijały po sobie zbliżając się bliżej końca niż początku. Nastolatek cieszył się, że wszystko co znajduje się w programie na ten rok miał już przerobione w przeszłości i jego przyszła wiedza nie zależała od tego człowieka.

- Tak jak zapowiadałem wcześniej w przyszłym tygodniu czeka was test, także przygotujcie się dobrze. Wszelkie próby ściągania bądź podejrzenia będę konsekwentnie egzekwował. Szczególnie...

Bla, bla, bla... Każde kolejne słowo tego człowieka było dla niego bezsensowną paplaniną i próbą podbudowania swojego niskiego ego i niskich kompetencji. Z wielką ulgą przywitał dzwonek, który był dla niego wybawieniem. Nie zdołał jednak odejść zbyt daleko od sali, gdy znajome krzyki za jego plecami kazały mu zwolnić i zareagować na ich naganiaczkę. 

- Damian! Ile razy mam cię jeszcze wołać?!

- Czego chcesz ode mnie Harper?

Dziewczyna wzięła głęboki oddech marszcząc zabawnie brwi. Wiedział, że odpalił niepotrzebną lawinę, która zaraz ruszy. Jednak nie umiał się powstrzymać by chodź trochę nie podrażnić koleżanki.

- Może trochę grzeczniej? Od kiedy jesteśmy po nazwisku do siebie Wayne?!

Westchnął ciężko wiedząc, że nie ma sensu robić teraz niepotrzebnej wojny. 

- Sorry, to nie jest mój dzień. 

- Tak lepiej. 

Uśmiechnęła się zakładając luźny kosmyk za ucho. Dość łatwo było obrócić humor kasztanowłosej, która była duszą towarzystwa, przeciwieństwem niego, ogólnie znanego w tej szkole samotnika. Niejednokrotnie słyszał zdziwione spojrzenia czemu ktoś taki jak Lian zadawał się z nim. 

- Nie było cię na chemii.

- Miałam spotkanie z panią wiem od ciebie lepiej. Mam zwolnienie. 

- Co tym razem zrobiłaś?

- Nic. Tym razem to nie byłam ja. To...

Lian może i była miła i towarzyska, ale miała jedną wadę, potrafiła wpadać łatwo w tarapaty. Chłopak uważał się trochę za jej strażnika, obrońcę, traktując jak młodszą siostrę mimo, że byli w tym samym wieku. 

- Jaka kara?

- Mój ojciec ma przyjść do szkoły. Ale umówmy się. Ta stara torba szukała tylko pretekstu by się spotkać z nim sam na widzę. Widzę jakie robi do niego maślane oczy. Ale niedoczekanie niej!

Czarnowłosy chłopak wiedział i doskonale rozumiał o czym mówiła koleżanka, chodź w jego przypadku sprawa była trochę bardziej skomplikowana. O ile w przypadku rodziców Lian to jej matka unikała kontaktu chcąc ich chronić, to jej ojciec nadal ją kochał. W przypadku Damiana... to było równanie składające się z wielu punktów, które nie mogły się złączyć by poznać wynik końcowy. A wciąż oglądanie jak te wszystkie kobiety lgnęły do jego ojca probując go usidlić... Aż niedobrze na samą myśl mu się zrobiło.

Wolał zamiast tego skrócić wywód Lian do minimum. Nie potrzebował wielogodzinnego przemówienia, które można wyjaśnić z kilku zdaniach, które zajmą dosłownie dwie minuty.

- Nie zapędzaj się tak. Potrzebuje cię w terenie a nie zamkniętej w domu.

- Czasami jesteś zbyt poważny. A właśnie... Mam do ciebie prośbę.

Natychmiastowa zmiana zdania, złagodniałe spojrzenie oraz próba grania miłej. Chciała coś na nim wywrzeć jednak nie wiedziała, że to nie będzie takie proste. Myślała, że ulega jej, gdy tak gra, jednak nie było w tym ani trochę prawdy. Gdyby nie chciał tego, w życiu nie dałby się namówić, nawet własnemu ojcu.

- Pouczyłbyś mnie z chemii? Doskonale wiesz jak ten stary dziad się na mnie uparł.

- Nie krzycz tak. Słyszę cię doskonale.

- Damiaaaaan...

Złapała go za ramię i delikatnie nim potrząsnęła. Czasami naprawdę zastanawiał się za co tak go każe ten na górze, że musi się z nią użerać.

- Przestaniesz, jak się zgodzę?

- Chodźmy zatem do biblioteki. Stawiam ci potem lunch.

- Chciałaś chyba powiedzieć, że moją kartą.

Uśmiechnęła się ciągnąc go za ramię w stronę biblioteki mijając pełne zdziwienia spojrzenia i mógłby nawet przysiąść, że nawet trochę... zazdrości? Zresztą, nieważna. Jakby go obchodziło co inni myślą.

