Rozdział 21

Mówi się, że jest kilka podstawowych zasad, dzięki którym kobieta może uwieść i zatrzymać przy sobie faceta. Są to typowe zagrania – udawaj obojętną, nie zasypuj go wiadomościami, wzbudzaj zazdrość i wiele, wiele innych. Niestety tego dnia Carrie była daleka od stosowania jakiejkolwiek z nich. Oczywiście, plusem było to, że nie miała numeru Zayna i nie mogła do niego zadzwonić. Znaczy, w gwoli ścisłości, jedynie przez chwilę wydawało się to plusem, gdyż w miarę upływu czasu przekształciło się raczej w wadę. Carolyn bowiem stwierdziła, że najlepiej będzie, jak po prostu odwiedzi Malika w jego studiu tatuaży. Oczywiście, był to wspaniały plan, jednak nie mogła ot tak, po prostu, wejść do niego i powiedzieć, że zgłasza się po wspomniany przez Mulata „następny raz”. Miała przecież w sobie trochę dumy!

Ale istniała również druga strona medalu.

Intencje Zayna były oczywiste. Chłopak chciał spędzić z nią noc i zapewne na tym to właśnie miało się zakończyć. Był jednak mały problem. Carolyn nie należała do dziewczyn, które przygodnie całują się z mężczyznami na imprezach. Lucas był dotąd jej pierwszym chłopakiem, a przez miesięczny związek zdołali zaliczyć tylko pierwszą bazę – całowanie. Czy była więc gotowa pójść z Zaynem na całość? Ale jeśli nie – czy kiedykolwiek będzie?

Całą noc intensywnie zastanawiała się nad tym, co powinna zrobić. Przez większość czasu nie zmrużyła oka, niepewna czy to wszystko ma w ogóle sens. Nie znała dobrze Malika, a już rozmyślała na temat ich intymnego zbliżenia, podczas gdy będąc z Lucasem nie dopuszczała do siebie nawet takiej myśli. Ale może właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Luck nie był dla niej odpowiedni, przecież koniec końców się z nim rozstała. Zayn natomiast…

- Harry, pośpiesz się, nie mamy całego dnia!

Carrie gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej, odrzucając kołdrę na bok. Do tej pory była pewna, że jest jedyną osobą, znajdującą się w domu. Tymczasem, niewątpliwie ktoś kręcił się po piętrze. Dodatkowo, tym kimś była dziewczyna, gdyż głos, który zwracał się do Harrego niezaprzeczalnie był damski. I dziwnie znajomy.

Blake,  niczym najlepszy detektyw, wstała z łóżka i na palcach podeszła do okna. Wyglądając za szybę, dostrzegła zaparkowany samochód Harrego, więc mogła być już pewna, iż głos, który usłyszała nie był tylko i wyłącznie wytworem jej wyobraźni. To jednak jej nie wystarczyło. Ciekawość wzięła górę, dlatego zaledwie kilka sekund później Carrie starała w progu swojego pokoju, wyglądając na korytarz.

I oto odnalazła właścicielkę tego damskiego, podejrzanie znajomego głosu. Co prawda, osoba stała w progu pokoju Harrego, co było równoznaczne z tym, że była zwrócona do Carolyn tyłem, jednak to w niczym nie przeszkadzało.

- Maxie?

Szatynka błyskawicznie odwróciła się, spoglądając zaskoczona na dawną przyjaciółkę.

- Cześć – odpowiedziała zmieszana. Najwyraźniej była nieco zdezorientowana obecnością jasnowłosej. Co było dość dziwne, biorąc pod uwagę, że Carrie nie należała do osób, które mogłyby w jakimś stopniu ją oceniać. Przyjaźniły się przecież.

- Jak udała się impreza? – zapytała Ellis, szybko odnajdując w głowie pierwsze lepsze pytanie.

Na szczęście, nie dane było Carrie odpowiedzieć, gdyż ze swojego pokoju wyszedł Harry. Poprzecierane dżinsy, czarna koszulka i nieco zniszczone, męskie sztyblety. Dzisiaj nie miał na głowie tego specyficznego kawałka materiału, który zwykł robić za przepaskę odgarniającą jego niesforne loki. Tyle że w tej całej sytuacji nie wygląd Stylesa był najważniejszy. Liczyło się to, że tuż obok niego, bez najmniejszego skrępowania obecnością chłopaka, stała Maxie.

