Chapter 3: Louis

Słowa odeszły.

Louis próbował coś napisać od trzech godzin, ale słowa znikły, co było kurwa nie do przyjęcia. Napisał dwa gówniane wiersze o tonięciu w oceanie i jeden o spaleniu żywcem. Nawet jego gówniane wiersze odzwierciadlały to samo- dusił się.

Egzaminy zaczynały się od poniedziałku i kończyły mu się pieniądze, musiał zrobić przynajmniej trzy prania i nie mógł napisać pierdolonego wiersza, by uratować swoje życie. Musiał oddać wiersz w ciągu dwóch godzin i nie napisał nic dobrego, odkąd wysłał jeden w zeszłym tygodniu. To w ogóle nie było w jego stylu. Poezja była jedyną rzeczą, która trafiała do niego jak nic innego. Nie musiał nad tym ciężko pracować, jak robił to ze swoimi pracami domowymi, albo z uczeniem się, ale oto był, borykając się z tym, żeby napisać chociaż w połowie przyzwoity wiersz na papierze. Profesor Thornton właściwie mogłaby go nawet udusić i nawet ta groźba nie mogła sprawić, że słowa by się pojawiły.

Jedyną dobrą rzeczą, którą miał była samotna linijka o zielonych oczach, którą napisał ostatnim razem, kiedy widział Harry'ego. Był spanikowany, zarumieniony i ledwo stał w spokoju dwa dni temu na stołówce, kiedy wziął jabłko, powiedział cześć, zagroził Niallowi śmiercią za droczenie się z nim przez wory pod jego oczami i pobiegł z powrotem do biblioteki, by dokończyć uczenie się. Liam powiedział, że zawsze taki był podczas egzaminów końcowych, ale teraz Louis nie widział go od dwóch dni. Nie na posiłkach i nie w akademikach, bo nie był na służbie. Wczoraj niemal zapukał do drzwi Harry'ego, ale stchórzył w ostatniej sekundzie, zmartwiony, że mógłby zostać zastraszony śmiercią za przerwanie jego drogocennego czasu nauki.

Jedyną dobrą rzeczą, którą Louis napisał w tamtym tygodniu była o Harrym i zazwyczaj nie miałby nic przeciwko, ale wyglądało na to, że jego muza znikła.

Okej, właściwe Harry nie był jego muzą, bo to byłoby przerażające. Ale miał naprawdę jakieś inspirujące cechy, na obronę Louisa. Jak fakt, że wyglądał jakby został namalowany w renesansie i w jakiś sposób wylądował w 21-wiecznym Manchesterze. Albo sposób, w jaki przekręcał swój pierścionek, kiedy był zdenerwowany. Albo to, że był w tajemnicy zakochany w Louisie. 

Nie wiedział, że był w tajemnicy zakochany w Louisie, ale Louis wiedział. To sprawiało, że był całkiem natchniony.

Louis wciąż był zaskoczony, że nie zeskoczył z łóżka i nie krzyknął 'to są moje wiersze! Kochasz mnie! Jesteś piękny! Zaadoptujmy razem dzieci!', kiedy dowiedział się o tym w ubiegłym tygodniu. To był wielki moment z kilku powodów, bo teraz wiedział, że Harry'emu podobają się faceci, szczególnie ten, który był w pokoju, w szczególności Louis. Powinien był coś powiedzieć, ale zachował zimną krew i musiał to zatrzymać w tajemnicy na zawsze. Nie zamierzał wrócić od 'jestem tajemniczym poetą i napisałem o tobie tydzień temu, ale nie powiedziałem ci, bo nie chciałem, żebyś był zawiedziony tym, kto naprawdę był twoim tajemniczym poetą.'

Ledwo znał Harry'ego od dwóch tygodni, ale Louis już troszczył się tym, że go zawiedzie. Bądź tu mądry. Szybko się przywiązywał.

W ciągu tych dwóch tygodni jego życie się polepszyło i z jakiegoś powodu pogorszyło, odkąd przeprowadził się i poznał swoich nowych przyjaciół. Z jednej strony, zostawił złą sytuację daleko za sobą. Z drugiej, wszedł w o wiele bardziej skomplikowaną. Tam, gdzie podobał mu się jego RA, któremu podobał się nie do końca on, ale alternatywna osoba, o której nie wiedział, że należała do Louisa. Kurwa fantastycznie. Dokładnie taka rzecz, która przydarzyłaby się Louisowi.