- Jon prosi byś do niego oddzwonił.

- Co tak nagle odpaliłaś z Kentem?

Opróżniał swoją torbę z podręczników szukając tej właściwej gdy nagle zaskoczyła go tym wtrąceniem.

- Pisał do mnie rano, że ignorujesz jego telefony oraz SMS. Grozi, że tu przyleci jeśli się z nim nie skontaktujesz.

Ostatnie zdanie wręcz wyszeptała nie chcąc by niepożądane osoby to usłyszały. Jednak można śmiało powiedzieć że rozśmieszyło ono Damiana.

- Jakby się odważył. Dobrze wiemy, że nie zrobi tego. Nie bez zgody ojca.

W ich trio to ich dwójka była tymi czarnymi owcami, buntownikami, która miała sprowadzać ich czystą Superboyową owieczkę na ciemną stronę mocy. Przynajmniej oto ostatnio pokłócili się jak zwykle Superman z Batmanem, gdy myśleli że nikt ich nie słyszał. Odkąd Damian pojawił się w mieście wzbudził zainteresowanie w świecie superbohaterów jako nowy Robin Batmana, dopóki nie spowodował u połowy nich niesmak związany swoim zachowaniem. Nie był jak Grayson, Todd czy Drake. Był zupełnie inny i wszyscy dawali mu to znać nie wiedząc jakim cudem Batman wybrał go na swojego nowego Robina. Praktycznie mieszkał z ojcem od roku, jednak dopiero od niedawna mógł pokazywać się w swoim nowym alterego przy jego boku by stać się najmniej lubianym członkiem Young Justice, jednak najmniej go to obchodziło. Nie potrzebował, żeby każdy go uwielbiał zwłaszcza, że i tak wszyscy dawali mu odczuć że nie powinno go tu być. Czy to w życiu prywatnym czy superbohaterskim. Jedynie Lian i Jon znali obie jego strony oraz jego historię i akceptowali go całkowicie i o dziwo wbrew opinii wszystkich, przyjaźnili się z nim. Dla wszystkich wokół  był kolejną biedną sierotą przygarniętą przez Batmana i Bruce'a Wayne'a. Mimo, że dokumenty mówiły o tym, że był jego biologicznym synem. 

- Damian... Lepiej chodźmy. 

Niepewny głos dziewczyny oznaczał, że zbliżały się kłopoty i chciała żeby oboje ich uniknęli. Zwłaszcza, że znowu to zrobił i niepotrzebnie się zamyślił. Pozwolił dziewczynie chwycić się za ramię i pociągnąć w stronę biblioteki. Nawet nie chciał oglądać się za siebie by wiedzieć przed czym chciała go ochronić tym razem. Przed kolejnym idiotą, który by się go czepiał, że nie jest szpanerskim białym synalkiem bogatego ojca? Że śmie wykorzystywać dobroć swojego ,,opiekuna". Że takich jak on nie powinno się wpuszczać do ich miasta? Odkąd zaczął uczęszczać do szkoły pod jego adresem padło wiele rasistowskich komentarzy, coraz bardziej wyszukanych, lecz po usłyszeniu ich tyle razy, robiły się nudne. Pierwsza zasada, nie okazuj innym, że mogą cię zranić. Wtedy prędzej czy później znudzi się im to i znajdą sobie nową ofiarę. Ale nie pozwalała na to mu jego gorąca krew odziedziczona po Talii. Czasami zbyt łatwo irytował się otaczającą go głupotą ludzką. W końcu zniknęli za półkami książek w bibliotece znajdując samotny stolik w kącie, gdzie mało osób zagląda i nikt nie powinien im przeszkadzać. 

- Więc, oświecisz mnie kto tym razem chciał mnie zaczepić?

Podłapał temat wyciągając z torby właściwą książkę, rzucając podręcznik na stolik z pełną obojętnością licząc na to, że jednak spławi temat i przejdzie do tematu właściwego.

- Tim...

Nie musiała dokończać. Oczywiście, że chodziło o jego przyrodniego brata. Timothy Jakson Drake-Wayne był złotym dzieckiem, które wszyscy uwielbiali i szanowali. Idealny syn, który jest godzien wszystkich przywilejów jakie tylko może mieć dziecko bogatej rodziny. Damian był jego przeciwieństwem. Bękart z nieznanej matki, o innym kolorze skóry, pochodzący nie wiadomo skąd z jakieś patologii. Był idealnym tłem, które pozwalało Drake'owi błyszczeć jeszcze bardziej, zwłaszcza, gdy przy innych udawał idealnego brata martwiąc się o niego. Nie potrzebował jego litości. Poradzi sobie sam. Ostatnie czego chce to żeby ktoś taki jak on dawał mu jakieś rady lub miał z nim kontakt większy niż to jest możliwy. 

