Rozdział 16

Zapewne każdy z nas marzy o chociaż jednym poranku podobnym do tych wszystkich, jakie mamy okazję widywać w najróżniejszych reklamach, czy filmach. Dokładnie tych, gdzie bohater wstanie rześki, wypoczęty i wie, że jego dzień będzie równie wspaniały, co pobudka. Idealny makijaż, idealnie uczesane włosy, pięknie wyprasowana piżamka.

Ha! Marzenia! I zapewne idealnym przykładem tego, że podoba sytuacja nie ma odniesienia w życiu codziennym, była Carrie.

Co więcej, dziewczyna zaraz po przebudzeniu nie miała pojęcia, dlaczego leży na niej wielki pies, a z jego dużego pyska cieknie ślina. Nie miała również pojęcia, skąd wziął się ten okropny ból głowy, który zdawał się nie opuszczać jej nawet na sekundę. Gdyby jednak komuś było mało utrudnień na drodze dziewczyny, nie wysuszone włosy Carolyn po prysznicu wyglądały znacznie gorzej niż mogłaby kiedykolwiek przypuszczać. Loki były dość dziwnie rozczochrane, jakby ktoś próbował natapirować ją starą szczotką.

Na szczęście wystarczyła tylko chwila, by Carrie mogła zrozumieć, dlaczego przygniata ją jakiś zwierzak. Ból głowy również mogła racjonalnie wyjaśnić -  choć kanapa wydawała się idealna dla Elvisa, dla Carrie była ucieleśnieniem koszmarów. Po dłuższym zastanowieniu, nie mogła powiedzieć o tym meblu dobrego słowa. Do diabła, dlaczego nie pozwoliła Malikowi się na tym przespać?

Momentalnie, na wspomnienie chłopaka, Carrie podniosła się pod pozycji siedzącej, niechcący zwalając psa z łóżka.

Rozejrzała się wokół siebie w poszukiwaniu Mulata, ale nigdzie nie dostrzegła jego ciemnych włosów, ani tego bezczelnego uśmiechu, który i tak zbyt rzadko pojawiał się na jego ustach. I może dzięki Bogu. Kto wie, czy wiecznie uśmiechnięty Malik przyniósłby komuś coś dobrego.

- Zayn? – zawołała, nie do końca pewna, czy jest to odpowiedni czas na to, by zmierzyć się z Mulatem. Szczególnie, że w tym momencie nie była w najlepszej formie. Wyglądała zapewne jak śmierć, albo jakaś jej bliższa przyjaciółka.

Ku zdziwieniu blondynki, nikt nie odpowiedział na jej wezwanie. A przez słowo „nikt” oczywiście miała na myśli Malika.

- Zayn? - krzyknęła ponownie.

Nic. Cisza.

Czyżby zostawił ją samą w mieszkaniu? Nie, nie zrobiłby tego. Przecież nawet jej nie zna...

Blake ostrożnie podniosła się z kanapy, jeszcze raz rozglądając się po pomieszczeniu. W przypływie ciekawości zrobiła kilka kroków w stronę sypialni chłopaka. Ale zanim otworzyła drzwi, zapukała w nie, by po odczekaniu chwili lekko je uchylić. Nie sądziła tylko, z jak wielkim rozczarowaniem się spotka, gdy dostrzeże, że pokój jest pusty. Poza ciemnymi meblami nie było to zupełnie nikogo.

Odbierając nieobecność Zayna, jako odpowiedni sygnał do wyjścia, przeszła do łazienki. Stwierdziła bowiem, że zrobi najlepiej, gdy po prostu ubierze się i opuści bez słowa jego mieszkanie. Najwyraźniej Malik miał znaczenie ważniejsze sprawy do zrobienia, niżeli niańczenie przybłędy.

Podarowaną przez Mulata piżamę, ładnie złożyła, kładąc w jego sypialni, a w następnej kolejności sprzątnęła po sobie kanapę. Gdy była już gotowa do wyjścia, usłyszała dźwięk przekręcanych w zamku kluczy. Na chwilę wstrzymała oddech, jakby obawiała się zupełnego intruza. Co zabawne, spięła się jeszcze bardziej, gdy próg mieszkania przekroczył Zayn. Tyle że Mulat zupełnie jej nie zauważył, zbyt zajęty rozmową przez telefon. Mówił szeptem, pewnie myśląc, iż dziewczyna nadal śpi.

- Jest u mnie... - powiedział do telefonu. - Nie wiem... Skąd mam wiedzieć co się stało?... To nie moja spra...

Urwał dosłownie w tym samym momencie, gdy jego wzrok napotkał stojącą nieopodal blondynę.