Uderzał swoją głową o biurko, kiedy drzwi otworzyły się, wszedł Zayn, a za nim pewien kręconowłosy RA.

Louis szybko usiadł, mając nadzieje, że nie miał śladu na czole.

- Dzień dobry - powiedział Zayn, co Louis odwzajemnił.

Zayn rzucił mu pomarańczę i potem usiadł na swoim łóżku, Harry sprawdzał swój telefon, zagryzając wargę, ale nie groził już ludziom zabójstwem, więc było dobrze.

- Nie było cię rano na śniadaniu - wyjaśnił Zayn, wskazując na pomarańczę.

- Dzięki - powiedział Louis, zamykając swój notatnik. - Musiałem nad czymś popracować.

- Domyśliłem się - powiedział z uśmiechem Zayn.

Harry wciąż wpatrywał się w swój telefon. Louis nie widział go od dwóch dni i nawet nie powiedział cześć. Louis modlił się, że nie cofnęli się do tego, gdzie Harry nie był w stanie z nim rozmawiać. Noc później jak się poznali Zayn wyjaśnił, że Harry miał dziwną niezdolność do rozmawiania z obcymi i jak szczęśliwy był, że to nie zatrzymało go od porozmawiania z Louisem. Na potwierdzenie, że nie cofnęli się spojrzał na Zayna i potem wskazał głową w stronę Harry'ego, pytając o to tak dyskretnie, jak było to możliwe. Zayn wyraźnie zrozumiał jego wiadomość.

- Harry, nie przywitałeś się - powiedział. - Trochę niegrzeczne, kochanie.

To jakby Zayn, mówiący bezpośrednio do niego wyrwał Harry'ego z jakiegoś alternatywnego wszechświata, w którym utknął, bo wyglądał na całkowicie zaskoczonego swoim otoczeniem. Zmieszanie pogłębiło się, kiedy spojrzał na Louisa, ale doszedł do siebie sekundę później.

- Przepraszam, oczywiście. Cześć Louis, miło cię widzieć - powiedział, uśmiech pojawił się na jego twarzy i słowa wychodziły z jego ust wolniej, niż zazwyczaj.

- Co się mu stało? - Louis specjalnie wyszeptał do Zayna. - Dlaczego nie grozi, że udusi kogoś gołym rękoma?

Harry zaśmiał się łagodnie, usiadł na łóżku Louisa i z powrotem spojrzał na telefon. Wciąż nie odpowiedział na pytanie Louisa, więc odwrócił się do Zayna po odpowiedź.

- Zawsze jest taki w piątki - powiedział. - Plan gazetki przychodzi do niego do godziny trzeciej. Czeka na nowy wiersz.

- Och - powiedział Louis.

- Z jakiś powodów to naprawdę go odpręża. To jakby główna atrakcja tygodnia - kontynuował Zayn.

- Och - powtórzył Louis, jego brzuch zaczął spadać po schodach.

Był niezwykle zdumiony i zaszczycony tym, jak bardzo Harry kochał jego prace. Wiedział, że był całkiem dobry, ale Harry miał to promieniste spojrzenie, kiedy tylko mówił o Kimś i jego poezji. Nigdy nie pomyślałby, że mógłby sprawić, że ktoś byłby taki przez jego słowa.

Najwidoczniej to nie będzie długa wizyta, bo Zayn spojrzał na swój różowo-złoty zegarek i potem wstał, by wziąć podręczniki ze swojego biurka.

- Harry - powiedział. - Musimy pouczyć się na Professional Writing, pamiętasz?

- Och, tak - odpowiedział Harry, wstając z łóżka Louisa i wkładając swój telefon z powrotem do kieszeni, zanim włączył swoją głośność powiadomień na maksimum.

- W razie, gdybym dostał maila - wyjaśnił z kolejnym uśmiechem.

- Oczywiście - powiedział Louis, przewracając oczami i również się do niego uśmiechając.

