Rozdział 22

Dni mijały szybko i nim się Carrie obejrzała, upłynął kolejny tydzień jej pobytu w Londynie. A istotne w tym wszystkim było to, że spędziła go w towarzystwie swojego ojca. Z początku nie dowierzała, kiedy John powiadomił ją o rzekomym kilkudniowym urlopie, ale jak się chwilę później okazało, to wszystko było prawdą. Zwłaszcza, że do ich wspólnego spędzania czasu przyłączyła się również Anne, która wyjątkowo mocno angażowała się w każde wyjście. Pójście do kina, wycieczki po Londynie, czy z pozoru zwykłe obiady w restauracji przy niej zamieniały się w magiczne i pełne niespodzianek wypady. Kobieta dbała o to, by Carolyn się przy nich nie nudziła i blondynka była jej za to ogromnie wdzięczna. Szczególnie, że Blake desperacko potrzebowała jakiegoś rozproszenia. Przez cały tydzień nie dostała bowiem ani jednej wiadomości od Zayna.

Zaraz po felernej nocy słuch o nim zaginał. Carolyn, oczywiście, nie miała zamiaru pokazywać się w studiu Malika i choć w najmniejszym stopniu dać mu do zrozumienia, że jej na nim zależy. Postanowiła więc, że nie zrobi pierwszego kroku. Jeśli Malik nie chciał się pofatygować i z nią spotkać, z pewnością nie zamierzała tego zmieniać. Zwłaszcza, że to on był tym, który ją odrzucił. Najwyraźniej jej dziewictwo było dla niego czymś nie do zniesienia.

Z drugiej jednak strony, nieobecność Malika w jej życiu spowodowała, że Carrie znalazła więcej czasu na spotkania z dawnymi przyjaciółmi. Niall i Maxie okazali się wspaniałymi towarzyszami i jasnowłosa na nowo poczuła się tak, jakby miała dziesięć lat.

Z Niallem widywała się niemalże codziennie. Wybierali się na długie, wieczorne spacery, gdzie z rozczuleniem wspominali „stare, dobre czasy”. Śmiali się w głos na każdą wzmiankę o ich młodzieńczych pomysłach i zabawach, które kilka lat temu wydawały się znacznie mądrzejsze niż teraz.

Dodatkowo, Horan był wspaniałym przyjacielem. Unikał tematu Malika i z wielkim zapałem zwracał uwagę Carrie na zupełnie inny tor. A przynajmniej próbował.

Ten dzień Blake planowała spędzić tylko i wyłącznie z Niallem. Mieli chodzić po mieście bez celu, wstąpić do Arnolda i Maggie, a potem do później nocy oglądać durne horrory. Sporządzili nawet listę najgorszych produkcji, wybierając z pośród nędznych filmów te najbardziej żałosne. I takim cudem, zamiast bać się na horrorach mieli się po prostu dobrze bawić, śmiejąc z coraz to gorszych efektów specjalnych. Plany te zostały jednak częściowo zbombardowane. I to wbrew pozorom nie przez śmiercionośne potwory z owych filmów.

Zaraz po powrocie z restauracji Maggie i Arnolda, Carrie zastała w salonie Harrego i Maxine. Jej tata z Anne powrócili już do pracy, a Styles niezwłocznie wykorzystał ciszę panującą w domu i zaprosił do siebie dziewczynę. Ta dwójka wciąż oficjalnie nie ogłosiła powrotu do siebie, ale Carrie była pewna, że ta wieść już niedługo obiegnie ich znajomych.

Oprócz spotkań z Niallem, czy spędzania czasu z ojcem, ten tydzień przyniósł Carrie coś więcej. Udało jej się kilkakrotnie porozmawiać z Harrym. Nie były to, broń Boże, długie, nocne rozmowy, gdzie zwierzali się sobie i zachowywali, jak para najlepszych przyjaciół. Co to, to nie. Tyle że Harry po ostatnich spotkaniach z Maxie nieco zmiękł. Ograniczył chamskie odzywki i nie krzywił się za każdym razem, gdy mijali się w domu. A to, zdaniem Carrie, było dla niego nie lada osiągnięciem.