- Wychodzicie gdzieś? – zapytała Carolyn, również zdezorientowana

- Harry zawozi mnie do pracy – wyjaśniła z ciepłym uśmiechem, po czym spojrzała groźnie na Stylesa. – Ale guzdra się gorzej niż wszystkie kobiety z mojej rodziny razem wzięte. Jesteśmy już spóźnieni, a on chce jeszcze podjechać do Zayna coś mu zawieść…

Niczym w komiksach, nad postacią Carrie zapaliła się lampka. A przynajmniej tak właśnie Blake to sobie wyobraziła.

- Chciałam wstąpić rano do Maggie i Arnolda, więc jak chcecie to mogę mu to przy okazji podrzucić – powiedziała spokojnym, beznamiętnym głosem. Czasem faktycznie była dobrą aktorką.

- Naprawdę? – zapiszczała radośnie Maxine. – Będziemy twoimi dłużnikami!

- Nie, nie będziemy – odparł szorstko Harry.

Na szczęście jedno spojrzenie Ellis wystarczyło, by Styles nieco zmienił swoje nastawienie.

Szatynka wyjęła ze swojej torebki białą kopertę, po czym szybko podała ją Carrie, uśmiechając się szeroko.

- Dzięki! – powiedziała, po czym ze znacznie poważniejszą miną odwróciła się w stronę chłopaka. – Szybko, Harry! Ty chyba naprawdę chcesz, żeby wyrzucili mnie z tej roboty!

- Maxie, chyba zapomniałaś, że pracujesz charytatywnie – oznajmił, kręcąc z dezaprobatą głową.

- Ale to nie znaczy, że mogę się spóźniać – warknęła, będąc przy tym kompletnie czarująca. Pomachała na odchodne Carrie, po czym zaczęła kierować się schodami w dół.

- Nie narzekaj już – kontynuował Harry, zmierzając za swoją towarzyszką.

- To przestań się guzdrać!

- Ja ci nie wypominam, że nastawiasz swój budzik i cały czas dzwonią drzemki, kiedy próbuję spać. Albo nie narzekam, gdy…

- Nie, jasne, że nie narzekasz – przerwała mu. – Gdzieżbyś śmiał?

I choć ich komiczna wymiana zdań ucichła, gdy wyszli z domu, Carrie nie przestała się uśmiechać. Zdecydowanie Maxine i Harry byli dla niej najbardziej uroczą parą na świecie. O ile byli teraz parą, bo jakimś cudem przy Stylesie, Carolyn nie miała śmiałości o to zapytać. W końcu, gdyby się okazało, że jednak nie wrócili do siebie, Blake wywołałaby tylko niepotrzebnie zamieszanie, a nie chciała sprawiać Maxie przykrości. Gdyby tylko była sam na sam z Harrym, sprawa prezentowałaby się zupełnie inaczej.

Z szerokim uśmiechem na twarzy Carrie wróciła do swojego pokoju. W dłoniach obracała tajemniczą kopertę, którą tego dnia miała dostarczyć Malikowi. Wyglądało na to, że znalazła perfekcyjną wymówkę, by móc spotkać się z Mulatem.

Carolyn pełna pozytywnej energii, zbiegła po schodach, wpadając prosto do salonu. W locie poprawiła kolorową spódniczkę i przesunęła dłonią po materiale wzorzystej bluzki. Nigdy szczególnie nie zastanawiała się nad tym, czy dobrane przez nią elementy garderoby współgrają ze sobą. Nie uznawała żadnych „modowych reguł”. Zresztą, kto niby wymyślił, że łączenie ze sobą najróżniejszych wzorów nie sprzyja dobremu wyglądowi? Na szczęście mieszkając w Nowym Jorku Carrie nie musiała się nad tym szczególnie zastanawiać. Po mieście chodziło znacznie więcej „kolorowych osób”, a barwy, kroje i fasony, które dobierali do siebie szokowały czasem nawet samą Carolyn.

Dziewczyna, nieco zbyt skupiona na swoim stroju, kompletnie nie zauważyła, że coś jest nie tak.