Zayn już wyszedł przez drzwi, kiedy powiedział pa, ale Harry zatrzymał się, zanim wyszedł i odwrócił się, by spojrzeć na Louisa.

- Zobaczymy się na obiedzie, prawda? - spytał.

- Myślę, że to ja powinienem zadawać to pytanie, Harold.

- Do zobaczenia na obiedzie - powiedział Harry, coś lśniło w jego oczach, kiedy zamykał drzwi.

Louis wstrzymywał swój oddech, dopóki już się nie uśmiechał.

Słowa wróciły.

Wysłał wiersz do profesor Thornton pięć minut później.


You left my room
a silent secret caught in your smile
I collapsed onto my bed
thinking of all the ways to suck that secret out with my tongue
so that there would be an empty space
between your lips
begging to be filled
because then
I would simply be doing what any good friend would do
I would be patching up a hole
I would be doing you a kindness
if your teeth
just happened
to catch on my bottom lip
and stay there forever

-"That's What Friends Are For" by SMN


Wyszedłeś z mojego pokoju
niemy sekret utknął w twoim uśmiechu

opadłem na swoje łóżko
myśląc o wszystkich sposobach, by wyssać ten sekret swoim językiem
więc byłaby tam pusta przestrzeń
między twoimi wargami
błagająca o wypełnienie
bo potem

