Rozdział 6
Z początku było trochę niezręcznie. Carrie usilnie próbowała znaleźć jakiś temat, który pociągną, jednak jak się okazało szukała zbyt daleko. Na szczęście, przyszedł moment, w którym uświadomiła sobie, że rozmawia z Niallem. Chłopakiem, przy którym niegdyś nawet cisza nie była niezręczna. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko się zmieniło. Rozmowa stała się luźna, przyjacielska. Carrie opowiedziała blondynowi o Nowym Jorku, swoich przyjaciołach i mamie. Niall natomiast streścił jej wydarzenia z podstawówki. Opowiedział o nauczycielach, kolegach i wszystkim, co ją ominęło, gdy wyjechała z miasta. Rozmowa została jednak przerwana, gdy tylko znaleźli się pod barem. Nie sądziła, że spacer do tego miejsca zajmie im zaledwie dwadzieścia minut.
Budynek przed którym się znajdowali nie był jakoś specjalnie duży, jednak z pewnością nie odzwierciedlał tego, czego spodziewała się Carrie. Drewniany obiekt przypominał bowiem bar country i jak się chwilę później okazało, jego wnętrze było urządzone w podobnym klimacie. Z tą różnicą, że zamiast muzyki country w tle leciały najróżniejsze utwory. Począwszy od mocnego rocka, przez skoczne, rytmiczne pioseneczki, po typowo clubowe kawałki. Mieszanka najróżniejszych kultur muzycznych zlana w jedno, co z pewnością świadczyło o tym, że znajdzie się tu miejsce dla każdego. Ach, niestety jedynie w przenośni, bowiem, żeby postawić stopę w barze trzeba było się nieco poprzepychać.
Było tu pełno ludzi. Większość z nich wyglądała na około dwadzieścia; dwadzieścia pięć lat, co pozwoliło myśleć Carrie, że jest to typowy bar dla młodych ludzi. I jak szybko blondynka zauważyła, jej kolega odnajdywał się w tutejszym towarzystwie świetnie. Większość z osób witała go radośnie, przybijając piątki, bądź w przypadku dziewczyn, nadstawiając policzki.
Carrie z początku pomyślała, że lada moment Horan zatrzyma się przy którejś z grupek znajomych i właśnie do nich się przysiądą, jednak nic podobnego się nie stało. Dziewczyna modliła się jedynie w duchu, by Niall nie zdawał się czekać na Harrego i jego bandę zbuntowanych znajomych.
- Olivia! – zawołał blondyn, unosząc rękę w powitalnym geście w stronę jednej z barmanek. Dziewczyna pomimo ogromnego hałasu spojrzała w stronę Nialla, posyłając mu szeroki uśmiech. Odstawiła na blat zamówione piwa, przyjęła za nie pieniądze, po czym nachyliła się nad barem, czekając na to, co chłopak ma do powiedzenia.
- Dwa piwa – zawołał. – I znajdzie się dla nas jakieś wolne miejsce?
Oliwia rozejrzała się po lokalu, w momencie, gdy zaczęła realizować zamówienie, po czym skinęła głową na Nialla, dając mu przy tym jakiś znak, który zapewne jedynie oni rozumieli.
- Jesteś moim dłużnikiem – oznajmiła, stawiając na blacie dwa piwa.
Niall wyciągnął z kieszeni, kilka funtów i podał je dziewczynie.
- Do zobaczenia potem – powiedział z uśmiechem, łapiąc za dwie szklanki. Zdaje się, że dobry humor nigdy nie opuszczał tego chłopaka. Odkąd Carrie pamiętała, Niall był zawsze szeroko uśmiechnięty, a rozśmieszyć potrafił go każdy drobiazg.
- Chodź – zawołał do blondynki, prowadząc ją przez bar.
Po chwili przeszli przez jakieś drzwi i nagle zrobiło się nieco ciszej. Oczywiście, tylko odrobinę, bo głośna muzyka i szereg różnych rozmów wciąż były wyraźnie słyszalne. Jednak, w nowym pomieszczeniu było znacznie mniej ludzi.
Szybko przeszli do jednego z nielicznych, wolnych stolików. Niall postawił dwa piwa na jego blacie, po czym jak prawdziwy dżentelmen, odsunął lekko krzesło Carrie, pomagając jej usiąść.