- Carrie!

Głos jej ojca był wielkim zaskoczeniem. I bez wątpienia mówiła o tym jej mina.

- Tato?

Blondynka rozejrzała się wokół siebie, zupełnie nie rozumiejąc, jak mogła przegapić walizkę stojącą na środku salonu. A tym bardziej, jak mogła przegapić postać ojca.

- Dawno wróciliście? – zapytała, zauważają Anne, wchodzącą do salonu. – Nie słyszałam, jak wchodziliście.

- Dosłownie chwileczkę temu – odpowiedziała kobieta. Ku zdziwieniu Carrie, podeszła do dziewczyny, ściskając ją na powitanie.

- Wychodzisz? – zapytał John. – Myślałem, że może dzisiaj spędzilibyśmy razem trochę czasu…

Carrie, zupełnie zaskoczona propozycją ojca, z pewnym niedowierzaniem spojrzała po twarzach nowo przybyłych. Oczywiście, nie spodziewała się takiego pytania. Szczególnie, że ostatnim razem została złudnie wystawiona przez swojego tatę. Niewątpliwie więc chciała z nim o tym porozmawiać i powiedzieć, co leży jej na sercu. Przede wszystkim dlatego, że przyjechała do Londynu tylko i wyłącznie przez wzgląd na Johna.

Anne najwyraźniej wyczuła wahanie Carolyn, dlatego ruszyła jej z pomocą.

- Chcieliśmy z tobą omówić sprawę twoich urodzin. To już za tydzień, a twoja mama mówiła nam, że razem z chłopakiem i przyjaciółką z Nowego Jorku planowałyście, że przyjadą tu do ciebie. Ale możemy o tym porozmawiać wieczorem, jak wrócisz.

Carrie z pewną dezorientacją przysłuchiwała się wypowiedzi Anne. Dopiero kobieta przypomniała jej, że już za tydzień blondynka skończy dwadzieścia lat. Co więcej, słowa Anne uświadomiły jej, jak długo nie rozmawiała już ze swoją przyjaciółką. Zdaje się, że zarówno Carrie, jak i Amy zapomniały o tym, co planowały jeszcze przed przylotem panny Blake do Londynu.

- Z Lucasem zerwałam, więc jeden problem już się rozwiązał – odparła z nieco wymuszonym uśmiechem. – A Amy? Cóż, wydaje mi się, że to już raczej nieaktualne. Ale dziękuję za chęci. To miłe z waszej strony. A teraz, jeśli wybaczycie, jestem z kimś umówiona.

Szybko przemknęła się przez salon, wychodząc z domu. Nie miała ochoty tłumaczyć ojcu, dlaczego rozstała się z chłopakiem. A wiedziała przecież, że zapewne o to zapytałby w następnej kolejności.

Tyle że rozmowa z Johnem i Anne miała jeden plus – odwróciła uwagę Carrie od spotkania z Zaynem. Przez całą drogę do studia tatuażu Carrie, zamiast skupiać się nad ideą „następnego razu”, zastanawiała się nad tym, czy będzie miała jeszcze szanse spędzić ze swoim ojcem trochę czasu przed wylotem do Nowego Jorku. Swój powrót do Ameryki planowała bowiem na koniec tego miesiąca. Zostały jej więc zaledwie dwa tygodnie.

Swoje rozmyślania przerwała w momencie, gdy stanęła przed kamienicą należącą do Mulata. Ale zanim pociągnęła za klamkę i weszła do studia, jej uwagę przyciągnął zaparkowany przed budynkiem samochód. Z pewnym powątpieniem weszła do środka. Żałowała tylko, że nie przewidziała, kim może być gość Zayna. W innym razie może by się jakoś psychicznie na to przygotowała.

Wnętrze studnia znacznie się zmieniło od czasu ostatniej wizyty Carrie. Wyglądało na to, że wszystko jest już wykończone. Szczególnie, że do środka zawitały meble. Poczekalnia, bo tym właśnie było pierwsze pomieszczenie, wyglądała imponująco. Duża lada, za którą widniało znakomite graffiti, skórzane kanapy dla czekających klientów i niewielki stolik, na którym leżało kilka gazetek, całkowicie poświęconych sztuce tatuażu. Całość jednak dopełniały detale – ciekawe lampy i kilka nowoczesnych dodatków.