robiłbym po prostu to, co każdy dobry przyjaciel by zrobił
załatałbym dziurę

zrobiłbym dla ciebie coś miłego
jeśli zdarzyłoby się
że twoje zęby

złapałyby moją dolną wargę
i zostały tam na zawsze

-"Po to są przyjaciele" autorstwa SMN

~~~

Louis potrzebował kawy, jeśli miał zrobić wszystko, co musiało być zrobione po swoich jedynych zajęciach tego dnia, więc porzucił swoje pranie i naukę dla słodkiej, słodkiej kofeiny.

Włożył swoje słuchawki, podgłaśniając Twin Atlantic i zapalił papierosa. Idąc po kampusie czuł się, jakby był w swoim żywiole. Tak, miał wiele do zrobienia, zanim przejdzie przez swój tydzień egzaminów, ale mógł powiedzieć, że rzeczy zaczęły się jednoczyć. Wiedział, że tak długo jak dostanie kofeinę, będzie nie do zatrzymania. Może to byli nowi przyjaciele, może to jego nowa pewność siebie w pisaniu, może to dużo rzeczy, ale cokolwiek to było był za to wdzięczny.

Kampus był piękny o tej porze roku. Kochał grudzień, bo to znaczyło, że wkrótce były jego urodziny, ale również kochał pogodę. Chodniki były posypane brązowymi i pomarańczowymi liśćmi i było wystarczająco zimno, że oddech Louisa parował, kiedy go wypuszczał. Wiedział, że tak długo jak słońce zajdzie, będzie wystarczająco zimno, żeby odmrozić swoje jaja, ale na ten moment było pięknie.

Przeszedł przez ulicę, idąc do małej kawiarni blisko kampusu pod nazwą The Royal Bean. Było pełno miejsc bliżej jego akademika, ale tam robili ten specjalny napój zwany Voltaire, za który można było umrzeć. Gorąca czekolada zalana podwójnym espresso. Kofeina i cukier, których potrzebował za jednym razem.

Stanął w kolejce i czekał na swoją kolej, sprawdzając swojego maila. Profesor Thornton wysłała mu potwierdzenie, że dostała jego wiersz i że go uwielbia. Louis odetchnął z ulgą i poczuł jak ciężar opadł z jego ramion.

Zamówił swoją kawę z uśmiechem i cierpliwie czekał, myśląc czy mógłby napisać coś, co uchwyciłoby to jak się teraz czutł. Kawa została mu wręczona przez słodko wyglądającą brunetkę, kiedy malutki dzwoneczek zadzwonił w kawiarni. Louis odwrócił się i spojrzał na grupę chłopaków, którzy właśnie weszli i usłyszał głos, który sprawił, że ścisnął swój kubek tak ciasno, że wieczko niemal odpadło.

Louis szybko odwrócił się, starając się ukryć swoją twarz. W szczególności przed jedną osobą. Próbował znaleźć drogę ucieczki, przechodząc na drugą stronę małego pomieszczenia i utrzymując spuszczoną głowę.

Głos stawał się głośniejszy i Louis nie wiedział, czy był on w jego głowie, czy nie.

Trzymał rękę na drzwiach, kiedy ktoś zawołał jego imię.

- Louis! To ty?

Louis przygryzł wnętrze swojego policzka tak mocno, że poczuł kilka kropel krwi. Nie będzie płakał, nie będzie uciekał, nie będzie się bał. To było to, czego chciał jego były współlokator, Caleb.

- Louis! - ponownie zawołał Caleb.

Louis przygryzł to samo miejsce. Nie mógł uwierzyć że zapomniał, że Caleb był tym, który pokazał mu to miejsce. Powinien wiedzieć, że mógłby tu na niego wpaść. To powinno być na liście Louisa 'nie idź tam', jak stołówka po wschodniej części kampusu, główna siłownia, jego stary akademik i księgarnia na 9th Street. Ale Louis był w takim dobrym humorze, że nawet nie rozważał tej możliwości i teraz utknął. Odwrócił się do Caleba, przybierając odważną minę.

- Caleb - powiedział, gratulując sobie, kiedy jego głos się nie załamał. Brzmiał normalnie i stabilnie. Mógł to zrobić. Potem właściwie spojrzał na Caleba.

Wyglądał dokładnie tak samo. Blond włosy wyglądały idealnie rozwiane, ale Louis wiedział, że to zajmowało mu 20 minut każdego ranka. Oczy jak czekolada, która rozpuszcza się w twoich ustach. Głupi, stylowy sweter, za którego prawdopodobnie zapłacił za dużo. Jego zniszczone Converse. Nikczemny, idealny uśmiech, który obecnie pokazywał Louisowi.

