II. Taxi

1,5 miesiąca później, lipiec

- Sofía! Sofía, wstawaj! - głos starszej kobiety wyrwał dziewczynę ze snu.

Blondynka tylko szczelniej nakryła się kocem, a głowę mocno wtuliła w poduszkę. To była jedna z tych rzeczy, których wręcz nienawidziła odkąd tu mieszkała. Wczesne wstawanie to nie dla niej... Nigdy tego nie lubiła. Zawsze wolała spać do południa, po prostu wypocząć.

- Idę, ciociu! - odkrzyknęła zamiast protestować, bo nie chciała niepotrzebnie denerwować kobiety. Wciąż była jej wdzięczna za to, że mogła tutaj mieszkać.

Niechętnie zwlekła się z ciepłego posłania i zabierając ubrania, przeszła do łazienki. Szybko się odświeżyła po czym wskoczyła w czarne szorty oraz bokserkę w wojskowy wzór. Niecały kwadrans później była już na dole, skąd rozchodził się przyjemny zapach.

- No wreszcie, słońce! - głos ciotki niósł się po całej kuchni. - Przypominam ci, że dzisiaj będziemy mieć gości. Wynajęli pokoje na cały miesiąc.

Nie dało się ukryć jak bardzo ta ciemnowłosa kobieta się z tego cieszy. Mimo, że pensjonat znajdował się w malowniczej okolicy, w górach, otoczony soczyście zielonymi łąkami i polami, nie było tu zbyt dużego ruchu. A już na pewno nie na miesiąc i to opłacony z góry...

- Będziemy? - spytała zdziwiona blondynka, siadając na krześle i nalewając sobie kawy. - A ty nie miałaś wyjechać?

Jeszcze nie dalej jak wczoraj Francesca, jak kazała mówić sobie ciotka, opowiadała o tym jak to od dawna planowała wycieczkę do Stanów. Oczywiście, nie tylko po to, aby pozwiedzać. Miała też kilka spraw do załatwienia.

- Oj, wiem, kochana, wiem - brunetka nabiła na widelec kawałek naleśnika i wzięła go do ust. - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe? Wylatuję po południu, więc jak nasi goście tu przyjadą to jeszcze będę. Dasz sobie radę?

Już raz Sofía została sama w pensjonacie i świetnie sobie poradziła. Z tym, że wtedy był to jedynie tydzień, a nie miesiąc... Postanowiła jednak o coś zapytać.

- A mogę zadzwonić po znajomych? Będzie mi tu nudno samej...

- Ależ oczywiście, dziecinko. Tylko niewykluczone, że ci mężczyźni będą potrzebowali przewodnika. Ale z tym też dasz sobie radę - zamilkła na chwilę i upiła łyk soku pomarańczowego. - Zjedz coś, Sofía. Wyglądasz jakby cię zaraz wiatr miał porwać...

Osiemnastolatka mruknęła coś pod nosem, ale posłusznie ugryzła tosta z masłem, nie chcąc sprawiać ciotce przykrości. Odkąd zjawiła się tutaj w maju, siostra jej ojca traktowała ją niemal jak własną córkę. Po tylu latach, kiedy to matka zmuszała ją do tańca, była to naprawdę miła odmiana.

- Muszę skończyć się pakować, Sofía. Mam nadzieję, że podwieziesz mnie na lotnisko.

Blondynka tylko skinęła głową po czym grzecznie podziękowała za posiłek i wyszła na dwór. Odetchnęła głęboko, wciągając do płuc świeże, górskie powietrze. Postanowiła zająć czymś czas i szybko stwierdziła, że pójdzie sobie postrzelać.

Tak, za pensjonatem była strzelnica. Wprawdzie nie jakaś z prawdziwego zdarzenia; ot kilka tarcz ustawionych w różnych odległościach. Nastolatka uwielbiała strzelać, szczególnie z wiatrówki. To ojciec ją tym zaraził, więc teraz starała się "praktykować" codziennie. Wprawdzie może i było to zajęcie bardziej dla facetów, aniżeli dla kobiet, ale i tak to kochała.

Przeszła więc do szopy, gdzie, oczywiście odpowiednio zabezpieczone, znajdowały się jej wiatrówka oraz mały rewolwer. Przygotowała broń i na strzelaniu spędziła prawie dwie godziny. Robiła jedynie krótkie przerwy na zmienianie tarcz bądź znalezienie czegoś do picia.

Dopiero parę minut po 11 postanowiła zakończyć na dzisiaj. Zrobiło się naprawdę gorąco, a w wiadomościach mówili, że będzie jeszcze większy upał. Świetnie...

- Cholera jasna!

Zdziwiło ją to przekleństwo. Słabe, ale zawsze. Ciotka nigdy nie używała takich słów; jedynie w chwilach, gdy była naprawdę zdenerwowana. Tak musiało być i tym razem.

- Co jest? - blondynka weszła do domu, do salonu, skąd Francesca zabierała swoje walizki. - Miałaś jechać po południu - słusznie zauważyła, opierając się o framugę drzwi.

- Wiem, kochana, wiem, ale właśnie dostałam wiadomość od Gianu, że samolot będzie wcześniej.