- Pogadamy później – uciął.

Rozłączył się, zupełnie nie wysłuchując tego, co jego rozmówca miał mu do powiedzenia. Schował telefon do kieszeni skórzanej kurtki. W jednej dłoni wciąż trzymał siatkę z zakupami, która była jasnym wytłumaczeniem tego, gdzie chwilę wcześniej był.

- Kto dzwonił? - zapytała od razu Carrie.

Malik zamiast udzielić jej sensownej odpowiedzi, wzruszył ramionami.

- Kupiłem coś dla ciebie na śniadanie - odparł, zupełnie zmieniając temat. - Mam nadzieję, że jesteś głodna.

Carolyn prychnęła z niezadowoleniem. Po czym, zupełnie ignorując chłopaka, wciągnęła buty na stopy. Poprawiła swoją kolorową sukienkę, przeklinając w myślach, że wczoraj nic na nią nie założyła.

- Właściwie to nie - oznajmiła dość nieprzyjemnym tonem. - Nie jestem głodna. Doceniam to, co wczoraj dla mnie zrobiłaś, ale teraz, jeśli wybaczysz, chciałabym już pójść do domu. Chyba ktoś się o mnie niepokoi.

I bez czekania na jego odpowiedź, minęła Malika wychodząc z mieszkania. Być może powinna pokazać odrobinę więcej wdzięczności, ale nie lubiła, gdy ktoś ją ignorował, a Zayn bez wątpienia to robił. Wybierał sobie spośród najróżniejszych wypowiedzi kilka, które ewentualnie był gotów pociągnąć dalej. Reszta? Reszta zupełnie go nie interesowała. I miał gdzieś, jak inni się poczują. I choć Carrie bez dwóch zdań była głodna, nie miała zamiaru przystać na warunki Malika. Może i grali w jedną grę, jednak Mulat zupełnie inaczej postrzegał jej zasady.

~*~

Jeszcze wczoraj możliwość spędzenia nocy poza domem wydawała się Carrie znakomitym pomysłem. Była więcej niż pewna, że w mniejszym lub większym stopniu przyniesie to dobry rezultat. Ale, jak się okazało po porannym spotkaniu z Malikiem, nie czuła się najlepiej. Na domiar złego, obawiała się spotkania ze swoim ojcem. Wciąż nie mogła uwierzyć, że przez całą noc nie zadzwonił do niej ani razu. Wyglądało na to, że Carolyn jest jedyną osobą, która przejmuje się relacjami między nimi.

Ostrożnie otworzyła drzwi swojego domu, nie wiedząc do końca, czego może się spodziewać. Nie wiedziała również, dlaczego, do diabła, się skrada zamiast normalnie wejść do środka.

Wolnym krokiem przeszła przez salon, nie chcąc obudzić domowników, ani, jeśli już nie spali, zainteresować ich swoją obecnością.

- Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?

Głośny i pełen złości głos sprawił, że Carrie aż podskoczyła w miejscu. I wbrew pozorom, ów głos nie należał do jej ojca.

- Słucham? – zapytała zaskoczona, spoglądając wprost na stojącego u szczytu schodów Harrego.

Miała wielką ochotę przetrzeć ostentacyjnie oczy, ukazując, jak bardzo jest zaskoczona tym, że Harry zainteresował się jej osobą.

- Twój ojciec wyjeżdża na jeden cholerny dzień, a ty znikasz bez słowa. Postradałaś zmysły?

Carrie postanowiła podjąć kolejną próbę.

- Słucham?

- Mogłabyś przynajmniej, do diabła, kogokolwiek o tym poinformować!

Zdecydowanie cała ta sytuacja była dla panny Blake wielką zagadką. Jakby nie patrzeć, kazania prawił jej Harry Styles. Zdaje się, że świat stanął na głowie.

- Chwila – powiedziała po chwili. – Mój tata wyjechał? Kiedy? Gdzie?

Harry spojrzał na nią, jak na największą idiotkę na świecie.

- Udajesz kopniętą, czy naprawdę nie wiesz o tym, że John znika co najmniej dwa razy w tygodniu?

Nie miała pojęcia, jednak, czy naprawdę musiała się przyznawać do tego jakiemuś aroganckiemu chłopakowi?

- Wiem – odpowiedziała niepewnie, wzruszając ramionami.

Styles spojrzał na nią groźnie.

- Następnym razem – kontynuował, po czym zaczął kierować się schodami w dół – racz poinformować chociażby ojca o tym, że masz zamiar spędzić noc poza domem.

- Mam dwadzieścia lat, do cholery – powiedziała ostro. Oczywiście, co prawda urodziny miała dopiero za niespełna miesiąc, ale nikt nie pytał przecież, czy podaje swój wiek rocznikowo.