- Co u ciebie? - spytał Caleb, przechodząc i opierając się o wielki fotel blisko drzwi. Nie był na razie wystarczająco blisko, by być groźny, ale z Calebem to mogło nadejść każdej sekundy.

- Dobrze - odpowiedział Louis, starając się nie skurczyć, jak jego ciało krzyczało, żeby to zrobił. Jego ciało chciało, żeby się chronił, ale każde takie zachowanie sprawiłoby, że dzień Caleba byłby lepszy. Louis chciał zrujnować jego dzień.

Caleb wciąż uśmiechał się do niego tym uśmiechem. Louis pamiętał jak smakował ten uśmiech. Potem przejechał językiem po swojej jamie ustnej i przypomniał sobie jak smakowała krew. Te dwie rzeczy praktycznie szły ramię w ramię.

Louis zwrócił swoje spojrzenie ku ziemi, kiedy Caleb podszedł do niego kilka kroków bliżej. Tak jak przewidział, kilka sekund.

- Ty tyle? To wszystko, co dostanę? Tylko 'dobrze'? Dajesz mi dzisiaj tylko jedno słowo, kochanie? - powiedział, krzyżując swoje ramiona i przechylając swoją głowę do tyłu powodując, że patrzył z góry na Louisa. Zawsze patrzył na Louisa z góry.

- Tak - powiedział Louis przez zaciśnięte zęby.

Mógł usłyszeć tą radość w głosie Caleba; mógł poczuć jak dobrze się bawił. To sprawiało, że chciał krzyczeć. Nie wiedział co zrobił w swoim życiu, żeby zasłużyć na Caleba. Na początku to było jak błogosławieństwo, jak idealny, lubiący zabawę koleś zesłany, by sprawić, że studenckie doświadczenie Louisa byłoby niesamowite. Ale potem Louis dowiedział się, że Caleb zawsze dobrze się bawił, szczególnie kiedy to dotyczyło Louisa i sprawiało mu jakiś dyskomfort lub krzywdę. Louis nie zamierzał mu podarować ani momentu więcej.

Mocno popchnął drzwi i próbował odejść, kiedy Caleb złapał go za ramię.

Jego głowa odwróciła się, by spojrzeć na Caleba w szoku i kompletnym niedowierzaniu. Wiedział, że wyglądał na przerażonego, ale nie mógł teraz temu zaradzić. Był.

To nie mogło się tutaj dziać, teraz. Nie przed tymi wszystkimi ludźmi. Nigdy nie mógłby przed tymi wszystkimi ludźmi, pomyślał Louis.

Caleb przyciągnął go bliżej, ledwo się wysilając, gdy ciało Louisa powoli ciągnęło w jego kierunku. Jego uśmiech ociekał trucizną i Louis nie miał antidotum. Wszystko, co mógł zrobić to pozwolenie na bycie szarpanym. Wiedział co się działo, gdy próbował się bronić i to nie działało w ten sposób, w jaki myślał.

- Do zobaczenia wkrótce, kochanie - wyszeptał Caleb, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Louisem, kiedy wydął swoje wargi w pocałunku, cmokając przed twarzą Louisa.

Jego palce puściły ramię Louisa i wiedział, że będzie miał tam rano siniaki. Kiedy Caleb odwrócił się i dołączył do swojej grupy, oficjalnie odpuszczając Louisowi, musiał zebrać wszystko co w sobie miał, by nie zacząć biec w tamtym momencie. W jakiś sposób trzymał się dobrze, dopóki był poza zasięgiem wzroku, ale tak szybko jak był, natychmiast zaczęły wypływać łzy. Kiedy wyciągnął swoją paczkę i próbował zapalić papierosa zdał sobie sprawę jak bardzo jego ręce się trzęsły. Musiał wrócić do swojego akademika, do kogoś, kto mógł mu pomóc, zanim zemdleje z czystego strachu.

Ssał swojego papierosa, jakby to była jedyna rzecz trzymająca go w pionie i do czasu, gdy wrócił do akademika wypalił jeszcze dwa.

Opadł na ławkę przed drzwiami i zapalił czwartego.

Louis wiedział, że w pewnym momencie wpadnie na Caleba, wiedział, że to się stanie. Zrobił listę mając nadzieję, że minie może kilka miesięcy, zanim znów go zobaczy, bo kampus był duży, ale najwyraźniej nie wystarczająco. Wiedział, że to się stanie, ale to czego nie wiedział to to jak by się wtedy czuł, jak będzie przyprawiony o mdłości. Mógł usłyszeć głos Caleba mówiącego 'kochanie' znowu i znowu, mógł poczuć ślady, gdzie palce Caleba znajdowały się na jego ramieniu. Pochylił się i zwymiotował na trawę.

Kiedy skończył, zaczął trząść się dwa razy bardziej i jego oczy wypełniły się łzami jeszcze bardziej, gdy próbował złapać oddech.

