Rozdział 27

Czasem, gdy czegoś oczekujemy czas płynie niesamowicie wolno. Sekundy stają się minutami, minuty godzinami. A moment, kiedy spoglądamy na zegarek jest wielkim rozczarowaniem. Szczególnie, gdy zauważamy, że minęła zaledwie minuta, czy dwie, odkąd ostatnio widzieliśmy wskazówki.

Carrie tego wieczora przeżywała podobną mękę. Tyle, że na jej koncie była jeszcze jedna, dość znacząca niedogodność. Przebywała bowiem na własnej, urodzinowej imprezie. I nie chodziło o to, że przyjęcie okazało się być klapą. Co to, to nie. Goście bawili się świetnie, wlewając w siebie kolejne litry alkoholu i śpiewając piosenki, które, wydawało im się, że znają. Tymczasem Carrie przyglądała się całej tej sytuacji zastanawiając się, czy zauważyliby, gdyby się wymknęła.

Wiedziała jednak, że tak. Przede wszystkim dlatego, iż co chwilę zaczepiali ją i zapraszali do zabawy. Co chwilę wznosili za nią toasty, oczekując aprobaty blondynki, która – niestety – za każdym razem posyłała im wymuszone uśmiechy. A wszystko dlatego, że w głowie odliczała czas do zakończenia całej tej farsy. Jak najszybciej chciała się wydostać z tego domu i biec prosto do mieszkania Malika. Mieli sobie zdecydowanie zbyt dużo do wyjaśnienia.

Blake nie mogła przeboleć jego niespodziewanego pojawienia się na tej imprezie. I co gorsza, nie mogła również przeboleć tego, że zniknął z zasięgu jej wzroku równie szybko. Ot tak, po prostu. Rozpłynął się w powietrzu wracając do swojego świata. Zostawił ją bez żadnych konkretnych wyjaśnień.

W porządku, zakomunikował jasno i wyraźnie, że Carolyn należy do niego. Ale kimże on był, by przybywać w środku imprezy, rzucać tak mocnymi, poruszającymi wyznaniami i nagle znikać? Także, między innymi, właśnie tę kwestię Carrie musiała sobie z nim wyjaśnić.

Siedziała więc na kanapie oczekując końca imprezy, podczas gdy powinna skakać, śmiać się i pić z resztą znajomych. Przecież, tylko raz w życiu kończy się dwadzieścia lat…

- Wszystko w porządku? – zapytał Niall, przysuwając się znacznie bliżej swojej przyjaciółki. Zdaje się, że jako jedyny zauważył zmianę w zachowaniu blondynki. – Od pojawienia się Zayna zachowujesz się dość dziwnie. Powiedział ci coś nieprzyjemnego?

Dziewczyna pokręciła przecząco głową.

- Dał mi po prostu do myślenia – rzekła wymijająco. Nie chciała zadręczać Nialla swoimi problemami. Wystarczy już, że jedna osoba na tej imprezie nie bawiła się tak, jak powinna.

- Czyli powiedział ci coś niemiłego – dopowiedział sobie Horan.

- Nie. Wręcz przeciwnie. Znaczy, nie jestem pewna.

Nie pierwszy raz Carrie miała przez Mulata mętlik w głowie.

- Oho! – westchnął, sięgając po dwa plastikowe kubeczki. Szybko zrobił dwa drinki, po czym podał jednego swojej przyjaciółce. – Ta rozmowa zdecydowanie wymaga dodatkowego wsparcia.

Carolyn uśmiechnęła się delikatnie do chłopaka. Wciąż jednak była niepewna tego, czy Niall aby na pewno jest odpowiednią osobą do rozmowy na temat Malika. Był jej przyjacielem, ale istotna zdawała się tu być jeszcze jedna kwestia. Jak bowiem twierdziła Maxie, Niall kiedyś czuł coś do panny Blake, więc rozmawianie z nim na temat spraw sercowych wydawało się po prostu nieodpowiednie.

- Śmiało – zachęcił ją Horan. – Mnie możesz powiedzieć wszystko.

