VII. Mario

- Co byś zrobiła gdybym teraz po prostu cię pocałował? - wymruczał Schlierenzauer wprost do ucha Sofii, a ona zdumiona zamrugała powiekami, ale po sekundzie leciutko się uśmiechnęła.

- Przekonamy się? - zapytała figlarnie i uniosła głowę, sama nie wierząc w to co właśnie robi.

Szatyn najpierw delikatnie musnął jej usta swoimi, ale kiedy osiemnastolatka nie odepchnęła go ani nie zaprotestowała pogłębił pocałunek. Dziewczyna jęknęła cicho z zadowolenia, a już po chwili mężczyzna położył ją na sofie i nachylił się nisko.

- Co ty robisz? - wymamrotała między pocałunkami, ale założyła dłonie na jego karku.

- To czego oboje chcemy - odparł skoczek i przejechał językiem po jej wargach, prosząc o dostęp, którego mu zresztą udzieliła. Nie była w stanie się temu oprzeć.

Nie zaczęła nawet protestować kiedy mężczyzna niemal położył się na niej i mocniej wpił się w jej malinowe usta.

Właśnie w tym momencie panna Vico obudziła się z tego zdrowo popapranego snu. Nie mogła uwierzyć w to co zrodził jej umysł... No bo kto to widział śnić o nowo poznanym facecie i to w dodatku "w taki sposób"?. Przecież ona na żywo nawet nie myślała o szatynie. No, przynajmniej nie o tym, żeby zatopić się w jego kuszących wargach i ramionach.

- Ej, coś nie tak? Dziwnie wyglądasz... - z tego odrętwienia wyrwał ją głęboki głos Austriaka.

Zerknęła najpierw na niego, a później na ekran, na którym Emily Cale machała flagą. Stąd wiedziała, że film jeszcze się nie skończył, a ona przysnęła w trakcie. Musiało być już po siódmej...

- Dzięki... Nie ma to jak usłyszeć takie słowa z ust faceta - wymamrotała blondynka. Była jednak trochę zawstydzona tym, że zasnęła. I to w dodatku w jego obecności. Jak się również okazało jej ręka znalazła się na umięśnionym torsie szatyna, nadal nieokrytym żadną częścią garderoby.

- Nie przejmuj się. Aż tak źle to nie jest - sportowiec uśmiechnął się w jej kierunku. - Dziwię ci się, że zasnęłaś po tej kawie... - mruknął ciszej, rozbawiony całą sytuacją.

- Podobał się film? - spytała dziewczyna, usilnie próbując zmienić temat. Nie lubiła gdy z niej żartowano, nawet w ten sposób.

- Nawet ciekawy - czekoladowooki wzruszył ramionami. - Ale jeżeli nie masz nic przeciwko to chciałbym coś zjeść... Oczywiście nie myśl, że cię zlewam czy coś w tym stylu, ale poważnie jestem głodny...

- Ja w sumie też - w oczach panny Vico pojawiły się wesołe iskierki. Nastolatka podniosła się z kanapy, przeciągając się leniwie, po czym wyłączyła telewizor i udała się na górę. - No i chyba potrzebuję kawy. Znowu... - mruknęła bardziej do siebie niż do towarzysza.

Kiedy tylko znalazła się w kuchni od razu nastawiła ekspres, bo była pewna, że wkrótce na dół zejdzie reszta jej gości. Zaczęła również przygotowywać ciasto na naleśniki. Całkowicie straciła poczucie czasu i zanim się obejrzała zegar wskazywał godzinę dziewiątą, a Austriaków jak nie było tak nie ma. Nawet Schlierenzauer gdzieś zniknął... Osiemnastolatka postanowiła w końcu wyjść po nich na górę. Jak się okazało nie było to potrzebne, gdyż właśnie w tym momencie skoczkowie zeszli na dół, już kompletnie ubrani.

- Miałam po was iść - rzuciła blondynka, mierząc każdego z przybyłych wzrokiem. - Siadajcie. Nie po to sterczałam prawie dwie godziny przy tej głupiej patelni, żebyście tylko stali tutaj i się gapili... No a teraz w dodatku trzeba zrobić nową kawę... - dodała po czym nastawiła ekspres i sama zajęła miejsce na krześle. Zabrała na talerz jednego naleśnika, a następnie posmarowała go dżemem truskawkowym.

Mężczyznom długo nie trzeba było tego powtarzać. Rzucili się na jedzenie jak wygłodniałe wilki co wywołało śmiech u panny Vico. Już miała zabrać się za kolejnego naleśnika kiedy rozmowę zaczął Kraft.