- Zostawiliśmy dla was w kuchni lazanię, więc jeśli jesteście głodni, to śmiało! – zawołała Maxie, uśmiechając się szeroko.

Niall, jak to Niall, na wzmiankę o jedzeniu uśmiechnął się znacznie szerzej i nie czekając na jakieś konkretnie zaproszenie ze strony Carolyn, pokierował się w stronę kuchni. A blondynka zaraz za nim. Panna Blake bowiem nie należała do dziewczyn, które liczą kalorie. Jeśli miała na coś ochotę, po prostu to jadła. W przeciwieństwie do jej przyjaciółki Amy, która zawsze upominała ją, najwyraźniej łudząc się, że słowa mogą coś zmienić.

- Wyjmij talerze – powiedziała radośnie, zaglądając do piekarnika. Od razu wyjęła odpowiednie naczynie, stawiając je na wyspie kuchennej. Horan, oczywiście, niezwłocznie sięgnął do szafki, by chwilę później postawić dwa talerze tuż obok naczynia.

- Myślisz, że możemy zjeść całość? – zapytał blondasek, uważnie śledząc wzrokiem ilość pozostawionego przez Maxie jedzenia i w głowie obliczając odpowiednie porcje. W szkole nigdy szczególnie nie przepadał za matematyką, ale jak się właśnie okazało, w niektórych dziedzinach życia była naprawdę przydatna.

- A kto nam zabroni? – odpowiedziała dziarsko, szybko podchodząc do zlewu, by umyć ręce. Niall stał już za nią w kolejce, wyraźnie śpiesząc się do jedzenia.

I zaledwie chwilę później dwójka przyjaciół, siedziała przy wyspie kuchennej, jedząc i śmiejąc się. A gdy tylko jedno z nich się odwróciło, drugie bawiło się w złodzieja, kradnąc towarzyszowi z talerza. Przez chwilę na powrót stali się dziesięcioletnimi dziećmi i nawet ich poziom rozmowy na to wskazywał.

- Ty zmywasz – zarzuciła Carolyn. Z początku miał być to po prostu zwykły żart, gdyż jakby nie patrzeć, Niall był jej gościem. Ale wystarczyła sekunda, by zwykła zaczepka przemieniła się w licytację.

- O nie, ja postawiłem talerze.

- A ja nakładałam lazanię.

- No i co z tego?

- To, że ty zmywasz.

- Chciałabyś.

I zapewne ich „rozmowa” trwałaby dopóki któreś z nich nie zlitowałaby się i nie zmyło naczyń, gdyby nie to, że pewien samochód zaparkował na podjeździe pod domem Johna Blake’a. Carrie była pewna, że rozpoznałaby to auto wszędzie. Mercury Comet z 1963 roku zachwycał ludzi blaskiem swojej czarnej karoserii i zapewne wielu z nich mogłoby układać sonety, opowiadając jedynie o układzie zasilania, czy stopniu sprężenia silnika tego cudnego pojazdu.

Ale nie to teraz było najważniejsze. Istotny był fakt, że nie kto inny, jak Zayn Malik kierował się wprost do jej domu. I choć firanka nieco zaburzała Carolyn pole widzenia, dziewczyna jakimś cudem dostrzegła każdy detal jego wyglądu. Czarna skórzana kurtka, której rękawy były nieco podwinięte idealnie ukazywała jego szczupłą, ale umięśnią sylwetkę. Tatuaże widoczne przy jego nadgarstkach i te przy dekolcie czarnej bluzki z daleka były jedynie niewyraźnymi plamkami, ale pamięć dziewczyny podsunęła jej całkiem wyraźny zarys tego, jak wyglądały z bliska. Kilkudniowy zarost dodawał mu męskości i pewnej ostrości. I jakby tego było mało, Zayn kroczył swobodnym, pewnym siebie krokiem z pasującą do niego nonszalancją.

- Ziemia do Carrie – zawołał Niall, śmiejąc się wesoło. – Czyżbyś jednak rozważała zmywanie naczyń?