Carolyn nabrała głęboko powietrza. Ale jeśli miała przejść do sedna sprawy musiała się odpowiednio rozgrzać. I nie chodziło tu tylko o alkohol.

- W ogóle – zaczęła – jak to się stało, że zaprzyjaźniłeś się z… nimi? Nigdy nie pomyślałabym, że to towarzystwo w twoim guście. I nie chodzi tu tylko o te tatuaże i kolczyki.

Niall westchnął, rozsiadając się wygodnie. Jedną rękę ułożył na oparciu kanapy, drugą, w której trzymał plastikowy kubeczek, podsunął do ust, by upić łyk wysokoprocentowego napoju.

- Zaczęło się od „przyjaźni” Maxie i Harrego. Styles zapraszał ją dosłownie wszędzie. Na każdą imprezę, na jaką tylko szedł, Maxie również dostawała zaproszenie. Ale było jej trochę głupio pojawiać się tam „samej”, więc ciągała mnie za sobą. Tyle, że zaraz po przyjściu znikała gdzieś z Harrym. I czasem byli tak zajęci rozmową, że czułem się jak piąte koło u wozu. Ale mówimy przecież o Maxine. Jak mogłem jej odmówić, gdy za każdym razem błagała, bym poszedł z nią?

Horan wzruszył ramionami, po czym upił kolejny łyk alkoholu.

- Ale ci wytatuowani kolesie okazali się być naprawdę w porządku. Przyjęli mnie do swojego grona bez żadnego ale. Szczególnie Louis i Teddy. Traktowali mnie jak małe dziecko, co z początku było dość irytujące. Chociaż, gdy teraz sobie o tym pomyślę, może Harry kazał im się mną zająć, żeby mógł spędzać więcej czasu sam na sam z Maxie? A oni po prostu wzięli to za bardzo do siebie… Niemniej jednak zakumulowaliśmy się. Nawet Malik przestał mnie ignorować, co, jakby nie patrzeć, było wtedy dla mnie ogromnym wyróżnieniem.

Carrie mimowolnie prychnęła.

- A on co? Jakiś król dzielnicy, czy jak?

Niall uśmiechnął się delikatnie.

- Nie. – Przewrócił teatralnie oczyma. – Ale to Zayn. Nie jest łatwo się z nim dogadać. Ale cóż, niektórym się udaje.

Znaczące spojrzenie Horana jednoznacznie mówiło, kogo ma na myśli.

- Daj spokój – westchnęła. – Nie sądzę, by traktował mnie inaczej niż wszystkich.

- Uwierz mi na słowo, Malik traktuje cię inaczej. Znam go już trochę i wiem, że nie zawraca sobie głowy byle kim.

Pociągnął kolejnego łyka z plastikowego kubeczka.

- Nie jestem ślepy, Carrie. Widzę jak na ciebie patrzy, ile uwagi ci poświęca. A to, że dzisiaj tu przyszedł jest tego idealnym przykładem.

- Maxie mówiła coś zupełnie innego. Podobnie zresztą, jak Amy.

Horan zmarszczył brwi.

- Amy? A co ona może wiedzieć? Jest tu jakieś pięć minut. I błagam, ja wciąż nie potrafię rozgryźć do końca, co chodzi po głowie temu wytatuowanemu kolesiowi, a ona zrobiła to nawet z nim nie rozmawiając?

Carrie uśmiechnęła się szeroko do Horana.

- Chyba jej nie lubisz…

- Ta – westchnął. Alkohol powoli zaczynał dawać po sobie znać. – Strasznie drażni mnie ten jej amerykański akcent.

Carolyn mechanicznie szturchnęła blondyna.

- Ej, ja też mam taki akcent!

- Ale ty jesteś Carrie. A to znacząca różnica.

Jasnowłosa przysunęła się znacznie bardziej do Horana, by oprzeć głowę na jego ramieniu.

- Cieszę się, że tu jesteś.

- Pewnie, że jestem – odparł wesoło. – Darmowe żarcie i alkohol. Dlaczego miałbym z tego zrezygnować?

Carolyn roześmiała się głośno, zdecydowanie zachwycona obecnością i poczuciem humoru swojego przyjaciela.