- Tu zawsze jest tak dużo ludzi? – zapytała Carolyn, rozglądając się po otoczeniu.
- Są wakacje – zaczął Niall wzruszając ramionami. – A tu zawsze się coś dzieje. Co innego moją robić?
Carrie już chciała wtrącić swoje trzy grosze, przypominając chłopakowi, że jest mnóstwo ciekawych rzeczy do robienia w Londynie w czasie wakacji, a picie piwa w pobliskim barze niekoniecznie jest jedną z nich, jednak w ostateczności postanowiła siedzieć cicho.
- A ty często tu przychodzisz? – zapytała, ciągnąc dalej tę rozmowę.
Pokręcił przecząco głową.
- Ostatnio nie za bardzo.
- Ale przecież przyjaźnisz się z Harrym…
Niall zmarszczył brwi.
- Ale to nie znaczy, że muszę chodzić wszędzie tam gdzie on – odparł, nieco zirytowany.
- Przepraszam, nie miałam nic złego na myśli. Po prostu, gdy cię zobaczyłam wtedy w domu w towarzystwie tych wszystkich bandziorów, trochę się zmartwiłam. Nie wydajesz się być tacy jak oni.
Niall zaśmiał się radośnie.
- Oni nie są żadnymi bandziorami.
Carrie zmarszczyła brwi kompletnie nie wierząc w słowa chłopaka. To tak, jakby blondyn próbował jej wmówić, że deszcz nie jest mokry.
- No tak, zapomniałam – prychnęła Carrie, pozwalając sobie na nutę ironii w głosie. - Harry to przecież złoty chłopak.
Horan ponownie się roześmiał.
- Aż tak daleko idących wniosków bym nie wyciągał.
- A Zayn? – zapytała nagle, zbijając tym z tropu samą siebie. Nie była pewna, dlaczego poruszyła temat ciemnowłosego chłopaka. Może dlatego, że dotąd nie potrafiła go rozgryźć. Przyjaźnił się z Harrym, choć wydawał się zupełnie nie zainteresowany jakimkolwiek towarzystwem. Jego nonszalancja dawała Carrie do myślenia, jednak dziewczyna nie sądziła, że kiedykolwiek pójdzie tak daleko ze swoimi rozważaniami lub, co gorsze, postanowi zapytać o nie Nalla.
- Co z nim? – spytał blondyn, biorąc pierwszy łyk piwa.
Znakomite pytanie, Niall. Właśnie - co z nim?
Carrie wzruszyła ramionami, zupełnie nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć. Była bowiem daleka od przybliżenia Niallowi dziwnej sytuacji, która miała miejsce między Malikiem, a Carolyn. Jak bardzo absurdalnie by brzmiała mówiąc o kółkach, jakie Zayn kręcił na jej biodrze swoim kciukiem?
- Malik jest –
Nie dane mu był jednak skończyć, gdyż niespodziewanie na jednym z wolnych krzeseł pojawiła się znajoma postać.
- Przyszłaś! – zawołał Danny, chłopak którego poznała pomagając przy remoncie. Dan, jak przystało na faceta, obrzucił Carrie uważnym spojrzeniem. Szczególnie zatrzymał swój wzrok na biuście dziewczyny. Och, ale zapewne jedynie liczył jak wiele kolorów znajduje się na wzorzystej sukience. Z pewnością.
- Niall mnie wyciągnął – odpowiedziała z uśmiechem, starając się odwrócić jego wzrok od pewnego miejsca. Zabawne, że zwrócił na nie uwagę, bowiem Carrie była pewna, że miseczka B dla faceta to prawie tyle, co zero. W każdym razie, tak powiadała Amy, jej najlepsza przyjaciółka z Nowego Jorku.
- Niall? – zapytał Danny, maszcząc brwi. W końcu odwrócił wzrok od biustu dziewczyny i przelotnie spojrzał na Horana.
Carrie skinęła głową, zupełnie nie rozumiejąc zdziwienia Dana.
- Gdy kota nie ma, myszy harcują – dodał po chwili, wprowadzając w nie małe zdziewanie Carolyn. Dziewczyna bowiem zupełnie nie miała pojęcia, o co może chodzić Dannemu. Niall jednak najwyraźniej zdawał sobie z tego świetnie sprawę, gdyż zaledwie sekundę później uderzył Dana w ramię.