Zapalił piątego papierosa, potem szóstego i siódmego. Siedział w ciszy na ławce przez dobrą godzinę, niezdolny do kontrolowania swojego oddechu, albo swojego ciała, albo łez.

Na numerze ósmym usłyszał czyiś gwizd z odległości. Kiedy Harry wyszedł zza zakrętu i Louis zobaczył jego leniwy, krzywy uśmiech, niemal zaczął szlochać. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebował to to, żeby Harry zobaczył go w tym stanie. Próbował wytrzeć oczy swoim rękawem bez wyglądania zbyt podejrzenie, ale najwyraźniej Harry to przejrzał. Jego twarz opadła i przestał gwizdać, kiedy dobrze przyjrzał się Louisowi.

- Wszystko w porządku? - spytał, idąc szybko w stronę ławki i siadając obok Louisa.

- Tak, jest dobrze - powiedział Louis, starając się być spokojny, jego słowa nie pasowały do tego, jak jego głos się załamał.

- Nie, nie jest - powiedział Harry. - Co się dzieje?

Louis spojrzał na Harry'ego i to była zła decyzja. Łzy wróciły z ogromną siłą i tak szybko jak to zrobiły, Harry przysunął się bliżej i przyciągnął Louisa ręką wokół jego ramion.

- Jest okej - powiedział w jego włosy. To sprawiło, że płakał jeszcze bardziej.

- Chcesz o tym porozmawiać? - spytał, jego kciuk przejeżdżał w górę i w dół po bicepsie Louisa.

Louis potrząsnął swoją głową na nie.

Nie mógł powiedzieć o tym Harry'emu, nie tutaj, nie teraz. Nie był pewien, czy mógł powiedzieć Harry'emu gdziekolwiek, kiedykolwiek. Wspomnienia były zbyt bolesne i był zmartwiony jak Harry zareagowałby, gdyby to usłyszał.

- Chcesz, żebym cię rozproszył? - spytał, brzmiąc tym razem na bardziej pełnego nadziei.

Louis potrząsnął głowa na tak.

Spojrzał na Harry'ego kiedy to zrobił, widząc czyste zmartwienie w jego oczach i to była ostatnia część puzzli. Ten przyjazny, piękny, niespokojny, idealny chłopak był tym, czego mu brakowało.

W przeciągu kilku sekund Harry wstał, wskazując Louisowi, żeby zrobił to samo. Louis zgasił papierosa, który wypadł mu z jego drżących dłoni moment przed tym, zanim wstał, mając nadzieje że nie pokazywał tego jak słabo się czuł.

Harry uważnie go obserwował, kiedy szli do windy. Wziął kluczyki Louisa z jego rąk, kiedy dotarli do jego drzwi i otworzył je dla Louisa. Kiedy byli w środku, Louis zdjął swój plecak i usiadł na łóżku. Harry podszedł do jego komody i spytał Louisa gdzie trzymał swoje dresy i koszulki. Louis mu powiedział i Harry szedł do niego z jego ulubionymi szarymi dresami, miękką, granatową koszulką i parą skarpetek i butelką wody w dłoni.

- Idź do łazienki, umyj twarz, napełnij swoją butelkę wody i przebierz się w to - powiedział. - Obiecuję, że to sprawi, że poczujesz się lepiej.

Louis przytaknął i zrobił to, co mu powiedziano. W łazience ochlapał twarz wodą i to sprawiło, że czuł się mniej spanikowany. Wziął duży łyk zimnej wody i był mniej przerażony, że Caleb pojawi się tuż za rogiem. Przebrał się i już się nie trząsł.

Kiedy wrócił z powrotem do pokoju, Harry pisał coś na swoim telefonie, ale podniósł wzrok i uśmiechnął się, kiedy Louis wszedł.

- Co lubisz na swojej pizzy? - spytał, znów patrząc na swój telefon.

- Co?

- Co lubisz na swojej pizzy? - spytał ponownie. - Zamawiam dla nas pizze, jakąś byś chciał?

- Dlaczego zamawiasz nam pizze? Powinniśmy spotkać się z Liamem, Zaynem i Niallem na obiedzie za 20 minut.

- Naprawdę chcesz się teraz zobaczyć z chłopakami? Albo wyjść z pokoju? Wiem, że obaj kochamy ich żałosne tyłki, ale zgaduję, że nie jesteś w humorze, by widzieć się z kimś jeszcze. Albo ruszać. Prawdopodobnie nie jesteś w humorze, żeby mnie widzieć w tym momencie, no ale trudno - powiedział, uśmiechając się.

Louis chciał wiedzieć jak smakuje ten uśmiech.

Ale Harry miał rację, wszystko, czego chciał Louis to żeby jego brzuch przestał burczeć i zwinąć się pod swoją kołdrą.

