X. Burza

BŁAGAM, PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM! <3

Umówili się, że wyjdą o 20, więc już godzinę wcześniej panna Vico zaczęła się szykować. Wzięła gorącą kąpiel, zrobiła delikatny makijaż oraz spięła jasne włosy w koka. Ubrania wybierała pół godziny, ale w końcu zdecydowała się na sukienkę z gorsetem wysadzanym srebrnymi kryształkami i rozkloszowanym, jasnoróżowym dołem. Dobrała do tego srebrne baletki, do torebki schowała telefon, portfel i błyszczyk i zeszła na dół do czekających na nią mężczyzn.

- Wyglądasz ślicznie... - skomentował Morgenstern i otworzył przed dziewczyną drzwi.

- Dzięki... - nastolatka w porę się odwróciła i żaden z jej towarzyszy nie zauważył jak jej policzki przybierają czerwony odcień.

- Więc gdzie idziemy? - spytał Hayboeck kiedy wsiadali do samochodu.

Zdecydowali się na jeepa Mario, ponieważ mieściło się tam siedem osób, co było lepsze niż tłuc się dwoma samochodami.

- Do klubu country - odparł ze śmiechem właściciel pojazdu i zapalił silnik.

Po niecałym kwadransie byli na miejscu i znaleźli boks zdolny pomieścić ich wszystkich.

- Idę po drinki i powiem Cisco, żeby wygospodarował ci czas na scenie - rzucił Zammler po czym wstał, zostawiając nastolatkę z piątką facetów.

Blondynka siedziała między Hayboeckiem a Kraftem, ale wciąż czuła na sobie wzrok Gregora. Z jednej strony było to miłe uczucie, ale jednak niezbyt komfortowe.

- Może zatańczysz zanim Schlierenzauer czy Morgenstern cię porwą? - wyszeptał jej do ucha Michael.

Panna Vico z wdzięcznością ujęła jego wyciągniętą dłoń i dała się porwać na parkiet. Akurat grali jakąś wolną, spokojną melodię, więc osiemnastolatka bez oporu położyła głowę na torsie Austriaka i zaczęli kołysać się w rytm muzyki.

- Powiedz mi Sofía... To znaczy chcę się dowiedzieć... No, czegoś o Mario... - usłyszała szept przy swoim uchu, co naprawdę ją zaskoczyło.

- Dlaczego Mario? - spytała, uśmiechając się pod nosem.

- O Boże... - wymamrotał trochę speszony sportowiec i delikatnie pokręcił głową. - Spodobał mi się, okay? - rzucił szybko jakby wstydził się swoich słów.

- No to idź i zagadaj. Ty myślisz, że z jego wyglądem długo będzie sam? Najchętniej to sama bym go wyrwała... - mruknęła, widząc niezrozumienie wymalowane na twarzy skoczka.

- To czemu tego nie zrobisz?

- Bo Zammler woli facetów...

Po tych słowach nie mówiąc już nic więcej wyswobodziła się z objęć mężczyzny i poszła w kierunku boksu gdzie siedzieli pozostali jej towarzysze.

- Przyniosłem ci drinka - Mario uśmiechnął się lekko i przesunął po blacie szklankę z przezroczystą cieczą. - Obiecałaś, że zagrasz, a widzę, że Cisco cały czas się na ciebie gapi - skinął głową w stronę sceny.

Nastolatka westchnęła ciężko, ale podniosła się z miękkiej kanapy i ruszyła w kierunku ciemnowłosego mężczyzny. Po chwili tonęła już w objęciach właściciela klubu.

- Jak dobrze cię widzieć, Sofía! Dawno cię tu nie było! - dodał po czym pocałował blondynkę w oba policzki. - Więc jak? Mario wspominał, że nam dzisiaj zagrasz...

- Ale tylko Rednexa - puściła mu oczko, a następnie powędrowała na schody prowadzące na scenę. - Dzięki - dodała, kiedy brunet podał jej skrzypce.

- Proszę państwa! - zaczął donośnym głosem Francisco. - Dzisiaj będziemy gościć wyjątkowo uzdolnioną dziewczynę, Sofíę Vico, która specjalnie dla nas zagra kilka utworów! Proszę o wielkie brawa! - zakończył, a po tej zapowiedzi pomógł osiemnastolatce wejść na podwyższenie.

Dla niej nie liczyło się teraz już nic; tylko ona, światła i instrument. Zagrała wiele utworów, w tym wielki hit grupy Rednex "Cotton Eye Joe". Zatraciła się w muzyce, więc nie dostrzegła tych wszystkich tęsknych spojrzeń, które rzucali jej różni mężczyźni. Do tego grona zaliczał się również Schlierenzauer... Wpatrywał się w blondynkę z uwielbieniem, a kiedy w końcu po pół godzinie gry zeszła ze sceny nagradzana oklaskami, szatyn natychmiast do niej podbiegł.

