Rozdział 20
- Chodźmy do mnie – szepnął Zayn, drażniąc zarostem jej delikatną cerę.
Cofnęła się o krok, jakby rozmawiała z diabłem, a ten podsuwał jej do podpisania piekielny cyrograf.
Roześmiała się dość głupkowato. Ale zaledwie już chwilę później spoważniała.
- Do ciebie? Ale po co?
W tym momencie Carrie nie była pewna, czego tak naprawdę się spodziewała. Oczywiście, od początku znajomości z Malikiem domyślała się tego, jak chłopak traktuje kobiety. Był typowym bad boy’em, dla którego zapewne liczyły się jedynie jego własne potrzeby. Nie przejmował się zdaniem innych i z wielką nonszalancją pokazywał to światu. Co więcej, panna Blake była świadoma tego, że przez łóżko Zayna przewinęło się mnóstwo dziewczyn, ale do tej pory nie myślała o sobie, jako jednej z nich. Być może łudziła się, że jest dla niego kimś bardziej wyjątkowym. Że znaczy dla niego więcej, niż każda inna dziewczyna, którą przeleciał, albo chciał przelecieć. Którą, zapewne, w podobny sposób uwiódł i zaprosił do swojego mieszkania.
- Po co? – powtórzył po niej Malik, marszcząc brwi. Opierał się nonszalancko jedną nogą o ścianę budynku, bacznie przyglądając się jasnowłosej dziewczynie, stojącej przed nim.
Przez chwilę Carrie spodziewała się, że ją obrazi, ale on zamiast tego jeszcze bardziej namieszał jej w głowie.
Wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, po czym pewnym ruchem, łapiąc jej dłoń, przyciągnął do siebie. A już w następnej chwili jego ramię oplatało wokół jej pas, gdy chował twarz w zgięciu jej szyi. Co jakiś czas składał krótkie pocałunki na delikatnej skórze Carrie, rozpraszając swoimi ustami znacznie bardziej niż dłońmi, które ponownie zaczęły krążyć po jej ciele.
Jednak w momencie, gdy umieścił swoje usta blisko jej ucha, być może dlatego, by wyszeptać odpowiedź na głupie pytanie dziewczyny, wydarzyło się coś zupełnie zaskakującego.
- Carrie?
Dziewczyna jak oparzona odskoczyła na krok od ciemnowłosego. Tym razem bynajmniej nie przez żadną propozycję Mulata. Tu, bez wątpienia, chodziło o niespodziewanego gościa.
- Niall – zamiast blondynki odezwał się Zayn, niby witając nowo przybyłego. Nie czekał jednak na żadną odpowiedź, zamiast tego po prostu ponownie oparł się o ścianę budynku, zupełnie beznamiętnie przyglądając się przyjacielowi. Co więcej, z kieszeni skórzanej kurtki wyjął paczkę papierosów i, jak gdyby nigdy nic, zapalił jednego.
Carrie natomiast zupełnie nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić. Czuła się dziwnie, przyłapana przez Nialla na obściskiwaniu się z Malikiem. Na szczęście, Horan nie czekał na żaden odzew z jej strony.
- Erin powiedziała, że wyszłaś z klubu – wyjaśnił farbowany blondyn. – Chciałem się po prostu upewnić, czy wszystko w porządku.
- Przepraszam – odpowiedziała mu szybko Blake – już wracam do środka.
Horan machnął ręką.
- Właściwie to nie musisz. Impreza chyba nie do końca się udała. Ja, w każdym razie, spadam już do domu. Chciałem się po prostu upewnić, czy masz jak wrócić. Jeśli chcesz, to mogę cię odprowadzić.
Niall należał do tych miłych i troskliwych facetów. Przy nim Carrie czuła się co najmniej głupio, gdyż wydawało jej się, że wszystkie jej złe uczynki są przy nim znacznie bardziej widoczne. To tak, jakby jego anielska natura kontrastowała z diabelską stroną Carolyn. Ale najwyraźniej był to obraz, który blondynka zapamiętała z dzieciństwa. Biorąc bowiem pod uwagę towarzystwo w jakim Niall się teraz obracał, nie wypadało już używać przy nim słowa „miły” lub na przykład „troskliwy”. Nie przy tej całej otoczce tatuaży i piercingu.
Choć niewątpliwie czuła się niekomfortowo przyłapana przez przyjaciela z dzieciństwa, była mu również wdzięczna. Teraz mogła po prostu odejść od Malika, mając w zanadrzu dobrą wymówkę. Nie musiała się więc martwić o to, czy faktycznie Zayn chce uprawiać z nią seks, czy może pokazać kolekcję znaczków.
W tym momencie jedynym problemem było to, jak wytłumaczy się z zaistniałej sytuacji Niallowi. Szczególnie, że całkiem niedawno – zaledwie wczoraj - Maxine powiedziała jej o dawnym zauroczeniu chłopaka.
- Spokojnie, Niall – wtrącił się Zayn – zajmę się nią.
Horan zmarszczył brwi, posyłając Malikowi niezbyt przyjazne spojrzenie.
