Rozdział 8
W niedzielny poranek Carrie wstała wcześniej, niż miała to w zwyczaju. Bynajmniej jednak nie z własnego wyboru.
Dziewczyna niechętnie spojrzała na zegarek, dostrzegając, że zaraz wybije dziewiąta. Nigdy nie była rannym ptaszkiem, ale, co niekoniecznie szło z tym w parze, nie lubiła również marnować czasu. Tyle, że teraz miała wakacje, mogła więc z czystym sumieniem ponarzekać i przeklinać osobę, która ją obudziła.
Carolyn, podeszła do okna, chcąc się przekonać, co przerwało jej sen. Szybko się jednak zorientowała, że owych powodów jest klika. Jednym z nich było kolejne auto zapakowane przed domem i wybiegający z niego Louis i Teddy, którzy krzyczeli coś zupełnie niezrozumiałego, biegając po podwórku, jak para dzieciaków. Z pewnością nie był to widok, który Carrie spodziewała się zobaczyć o dziewiątej rano w niedzielę.
Kolejnym zaskoczeniem był śmiech Nialla, bez wątpienia dobiegający z korytarza. Zapewne chłopak znajdował się w salonie, jednak to wytłumaczenie zdecydowanie nie wystarczyło Carolyn. Co więcej, może nawet bardziej ją zdekoncentrowało.
W końcu, skoro był tu Niall, zapewne reszta znajomych Harrego także znajdowała się w budynku. A oznaczało to tyle, że zostali tu na noc.
Carolyn skarciła się w myślach, gdyż nagle zaczęła się zastanawiać, czy Zayn również został. Miała jednak nadzieję, że nie. Zdecydowanie nie była teraz na siłach, by zmierzyć się z nim o poranku. Zdaje się, że jej brzuch nie wytrzymałby kolejnej fali motylków. Motylków, które w jej przypadku siłą bardziej przypominały trzęsienie ziemi.
Jedynym jej ratunkiem w tej sytuacji były myśli o Lucasie.
Masz chłopaka, idiotko - powtarzała w myślach ilekroć wyobraźnia jej podsuwała obrazy Zayna z bezczelnym uśmiechem przylepionym do twarzy.
Była na siebie niewyobrażalnie zła. Oczywiście, między innymi dlatego, że przy Zaynie zapominała o Lucasie, ale wciąż pozostawała jeszcze jedna kwestia. Carrie wprost nie znosiła tego, jak bezbronna stawała się przy tym chłopaku. Nagle traciła swoją odwagę, a język robił się zdrętwiały, przez co wypowiedzenie jakiegoś sensownego zdania wydawało się niemożliwe. Nie poznawała siebie. Wiedziała więc, że szybko będzie musiała tę kwestię zmienić. W żadnym wypadku bowiem nie miała zamiaru wyjść na pustą blondynkę. Miała tu coś do udowodnienia.
Nie tracąc czasu, wyszła z pokoju. Pragnęła jak najszybciej się dowiedzieć, co Harry i jego przyjaciele, do diabła, robią o dziewiątej rano w niedziele. Zdaje się, że kompletnie nie rozumiała całego tego towarzystwa.
Gdy tylko pojawiła się w salonie, zauważyła Dannego, leżącego na kanapie. Chłopak spał wygodnie rozłożony, zupełnie nie przejmując się hałasem.
- Możesz jechać z nami. – Głos Harrego dochodził z kuchni. Carrie odwróciła się szybko na pięcie, z zamiarem przejścia w tamtym kierunku, by wyciągnąć z chłopaka interesujące ją wyjaśnienia. Szybko jednak powstrzymała swoje plany, gdyż okazało się, że dalsza cześć jego rozmowy jest niezwykle interesująca.
- Właściwie – odpowiedział mu Niall, a po jego głosie Blake mogła jednoznacznie stwierdzić, że blondyn jest nieco zakłopotany. Zastanowiła się nawet przez chwilę, czy nie powinna ruszyć mu z ratunkiem. Nim jednak ta myśl na dobre rozkwitła w jej głowie, Horan kontynuował: - Mam z kim jechać.
- To znaczy? – Oczami wyobraźni Carrie widziała, jak Harry marszy brwi, albo zaczesuje swoje loki do tyłu, czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Nie wkurzaj się tylko – upomniał blondyn – ale obiecałem Maxie, że z nią pojadę.