- Nic się nie zmieniłeś.

- Hola, hola. Urosłem trochę od twojego wyjazdu. No i zacząłem się golić. Nie wspominając o tym, że już nie moczę prześcieradła.

Teraz to już z pewnością Carrie nie potrafiła pohamować swojego śmiechu.

- Tak – powiedziała po chwili. – Teraz jestem już więcej niż pewna, że ani trochę się nie zmieniłeś.

- To przykre.

- Dlaczego?

- Bo ty się zmieniłaś!

- Ja? – zdziwiła się dziewczyna, unosząc głowę z ramienia chłopaka. Przez chwilę przyglądała mu się uważnie, jednak nie potrafiła nic odczytać z jego niebieskich, wciąż radosnych oczu.

- Tak – upewnił ją. – Urosły ci cycki…

I zaraz po wypowiedzeniu tego jednego zdania, Niall został zaatakowany przez Carrie i poduszkę. Ale w żadnym razie nie pozostawał dziewczynie dłużny. Dlatego też sięgnął po drugiego jaśka z kanapy, włączając się do zabawy.

I właśnie w ten sposób minęła Carolyn reszta imprezy. Dzięki Niallowi nie spoglądała już tak gorączkowo na zegarek. Nie  przeklinała również wskazówek, które poruszały się zbyt wolno. Ale chwila rozluźnienia minęła, gdy dziewczyna leżała w swoim łóżku, wsłuchując się w oddech leżącej obok Amy.

Dwie przyjaciółki leżały w jednym łóżku i Carrie wiedziała, że nie będzie jej łatwo wydostać się z sypialni na tyle cicho, by nie obudzić panny Sullivan. Nie traciła jednak nadziei. Było, co prawda, już po trzeciej w nocy, a jej urodzinowa impreza zakończyła się zaledwie pół godziny wcześniej. Tyle, że nie przekreślało to planów Blake. Dziewczyna wciąż chciała wymknąć się z domu, by, zupełnie niezauważona, przemknąć do mieszkania Malika. Nie obchodziło jej to, jak późno jest i czy go obudzi. Mieli do wyjaśnienia kilka kwestii, a ona nie zmierzała czekać do rana. Już teraz ją roznosiło od środka. Nie chciała więc nawet myśleć, co by się działo, gdyby musiała poczekać jeszcze te kilka godzin. Szczególnie, że później sytuacja znacznie bardziej by się skomplikowała. Carrie miała bowiem pod opieką dwóch nowojorczyków, którym musiała zorganizować dzień. I niewątpliwie w harmonogramie Lucasa i Amy nie było miejsca dla Zayna.

Carrie po raz kolejny policzyła w myślach do dziesięciu, łudząc się, że minęło odpowiednio dużo czasu od momentu, kiedy Amelia położyła się do łóżka. Chyba pół godziny wystarczy by zasnąć, prawda? Cóż, Blake miała nadzieję, że tak.

Teraz, albo nigdy.

Cicho, zupełnie bezszelestnie wstała z łóżka, by w kompletnych ciemnościach przedostać się do drzwi. I oczywiście, jak na złość, te przy otwieraniu musiały skrzypieć, jakby zawiasy miały co najmniej tysiąc lat.

Bogu dzięki, zaraz po wyjściu z pokoju, Carrie miała już prostą drogę do przebycia. Wystarczyło zejść na dół, dojść do wyjściowych drzwi, a potem to już z górki.

Na palcach, niczym prawdziwy zbieg, dziewczyna zeszła na parter, rozglądając się za potencjalnymi przeszkodami. I gdy myślała, że wszystko jest już w porządku, z salonu ją doszedł dobrze jej znany głos:

- Trochę to musiało potrwać.

W tym momencie serce Carrie waliło tak głośno, że mogłoby obudzić śpiącą na górze Amy. Dziewczyna trzymała się jedną ręką za klatkę piersiową, drugą zasłaniała usta, próbując sobie przypomnieć, czy faktycznie pisnęła, czy krzyk był tylko wytworem jej wyobrazi. Fakt jednak był jeden – Harry przestraszył ją niemalże na śmierć.