- Tylko pepperoni jest w porządku dla mnie - powiedział.

- Nudne - zanucił Harry. - Ja biorę ananasa i kurczaka.

- To brzmi okropnie - powiedział Louis, marszcząc swój nos.

- Nie krytykuj, póki tego nie spróbujesz.

Harry pisał coś w swoim telefonie i potem wstał, włożył telefon do tylniej kieszeni i spojrzał wyczekująco na Louisa.

- Pizza zamówiona. Powiedziałem Zaynowi, żeby został trochę dzisiaj u Liama - powiedział.

Kiedy Louis otworzył swoje usta żeby zaprotestować, Harry go wyprzedził.

- To w porządku, uwielbia spędzać czas z Liamem. Bedą robić tą samą rzecz, którą mieli robić, tylko w innymi pokoju. Teraz, gdzie są twoje filmy?

Głos Harry'ego był tak pewny siebie i podszyty stanowczością, że Louis tylko westchnął i wskazał na górną szufladę tam, gdzie stał telewizor. Harry szperał tam przez sekundę, zanim wydał szczęśliwy dźwięk, wyjmując płytę i wkładając ją do DVD.

- Co to za film? - spytał Louis, siadając na łóżku.

- Żadnych pytań - powiedział Harry, przeciągając pufę bliżej łóżka Louisa. - Teraz wejdź pod swój koc i zrelaksuj się, okej? Wiem, co robię.

Kiedy Louis wszedł pod swoje koce, jak poinstruował Harry, Harry wziął pilota i zgasił światło, zanim usiadł obok niego. Menu DVD pokazało się po kilku sekundach i Louis niemal zemdlał, kiedy zobaczył co to był za film.

Grease? - spytał, gapiąc się na Harry'ego z otwartymi ustami.

- Czy to okej? - spytał Harry, ciągnąc palcami za swoją wargę. - Pomyślałem, że to dobry wybór, by cię rozweselić.

- Dobry wybór? Jezu, Harry, to mój ulubiony film - powiedział zdumiony. - Czy mówiłem ci, że to mój ulubiony film?

- Wcześniej? - spytał i Louis kiwnął głową. - Nope.

- To szalone - powiedział Louis, siadając prościej na swoim łóżku, przygotowując się na początek filmu.

Miał nadzieje, że Harry wiedział, w co się wpakował.

- Zamierzasz to włączyć, czy co? - Louis spytał z żartobliwym uśmiechem, spoglądając na Harry'ego, który na niego patrzył.

- Och tak, przepraszam - powiedział, potrząsając głową na coś, czego Louis nie mógł zobaczyć i wcisnął przycisk na pilocie.

Pojawiły się napisy i Louis już śpiewał. Harry śmiał się pod nosem, Louis mógł go usłyszeć, ale to sprawiło, że śpiewał jeszcze głośniej i uśmiechał się szerzej. Moment później Harry również śpiewał.

Louis nie spodziewał się, że Harry będzie znał każde słowo tak jak on, ale Harry mógł znać ten film nawet lepiej, niż on. Śpiewał dziewczęcą część w  "Summer Nights" bezbłędnie, nie przegapił żadnego słowa, kiedy Louis głośno śpiewał męską część. Louis przyznał po 10 minutach, że grał Danny'ego w liceum, kiedy nostalgicznie miał łzy w oczach. Harry niemal umarł ze śmiechu, dopóki Louis nie posłał mu niszczycielskiego spojrzenia, wyjaśniając jak ważna to była dla niego rola. Potem przeprosił go i Louis przyłapywał Harry'ego kątem oka, jak się uśmiechał raz na jakiś czas.

Louis również wyłapał, jak Harry przysuwał się na swojej pufie bliżej jego łóżka, dopóki nie śpiewali razem  "Hopelessly Devoted to You" i Harry był praktycznie pod nim. Nie miał nic przeciwko temu, że Harry się przybliżał, ale jego serce tak. Niemal odmówiło posłuszeństwa, kiedy Harry śpiewał prosto do niego, kładąc dłoń na nodze Louisa i uśmiechając się niewinnie, jak robił to Sandy.

Louis myślał, że może Harry mógł poczuć jak szybko biłojego serce , bo jego uśmiech poszerzył się i usiadł, przybliżając się jeszcze bardziej do Louisa. Teraz śpiewał ciszej i Louis nie wiedział czy kiedykolwiek tak zwracał uwagę na usta Harry'ego. Były różowe, jakby dziwnie różowe. Teraz się gapił, mógł poczuć jak gapił się na usta Harry'ego, gdy poruszały się do słów, ale nie mógł przestać.

Usta Harry'ego rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy jego telefon zadzwonił tak głośno, że Louis podskoczył na ten dźwięk.