Ale to wszystko gdzieś nikło, zepchnięte na drugi tor. Teraz najważniejsze dla Carrie wydawało się to, że za piękną, stylową ladą stała Erin. Dziewczyna z szerokim uśmiechem wpatrywała się w Zayna i dopiero po chwili, z widoczną niechęcią oderwała od niego wzrok, by spojrzeć na nowo przybyłą.

- Hollywood – pierwszy odezwał się Mulat. Dzieliła go od Erin właśnie nieszczęsna lada, która dla jego koleżanki była przeszkodą, a dla niego – być może – zbawieniem.

- Cześć – odpowiedziała Carrie. Nie miała pojęcia, dlaczego jej głos zrobił się dziwnie szorstki.

Erin milczała, właśnie w ten sposób wyrażając swoje niezadowolenie pojawieniem się panny Blake.

- Stęskniłaś się już za mną? – zapytał zaczepnie. Na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek.

Carrie pokręciła głową z dezaprobatą, by chwilę później odpowiedzieć głosem całkowicie przesiąkniętym ironią:

- O tak, umierałam, nie mogąc doczekać się naszego spotkania.

Malik, ku zaskoczeniu obu pań, roześmiał się w głos.

W tym czasie Blake podeszła kilka kroków bliżej dwójki znajomych, kładąc na ladzie białą kopertę.

- Przesyłka od Harrego – powiedziała, po czym ostentacyjnie rozejrzała się po wnętrzu studia. – Robi wrażenie – podsumowała.

Zayn uśmiechnął się szerzej, sprawiając, że stojąca obok Erin, przyglądała mu się z jeszcze większym zdezorientowaniem. Niewątpliwie uśmiechnięty Zayn nie był dla niej częstym widokiem.

- Chodź, Hollywood, pokażę ci pozostałą część studia.

Pokazywanie dalszej części wyremontowanego studia okazało się najlepszym sposobem, by spławić Erin. Niestety dziewczyna dopiero po długim czasie zorientowała się, że jest piątym kołem u wozu. Zanim jednak to zrobiła, zdążyła wymienić z Carrie kilka zaczepnych i – niewątpliwie – niezbyt przyjemnych uwag. Uwag, które okazały się niesamowicie dobrymi żartami dla Malika, gdyż chłopak za każdym razem, gdy usłyszał jedną z ich, uśmiechał się pod nosem.

Do tego wszystkiego, okazało się, że czas spędzony w studiu płynie znacznie szybciej, niż zazwyczaj. Nim się Carrie obejrzała na zewnątrz zrobiło się już ciemno. I choć po Erin nie było już śladu, Blake zupełnie zapomniała, po co tak właściwie przyszła do Malika. Obietnica „następnego razu” została zupełnie zapomniana, gdyż jakimś cudem, zbyt zajęci sobą nawzajem i przeglądaniem różnych szablonów tatuaży, zapomnieli o tym, co miało się wydarzyć przy ich następnym spotkaniu.

Zapomnieli?

Czyżby?

Zayn przewrócił kolejną stronę albumu, pokazując Carrie następny zbiór tematycznie ułożonych tatuaży.

- Ten – zaczęła, pokazując na jeden z nich.

Dziewczyna siedziała na elektrycznym fotelu kosmetycznym w pomieszczeniu, gdzie w przyszłości Zayn miał tatuować swoich klientów. Obok Carolyn, na taborecie kosmetycznym siedział Zayn, trzymając w dłoniach album z najróżniejszymi wzorami tatuaży. Przerzucał kolejne strony, z wielką uwagą śledząc reakcje dziewczyny, która w dość emocjonalny sposób dzieliła się swoimi uwagami i spostrzeżeniami na temat wielu szablonów.

- Ten? – powtórzył po niej, spoglądając na wskazany przez nią wzór. Tatuaż przedstawiał coś bliżej nieokreślonego i pomimo ciężkich prób Malik nie potrafił odgadnąć, co takiego.

- Co Malik, nie podoba ci się? – zapytała, nieco zaczepnie. – Nie dodałbyś go do swojej kolekcji na skórze?