- Właśnie tego się obawiam – odpowiedział, zapewne nieco głośniej niż z początku planował. Ale to w żaden sposób nie zadziałało na Mulata. Ciemnowłosy wciąż z tym samym zaangażowaniem przyglądał się sytuacji, co chwila unosząc papierosa do ust, by móc się nim zaciągnąć.
- W porządku – westchnął Niall, nie doczekawszy się żadnej reakcji ze strony Carrie. – Odezwij się do mnie jutro.
Blondyn był dobrym przyjacielem. I właśnie dlatego Carolyn poczuła jeszcze większe wyrzuty sumienia.
- Może powinnam z nim iść? – zapytała Zayna, gdy Horan zniknął już im z widoku.
Malik jednak nie wykazał się wielką wyrozumiałością. Będąc po sobą, rzucił niedopałek na ziemię, wpatrując się gdzieś w odległy punkt. Oczywiście, pełen namiętności nastrój minął, a zastąpiła go niezręczna atmosfera, która wkradła się między tę dwójkę wraz z pojawieniem Nialla. I mimo, że blondyna nie była już obok, namiętność, pasja i dzikie pożądanie nie powróciło. Choć, zapewne, do jego rozpalenia wystarczyłby zaledwie jeden pocałunek.
- Odprowadzę cię do domu – powiedział Malik, dezorientując tym samym biedną Carolyn. Wyglądało na to, że po „chodźmy do mnie” nie zostało już ani śladu.
Do tego wszystkiego, chłopak zrobił coś niesamowicie zaskakującego. Przechodząc obok Carolyn złapał ją za rękę, kierując się w wzdłuż ulicy. I tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, szli ciemną drogą trzymając się za dłonie, jak najzwyklejsza para, albo starzy, dobrzy przyjaciele. Ale nie byli ani jednym, ani drugim. Nie znali się nawet zbyt dobrze. Jednak w ich znajomości było coś takiego, co nie pozwalało zdefiniować ich relacji.
Bez wątpienia między nimi była chemia. Temu nikt nie mógł zaprzeczyć. Ale czy sama chemia pozwalała na tego typu zagrania? Szczególnie, że Zayn Malik nie był typem chłopaka, który prowadza dziewczyny za ręce po mieście. Nigdy wcześniej w podobny sposób nie pokazywał swojej troski, ani zainteresowania drugą osobą.
Carrie, zmierzając w zupełnej ciszy jedną z londyńskich ulic, starała się ułożyć sobie to wszystko w głowie. Nie miała pojęcia, co tak właściwie się stało. Nawet przelotne zerkanie w stronę Zayna nie pomagało jej naleźć odpowiedzi na to pytanie. Jedyne, co zauważyła, to to, jak bardzo Mulat był piękny. Przystojny w jego kontekście było zbyt prostym słowem – zwykłym niedopowiedzeniem. Nie wystarczało, by opisać to, jak wyglądał i jak działał na płeć przeciwną. A do tego wszystkiego dochodził jego lekko zachrypnięty baryton. Cudowny głos z nutką nieznanego Carolyn akcentu. Czasem nawet wprawiał jasnowłosą w niemałe zakłopotanie. Był aksamitny, głęboki, a do tego obiecujący grzeszne przyjemności, na które zapewne jedynie zakonnica pozostałaby obojętna... Albo i nawet nie.
- Jak długo byłaś z Lucasem?
Pytanie doszło ją niespodziewanie. Przez chwilę nawet zastanawiała się, czy sobie go nie wymyśliła lub, czy dobrze usłyszała. Malik przecież nie należał do wścibskich, ani nawet rozmownych ludzi, dlatego tak osobiste pytania wydawały się po prostu do niego nie pasować.
Ale fakt pozostawał faktem. Zayn się odezwał.
- Miesiąc – odpowiedziała krótko, trochę obawiając się tej rozmowy.
- Kochałaś go?
Zdecydowanie pan Malik dopiero się rozkręcał.
Carolyn westchnęła głęboko.
- Nie. Znaczy, wciąż jest moim przyjacielem, ale to wszystko.
Nastała długa chwila ciszy, która dla Carrie była niesamowicie niezręczna. Natomiast Zayn poświęcił ją na ułożenie sobie w głowie kolejnego pytania.
- Dlaczego więc z nim byłaś?
- To wydawało się słuszne. Moja przyjaciółka wciąż powtarzała, że do siebie pasujemy, a jako, że przyjaźniłam się z Lucasem nie potrafiłam spojrzeć na sprawę obiektywnie. Po prostu dobrze się dogadujemy i tyle…
- Co mu powiedziałaś, gdy zrywaliście?
Carrie zbarczyła brwi, spoglądając zdezorientowana na chłopaka.
- Co to za dziwne przesłuchanie?
- Po prostu odpowiedz.
Westchnęła, przypominając sobie niedawną rozmowę z już byłym chłopakiem. Nie miała pojęcia, dlaczego, ale jakimś cudem chciała o tym opowiedzieć Mulatowi. Zarówno o tym, jak o wielu innych sprawach. Jednych błahych, drugich bardziej poważnych i wiele dla niej znaczących.