Blondynka momentalnie powróciła do rzeczywistości, z niemałym przerażeniem rozglądając się po kuchni. Szybko zastanowiła się nad powodem wizyty Malika w jej domu, rozważając to, do kogo przyszedł. Do niej? Do Harrego? Maxie? A może desperacko poszukiwał towarzystwa Nialla?

Próbując nie wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń u swojego przyjaciela, wstała ze stołka, podnosząc oba naczynia.

- To twój szczęśliwy dzień, Horan – zaczęła. – Ale następnym razem to ty zmywasz.

Spędzanie czasu z gąbką i talerzami pomogło Carrie uspokoić oddech. Niestety tylko chwilowo.

- Czy mi się wydaje, czy słyszę głos Zayna?

Carrie odwróciła się, przez ramię spoglądając na swojego towarzysza. Wydała bliżej nieokreślony dźwięk, który miał zasugerować, że nie usłyszała tego, co powiedział Horan.

- Wydawało mi się, że słyszałem Zayna – powtórzył.

I jak na zawołanie z salonu doszedł ich głos Maxie, która szybko opowiedziała na wcześniejsze pytanie Nialla.

- Dobra chłopaki, zostawiam was na chwilę samych. Idę na górę po ten telefon.

I zapewne zniknęła.

- Wszystko w porządku, stary? – zapytał Styles. Jego głos w kuchni był ledwo słyszalny.

- A jak myślisz? – przemówił w odpowiedzi Malik, oczywiście, był dość nieprzyjemny, ale najwyraźniej Harry zdołał już się przyzwyczaić do tego tonu.

- Chyba powinniśmy się przywitać – wtrącił niespodziewanie Horan, mechanicznie wstając od stołu. – Idziesz?

- Jak dokończę zmywanie.

Była to zapewne najgorsza z możliwych wymówek, ale Niall się nie czepiał. Wyszedł z kuchni zostawiając dziewczynę samą. Tyle że Carrie nie miała zamiaru w tym momencie kończyć zmywania. Znacznie ciekawszą opcją wydawało się podsłuchiwanie rozmowy, która odbywała się tuż za ścianą. Przysunęła się więc możliwie blisko drzwi, jednocześnie wciąż pozostając w ukryciu.

- Zayn – usłyszała wesoły głos Horana. – Cześć stary! Kiedy wróciłeś?

Wróciłeś? Do diaska, a niby gdzie wyjeżdżał?

- Przyjechałem tu prosto z Bradford – wyjaśnił, sprawiając tym jednym zdaniem, że Carrie miała ochotę przeklinać całą swoją postawę, bowiem przez cały tydzień wkurzała się na to, że Malik się do niej nie odzywa, podczas gdy chłopaka najzwyczajniej w świecie nie było w Londynie.  

- Wszystko gra? – Niall zadał kolejne pytanie.

Odpowiedziała mu cisza, co pokazało, że Zayn nie należy do osób, które zwierzają się komukolwiek ze swoich problemów.

- Mam numer tego faceta! – Głos Maxine na powrót zawitał w salonie.

- Jak będziesz do niego dzwonił, powiedz, że jesteś ode mnie – wtrącił Harry. – Albo od Maxine. Wszystko jedno. Tylko ostrzegam cię, on ma naprawdę napięte terminy, więc nie wiem, czy zdążysz z tym do otwarcia.

W odpowiedzi doszła ich zwięzła i bardzo jednoznaczna wiązanka przekleństw. Malik najwyraźniej nie był dzisiaj w dobrym humorze. I choć na co dzień również zdawał się nim nie pałać, teraz było znacznie gorzej.

- Chodzi o studio? – zapytał Niall, wtrącając się do rozmowy.

- Koleś, który zajmował się tworzeniem strony internetowej wylądował w szpitalu i teraz nie ma kto się tym zająć – wyjaśniła Maxie, być może spodziewając się, że Malik nie jest skłonny do udzielenia jakiejkolwiek odpowiedzi.