Zayn zmarszczył brwi, spoglądając na Carrie.

- Nie – odpowiedział bez zastanowienia. – Nie ma dla mnie żadnego sensownego znaczenia.

Carolyn oderwała wzrok od wzoru, by móc spojrzeć na Mulata. Momentalnie również przesunęła się na fotelu, przez co znalazła się bliżej chłopaka.

- Czyli każdy – zaczęła, wskazując na jego wytatuowaną rękę – ma jakieś znaczenie?

Zayn przesunął dłonią po wytatuowanym ramieniu, robiąc się dziwnie nieobecny. Ten nastrój jednak szybko minął, gdy spojrzał z powrotem na Carolyn.

- Tak – oznajmił. – W innym razie nie byłoby sensu ich robić. Sztuka dla samego obrazka, to nie sztuka.

Dziewczyna, coraz bardziej zainteresowana tym, co chłopak ma do powiedzenia, wyciągnęła rękę, dotykając jednego z jego tatuaży.

- Co więc oznacza ten? – dopytywała się, przesuwając opuszkiem palca po tuszu.

Zayn podążył wzrokiem za jej drobną dłonią.

- Może kiedyś ci opowiem – rzekł, unosząc dłoń do twarzy dziewczyny. Ku jej wielkiemu zdziwieniu, założył kosmyk jej kręconych włosów za ucho. Zaraz potem przesunął zewnętrzną częścią dłoni po jej policzku. Niesłychane, że tak - z pozoru - niewinny dotyk, mógł wywołać tyle grzesznych myśli.

I być może te myśli w jakimś sposób zostały ukazane w oczach Carrie, gdyż Malik wyczytał w nich przyzwolenie. Szybkim, energicznym ruchem wstał ze stołka, jednocześnie umieszczając obie dłonie pod kolanami dziewczyny. W następnej chwili przesunął ją na brzeg fotela, tak, że znajdowała się niesamowicie blisko chłopaka. Stał pomiędzy jej nogami, a zadziorny uśmiech, który pojawił się na jego ustach mówił jedno.

I właśnie ta bardzo konkretna rzecz miała miejsce w chwili następnej. Jednak, kto wie, które z nich jako pierwsze wykonało ten ruch? Liczył się po prostu rezultat. A rezultat był taki, że całowali się tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. Namiętnie, zachłannie, bez opamiętania.

Usta dziewczyny rozdzieliły się, by uwolnić jęk zupełnego zachwytu. Paznokcie drapały wytatuowane ramiona,  nogi zaciskały się wokół jego bioder. Wszystko to jednak zostało zupełnie niespodziewanie przerwane przez samego Malika. Bogu dzięki, że tylko chwilowo.

Chłopak miał bowiem pewien plan i chciał jak najszybciej wprowadzić go w życie. Przerzucił więc Carrie przez swoje ramię i nie czekając ani chwili dłużej, wyszedł z pomieszczenia. Po drodze na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się jego mieszkanie, przekręcił zamek, oficjalnie tego dnia zamykając swoje studio.

Miał do zrobienia bowiem coś znacznie ważniejszego.

Zatrzymali się dopiero po przekroczeniu progu mieszkania Mulata. Chłopak postawił Carrie na ziemi, opierając szybko o jedną ze ścian. W żadnym razie nie tracił czasu na zbędne rozmowy. Wsunął dłoń we włosy dziewczyny, władczym ruchem przyciskając ją do siebie. Na powrót odnalazł drogę do jej ust, co Carolyn przyjęła z jękiem westchnienia.

Nie była dumna ze swojego uległego zachowania. Szczególnie, że przyzwyczaiła się do tego, iż to właśnie ona na władzę w związku i wszędzie indziej. Z Zaynem jednak było inaczej. Wywracał cały jej świat do góry nogami i nie przejmował się tym, że panna Blake nie jest do tego przyzwyczajona.

Carolyn również chciała dotknąć dłońmi jego włosów. Ale dziwnym trafem obie ręce dziewczyny powędrowały prosto pod koszulkę chłopaka. Z początku delikatne muśnięcia dłońmi jego rozpalonej skóry, zmieniły się w pewne i odważne ruchy. I to samo tyczyło się Malika. Każdy następny krok był śmielszy. Ale to zapewne dlatego, że Carrie przyjmowała je z coraz większą swobodą.