- Czemu masz na sobie bluzę Gregora? - spytał, nalewając do kubka kolejną porcję świeżej herbaty, którą nastolatka także zrobiła.

Całe towarzystwo, łącznie z wyżej wspomnianym, zaczęło uważnie słuchać i obserwować moją reakcję.

- A po co nosi się bluzy, głupku? Było mi zimno, a to było pierwsze co miałam pod ręką - miała dodać coś jeszcze, ale w salonie rozległ się dzwonek jej telefonu, na który ustawiła piosenkę "Legendary".

- Zaraz wracam - mruknęła, wstając od stołu i szybkim krokiem przeszła do salonu. - Tak, słucham - rzuciła, już do słuchawki.

- Sofía! Wreszcie się dodzwoniłem! - wesoły głos Mario, jej najlepszego przyjaciela z Wiednia naprawdę ją ucieszył. - Lillie mówiła mi, że była u ciebie i pomyślałem, że może też wpadnę? Dawno się nie widzieliśmy...

Na usta nastolatki wpłynął szeroki uśmiech. Już wiedziała jakiej odpowiedzi udzielić.

- Jasne Mario! Wpadaj, nawet zaraz! - rzuciła, szczerząc się jak idiotka.

- Tak zaraz to może nie... Ale zadzwonię, dam ci znać.

- Super, będę czekała - odparła po czym jej rozmówca rzucił krótkie "do zobaczenia, słońce" i rozłączył się.

- Twój chłopak? - spytał od razu Morgenstern gdy tylko blondynka z powrotem znalazła się w kuchni. Jak się okazało pozostał tam jedynie on i Hayboeck.

- Nieważne... - odpowiedziała osiemnastolatka, chcąc go odrobinę zdenerwować. Doskonale wiedziała, że mu się podoba... Widziała jak na nią patrzy, nawet po tak krótkiej znajomości.

- Idziemy dziś w miasto - odezwał się drugi z blondynów, widząc, że jego kolega zaraz zrobi coś czego będzie żałował. - Wybierzesz się z nami? - to pytanie skierował do dziewczyny, która zaczęła zbierać ze stołu brudne naczynia i wkładać je do zlewu.

- Nie tym razem, Michael. Zostanę w domu i trochę tu ogarnę. Myślałam o tym, żeby wieczorem zrobić ognisko, ale nie wiem czy...

- A masz gitarę? - wtrącił się do rozmowy nagle ożywiony Thomas i oparł łokcie na blacie.

Nastolatkę zaskoczyło to pytanie, więc przez chwilę tylko patrzyła na skoczka nic nie mówiąc. Po sekundzie jednak zreflektowała się i oparła o wyspę kuchenną.

- Gdzieś się znajdzie - odparła wesoło po czym uśmiechnęła się delikatnie. Postanowiła jednak sama o coś zapytać. - Grasz? Nauczysz mnie? Proszę... - zrobiła słodką minę w kierunku Morgensterna.

- Skoro chcesz - wzruszył ramionami, jakby było mu to obojętne, ale w jego oczach dostrzegła radosne iskierki. Ucieszyła go ta propozycja.

- Super! Ale teraz możecie już iść, bo chcę posprzątać - odparła szybko i niemal wypchnęła zaskoczonych skoczków z kuchni.

- Okay... Będziemy... Później - rzucił jeszcze Michael, a następnie mężczyźni wyszli z domu.

Już po chwili nastolatka usłyszała silnik samochodu i odetchnęła głęboko. Blondynka uśmiechnęła się sama do siebie po czym szybko umyła naczynia pozostałe po śniadaniu, a następnie poszła na górę i przebrała się w krótkie jeansowe spodenki oraz czarny top odsłaniający brzuch. Przez większość dnia krzątała się po całym pensjonacie, odkurzając, myjąc okna i tym podobne rzeczy. W końcu parę minut po czwartej zdecydowała się odpocząć i ze szklanką świeżo wyciśniętej lemoniady oraz książką usiadła na werandzie. Słońce mocno prażyło, sprawiając, że na dworze było naprawdę upalnie. Powoli zaczynało robić się też duszno, co zmusiło osiemnastolatkę do zabrania z kuchni butelki zimnej wody. Wreszcie mogła odetchnąć i rozkoszować się cudowną pogodą.

Taki rozdział raczej nijaki. W następnym będzie się (chyba) trochę więcej działo. Ale musicie się postarać... 13 gwiazdek i 3 komentarze. ;) Nie licząc moich odpowiedzi.

Alexx <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top