- Cholera – syknął Horan, wczuwając się w sytuację. – A przecież zaraz otwarcie. Jak chcesz to popytam znajomych, może kogoś polecą.

- Dzięki – westchnął Malik i był to pierwszy raz, kiedy Carolyn usłyszała jakiekolwiek podziękowanie wypływające z ust Mulata.

- Będziesz dzisiaj w barze? – zapytał Harry, kompletnie zmieniając temat.

Jakim znowu barze?

- Raczej nie. Mam sporo roboty. Przez ten wyjazd wszystko się spieprzyło.

- Jak coś, to wiesz gdzie nas szukać – odpowiedziała Maxie, uświadamiając podsłuchującej blondynce, że jej przyjaciółka jest w naprawdę dobrych stosunkach z Malikiem. I dziewczyna zupełnie nie miała pojęcia, dlaczego to wydało jej się takie szokujące.

Minęła zaledwie chwila, a Malik – dość niemrawo – pożegnał się ze swoimi przyjaciółmi i wyszedł z mieszkania. Cichy trzask drzwi, uświadomił Carrie, że już po wszystkim. Jednak wbrew pozorom nie poczuła ulgi. Zamiast tego napełniła ją zwykła złość. Bo, do diabła, przecież nawet nie zapytał o nią. Był u niej w domu i nawet nie zapytał, czy Carrie jest w pobliżu. Oczywiście, mógł nie chcieć z nią rozmawiać, ale mógłby przynajmniej…

Łapiąc się na tym, jak żałosne i desperackie były jej myśli na temat Malika, Carolyn złapała szybko naczynie żaroodporne, wstawiając je do zlewu. I podczas pucowania go na błysk naszło ją bardzo istotne postanowienie.

Koniec z Zaynem Malikiem.

Niewątpliwie była już zmęczona próbami rozgryzienia tego chłopaka. A Carrie nie potrzebowała komplikacji w swoim życiu. Szczególnie, że już jutro były jej urodziny, a co za tym szło, kilka dni później miała wylecieć do Nowego Jorku. Jedyną rzeczą, jakiej teraz potrzebowała, to dobra zabawa. Nawet jeśli miała się skupiać wokół oglądania badziewnych horrorów i jedzenia lazani z Niallem.

 - Wszystko w porządku?

Zupełnym zaskoczeniem był głos Harrego, który z początku nieco zdezorientował Carolyn. Dziewczyna jednak szybko przywołała się do porządku, spoglądając na nowo przybyłego z przyklejonym do twarzy uśmiechem.

- Oczywiście – odparła dziarsko. Ale gdy Styles nie ruszył się z miejsca, szybko dodała: – Potrzebujesz czegoś, czy dalej będziesz tak stał i się na mnie gapił? Masz jakieś naczynia do zmycia, czy co?

- Nie. Właściwie to przyszedłem, bo –

Carrie spojrzała na niego wyczekująco, zastanawiając się, czy powinna zacząć się bać tego, co dla niej przygotował.

- Niall mówił, że macie zamiar oglądać jakieś „horrory” – zaczął, czując się definitywnie nieswojo. A to sprawiło, że Blake była pewna, że do tej „rozmowy” zachęciła go Maxie. Niewątpliwie coś tu śmierdziało.

- Tak?

- Wiesz, gdybyście chcieli zmienić swoje plany i wyjść do ludzi, to dzisiaj spotykamy się z pozostałymi znajomymi na mieście. Będzie Louis, Teddy, Liam i Dan, także raczej nie czułabyś się samotna.

- Aha.

W oddali dało się usłyszeć głośny i niepohamowany śmiech Horana, który niewątpliwie świadczył o tym, że Carrie i Harry mieli wiernych słuchaczy. Zdaje się, że Blake nie była jedną osobą w towarzystwie, która miała gumowe ucho.

- Dziękuję za zaproszenie, Harry – odpowiedziała, marszcząc brwi w zdezorientowaniu. Ta chwila była dla niej bez wątpienia dość niezręczna. – To miłe z twojej strony.

- Taa – westchnął Styles, również nieco zmieszany.

A potem nastała długa i kłopotliwa cisza…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top