- Co ty tu robisz? – warknęła.

- Myślisz, że pozwolę ci się kręcić o trzeciej nad ranem samej po ulicach? – prychnął.

Z pewnością nie to Carrie spodziewała się usłyszeć.

- Chodź, tajniaku – westchnął, sięgając ze stolika kluczyki do samochodu. – Przynajmniej pozwól się tam podwieźć. Nie chciałbym potem słuchać o tym, że zostałaś zgwałcona, albo zamordowana na ulicy w środku nocy.

 To było dziwne. I właśnie z tą świadomością, Carrie zmierzała prosto za Harrym do jego samochodu. Ale dopiero, gdy oboje zajęli miejsca w środku pojazdu, dziewczyna zebrała się na odwagę, by przemówić.

- Skąd wiedziałeś?

Harry pokręcił z dezaprobatą głową, odpalając silnik.

- Odkąd Malik wyszedł gapiłaś się na zegarek i rozglądałaś po domu, jakbyś szukała ucieczki. Nie trzeba tu Sherlocka, by rozgryźć o co ci chodziło.

- Nie oceniaj mnie, nie wiesz…

- Nie oceniam – przerwał jej. – To sprawa między tobą a Malikiem.

Zdaje się, że Carrie zupełnie nie doceniała Stylesa, a do tego błędnie odczytała jego intencje. Jakby nie patrzeć, odstawił całkowicie alkohol, by móc ją odwieźć w środku nocy do mieszkania swojego przyjaciela. A do tego, nie miał stuprocentowej pewności, czy faktycznie Carrie chce się tam udać.

- Dziękuję.

- Nie dziękuj – westchnął. – Szczególnie, że wiem, co chciałaś zrobić dla mnie i dla Maxie. Nie jestem głupi, Carrie. Myślisz, że nie domyśliłem się, po co wtedy ściągnęłaś ją do klubu?

Najwyraźniej sekretne próby sprawienia, że Harry i Maxie się zejdą wcale nie były takie sekretne, jak się dotąd Carolyn wydawało.

Reszta drogi przebiegła w zupełnej ciszy, co w żadnym razie nie przeszkadzało pannie Blake. Po raz pierwszy poczuła się naprawdę swobodnie w towarzystwie Stylesa. Nawet panująca cisza jej nie przeszkadzała. Koniec końców, Harry nie wydawał się tak złym i zapatrzonym w siebie dupkiem za jakiego miała go na początku. Choć, może z tą nagłą zmianą miała coś wspólnego Maxine? Kto tam ich wie.

- Mam nadzieję, że wytrzymasz do rana i nie będę musiał zaraz po ciebie wracać, ale jak coś, to dzwoń.

Carrie skinęła głową.

- Dziękuję, Harry.

Gdy tylko wyszła z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi, Harry odjechał. Zostawił ją sam na sam z tym, co planowała przez całą noc. Dziwne, że jeszcze kilka minut temu uważała spotkanie z Zaynem za naprawdę dobry pomysł. Teraz natomiast nie potrafiła sobie przypomnieć, co tak właściwe chciała mu powiedzieć.

Ale nie tracąc czasu (i nie kusząc losu) przeszła w stronę kamienicy. Na szczęście drzwi okazały się być otwarte, dlatego bez problemu dostała się na klatkę schodową. Znacznie większy problem czekał ją chwilę później.

Zapukała do drzwi mieszkania chłopaka po raz pierwszy. Drugi i trzeci. Za czwartym odpuściła sobie subtelne stukanie i z całej siły zaczęła uderzać otwartą dłonią w fakturę drzwi.

Dlaczego, do diaska, ten facet nie zakupił sobie dzwonka do drzwi? Znacznie ułatwiłby jej tym teraz sprawę.

- Co do…?

Drzwi niespodziewanie się otworzyły, a w progu mieszkania stanął Zayn Malik.

I, niech Bóg ma go w swojej opiece, był w samych bokserkach. Oczywiście, Carrie nie po raz pierwszy miała okazję podziwiać jego ciało, ale jakimś cudem godzina trzecia nad ranem sprawiła, że prezentował się naprawdę seksownie. A może to przez ten jego zaspany wyraz twarzy? Ach, nie. Definitywnie chodziło tu o seksowne V jego bioder, znikające w bieliźnie.