- Okay, zaraz zejdę - odparła nastolatka i pobiegła na górę, chcąc się przebrać, ponieważ w czasie strzelania podczas tego upału naprawdę się spociła.

Zdziwiła się, że Gianu, a właściwie Gianluigi, miał jeszcze kontakt z jej ciotką. Wprawdzie znali się od zawsze, ale odkąd właścicielka pensjonatu zwolniła mężczyznę z sobie tylko znanych powodów, ten długo się nie odzywał. A teraz okazuje się, że najprawdopodobniej razem jadą do USA... Albo przynajmniej w tę samą stronę...

- Coś się kręci... - mruknęła cicho pod nosem po czym wskoczyła w białą spódnicę z długim tyłem oraz miętowy podkoszulek odkrywający brzuch.

- Sofía! - dało się słyszeć, że brunetka stoi już na dworze i coraz bardziej się niecierpliwi.

- Idę! - jasnowłosa zgarnęła kluczyki oraz torebkę z szafki i zbiegła na dół.

Przekręciła szybko zamek w drzwiach po czym odblokowała samochód, aby Francesca mogła wejść do środka. Sama zajęła się bagażem ciotki, a pół minuty później siedziała już we wnętrzu czarnej, terenowej Toyoty Land Cruiser. To auto było pierwszym co kupiła gdy zdała prawo jazdy.

- Nie chcę cię pospieszać, ale najpóźniej za 15 minut muszę być na miejscu... - ciotka zapięła pas bezpieczeństwa po czym odłożyła torebkę pod nogi.

- Dojedziemy w 10 - odparła jej bratanica po czym uśmiechnęła się i nałożyła okulary przeciwsłoneczne na nos.

- Pamiętaj, że ty to nie Daniel z "Taxi"...

Przez całą drogę z pensjonatu aż na lotnisko kobieta przepraszała młodszą dziewczynę za to, że tak wyszło, że z gośćmi od początku musi radzić sobie sama i tym podobne sprawy. Nie miała jej tego za złe, bo ogólnie rzecz biorąc ta podróż od zawsze była marzeniem ciotki.

- Dziękuję ci bardzo, dziecinko i mam nadzieję, że ci faceci nie dadzą ci się we znaki - Fran ucałowała chrześnicę na pożegnanie i zniknęła.

Blondynka natomiast czekała w hali odpraw dopóki samolot nie wystartował. Dopiero kilka minut po dwunastej postanowiła ruszyć z terenu lotniska na zakupy.

Mimo, że Cortina d'Ampezzo nie była jakimś szczególnie wielkim miastem to i tak posiadała galerie handlowe, kilka ogromnych sklepów wielobranżowych oraz niezliczone atrakcje turystyczne. Kiedy tylko Sofía przyjechała do tego uroczego miejsca we włoskich Alpach od razu się w nim zakochała. To było cudowne oderwanie się od wielkomiejskiego szumu ulic na jaki była narażona, gdy mieszkała w Wiedniu.

Uznała, że do pensjonatu jeszcze przez dłuższy czas nikt nie dotrze, więc postanowiła zostać w centrum dłużej. Najpierw weszła do sklepu spożywczego i kupiła jedzenie. Zdawała sobie sprawę, że ci mężczyźni mogą jeść naprawdę dużo. Jak to faceci...

Później nastała przyjemniejsza część, bo zdecydowała się zrobić coś dla siebie. W swoim ulubionym butiku kupiła kilka bluzek, dwie sukienki, trzy spódnice oraz dwie pary butów: czarne trampki oraz tego samego koloru szpilki. Miała szczęście, że trafiła na wyprzedaż i wszystko było na ogromnej obniżce.

Kiedy wsiadła do samochodu zauważyła, że elektroniczne cyferki wskazywały parę minut po wpół do drugiej. Zdziwiła się, że na zakupach spędziła aż tyle czasu... No, ale już trudno. W końcu była kobietą, więc kiedy wpadła w wir zakupów nic nie było w stanie jej z tego wyrwać. Włączyła silnik oraz radio i podśpiewując pod nosem "Big In Japan" ruszyła w stronę domu.

Jej zaskoczenie było ogromne gdy na podjeździe zauważyła dwa samochody terenowe: srebrny i czarny. Zgasiła silnik, a jej wzrok padł na altanę niedaleko wejścia do budynku.

- O, cholera... - wymruczała dziewczyna po czym wysiadła z pojazdu; wiedziała, że jej goście już się zjawili. Nikt z jej znajomych nie miał takiego samochodu.

Nie ma co. Dobry początek... Miała nadzieję, że nowo przybyli wybaczą jej to spóźnienie...

Dodaję dzisiaj, bo chcę jakoś to opowiadanie rozkręcić... ;) Mam jutro test z biologii i jak dostanę 5 to będę miała 5 na koniec. ;) Ale się jaram zwycięstwem Polaków. *.* <3 Nie rozpiszę się o tym, bo pewnie część z Was oglądała. ;* Proszę Was tylko o gwiazdki i komentarze, żeby mnie zmotywować. ;* <3

Alexx <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top