- Zróbmy to – szepnęła tuż przy jego ustach.

Odpowiedzią na jej słowa był cudowny jęk, który wydobył się z gardła Malika. Mulat odchylił głowę do tyłu, nabierając oddechu. A potem złapał za dół swojej koszulki, by jednym, płynnym ruchem zdjąć ją z siebie. Odrzucił czarny materiał gdzieś na bok, zupełnie nie patrząc, gdzie wyląduje. Ale ktoś inny się tym zainteresował, gdyż zaledwie chwilę później oboje usłyszeli głośne szczeknięcie.

Elvis leżał kilka kroków dalej, teraz zakryty ciemnym materiałem.

- Ty stary podglądaczu – powiedział Zayn, kręcąc głową z udawaną dezaprobatą.

W odpowiedzi na jego słowa, Carrie głośno się roześmiała. Jednak, Elvis był zbyt małym rozproszeniem, by odwieść Malika od blondynki, bo wystarczyła zaledwie sekunda, aby Zayn ponownie skupił swoją uwagę na pannie Blake.

Działając szybko, po raz drugi tego dnia przerzucił ją przez ramię. Tym razem kierując się wprost do swojej sypialni.

Carrie już mogła być pewna, że Zayn jest facetem na jedną noc. Zdecydowanie mówił o tym sposób, w jakim ją nosił. Albo w jaki rzucił ją na swoje łóżko.

Serce waliło jej mocno, krew krążyła szybciej, a wszystko za sprawą pewnego, seksownego mężczyzny. Mężczyzny, który niesamowicie szybko znalazł się na łóżku nad Carolyn. Nim jednak pozwoliła dalej swoim myślom krążyć, Zayn złączył ich usta w kolejnym namiętnym pocałunku. I wszystko było w porządku, dopóki jego dłoń nie wsunęła się pod bluzkę dziewczyny.

Te wszystkie odczucia były dla niej nowe – całkowicie świeże i nieznane. I może właśnie dlatego, wydawały jej się tak intensywne.

- Zgaś światło – porosiła pomiędzy pocałunkami.

Zayn, zbyt zajęty dziewczyną nawet nie odpowiedział.

- Zgaś światło – powtórzyła cichym, nieco zachrypniętym i zupełnie niepodobnym do niej głosem.

- Nie.

- Zga –

Teraz jednak nawet nie dał jej dokończyć. Łapiąc dwoma palcami za podbródek zmusił dziewczynę, by na niego spojrzała.

- Nie – powtórzył, patrząc jej głęboko w oczy. Jego czekoladowe spojrzenie znacznie pociemniało. – Chcę cię widzieć.

Nie było to dla Carrie zbyt komfortowe. Wiedziała, że zaraz przyjdzie moment, kiedy będzie musiała się rozebrać. Szkoda tylko, że wydawało jej się, iż będzie wyglądać żałośnie przy tym perfekcyjnym i seksownym mężczyźnie.

Ale odpuściła. Choć pewnie powodem tego, były usta chłopaka, które zajęły się jej szyją. Dłonie natomiast wciąż błądziły pod jej koszulką. Do czasu, gdy kolorowy materiał nie znalazł się poza łóżkiem, rzucony gdzieś na podłogę. A wtedy jego dłonie i usta skupiły się już całkowicie na jej piersiach.

- Ciii – szepnął, co uzmysłowiło Carrie, że musiała w jakiś sposób zdradzać swoje emocje.

Tyle że potem zaczął ustami zjeżdżać niżej, co wcale jej nie uspokoiło.

- Spokojnie, kochanie – szepnął. Jego ciemne oczy na chwilę nawiązały z nią kontakt wzrokowy, co nieco ją uspokoiło. Niesłychane, bo dotąd to spojrzenie zawsze ją rozbudzało. Spokój jednak minął, gdy Zayn podciągnął jej kolorową spódniczkę ponad biodra. I wtedy, działając zupełnie odruchowo, Carrie mocno zasnęła swoje uda.