- Carrie? Co ty tu?… Boże, stało się coś? Wszystko w porządku?

- Nie, nic się nie stało!

Jej serce zdecydowanie zaczynało się roztapiać. Ten cholernie seksowny facet martwił się o nią! I właśnie dlatego nie mogła nic poradzić na ciche westchnienie, które wydobyło się z jej ust.

- W takim razie co ty tu robisz? Jest jakaś druga nad ranem…

- Trzecia. Jak nie czwarta…

Malik zmarszczył brwi.

- Wejdź do środka – oznajmił tym typowym dla siebie, stanowczym tonem. Osunął się na krok, dając dziewczynie możliwość przejścia. I właśnie dzięki temu – przez prawdopodobną zmianę światła - Carolyn dostrzegła niewielkiego siniaka na jego twarzy.

- Matko Święta, Zayn, co się stało? – zawołała gwałtownie. Szybko podeszła do chłopaka, bez namysłu kładąc obie dłonie na jego policzkach.

- To nic takiego – westchnął. Jego głos na powrót stawał się znacznie mniej przyjemny.

- Biłeś się?!

- Po prostu spotkałem starych przyjaciół. To wszystko.

- Ładni mi przyjaciele – prychnęła. – Przyłożyłeś sobie do tego trochę lodu?

Malik zmierzył ją ostrym spojrzeniem.

- Wciąż nie powiedziałaś mi, co tu robisz. Nie sądzisz, że jest trochę za późno na wizyty?

Carrie opuściła obie dłonie wzdłuż ciała, wzdychając głośno.

- Musiałam poczekać aż impreza się skończy.

- Po co?

- Po to, by z tobą porozmawiać, głupku. Nie byłoby problemu, gdybyś nie wparował w środku przyjęcia i nie zrobił mi awantury o nic.

- To nie ja sprowadziłem tego pieprzonego chłoptasia do Londynu.

- Ani nie ja!

Zayn zacisnął mocnej szczękę, po czym nagle odwrócił się do Carolyn plecami, zmierzając prosto do salonu. Zapalił jedną z lampek, która dała dość nikłą poświatę, ale zdaje się, że to musiało im wystarczyć.

- Chyba nie przyszłaś tu w środku nocy, by opowiadać mi o tym pieprz –

- O Lucasie – przerwała mu, przypominając mu, że ten „chłoptaś” ma imię. – I nie. Nie po to tu jestem.

- Dobrze więc. W takim razie może mnie oświecisz i w końcu wytłumaczysz, dlaczego mnie obudziłaś?

Carrie zacisnęła mocno dłonie w pięści na delikatnym materiale swojej sukienki. Powstrzymała się jednak, by niczym pięciolatka nie tupnąć z niezadowoleniem stopą w ziemię.

- Przestań! – warknęła.

- Co mam przestać?

- Zachowywać się jak dupek! Kilka godzin temu robiłeś mi awantury o Lucasa, a teraz zaczynasz udawać, że nic cię to nie obchodzi.

- Bo nie obchodzi.

- Ach, tak? – prychnęła. By udowodnić swoje racje podeszła do chłopaka kilka kroków bliżej. Na tyle blisko, że dzieliły ich teraz tylko mało istotne centymetry. Położyła swoją dłoń płasko na jego brzuchu, podczas gdy jej oczy śledziły każdy jego ruch.

- Dlaczego więc mówiłeś, że jestem twoja?

Zayn przez chwilę mierzył się z dziewczyną spojrzeniem. I zdaje się, że po raz pierwszy to on przerwał kontakt, odwracając wzrok.

- Jakie to ma znaczenie?

- Dla mnie ma. Ogromne.

Zapadła długa chwila ciszy. Dało się usłyszeć jedynie ich oddechy i niewyraźne pochrapywanie Elvisa, które dobiegało prawdopodobnie z sypialni Malika. Niesłychane, że zwierzak nie obudził się przez to walenie do drzwi.