- Przepraszam, cholera - powiedział Harry, gramoląc się, by wyciągnąć telefon. - To musi być pizza.

- Jest w porządku - Louis wydyszał, gdy Harry odebrał telefon.

Sekundę później włożył swoje buty i wyszedł przed drzwi, obiecując, że wróci z pizzą. Jak tylko wyszedł przez drzwi, Louis naciągnął koce nad swoją głowę, przycisnął poduszkę do twarzy i krzyknął.

Każda minuta spędzona z Harrym tylko umacnia jego głupiego crusha, który teraz najwyraźniej eksplodował do pełnoobjawowej tęsknoty. Louis nie wiedział, czy wyobraził sobie jak usta Harry'ego przybliżyły się do jego, zanim zadzwonił jego telefon, ale to była pewna możliwość. Miał problem z idealizowaniem momentów w swojej głowie, dlatego był poetą.

Kiedy usłyszał otwierające się drzwi, odrzucił pościel i starał się wyglądać jak zwyczajnie, jak to było możliwe.

Harry po prostu uśmiechnął się do niego, niosąc dwie pizze w jednej ręce i Louis myślał, że mógłby znów zwymiotować z nerwów. To nie tak, że byli na randce, byli tylko dwójką przyjaciół, która spędzała razem czas i oglądała razem film. Z wyjątkiem tego, że jeden przyjaciel naprawdę chciał siąść okrakiem na tym drugim.

To normalne; to było w porządku i zupełnie normalne.

Louis wznowił film, kiedy znów obaj siedzieli, ale wyglądało jakby Harry miał ciężki czas, żeby wygodnie się ułożyć na pufie, by zjeść swoją pizzę. Louis przesunął się tak, że jego plecy opierały się o ścianę i jego nogi pionowo leżały na łóżku. Zatrzymał film i poklepał przestrzeń obok siebie, oferując Harry'emu wygodniejsze miejsce.

- Och dzięki Bogu - powiedział Harry, próbując wstać z pufy. - Myślę, że mój kręgosłup zaczął robić się na stałe wykrzywiony.

Harry usiadł obok Louisa i położył pudełko pizzy na kolanach. Louis ponownie włączył film i obaj nucili do piosenek z pełnymi ustami. Harry nie miał nic przeciwko, kiedy Louis opowiadał mu o swojej produkcji, albo gdy ogólnie mówił podczas filmu, to po pierwsze. Większość jego przyjaciół z rodzinnych okolic i jego rodzina zawsze na niego za to krzyczeli. Ale wyglądało na to, jakby Harry był szczerze zainteresowany wszystkim, co miał do powiedzenia. To była miła zmiana.

W pewnym momencie, Harry odłożył pudełko pizzy i przesunął się bliżej Louisa twierdząc, że było mu zimno. Louis zaoferował mu, żeby wszedł po koc i Harry zaakceptował to, jego palce otarły się o skarpetki Louisa, kiedy się usadowił.

Harry siedział tak blisko niego, że ich uda były do siebie dociśnięte i Louis ściskał pościel, by zachować spokój.

Kiedy film się skończył, ciepło Harry'ego przeszło na Louisa. Był tak zmęczony, że chciał oprzeć głowę o ramię Harry'ego i zasnąć. Poluźnił swój śmiertelny uścisk i każda część jego ciała była zrelaksowana. Jego powieki zaczęły opadać, kiedy pojawiły się napisy końcowe i Harry to zauważył.

- Okej, myślę, że to sygnał, żebym szedł - powiedział, wstając i zbierając puste pudełka.

Louis już upadł na swoją poduszkę i zanurzył się w swojej pościeli, kiedy Harry dotarł do drzwi.

- Dziękuję za dzisiejszy wieczór - wymamrotał Louis w poduszkę, zanim usiadł i kontynuował, chociaż jego ciało krzyczało, żeby spał. - Poważnie, to było dokładnie to, czego potrzebowałem.

- Oczywiście - powiedział Harry, jakby to było nic. - O każdej porze. Jestem na końcu korytarza, pamiętasz?

- Oczywiście.

- Dobranoc, Louis.

- Dobranoc, Harry.

Drzwi cicho się zamknęły, ale Louis natychmiast wstał i włączył światło, zamiast iść spać tak, jak powinien.

Otworzył swoją szufladę w biurku i wyciągnął notatnik i swój ulubiony długopis. Pisał jak szalony przez dwie minuty, przekreślając kilka rzeczy i potem wyłączył światło.

Chociaż raz spał jak dziecko i jedyną rzeczą w jego głowie, kiedy zasypiał było summer loving* i usta Harry'ego.


*chodzi o piosenkę z Grease- Summer Nights 
















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top