Jeśli wcześniejsze sygnały zaintrygowały Zayna, to ten ruch dodatkowo napędził do jego głowy wątpliwości. Mulat na chwilę przerwał wszystkie pieszczoty i podpierając się na łokciach zadarł głowę, by spojrzeć na dziewczynę.

- Wszystko w porządku?

Carolyn przełknęła głośno ślinę, by po chwili ze sztucznym uśmiechem pokiwać głową.

- Jasne.

Mulat zmarszczył brwi, nie przestając jej patrzeć głęboko w oczy.

- Carrie, błagam, powiedz, że to już robiłaś.

Chyba miał być to żart na rozluźnienie sytuacji, jednak tak się nie stało.

Mina jasnowłosej najwyraźniej mówiła sama za siebie, gdyż Malik gwałtownie usiadł na łóżku, patrząc na dziewczynę z wielkim zaskoczeniem.

- Carrie?

Druga sprawa, że właśnie po raz pierwszy (dwukrotnie!) użył jej imienia.

- Hm? – westchnęła, zastanawiając się, czy da radę odwrócić kota ogonem. Może jakimś cudem zapomni o zadanym pytaniu?

- Jezu – westchnął Malik, nagle siadając na łóżku. Czar prysł. Najwyraźniej ochota na seks również mu minęła.

- To jakiś problem? – zapytała dziewczyna, zupełnie zdezorientowana jego zachowaniem.

- Problem? – prychnął, po czym wstał szybko z łóżka, zaczynając krążyć po pokoju w tę i nazad, co chwila przesuwając dłońmi po okrytych zarostem policzkach.

- Wszystko w porządku? – Do diabła, do czego to doszło, żeby to Carolyn zadawała teraz takie pytania…

- W porządku? – prychnął. W jego głosie było słychać złość. – Nie, Carrie, nie jest w porządku. Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem dobrym facetem? Nie jestem typem chłopaka, z którym powinnaś spędzić swój pierwszy raz! Czy ty masz pojęcie, co ja chciałem z tobą zrobić? Jak mocno… Boże!

Zabrzmiało poważnie.

- Carrie, do cholery, mogłem zrobić ci krzywdę!

Blake poczuła się głupio. Do tego wszystkiego siedziała na jego łóżku, bez bluzki, w samym staniku i podwiniętej spódniczce. Na szczęście w zasięgu ręki miała poduszkę, którą mogła się zakryć.

- Wyluzuj – westchnęła. – Nic wielkiego przecież się nie stało.

Malik zatrzymał się gwałtownie, z dziwną zaciekłością wpatrując się w blondynkę.

- Zrozum, nie jestem dla ciebie odpowiedni – oznajmił, a w jego głosie słychać było pewien ból. – Nie zasługuję na ciebie. Powinnaś o tym wiedzieć.

- O czym ty mówisz, Zayn?

Chłopak pokręcił w zamyśleniu głową, po czym z powrotem usiadł na łóżku.

- Przepraszam – oznajmił po chwili.

Teraz to już Blake kompletnie nie wiedziała, co się dzieje.

- Nie wiedziałam, że to może mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie – powiedziała po chwili, zdając sobie sprawę, że czas się wyjaśnić. – Przepraszam jeśli…

- Błagam, Carrie, nie przepraszaj mnie – oznajmił. Jego głos już się uspokoił. Zresztą sam Zayn znacznie bardziej się wyciszył. – Po prostu…

Ale nie dokończył tej myśli. Zdaje się, że sam już nie wiedział, co powinien w tej sytuacji powiedzieć. W jakiś sposób jednak musiał to załatwić.

- Nie zrozum mnie źle, pragnę cię. Od samego początku pragnąłem, ale nie chcę by moje instynkty wzięły górę. Nie powinienem być mężczyzną, który będzie dotykał cię po raz pierwszy w tak… intymny sposób. Nie ja.

Wyglądało na to, że rozmowa dobiegła końca. Zayn nie miał najwyraźniej zamiaru zmienić w tej kwestii zdania. Zresztą, po co? Nastrój prysł. W tym momencie nie śpieszno było im do pieszczot, szczególnie, że zrobiło się dziwnie cicho i poważnie.

- Chodź, odwiozę cię do domu…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top