Carrie momentalnie zasłoniła usta dłonią, słysząc imię przyjaciółki. Wiedziała, że chłopcy z pewnością jej nie zauważą, ani nie usłyszą, jednak mimo wszystko starała się zachowywać tak cicho, jak tylko potrafiła.
- W porządku – odpowiedział po chwili Harry, zupełnie zaskakując tym Carolyn. Co prawda, jasnowłosa nie miała pojęcia, czego tak naprawdę się spodziewała po chłopaku, który rzekomo miał złamane serce. A tym bardziej, gdy ów chłopakiem był Styles. Bez wahania mogła jednak powiedzieć, że dziwna uległość Harrego nie pasowała jej do obecnej sytuacji.
- Umówiłem się z Maxie już jakiś czas temu – wyjaśnił Horan. – Wiesz przecież, jak bardzo o tym marzyła.
- Ale to chyba nie znaczy, że masz zamiar trzymać się przez cały czas z dala od nas?
- Nie chcę żeby było niezręcznie.
Harry prychnął.
- Maxie i ja to stare dzieje. Zresztą, ci wszyscy ludzie to również jej przyjaciele. Nie chcę żeby przeze mnie separowała się od innych.
Carrie wiedziała, że cokolwiek zaszło między nimi z pewnością odbiło się na całym towarzystwie. I co dziwne, Carolyn poczuła się naprawdę źle. Harry bowiem wydawał się nieco przybity sytuacją, o której jasnowłosa wciąż nie miała pojęcia. Wiedziała jednak, że z pewnością nie omieszka zapytać o wszystko Nialla. Albo pójdzie od razu do źródła i spyta Maxie, dlaczego nie powiedziała jej, że była z Harrym, kiedy rozmawiały o chłopaku.
Nastała długa chwila ciszy i Carrie przez moment się wahała, czy nie jest to odpowiedni moment na to, by weszła do kuchni i udawała, że nie słyszała ani jednego słowa, gdyż zwlekła się tu prosto z łóżka. Ku jej zdziwieniu, niespodziewanie odezwał się Niall.
- Wciąż ją kochasz, prawda?
Carrie czuła, że brakuje jej powietrza. Z pewnością nie spodziewała się, że usłyszy coś podobnego. Teraz nie było już żadnych wątpliwości, że jej dawną przyjaciółkę i Harrego łączyło jakieś uczucie, a zdjęcie pod jego poduszką nie pojawiło się tam przez przypadek.
- Jak powiedziałem: Maxie i ja to stare dzieje – oznajmił surowo i zarówno Carrie, jak i pewnie Niall, doskonale wiedzieli, że jest to koniec rozmowy.
- A teraz chyba czas obudzić tę księżniczkę – rzekł Styles. – Mama mnie zabije jeśli pozwolę jej tu zostać. Przedstawiła mi całą listę konsekwencji, jeśli nie zabierzemy jej ze sobą. Chyba będziesz musiał mi w tym pomóc.
Dziewczyna działając pod wpływem impulsu szybko cofnęła się na schody. A w momencie, gdy chłopcy znaleźli się w salonie, Carrie, niczym najlepsza aktorka pokonywała ślamazarnie kolejne stopnie, sygnalizując tym samym, jak bardzo jest zmęczona.
- Ty! – zawołał Harry, zapewne specjalnie nie używając jej imienia. Przez całe dnie się unikali, a kiedy już musieli zamienić ze sobą kilka słów, były to bezosobowe stwierdzenia, jakby w rzeczywistości mówili do powietrza. – Pakuj walizki, bo za jakieś pół godziny wyjeżdżamy.
Carrie otworzyła szeroko buzię ze zdziwienia, jednak szybko się upomniała.
- Do mnie mówisz?
Harry w odpowiedzi nieco się skrzywił.
- To będą ciężkie dni – powiedział sam do siebie, po czym ponownie spojrzał na blondynkę: - To nie mój pomysł, księżniczko. Ja z przyjemnością zostawiłbym cię tu i się nie przejmował. Ale twój ojciec chce byś się rozerwała, więc nie grymaś.
- O czym ty mówisz? – warknęła zirytowana.