Czując się dość niezręcznie, wzięła łyk piwa, nieco krzewiąc się na jego smak. Zawsze piła piwo z sokiem, jednak głupio jej było grymasić, bądź też prosić Nialla o sok.
- Jaką bajerę sprzedał ci ten blondasek? – zapytał Danny, poruszając znacząco brwiami. – Czym cię przekupił? Bo chyba z własnej, nieprzymuszonej woli nie poszłabyś z nim na randkę, prawda?
Carrie wytrzeszczyła oczy, o mało nie zachłystując się piwem.
- To nie randka – wyjaśnił za nią Niall.
Dan prychnął.
- Tak, jasne. Siedzicie tu sami, patrząc sobie prosto w oczy i uśmiechając się, jak dzieciaki, a ja mam uwierzyć, że to całe spotkanie to przypadek? Mhm.
Dan uniósł swoją wytatuowaną rękę, by przeczesać dłonią ciemne włosy, po czym rozejrzał się po lokalu. Dopiero teraz Carrie dostrzegła, że w rogu pomieszczenia siedzi Harry, wraz z Teddy, Louisem, wredną Erin i kilkoma nieznanymi Carolyn osobami. Cała grupa była tak pochłonięta rozmową, że wydawali się ich zupełnie nie zauważać.
- Powinniśmy się przywitać – oznajmił spokojnie Niall, wskazując ruchem głowy na swoich znajomych.
Carrie poczuła jak blednie. Nie była tu mile widziana. I nawet jeśli przy stoliku siedział Harry, nie miała zamiaru stawiać im czoła.
- Wiesz co, ty się przywitaj, a ja w tym czasie wykonam jeden telefon. Kompletnie wyleciało mi to z głowy, a pilnie muszę zadzwonić.
Niall nie był głupi. Szybko domyślił się, o co chodzi i nie naciskał.
Dlatego chwilę później, Carrie zmierzała w stronę jednych z wielu drzwi znajdujących się w tej sali. Jak się okazało prowadziły na zewnątrz.
Gdy tylko blondynka znalazła się poza salą, zorientowała się, że jest to miejsce zrobione na zasadę tarasu. Oparła się więc o barierkę, wyciągając z malutkiej torebeczki telefon komórkowy. Co prawda, powiedzenie, że ma zamiar gdzieś zadzwonić było z początku kłamstwem, jednak mimo wszystko postanowiła skorzystać z okazji.
Wybrała więc numer swojej najlepszej przyjaciółki Amy, w głowie przeliczając, która jest teraz godzina w Nowym Jorku. Ku zdziwieniu Carrie, dziewczyna nie odebrała.
Carolyn wybrała więc numer swojego chłopaka, jednak tym razem od razu odezwała się poczta głosowa.
Wiele razy zdarzało się tak, że nie mogła się dodzwonić do któregoś z nich, jednak nigdy nie zdawała sobie sprawy, że kiedyś sprawi jej to taki zawód. Do diabła, byli jej przyjaciółmi, a od czasu przylotu do Londynu nie miała z nimi okazji szczerze porozmawiać na temat sytuacji w domu. A tak bardzo chciała się komuś wygadać.
Przez chwilę cieszyła się momentem ciszy, jednak niespodziewanie obok niej pojawił się jakiś mężczyzna. Zabawne, że będąc tak skupioną na własnych myślach nie usłyszała zbliżających się kroków.
Chłopak wyciągnął w jej stronę paczkę papierosów, tym samym proponując jej jednego, jednak pokręciła przecząco głową. Nie paliła i wiedziała, że nigdy nie będzie tego robić. Nie miała bowiem zamiaru niszczyć sobie zdrowia.
- Nigdy cię tu wcześniej nie widziałem – zagaił. Głos miał ciężki, zachrypnięty i jeśli Carrie miała być szczera, nieco się przestraszyła. Do tego wszystkiego, mężczyzna podobnie jak Harry i większość jego znajomych, był cały w tatuażach. Zdaje się, że to jakaś nowa londyńska moda, gdyż niemalże wszyscy przyzdabiali się tuszem jak szaleni.
- Bo nigdy wcześniej mnie tu nie było – odpowiedziała, nieco za szorstko, co z pewnością nie umknęło uwadze faceta.