- Prawdę. Powiedziałam, że nic oprócz przyjaźni do niego nie czuję, więc nasz związek nie ma sensu, szczególnie, gdy żadne z nas nie pozostało wierne.
Kolejna chwila ciszy. Tym razem jednak ów cisza zaprowadziła ich prosto pod dom panny Blake.
Było już po północy, a w domu nie pozostawało zapalone ani jedno światło. Samochód Harrego z podjazdu również zniknął, co oznaczało, że w domu nie ma nikogo. John i Anne przecież jeszcze nie wrócili z podróżny służbowej, a Styles, jak to Styles zniknął gdzieś bez słowa. Zresztą, Carolyn nie była osobą, której mógłby się z czegokolwiek tłumaczyć.
- Wejdziesz do środka? – zapytała Carrie, dziwnie nieśmiałym głosem, zupełnie niepodobnym do niej. Ale tak już było, że w towarzystwie Malika zmieniała się nie do poznania.
Zayn uśmiechnął się delikatnie, zatrzymując się tuż pod drzwiami jej domu. Stanął przed Carolyn, puszczając jej rękę. Zrobił to jednak tylko po to, by obie dłonie umieścić jej na jej policzkach. Delikatnie zadarł jej głowę do góry, zmuszając, by spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie – odpowiedział po chwili – choć nie ukrywał, że bardzo bym chciał.
Carolyn posłała mu pytające spojrzenie, zupełnie nie rozumiejąc o co, do diaska, mu chodzi.
- Jest tyle rzeczy, które chciałbym teraz z tobą robić, Hollywood – zaczął, posyłając jej łobuzerski uśmiech. Uśmiech, który niewątpliwie mówił tylko jedno. – Ale gdy przekroczę próg twojej sypialni, chcę byś myślała tylko o mnie. Żadnego Lucasa.
Malik był chłopakiem, który jasno zaznaczał swoje cele. W ostatnim czasie jednym z nich stała się panna Blake. Toteż chciał cieszyć się momentem, kiedy już ją zdobędzie. Chciał rozpakować ją jak prezent, sprawdzać, testować. A kiedy będzie już miał ją nagą i otwartą, wyciągnie z niej całą tę namiętność, pasję, całe to powolne, seksualne napięcie i zabierze ją aż do gwiazd. Będzie rozkoszował się wtedy każdym momentem. Każdą powolną sekundą, czyniąc ją wyjątkową. Wiedział, że wtedy dziewczyna będzie krzyczeć – a zrobi to tylko i wyłącznie dla niego.
- Uwierz, gdy jestem z tobą, Lucas jest ostatnią osobą, o której myślę – powiedziała, zupełnie nie wiedząc, dlaczego pragnie go o tym zapewnić. Niesłychane, iż wcześniej utrzymywała, że chce swój pierwszy raz przeżyć z mężczyzną, który będzie kochał ją tak samo mocno, jak ona jego, a tymczasem próbowała przekonać Malika by wszedł do środka. Może zwariowała?
Zayn uśmiechnął się lekko. Emanowała od niego ta fajna pewność siebie złego chłopca. Wyglądał jak ogień i cukier w jednej postaci.
- Następnym razem – oznajmił, wciąż uśmiechając się łobuzerko.
- Nie składaj obietnic bez pokrycia.
Zdaje się, że zaczepna Carrie wróciła do łask.
Nie spodziewała się tylko, że Malik powita ją z otwartymi ramionami. Dosłownie. Gdyż zupełnie niespodziewanie chłopak pchnął Carolyn na frontowe drzwi, umieszczając dłonie po obu stronach jej głowy.
- Następnym razem – powtórzył, po czym, ku wielkiemu zdziwieniu Carrie, złożył pocałunek na jej czole. Zanim jednak na dobre się od niej odsunął, szepnął jeszcze raz: - Następnym razem, Hollywood...
Chwilę później Carrie widziała już tylko jego plecy. Mulat szybkimi krokami oddalał się od niej, zmierzając ciemną ulicą, zapewne wprost do swojego domu. Dziewczyna przez długi czas uważnie mu się przypatrywała. I choć odległość pomiędzy nimi rosła z każdym krokiem, Blake dokładnie widziała, jak Malik wyjmuje z kieszeni skórzanej kurtki paczkę papierosów, zapalając kolejnego szluga tego dnia. Jak zaciąga się, a wypuszczając dym z ust lekko odchyla głowę do tyłu.
Być może te obrazy podsuwała jej jedynie wybujała wyobraźnia, jednak wszystko było tak rzeczywiste, że była bliska uzależnienia się od tego widoku.
Zwłaszcza, że wraz z tymi wyobrażeniami wracały wspomnienia ich wcześniejszych pocałunków i każdego, nawet najdrobniejszego dotyku. Gdzieś obok czuła zapach jego perfum, a dym papierosowy unosił się w powietrzu, jakby palił zaledwie krok od niej. Nic jednak nie przebijało słów, które wciąż odbijały się w jej głowie echem. Wypowiedziane szeptem, a dziwnie głośne.
Następnym razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top