- Wiesz co, Harry? – odezwał się niespodziewanie Niall. – Ja jej wszystko wyjaśnię. Ty przez ten czas zajmij się swoimi rzeczami – dodał, wiedząc, że jest to jedyny sposób by złagodzić napiętą sytuacje, jak również, by przekonać dziewczynę do wyjazdu, o którym nie miała bladego pojęcia.
- Chodź, Carrie – powiedział Niall, łapiąc Carolyn za rękę i ciągnąc za sobą.
- Co, do diabła, się tu dzieje? – zawołała za nim, wciąż starając się zrozumieć, do czego tak właściwie Harry próbował ją przekonać.
~*~
Ponad pół godziny później Carrie wraz z Niallem, który trzymał jej walizkę, schodziła schodami na dół. Oczywiście, by oznajmić światu, jak bardzo jest niezadowolona z takiego obrotu wydarzeń, na jej twarzy malował się wielki grymas. Proszę się jednak nie dziwić, dziewczyna została wprost zmuszona do tego, by spakować swoją walizkę i wyruszyć z Harrym i jego przyjaciółmi do Brighton. A raczej, w gwoli ścisłości, w okolice tego miasta, gdzie miał odbyć się jakiś festiwal muzyczny.
Gdyby nie Harry i jego znajomi Carrie skakałaby z radości na wieść, że będzie miała możliwość uczestniczyć w szeregu różnych koncertów, jednak mina jej zrzedła, gdy okazało się, iż Styles został zmuszony przez swoją mamę i Johna, by zabrał dziewczynę ze sobą. Jak wiadomo, sam z własnej woli nigdy by jej tego nie zaproponował.
- Nie będzie tak źle – zagadał Niall, posyłając starej przyjaciółce pocieszający uśmiech. – Nie jesteśmy tacy okropni, jak ci się wydaje.
- Nie o to chodzi – obroniła się szybko Carrie. – Nie chcę czuć się jak wrzód na tyłku.
Panna Blake bez wątpienia wśród swoich znajomych z Nowego Jorku nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego. Zdaje się, że tamto miejsce było zupełnie innym światem. Carrie była lubiana i zapraszana na wszystkie imprezy, gdyż bez wątpienia była duszą towarzystwa. Tymczasem tutaj czuła się jak jakiś kosmita, który nie potrafi nawiązać kontaktu z ziemianami.
- Maxie też tam będzie – wyznał, zapewne myśląc, że Carrie nie wie o tym zupełnie nic. No cóż, dziewczyna z pewnością nie miała zamiaru się przyznać, że podsłuchała wcześniejszą rozmowę Horana ze Stylesem.
- Naprawdę?
- Nie masz się czym przejmować, bo Maxie –
Nie dane mu było jednak skończyć, gdyż niespodziewanie przed nimi pojawił się Danny.
- Ale mam kaca – zawołał, przeciągając się.
Szybko jednak jego zmęczony wyraz twarzy zmienił się w pełen ekscytacji i dobrego humoru. Wzrok chłopaka bowiem uważnie prześledził postać blondynki. I z pewnością jego spojrzenie najdłużej zatrzymało się na jej odsłoniętych nogach. Kolorowa, wzorzysta sukienka i dobrane do tego wygodne baletki wydawały się naprawdę przypaść mu do gustu.
- Wiesz, że to festiwal rockowej muzyki? – zapytał, wciąż spoglądając na jej nogi.
- Nie musisz się o mnie martwić, dam sobie radę – odpowiedziała, czując nagłą złość. Zdaje się, że nie po raz pierwszy ktoś oceniał ją po wyglądzie. Owszem, lubiła kolorowe rzeczy, które pokazywały jej żywą i pełną dobrej energii stronę osobowości. W żadnym razie jednak nie odzwierciedlały jej gustu muzycznego. Ale przepraszam bardzo, czy jako fanka rocka naprawdę jest zmuszona ubierać się na czarno? Kto niby ustalił takie zasady?
- Tak – jęknął Danny – jestem pewien, że dasz sobie radę – oznajmił. I choć jego słowa w żadnym wypadku nie ukrywały żadnych podtekstów, jego oczy z pewnością się tym zajęły.
Carrie nie była głupia, potrafiła wyczuć, gdy ktoś wykazuje zainteresowanie jej osobą. I właśnie w tym momencie owe zainteresowanie widziała.