- Spokojnie, laleczko – zawołał, spoglądając na nią z rozbawieniem i unosząc lekko do góry lewą, przekutą kolczykiem brew. Chwilę później przeczesał swoje brązowe włosy ręką, powodując na głowie jeszcze większy nieład.
Carrie nie miała pojęcia, dlaczego, ale naszła ją wielka ochota, by uciec od tego chłopaka. W życiu spotkała wielu nieprzyjemnych typów, z jednym nawet mieszkała, jednak żaden z nich nie powodował u niej tak wiele strachu. Szczególnie, że ten facet nic szczególnego nie zrobił. Po prostu sobie stał, proponując jej papierosa, a jej nogi i tak trzęsły się ze strachu.
- Skąd więc się tu wzięłaś? – zapytał.
- Z Nowego Jorku – odpowiedziała szybko.
Mężczyzna roześmiał się, po czym zaciągnął się papierosem, by chwilę później wypuścić dym prosto w jej stronę.
- Nie o to pytałem – oznajmił po chwili.
Kolejne zaciągnięcie się papierosem.
Zdaje się, że była to najcięższa rozmowa, w której Carrie miała szansę uczestniczyć. Niebywałe, jak trudno było dogadać się z tym facetem.
- Chodziło mi o to z kim tutaj przyszłaś.
Carolyn zmarszczyła brwi.
- A jakie ma to znaczenie?
Ponownie się roześmiał. Ach, miał paskudny śmiech.
- Zdaje się, że nie znasz tutejszych zasad, laleczko.
Kiedy za pierwszym razem nazwał ją laleczką, Carrie była gotowa uznać, że jest to jednorazowa pomyłka, która zdarza się każdemu. Jednak, gdy facet mówi tak drugi raz może to oznaczać, że o żadnej pomyłce nie ma tu mowy.
Tyle, że jedyne, co mogła zrobić w tej sytuacji to odwrócić się i odejść. Z pewnością mężczyzna nie był jednym z tych, którzy przyjmują jakiekolwiek prośby czy uwagi do siebie, więc nie miała zamiaru tracić czasu i tego próbować.
Odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia, ale w momencie, gdy chciała zrobić pierwszy krok, mężczyzna złapał ją za rękę.
- Och, ty naprawdę nie znasz tutejszych zasad – powiedział, z udawanym smutkiem. – Wezmę na siebie ten obowiązek i chętnie cię ich nauczę, laleczko.
Już chciała coś odpowiedzieć, odgryźć mu się, gdy tuż obok rozległ się dobrze jej znany głos.
- Wyluzuj, Ryan – westchnął Niall. – Przyszła tu ze mną.
Ryan na dźwięk swojego imienia podniósł wzrok znad kręconych włosów Carrie, patrząc wprost na nowoprzybyłego, by chwilę potem roześmiać się gardłowo.
- Jakoś minutę temu nie wskazała twojego imienia.
- Dopiero przyjechała. Nie zna zasad – wytłumaczył Niall.
Ta cała ich wymiana zdań sprawiła, że Carrie miała ochotę krzyczeć. Rozmawiali, jakby jej tu nie było. A do tego, wciąż mówili o jakiś zasadach, jakby nic oprócz nich się nie liczyło. Tak, naprawdę zabawne, dwudziestolatkowie którzy przestrzegają wyznaczonych zasad. Chciałaby zobaczyć, jak to wszystko działa w rzeczywistości.
- Z chęcią ją nauczę – powiedział Ryan, uśmiechając się paskudnie.
Oczywiście, Carrie zaczynała się już przyzwyczajać do tego, że gdzie się nie pojawiła wszczyna jakąś aferę. Zdaje się, że ta jedna rzecz już nigdy się nie zmieni. Najpierw jej dom, potem sprawa przy remoncie, a teraz tutaj. Szkoda tylko, że nikt jej za to nie płacił. W innym wypadku byłaby już miliarderką, bo w Nowym Jorku sprawy miały się podobnie.
- Niall chyba wyraził się jasno. Nie każ mi po nim powtarzać.