- Gregor, debilu! Postaw mnie na ziemi, idioto! - krzyknęła, próbując się uwolnić, ale nie potrafiła pozbyć się szerokiego uśmiechu, który wpłynął na jej usta.

- Byłaś wspaniała! - skoczek nie mógł się powstrzymać i cmoknął ją w nos. - Nawet wczoraj tak nie grałaś - dodał z podziwem po czym objął towarzyszkę ramieniem w pasie i poprowadził ją do boksu, gdzie ponownie zaczęto ją oklaskiwać.

- Moja dziewczynka - to odezwał się Mario, a po tych słowach pociągnął ją tak, że wylądowała na jego kolanach. - Jestem z ciebie dumny - otarł niewidzialną łzę z kącika oka na co całe towarzystwo zareagowało głośnym śmiechem.

***

Tydzień później

Na dworze padało. I to nie byle jak. Rozpętała się wielka, szalona ulewa, wiatr wyginał gałęzie, wokoło słychać było grzmoty, a błyskawice rozświetlały niebo. Widoczność była dobra zaledwie do 10 metrów; dalej jedynie biała mgła.

Sofía siedziała na kanapie w salonie, z kubkiem herbaty w jednej, a książką w drugiej ręce. Wprawdzie lubiła deszcz, ale burza i pioruny ją przerażały... Najgorsze jednak było to, że cholernie się martwiła. Skoczkowie wraz z Mario wyszli parę godzin temu na zwiedzanie, a pół godziny temu rozpętała się ta ulewa. Teraz nastolatka miała nadzieję, że gdzieś się schowali.

Na dworze huknęło gdzieś blisko, a na sam dźwięk grzmotu blondynka podskoczyła jak oparzona omal nie rozlewając gorącego napoju. Podkuliła nogi i szczelniej okryła się polarowym kocem. Płomienie trzaskały w kominku, a w tym samym momencie panna Vico usłyszała odgłos zamykanych drzwi.

Wyobraźnia wszystko spotęgowała, a na dodatek czytając książkę "Szepty" przed oczami stanęły jej te obrzydliwe karaluchy...

- Jesteś tu Sofía? - z przedpokoju rozległ się głos, a po chwili w salonie pojawił się Schlierenzauer.

- To ty... - wymamrotała dziewczyna wzdychając głośno. W pewien sposób jej ulżyło. To nie żaden psychopata tylko Gregor.

- To ja - potwierdził szatyn, uśmiechając się szeroko i zajął miejsce obok blondynki. - Zimno mi... - wymruczał.

W tej sekundzie panna Vico zrozumiała, że Austriak jest pijany. Mężczyzna tymczasem wsunął się pod koc i rękoma oplótł nastolatkę w pasie. W sumie to tak bardzo jej to nie przeszkadzało.

- Puść mnie, idioto! - krzyknęła jednak, nie chcąc pokazać swoich emocji.

Jak na złość w tej samej chwili niebo rozświetliła błyskawica, a ciszę rozdarł głośny grzmot. Nastolatka szybko wskoczyka na kolana chłopaka, nie zważając  na nic, na żadne konsekwencje. Po prostu się bała...

- Aż tak Ci się podobam, że musisz robić takie rzeczy? - zaśmiał się cicho szaty, ale objął zlęknioną blondynkę i przytulił ją po czym oparł swoją głowę o jej. 

- Jesteś głupi, Gregor... - westchnęła, ale była mu wdzięczna.

- Wiem, kochanie - mruknął sportowiec i zanim nastolatka się obejrzała pchnął ją na kanapę po czym zawisł nad nią.

Dziewczyna odrobinę wystraszona popatrzyła na Austriaka, niepewna tego co zaraz się zdarzy.

- Nie bój się, maleńka. Nie jestem taki jak Morgenstern...

- Co?

- No wiesz. Opowiadał mi jak to dobrze całujesz, ale ja nie wykorzystam okazji... - odparł mężczyzna i cmoknął ją delikatnie w czoło.

Wiem, rozdział jest okropny, fatalny, beznadziejny, etc... Miałam jednak (długą) przerwę od pisania za co naprawdę Was przepraszam... Postaram się, aby kolejne części były lepsze. Mam też nadzieję, że zostawicie tutaj gwiazdkę i/lubkomentarz. Wystarczy głupia kropka. XD ;* Nawet taka kropka mnie ucieszy ;* Pod moim pierwszym opowiadaniem było mnóstwo gwiazdek i komentarzy... A wg mnie nie ma sensu publikowanie tego, jeśli nikt nie czyta... Dajcie więc mi znać w komentarzu czy mam dalej pisać... :*

Pozdrawiam gorąco,
Alexx <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top