I jakby na potwierdzenie domysłów Carrie, Danny westchnął przeciągle, świdrując dziewczynę swoim rozmarzonym spojrzeniem.
- Gdzie byłaś całe moje życie? – zapytał, ponownie zerkając na jej nogi.
- Chowałam się przed tobą – odpowiedziała bez namysłu, po czym okrążyła chłopaka.
Ponownie spojrzała na Nialla, wiedząc, że ten będzie jej jedynym ratunkiem.
- Dużo osób tam będzie?
Horan zaśmiał się.
- Tysiące. Ale prawdopodobnie chodzi ci o naszych znajomych. Z tego co wiem, około dziesięciu osób wyjeżdża stąd z nami. Z resztą mamy się spotkać na miejscu.
Carrie zmarszczyła brwi.
- Stąd? A niby dlaczego, do cholery, mają przyjechać do mojego domu?
- Zapominasz, że ja również tu mieszkam. – Głos Harrego zaświdrował w jej umyśle, niemalże wypalając dziurę. Zabawne, jak wiele szkód mogło wyrządzić jedno zdanie.
- Uwierz mi, nie zapomniałam – prychnęła, przechodząc dalej. Starała się przy tym nie zwracać uwagi na Harrego, stojącego w progu drzwi prowadzących do kuchni.
Blondynka podążyła śladem Nialla i wyszła na zewnątrz. Jak się okazało, przed domem stały już dwa samochody. A wśród zgromadzonych ludzi Liam, Louis, Teddy, Niall, wredna Erin i, co nieco zaskoczyło jasnowłosą, Maxie. Nie spodziewała się tak szybko zobaczyć dziewczyny. Tyle, że jej dawna przyjaciółka, stała w lekkim odosobnieniu, oparta o maskę samochodu. I, jak się chwilę później okazało, z zapartym tchem czekała na zbawienie. Bogu dzięki, Niall nadszedł.
- Długo tu czekasz? – zapytał Horan, podchodząc wraz z Carrie do dziewczyny.
- Wystarczająco, by poczuć się niezręcznie – odparła Maxine, wzruszając ramionami. Sekundę później jej spojrzenie powędrowało do Carolyn. – Cieszę się, że jedziesz z nami.
- Nie mówiłaś, że się z nimi przyjaźnisz – odparła z zarzutem blondynka, nie mając zamiaru czekać z tym ani chwilę dłużej. Oczywiście, Carrie miała prawo być zła na dziewczynę. W końcu przy ich ostatniej rozmowie szatynka nie wspomniała nawet jednym słowem, że dogaduje się z tymi ludźmi, podczas gdy Carolyn przeklinała całe towarzystwo. Co więcej, nie wspomniała, że łączyło ją coś z Harrym.
Maxie podtrzymała spojrzenie dziewczyny, jednak zupełnie nic nie odpowiedziała. Zdaje się, że panna Ellis w tym momencie nie potrafiła znaleźć pasujących do tej sytuacji słów.
- To skomplikowana sprawa – oznajmił Niall, wychodząc z usprawiedliwieniem w imieniu swojej przyjaciółki.
Niestety - albo jak kto woli - stety, na podjazd zajechał trzeci samochód.
Czarne Mercury Comet z 1963 roku w pełni swojego blasku zatrzymało się zaledwie dziesięć kroków od blondynki. Dach pojazdu był opuszczony, dzięki czemu Carrie od razu mogła dostrzec jego właściciela.
Zayn, jak to miał w zwyczaju, z pełną nonszalancją i pewnością siebie wyszedł z samochodu. Czarne Ray Bany uniemożliwiały jednak dziewczynie dostrzeżenie jego oczu, czego w tym momencie z pewnością nie żałowała. Bez wątpienia miała już dość rozpraszania, jak na jeden dzień.
Malik poprawił swoją skórzaną kurtkę rozglądając się wokół siebie. Nim jednak zdążył się z kimkolwiek przywitać, Danny wyszedł z domu.
- Czekaliśmy tylko na ciebie! – zawołał, po czym zapytał: – Jak droga z Bradford?
Carolyn zmarszczyła brwi.
Bradford?
Co niby Zayn Malik robił w Bradford?