Oho! To nie był głos żadnego z nich. I niech to piorun strzeli, ale Carrie bez patrzenia w stronę nowoprzybyłego doskonale wiedziała, do kogo ów głos należy. I co dziwne, Ryan również, bo nagle puścił rękę dziewczyny, nie trzymając jej dłużej w mocnym uścisku.
Carrie szybko rozmasowała swój nadgarstek, nie wychodząc z zaskoczenia, jak wiele napięcia może spowodować przybycie pewnego mężczyzny.
Zayn stał w drzwiach prowadzących na taras, oparty o ich framugę. Wydawał się być spokojny i opanowany, czego w tym momencie panna Blake mu niesłychanie zazdrościła. Jakby nie patrzeć, ona była już na granicy wybuchu. Wcale nie chciała przychodzić do tego baru, a teraz władowała się pomiędzy trzech facetów, po których nie wiedziała nawet czego może się spodziewać.
Teraz, ku własnemu zdziwieniu, już nie czuła strachu, który był z nią w pierwszych minutach rozmowy z Ryanem. Teraz była po prostu wściekła.
Kto wie, może to właśnie dzięki obecności Nialla i Zayna. Była niemalże pewna, że oni nie będę chcieli jej skrzywdzić. Dali więc jej pewne poczucie bezpieczeństwa, które momentalnie uwolniło jej gniew.
- Niech będzie – westchnął po chwili Ryan.
Po czym zupełnie niespodziewanie, nachylił się nad Carrie, górując nad nią wzrostem, a między palcami obracał pasmo jej kręconych włosów.
- Szkoda, laleczko, bo myślę, że nauka tych zasad upłynęłaby nam bardzo… przyjemnie.
I może gdyby na tym skończył, wszystko potoczyło by się zupełnie inaczej, jednak, gdy w pożegnalnym geście klepnął ją w pośladek, Carrie wybuchła. Nie lubiła gdy ktoś traktował kobiety przedmiotowo, czy odnosił się do nich z brakiem jakiegokolwiek szacunku.
Zadziałała nagle. Zapewne miała coś z tym wspólnego adrenalina, kto wie. Jednak, gdy instynktownie podniosła kolano uderzając nim wprost w krocze faceta, nie do końca była świadoma tego, co zrobiła. Albo raczej, to popróbowała sobie wmówić, gdy szukała w głowie idealnej dla siebie wymówki.
Niall jęknął przeciągle, jakby ból zadany Ryanowi był jego własnym. A Zayn stojący pod ścianą, delikatnie zmarszczył nos, ale na jego ustach był widzialny cień uśmiechu.
Nim jednak sytuacja zdążyła dalej się rozwinąć, Niall złapał Carrie za rękę, ciągnąc w stronę pomieszczenia. Dziewczyna dopiero po chwili zorientowała się, że Zayn idzie tuż za nimi, wciąż z delikatnym uśmiechem na ustach. Z pewnością był to dość niecodzienny widok.
- A ty, co taki rozpromieniony? – głos Erin, przywrócił Carrie do rzeczywistości.
Ach, oczywiście. Stanęli tuż przy stoliku Harrego.
- Stary, musisz zabierać ją ze sobą na wszystkie imprezy – zaczął Niall, zwracając się do Harrego. – Żałuj, że nie widziałaś, jakiego kopa sprzedała Ryanowi!
Teddy pisnęła radośnie, potrząsając swoimi różowymi włosami w podekscytowaniu.
- Znowu coś mnie ominęło! – zajęczała.
Jednak w przeciwieństwie do zgromadzonych, Carrie nie było wcale do śmiechu.
I podczas gdy Niall wszystkim opowiadał o zaistniałej sytuacji, sprawiając, że jego znajomi, zupełnie pochłonięci nowymi informacjami nie zdawali zauważać się nic wokół, stało się coś dziwnego.
Carolyn poczuła, jak czyjaś ciepła dłoń, ledwie muska jej skórę, momentalnie sprawiając, że po całym ciele blondynki rozniosły się dziwne dreszcze. Czuła, jak zaledwie na ułamek sekundy traci ostrość widzenia, osąd sytuacji i wszystko inne, co mogłoby pomóc jej w tej chwili. Kompletne oszołomiona odwróciła głowę w stronę zagrożenia, spotykając swoim wzrokiem zaciekawione spojrzenie Zayna.
- W porządku? – szepnął.