- Byłem poważny, gdy mówiłem, że chcę cię bliżej poznać.

To jedno zdanie nie po raz pierwszy sprawiło, że serce dziewczyny zabiło znacznie szybciej.

- Ale przecież wiesz, że za tydzień wyjeżdżam… - Głos Carrie był cichy, ledwie słyszalny. I choć mówiła coś, co wiedzieli oboje, żadne z nich nie chciało przyjąć tego do wiadomości.

- Wiem – warknął zezłoszczony.

Odsunął się gwałtownie od dziewczyny i podszedł do kanapy, siadając na skórzanym meblu. Zmierzwił dłonią swoje i tak potargane włosy, przeklinając pod nosem.

- Wiem – powtórzył.

Wygląda na to, że serce Carrie roztopiło się po raz kolejny jednego dnia.

Dziewczyna pokonała dzielącą ich odległość i zasiadła tuż obok Mulata na kanapie. Położyła swoją drobną dłoń na jego kolanie, a twarz przysunęła do jego ramienia, by złożyć delikatny pocałunek na skórze chłopaka. I właśnie ten drobny kontakt sprawił, że Zayn gwałtownie obrócił się, przesuwając dziewczynę na swoje kolana, tak, że teraz siedziała na nim okrakiem, dzięki czemu doskonale wiedział jej twarz. Obiema dłońmi złapał jej głowę, gładząc gęste, sprężyste loki. 

Trudno powiedzieć, które z nich zrobiło kolejny krok. Liczyło się tylko to, że chwilę później złączyli swoje usta w pocałunku. Pocałunku pełnym goryczy i niezaspokojonego pragnienia.

Zaledwie chwilę później ręce Carolyn oplotły szyję chłopaka. Ale ten kontakt jej nie wystarczył. Dłonie zaczęły zjeżdżać więc niżej. Znacznie niżej. Zapragnęła więcej, i właśnie w następnym momencie owe więcej dostała.

 Zayn błyskawicznym ruchem przetoczył Carolyn na plecy. Kolanem rozsunął jej nogi, a oba nadgarstki dziewczyny uniósł nad jej głowę, przygważdżając do podłokietnika kanapy.

- Jeśli nie chcesz, by to zaszło dalej, lepiej trzymaj rączki przy sobie – ostrzegł z pełną powagą zarówno w oczach, jak i głosie.

- A co jeśli właśnie tego chcę? – odpowiedziała cicho. Ale jej szept był wynikiem tylko i wyłącznie namiętnej sytuacji, która rozegrała się między nimi zaledwie chwilę temu.

Malik pokręcił przecząco głową.

- Nie prowokuj mnie, Carrie. Nie jestem miłym facetem. Jeśli czegoś pragnę, to biorę to. Ale naprawdę nie chcę cię skrzywdzić, więc lepiej dla ciebie, jeśli nie będziesz wystawiała mnie na próbę.

Blondynka zagryzła lekko dolną wargę, spoglądając niepewnie na Malika.

- Za tydzień wracam do Nowego Jorku, Zayn. Nie mam zamiaru niczego żałować. Może i nie chcesz mnie skrzywdzić, ale ja nie dbam o to. Pragnę właśnie ciebie. Tylko ciebie.

Powiedziała to. W końcu to powiedziała.

- Nie chcesz – westchnął. – Gdybyś wiedziała o mnie te wszystkie rzeczy, nie chciałabyś…

Carrie wyrwała swoje nadgarstki z jego mocnego uścisku, po czym zmieniła swoją pozycję, siadając blisko Zayna.

- Nie zmienisz swojej przeszłości – westchnęła. – I nie oczekuję tego od ciebie. Ale proszę, nie rozpamiętuj jej tak. Jedynie w momentach, gdy sprawia ci przyjemność. Naprawdę rozumiem, że nie jest łatwo się od niej uwolnić, ale chcę, żebyś przez ten tydzień o niej zapomniał.

- Carrie –

- Tylko ja i ty – przerwała mu, pragnąc dokończyć tę myśl. – Możemy nawet udawać, że to miłość. Cokolwiek nam pomoże i sprawi, że ten tydzień będzie wyjątkowy. Tylko o to cię proszę. Nie chcę żałować niewykorzystanych szans. A ty, bez wątpienia, jesteś najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się podczas tego wyjazdu.