I jakim cudem zdążył tam pojechać i wrócić? Był przecież w jej domu ostatniego wieczora i Carrie była więcej niż pewna, że pił piwo. Nie prowadził chyba po pijaku? Z drugiej strony, mógł wyjechać wcześnie rano. W końcu w jedną stronę jechało się jedynie trzy i pół godziny…
- Gówniana – odpowiedział Malik, jak zawsze poświęcając zaledwie strzępek uwagi swojemu koledze.
- Elvis pewnie się cieszy, że trochę od ciebie odpocznie – powiedział Danny, szczerząc się.
Malik w odpowiedzi posłał mu jedno spojrzenie, które wystarczyło, by jego kumpel w końcu się przymknął.
- Gdzie Styles? – zapytał ciemnowłosy, zwracając się do Nialla.
Jego wzrok zaledwie na ułamek sekundy spoczął na Carrie, która wciąż z tym samym zainteresowaniem spoglądała na Mulata.
Jak na zawołanie, Harry wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Schował go do plecaka, który zapewne służył za cały jego bagaż, po czym rozejrzał się po twarzach zgromadzonych.
- Macie zamiar tu tak stać, czy ruszycie tyłki i zapakujecie je do samochodów?
Teraz już Carrie widziała, dlaczego Zayn i Harry dogadują się tak dobrze. Z pewnością byli bardzo w podobny sposób nastawieni do świata. I, oczywiście, używali podobnego słownictwa zwracając się do swoich – jakby mogło się zdawać - przyjaciół. Choć może przy dokładnym podsumowaniu, Zayn przejmował się nimi odrobinę mniej niż Styles.
Jak na zawołanie, wszyscy zaczęli pakować się do zaparkowanych aut. Danny włożył większość z bagaży do auta Harrego, podczas gdy Niall i Maxie wsiedli do dwuosobowego samochodu Horana. Carrie natomiast stała gdzieś pośród tych wszystkich ludzi zupełnie nie wiedząc, co powinna zrobić. Jedyne osoby, z którymi miała ochotę jechać nie miały już wolnego miejsca. A jak zaledwie chwilę później się okazało, w samochodzie Harrego także zaczynało brakować dla niej siedzenia.
- Hollywood! – Ten męski, nieco zachrypnięty głos z pewnością był tym, który Carrie poznałaby o każdej porze dnia i nocy. – Chodź, pojedziesz z nami.
Panna Blake z pewnością nie wiedziała, jak ma na to zareagować. I nim zdążyła w jakikolwiek sposób przemyśleć to, co powinna odpowiedzieć, Zayn podszedł do niej. Złapał za niewielką walizkę stojącą u jej stóp, po czym nawet nie spoglądając na blondynkę, zapakował torbę do bagażnika swojego samochodu.
I w momencie gdy Carrie odzyskała trzeźwość umysłu, zrozumiała, co Mulat miał na myśli, mówiąc, że „pojedzie z nimi”. Na jednym z siedzeń w aucie Zayna siedziała Erin. Dziewczyna z kolorowymi pasemkami spoglądała na Carolyn z pewną wrogością, jednak ten dziwny grymas zniknął w momencie, gdy Malik usiadł za kierownicą. Wtedy na jej twarzy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zakwitł nieszczery uśmiech.
- Wsiadasz, czy zamierzasz tak tam stać? – zapytał Zayn, w końcu zdejmując z nosa czarne, przeciwsłoneczne okulary.
Carrie, próbując nie dać się zwieść jego magnetycznemu spojrzeniu, szybko przywróciła się do porządku. Skinęła głową, po czym podeszła do samochodu. A chwilę później siedziała już na tylnym siedzeniu auta.
W momencie, gdy uniosła wzrok, we wstecznym lusterku dostrzegła łobuzerski uśmiech Zayna. Był piękny. I na ułamek sekundy zapomniała o otaczającym ją świcie.
Niestety tuż obok był ktoś, kto koniecznie musiał jej przypomnieć o swojej obecności.
- No to w drogę! – zapiszczała Erin, a Carrie zaczęła w myślach przeklinać wszystko, co sprawiło, że będzie musiała przez kolejne dwie lub trzy godziny siedzieć w samochodzie i słuchać tej dziewczyny.
Boże, zmiłuj się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top