Jego głos był cichy i Carolyn mogła przysiąc, że się przesłyszała. W końcu, wszystko wskazywało na to, że przemówił do niej Malik. Chłopak, który przez cały czas sprawiał wrażenie osoby niczym nie zainteresowanej. Tymczasem, pytał ją jak się czuję. Owszem, ów pytanie było zupełnie na miejscu, biorąc pod uwagę, co właśnie się stało, jednak w życiu by nie przypuszczała, że zada je właśnie Zayn. Jednak ciemnowłosy, jako jedyny w całym tym wydarzeniu zdawał się nie zauważać tylko i włącznie dobrego przedstawienia.
Ledwie zauważalnie skinęła głową, dzięki czemu nikt oprócz nich nie wiedział, że padło jakieś pytanie.
Tyle że, gdy tylko wykonała ten jeden gest, Zayn odwrócił głowę w stronę swoich znajomych, sprawiając tym samym, że Carrie zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno całej tej sytuacji sobie nie uroiła.
Czując się z sekundy na sekundę coraz bardziej niekomfortowo, odciągnęła Nialla od pozostałych, mając nadzieję, że nikt nie zwrócił na nich uwagi.
- Przepraszam cię, ale chciałabym już wrócić do domu – oznajmiła, próbując przybrać spokojny ton głosu i zdusić wszystkie rosnące w niej emocje. Może dla jego znajomych to wszystko było śmieszne, ale kimkolwiek był Ryan, zetknięcie się z nim dzisiejszego wieczora dla Carrie nie miało w sobie nic zabawnego.
- Och – westchnął Niall. – W porządku, jeśli tego właśnie chcesz. Zaraz wezmę swoje rzeczy i cię odprowadzę.
- Nie trzeba.
To jednak nie był głos Carrie.
- I tak zbierałem się już do domu – oznajmił Zayn, nawet nie patrząc na Carolyn. Kontakt wzrokowy utrzymywał jedynie z Niallem. – Mogę ją podrzucić.
- Ale dopiero co przyjechałeś – zajęczała Erin.
Zabawne, bo Blake miała nadzieję, że odciągnięcie Nialla na krok będzie równoznaczne z odcięciem się od innych.
Marzenia ściętej głowy.
Zayn, co wydawało się być do niego podobne, zupełnie zignorował swoją koleżankę.
Niall w tym samym czasie posłał pytające spojrzenie Carrie, chcąc się dowiedzieć, czy taka kolei rzeczy jej odpowiada. Pomimo propozycji Zayna wciąż wydawał się gotów odprowadzić dziewczynę w każdej chwili.
- W porządku – wzruszyła ramionami, udając zrelaksowaną. Niestety to nie miało nic wspólnego z prawdą. Sama myśl, że miałaby jechać z tym chłopakiem w samochodzie, tylko we dwoje, bez żadnych świadków, napawała ją dziwnym zdenerwowaniem.
I już zaledwie chwilę później w towarzystwie Zayna Malika przedzierała się przez drugą salę, w której zdecydowanie teraz było więcej ludzi. Co zapewne miało wiele wspólnego z zespołem, jaki pojawił się na niewielkiej scenie, której Carrie wcześniej nie zauważyła. Impreza w ciągu tych niespełna trzydziestu minut zdawała się całkowicie rozkręcić. Mnóstwo ludzi tańczyło na drewnianym parkiecie, a inni upijali się przy stolikach.
- Przyjemne miejsce – powiedział Carrie, gdy wyszli z budynku, zdając sobie sprawę, że chyba przyszedł najwyższy czas, by w końcu przerwać ciszę pomiędzy nimi.
Zayn w odpowiedzi prychnął.
- Jeśli ktoś lubi zapełnione spoconymi i pijanymi ludźmi miejsca, to tak. Jest tam całkiem przyjemnie.
Carrie nic nie odpowiedziała. Broń Boże nie dlatego, że nie miała nic do powiedzenia. Z pewnością nie. Po prostu w tym momencie jakoś specjalnie nie myślała o przyznawaniu mu racji. Nie mogła dać mu tego rodzaju satysfakcji. Jednak w głębi duszy, cieszyła się, że wśród tych wszystkich ludzi jest ktoś, kto ma podobne zdanie do niej.