 - A ja mam dwadzieścia jeden i wcale nie podoba mi się to, że muszę obdzwaniać moich znajomych w poszukiwaniu jakiejś laski. Twój ojciec zostawił cię pod moją opieką, do diabła.

Carrie czuła, jak ziemia usuwa jej się spod stóp. Uczucie to szybko minęło, gdyż zastąpiła je zwykła złość. Nie spodziewała się, że jej ojciec wyjedzie na kolejne spotkanie biznesowe, a tym bardziej nie spodziewała się, że jej o tym nie poinformuje. I, bądźmy rozsądni, jak mógł powierzyć opiekę nad nią Harremu? Po pierwsze, była pełnoletnia. Po drugie, jej opiekunem miał stać się chłopak, który zdawał się nie dbać nawet o własne bezpieczeństwo.

- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć – warknęła. I w tym samym momencie przypomniała sobie rozmowę, jaką Malik dobył tego ranka przez telefon. Zapewne musiał rozmawiać właśnie z Loczkiem. Tylko dlaczego jej o tym nie chciał powiedzieć?

- Mnie nie – prychnął, a na jego twarzy pojawił się dziwny, podstępny uśmiech.

- Co masz na myśli?

Harry przyjrzał jej się uważnie.

- Czy Zayn wie o tym, że masz chłopaka? – Chyba nie istniało pytanie, które wprawiłoby Carrie w większą złość i Styles doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Idealnym tego potwierdzeniem był szeroki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy.

- Byłoby naprawdę nieprzyjemnie, gdyby dowiedział się o tym… przypadkiem – kontynuował Harry.

Carolyn spojrzała na niego podejrzliwie. Nie mogła jednak się powstrzymać, dlatego po chwili wyciągnęła telefon z kieszeni. Wybrała dobrze jej znany z dzieciństwa numer, w myślach modląc się, by okazał się aktualny. Jej błagania zostały spełnione, bowiem zaledwie chwilę później usłyszała ciepły, dziewczęcy głos.

- Maxie – zawołała radośnie, uważnie śledząc reakcje Harrego. – Tak sobie myślałam, że dzisiejszy wieczór byłby idealny na nadrobienie wszelkich zaległości. Hm, może wybrałybyśmy się do jakiegoś klubu? Chyba obie tego potrzebujemy…

Mina Stylesa była bezcenna. W jego oczach dało się zauważyć nie tylko złość, ale i również swojego rodzaju zazdrość.

- Wspaniale – odparła wesoło Carrie, słysząc reakcje swojej przyjaciółki po drugiej stronie słuchawki. A przez cały ten czas nie spuszczała z oczu swojego nowego lokatora. – Do zobaczenia o ósmej.

Gdyby spojrzenie mogło zabić, Carrie już dawno leżałaby plackiem na podłodze w salonie. Na szczęście zielone oczy Stylesa nie miały takiej mocy. I choć dziewczyna zdawała sobie sprawę, że chłopak nadal kocha Maxie i zainteresowanie innych panną Ellis traktuje jak swojego rodzaju zagrożenie, była gotowa walczyć z nim ramię w ramię. Szkoda tylko, że Styles nie zdawał sobie sprawy, iż Carrie tak naprawdę jest po jego stronie. Może i chłopak nie zachowywał się w stosunku do blondynki szczególnie sympatycznie, ale to nie sprawiło, że ta traciła dobre nastawienie. Chciała by jej przyjaciółka była szczęśliwa, a wyglądało na to, że owe szczęście mógł jej dać tylko Styles.

Niespodziewanie u szczytu schodów pojawił się Louis w towarzystwie Teddy. Zabawne, że podczas krótkiej wymiany zdań pomiędzy Carolyn a Harrym, jasnowłosa nie zorientowała się, że ktoś oprócz nich może być w domu.

- Widzę, że zguba już się znalazła– powiedziała radośnie dziewczyna o różowych włosach. - Cześć Carrie!

- Hej – odpowiedziała blondynka, spodziewając się, że przerwanie jej rozmowy z chłopakiem, było idealnym zakończeniem ich „bitwy”. Przez chwilę nawet łudziła się, iż dumnie może uważać się na zwycięzcę. Niestety. Zaledwie kilka sekund później przyszedł odwet.

- Teddy? Lou? – zapytał Harry z udawanym entuzjazmem. – Co powiecie na wyjście do klubu? Mam ogromną ochotę się zabawić…

Zdaje się, że Carrie była jedyną osobą, która potrafiła zrozumieć prawdziwie znaczenie jego wypowiedzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top