- Spokojnie. Specjalnie wybrałam trasę by go zgubić. Niech się lepiej trzyma z daleka.  

Lian nie przepadała za Timem, jednak nigdy nie chciała powiedzieć dlaczego. Akurat w tej kwestii idealnie rozumiała Damiana i z całego serca wspierała go w jego nienawiści do Drake'a czemu jednak przeciwny był Jon i reszta jego drużyny, chodź nigdy głośno tego nie powiedzieli. 

- Lian, to... Zacznijmy od atomu.

Szybko zmienił temat wykładając jej ostatnie zajęcia. Zmiana tematu rozmowy zawsze była dobrym wyjściem z dość niekomfortowej sytuacji. W końcu mieli się uczyć, a nie prowadzić towarzyskie pogaduchy. 

***

Centrum Gotham, 16 września 06:45

Taksówka dość wcześnie rano podjechała pod ich nowe mieszkania korzystając z faktu, iż jeszcze nie było porannych korków. Lot oczywiście się opóźnił i samolot musiał awaryjnie lądować w sąsiednim stanie, więc zajęło im trochę czasu na znalezieniu odpowiedniego pociągu by w końcu trafić do granic Gotham City. Po raz pierwszy Rachel zetknęła się z tym miastem i mogła powiedzieć jedno. Zdjęcia nie kłamały. Zwykły człowiek mógłby stwierdzić, że nie rozumie potrzeby powrotu do tego miasta, skoro się z niego uciekło. Jednak nie wiedząc jak to możliwe, dziewczyna czuła dziwne połączenie z jego duszą. Sądząc jednak po minie kobiety, jej emocje były zupełnie inne od tych, których się spodziewała. 

- Mamo? Wchodzimy do środka?

Dopiero gdy wyrwała z stanu letargu Arellę, ta spojrzała na nią z łzami w oczach mocniej ściskając rączkę walizki. 

- Oczywiście kochanie. 

W końcu wyciągnęła pęk kluczy otwierając drzwi do klatki czteropiętrowej kamienicy, by znaleźli się na pierwszym piętrze w otoczeniu licznych kartonów. 

- Zwykle wybierasz inne lokacje na nasze mieszkania. 

- To nie był akurat mój wybór, że to mieszkania się tu znajduje. 

Odłożyła klucze na komodę próbując zapalić światło, które od razu dało jasną poświatę. 

- Nie rozumiem tego. 

- To mieszkanie... Należało do moich rodziców. Przez lata stało puste. 

- Co takiego?

Kobieta niewiele zdradziła jej na temat jej dziadków. Nawet o swoich własnych rodzicielach udzieliła tyle informacji o których mógł wiedzieć przypadkowy człowiek z sąsiedztwa.

- Jest ważna sprawa, która sprowadziła mnie do Gotham. To też czas byś dowiedziała się więcej o sobie córeczko.

Gdyby uważała, że to może być prawdą zapewne pomyślałaby, że ktoś podmienił jej matkę. W jeden dzień łamała więcej swoich zasad niż przez całe jej życie. 

- Czemu nigdy nie słyszałam o tym mieszkaniu?

- Początkowo wynajmowałam je osobom trzecim. Jednak szybko się stąd wyprowadzali. Po ostatnim kłopotliwym współlokatorze wynajęłam firmę, która się zajmowała mieszkaniem. Planowałam sprzedaż, jednak nikt nie był chętny na jego kupno.  Zostało więc tak, że w każdej chwili może się ktoś tu przenieść. Pracownicy przygotowali wcześniej mieszkanie byśmy mogły się tu przenieść. 

- Ale, czemu dziadkowie tu już nie mieszkają? Nigdy mi nie powiedziałaś co się z nimi stało?! 

- Zmarli zanim się urodziłaś, a wiesz że ludzie lubią dopisywać różne historie i powstało przez to wiele plotek. Jednak to nie ważne. Minęło wiele lat to więc już nikt prawie o tym nie pamięta skarbie. Twój pokój będzie za tymi drzwiami. Możesz go urządzić jak tylko ci się podoba. Zostaniemy tu trochę dłużej niż zwykle. 

Trochę dłużej w znaczeniu słów tej kobiety na prawdę oznaczał długi okres. Jeśli wróciła do rodzinnego domu oraz pozwoliła urządzić jej pokój wg własnego stylu to na prawdę oznaczało, że ich pobyt tutaj przeciągnie się na o wiele dłużej niż była do tego przyzwyczajona. Więc chyba zatem powinna się przyzwyczajać do tego dziwnego miasta. 

- Witaj Gotham.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top