Czekanie na odpowiedź było niczym czekanie na wyrok śmierci. Ale Carolyn wytrzymała tę długą chwilę niepewności i swojego rodzaju strachu. I choć w jej głowie myśli przelatywały z szybkością błyskawicy, to w pokoju było cicho. Salon oświetlała jedynie niewielka lampka, stojąca w rogu pokoju, i może właśnie dlatego panujące milczenie, wydawało się być dodatkowo spotęgowane. Ale, co istotne, zaledwie moment później okazało się, że była to tylko i wyłącznie cisza przed burzą.

Zayn, nie czekał na kolejne zapewnienia, kolejne obietnice i czułe słowa. Dostał to, czego potrzebował. Dostał pozwolenie, na które naprawdę długo czekał.

On również nie chciał niczego żałować. Nie chciał mieć w pamięci niewykorzystanych szans i niepełnych wspomnień. Chciał stworzyć jedno, naprawdę godne zapamiętania i wspominania.

Seksualna frustracja i paląca ciekawość, sprawiły, że posunął się o krok dalej. Nie chciał już szukać wymówek, ani przypominać dziewczynie, że nie jest facetem dla niej. Być może właśnie miał okazać się największym egoistą świata, ale nie dbał o to. Pragnął właśnie jej. Carrie Blake. I była tu. Dla niego.

Wsunął palce w jej włosy, po raz kolejny pieszcząc dłońmi jej sprężyste loki. Ale nie to było teraz najważniejsze. Skupił się na czymś innym, przysuwając stanowczym ruchem jej twarz blisko siebie, tak, że zetknęli się ponownie ustami. Co niewątpliwie było doskonałą odpowiedzią na propozycję jasnowłosej. Jeśli mieli spędzić ten tydzień razem, musieli uczynić go jak najlepszym i godnym zapamiętania. Takim, by nigdy nie cofnąć się myślami wstecz i czegokolwiek żałować.

A Carrie przyjęła jego odpowiedź z ochotą, błagając o więcej.

Zanurzyła palce w jego czarne włosy i przywarła do chłopaka całym ciałem. W namiętnym pocałunku otworzyła szerzej usta, tym samym zapraszając go do środka. Jego język był znakomitym rozproszeniem. Być może znacznie lepszym niż dłonie, które przywarły do jej pleców i przycisnęły ją mocniej do siebie. A w szczególności do jednego, bardzo konkretnego miejsca, dając jednocześnie doskonały dowód podniecenia Zayna.

- Potrzebuję cię - powiedział obniżonym o ton głosem. Niskie wibracje przebiegły po jej ciele, dotykając wszystkich stref erogennych.

Malik omiótł spojrzeniem jej usta, po czym uśmiechnął się grzesznie.

- Chodź ze mną – powiedział. I Carrie z pewnością nie potrzebowała żadnego dodatkowego zaproszenia. Szczególnie, że Zayn, nie tracąc czasu na zbędne ceregiele, wstał z kanapy, wciąż trzymając w swoich ramionach pannę Blake. I nie puszczając jej ani na chwilę, przeszedł z dziewczyną prosto do sypialni.

Tu również paliła się jedna lampka, dająca dość niewyraźne światło. Narzuciła również dodatkowo tej chwili pewną intymność. Intymność, którą najwyraźniej poczuł także Elvis, gdyż wraz z pojawieniem się w pokoju pary, zwierzak poczłapał do salonu.

- Jeszcze możesz się wycofać – powiedział cicho Zayn. Carrie, być może, nie usłyszałaby chłopaka, gdyby nie fakt, że jej zmysły w tym momencie były niewyobrażalnie wyostrzone.

Gdy nie usłyszał słowa sprzeciwu, położył się na łóżku razem z Carolyn.  A w momencie, kiedy ją pocałował dziewczyna wiedziała, że Zayn Malik jest jedynym mężczyzną, dzięki któremu czuje i już zawsze będzie się czuła całością. Wcześniej posiadała jedynie skrawki wiedzy o sobie samej. I, zupełnie dziwnym zrządzeniem losu, to właśnie ten chłopak, pokazał jej, jaka jest naprawę. Mimo, że znali się niespełna miesiąc.  