Sekundy później znaleźli się tuż obok czarnego Mercury Comet z 1963 roku. Zayn otworzył przed nią drzwi, a Carrie szybko wsunęła się na siedzenie pasażera w napięciu czekając, aż chłopak zajmie miejsce kierowcy. Mogła już zacząć odliczać czas do wyczekiwanego przyjazdu do domu.
- O co chodzi z tymi zasadami? – zapytała w momencie, gdy samochód ruszył, czując, że już dłużej nie wytrzyma tej głuchej ciszy. Szczególnie, że w tym momencie nieoczekiwanie na język cisnęło jej się mnóstwo pytań.
Zayn westchnął przeciągle, nie zaszczycając jej nawet krótkim spojrzeniem.
- Spokojnie, nie masz się o co martwić. Nie dotyczą twojej osoby. Tylko następnym razem, gdy zapytają od kogo jesteś, nie próbuj udowodnić swojej niezależności, a po prostu wymień imię Stylesa.
Carrie zmarszczyła brwi. Wbrew pozorom nie dlatego, że najprawdopodobniej była to najdłuższa wypowiedź jaką Zayn ją uraczył, ale dlatego, że w odpowiedzi na jej pytanie padło imię jej niechcianego lokatora.
- Co ma z tym wspólnego Harry?
Zayn wyjął z kieszeni czarnej, skórzanej kurtki paczkę papierosów. Zgrabnie wyciągnął z niej jedną fajkę, by po chwili podpalić końcówkę zapalniczką. Zaraz potem wydmuchał dym, który szybko wydostał się przez uchylone okno.
- Zawsze zadajesz tyle pytań? – jęknął.
Zdaje się, że nie miał zamiaru udzielić jej żadnej sensownej odpowiedzi. Carrie mogła próbować wyciągnąć to z niego, robiąc przy tym z siebie idiotkę, albo zmienić temat. Zdecydowała się na tę drugą kwestię.
- Zapomniałam o tym wcześniej, ale co tak właściwie remontujecie?
To pytanie nurtowało ją od dłuższego czasu. Wiedziała jednak, że nie istnieje możliwość, by sam Harry, z własnej nieprzymuszonej woli, poinformował ją o tym.
Zayn ponownie zaciągnął się papierosem, nawet na chwilę nie zaszywając spojrzeniem swojej towarzyszki.
- Otwieram studio tatuażu – odpowiedział po chwili, która zdawała się trwać wieczność.
Studio tatuażu? Jakby w tym mieście było za mało wytatuowanych bandziorów.
- Och. Fajnie.
Tylko na tyle było ją stać. Jakoś nie miała siły wykrzesać z siebie czegoś bardziej optymistycznego.
Nagle, zupełnie niespodziewanie Zayn Malik się roześmiał. Był to czysty, niewymuszony i niezwykle melodyjny śmiech. Carrie wydawało się, że na chwile znalazła się w zupełnie innym wymiarze.
Prawdę mówiąc, dziewczyna nie miała pojęcia, co tak bardzo rozśmieszyło Zayna, bowiem w swojej wypowiedzi nie dostrzegła nic szczególnie zabawnego. Ale, ku jej własnemu zdziwieniu, uśmiechnęła się, obserwując jego reakcję.
Na chwilę przestał przypominać jej tego tajemniczego, nieco niebezpiecznego i pełnego wrodzonej nonszalancji chłopaka, a po prostu stał się zwykłym kolegą. Owa chwila była jednak niezwykle krótka, gdyż po kilku sekundach Zayn powrócił do dawnego siebie.
I w tym samym momencie jego czarny samochód zaparkował pod jej domem.
- Do zobaczenia, Hollywood – powiedział, zakańczając ich spotkanie.
Carrie, nie odpowiadając zupełnie nic, wyszła z auta, kierując się prosto do swojego domu. Jednak dopiero, gdy drzwi się za nią zamknęły, usłyszała warczenie silnika jego samochodu. Zaledwie kilka sekund później wyjrzała przez okno, ale po Maliku nie było już śladu. Zostało tylko ulotne wspomnienie jego radosnego śmiechu. Tak bardzo absurdalne i nierzeczywiste.
Co zabawne, nie mogła o całej sytuacji nikomu powiedzieć. Zresztą, kto by jej uwierzył, że Zayn Malik się śmiał? No kto?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top