W następnym momencie nie było już tej niepohamowanej rządzy i gwałtowności. Chwila surowej namiętności, przerodziła się w coś czułego i zupełnie niewinnego. I właśnie z niesłychaną delikatnością i troskliwością, Zayn zaczął rozbierać Carolyn. Robił to wolno i spokojnie, zupełnie się nie śpiesząc. Odpakowywał ją, jak największy i najwspanialszy prezent. I dokładnie wtedy poczuł, iż Carrie tym właśnie dla niego jest. Prezentem, który odpakowuje się z wielką ciekawością, ogromną rządzą, ale również z pewnym brakiem pewności i strachem.

Carrie była tak pełna wrażeń, że nie mogła wydobyć z siebie słowa. Ale nie można jej się dziwić. Miała przed sobą cudownego mężczyznę, który potrafił ją zaskoczyć. Był połączeniem najróżniejszych cech, których nigdy nie spodziewała się zobaczyć razem. Dodawał jej odwagi i onieśmielał jednocześnie. Stwarzał aurę zagrożenia, ale jakimś cudem przy tym pokazywał, że przy nim jest bezpieczna Do tego rysy twarzy Zayna spajały anielską łagodność z diabelską przewrotnością. Parodniowy zarost na policzkach był zaprzeczeniem dla zmysłowych ust. Ten mężczyzna był pełen kontrastów, a ona uwielbiała każdy z nich.

Mulat poczekał jeszcze chwilę, licząc się z tym, że dziewczyna może jeszcze zaprotestować, zmienić zdanie i od niego uciec. Ale nic takiego nie nastąpiło.

Napełniony dodatkową pewnością zbliżył się do dziewczyny, pozbywając się ostatniego i, jakby nie było, jedynego elementu swojej garderoby. I gdy naprawdę się do niej zbliżył nie było już odwrotu. Wiedzieli o tym oni sami i wiedziały o tym ich ciała, które, pomimo braku dosłownego złączenia, już teraz poruszały się w tylko im znanym rytmie. Wyciągali z siebie nawzajem ogromną namiętność, pożądanie i niesłychaną pasję. I w końcu pozwolili sobie na ostateczne zbliżenie…

I wraz z ostatecznym ruchem, który wcale nie był tak przyjemny, jak się z początku Carrie wydawało, że będzie, przyszło uwolnienie, którego oboje potrzebowali.

Drżała. Być może to wszystko było złe i mogło wiele zmienić, ale potrzebowali tych zmian. Potrzebowali siebie i chwil godnych zapamiętania.

Carolyn oparła głowę w zgłębieniu szyi chłopaka, wdychając jego męski zapach. Lekka woń potu, wymieszana z aromatem jego żelu pod prysznic, zdawała się być teraz najlepszą mieszanką. Jednak chwilę później, dziewczyna nie była już w stanie skupić się na zapachach, czy śledzeniu przystojnego ciała Malika. Górę wzięły emocje i uczucia, które tej nocy miała okazję poznać po raz pierwszy.

Jej usta rozdzieliły się, by uwolnić jęk zupełnego zachwytu. Dłonie pieściły plecy Zayna, co jakiś czas zatrzymując się i zaciskając na jego skórze, jakby dziewczyna próbowała zwalczyć te silne emocje.

Ale nie dała rady, gdyż potem wszystko działo się jeszcze intensywnej. Jeszcze szybciej. Jeszcze gwałtowniej.

Aż w pewnym momencie zrobiło się nagle ciemno. A ciszę wypełniały jedynie płytkie, urwane oddechy.

- Moja piękna Carrie

Czuła, jak wokół jej pasa prześlizguje się silna ręka, która oplata jej ciało i mocniej przyciąga do siebie. I gdy zasypiali, to właśnie to silne ramię wciąż trzymało blisko ciało Carolyn, jakby Malik obawiał się, że w chwili nieuwagi może ją stracić…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top