Rozdział 19

W dniu dzisiejszym niepodważalnie Zayn nie miał dobrego humoru. I nawet nie próbował tego przed nikim specjalnie ukryć. Krzątał się z kąta w kąt, unikając bliższego kontaktu z ludźmi. Nie odebrał nawet telefonu od Harrego, przekonany, że Styles dzwoni tylko po to, by dowiedzieć się, czy Carolyn nie sprawiała mu żadnych, większych kłopotów. Niewątpliwie nie chciał się tłumaczyć przed przyjacielem z niespodziewanego wyzwania dziewczyny, które zburzyło cały jego plan na dzisiejszy dzień.

Malik, oczywiście, jak to ostatnio bywało, większość swojego czasu poświęcał na dopracowanie studia. Chciał, by wszystko, co wiązało się z jego biznesem było idealnie wykończone, a każda sprawa zapięta na ostatni guzik. Nie miał czasu, ani ochoty na komplikacje. A taką komplikacją bez wątpienia stała się Carrie. Jakimś cudem, wciąż myślał o niej i o pewnym, tajemniczym chłopaku, z którym rzekomo była związana.

W pierwszej chwili nie potrafił zrozumieć, co tak naprawdę jasnowłosa do niego powiedziała. Nigdy wcześniej bowiem nie brał pod uwagę, że dziewczyna może być z kimś w związku. Teraz przeklinał samego siebie za swoją nieuwagę i być może celowe ignorowanie tej myśli. Z góry założył, że tak pełna energii i pewnej swobody osoba nie może być przez nikogo tłamszona. Nie wyobrażał sobie, że jakiś chłopak mógłby choć w najmniejszym stopniu mieć wpływ na jej decyzje. Teraz przynajmniej już wiedział, że pozwolił swojej wyobraźni pobiec zbyt daleko i snuć nawet najmniejsze, i jak się okazało, zupełnie niesłuszne wyobrażenia o Carolyn.

Niestety było już za późno, by skutecznie wyrzucić ją ze swojej głowy. Nawet tworzenie graffiti, czy wymyślanie kolejnych szablonów tatuaży dla przyszłych klientów mu nie pomagało. Budynek był już w pełni wyremontowany, więc nawet nie miał jak się wyżyć fizycznie. Jedyną opcją wydawał się worek treningowy, ale gdy już przed nim stawał, nie miał ochoty nawet spróbować w niego uderzyć. Wciąż bowiem myślał o wszystkich sygnałach, jakie przegapił. Teraz już wiedział, że każdy odebrany przez nią telefon, po którym Carrie czuła się nieswojo i była dziwnie nieobecna, był od niejakiego Lucasa. Domyślał się również, że wtedy, gdy znalazł ją zapłakaną na ulicy, to właśnie ten chłopak był powodem jej łez.

I właśnie wraz z pojawieniem się tej myśli, Malik po raz pierwszy zamachnął się, uderzając pięścią w worek treningowy. Niestety, był wtedy daleki od chociażby pomyślenia, by włożyć na dłonie rękawice bokserskie.

Z transu wyrwał go dopiero zupełnie nieoczekiwany gość.

- Stary, wyluzuj!

Danny stał w progu salonu, a jego przerażona mina mówiła sama za siebie.

Zayn odszedł więc na krok od swojego nowego przyjaciela – worka treningowego – witając Dannego niezbyt towarzysko:

- Co ty tu robisz?

- Pukałem, ale nikt nie odpowiedział, a drzwi okazały się być otwarte, więc...

- Zawsze ciągniesz za klamkę, jeśli ktoś nie otwiera?

Danny wyraźnie się zmieszał, ale otrzeźwił go widok nieco poranionych dłoni Zayna. Tyle że sam zainteresowany wcale nie wydawał się tego dostrzegać.

- Stało się coś?

Mulat wyraźnie się skrzywił. Postanowił jednak zupełnie zignorować pytanie chłopaka.

- Po co tu przyszedłeś?

Dan nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu. Niestety nie znalazł niczego, co mogłoby mu chociaż w najmniejszym stopniu pomóc. Dlatego, maznął dłonią po swojej koszulce, sprawdził, czy dżinsy układają się dobrze, przesunął palcami po wytatuowanych ramionach i dopiero wtedy powrócił spojrzeniem do Malika.

- Są urodziny Erin. Myślałem, że może zabierzemy się razem do klubu. Miałem iść z Harrym, ale ten wypiął się na tę imprezę i spędza dzisiejszy dzień z Maxie.

- Z Maxie? Z Maxine Ellis?

- Tak mi przynajmniej powiedział – oznajmił Danny, już teraz znacznie bardziej wyluzowany.

Szczególnie, gdy Malik już zupełnie oddalił się od worka, siadając na kanapie. Mulat przetarł dłonią spocone czoło, a przyśpieszony dotąd oddech nieco już się wyrównał. Danny najwyraźniej uznał, że ten Zayn znacznie mniej go przeraża.

- Gdzie jest ta impreza?

I właśnie dzięki temu pytaniu zaledwie dwie godziny później Malik znalazł się w jednym z londyńskich klubów. Zdaje się, że wczorajsza impreza nie nauczyła go niczego.

- Zayn! – dobrze mu znany, piskliwy głos przebił się przez głośną muzykę. Był to idealny przykład tego, że chyba nikt nie był w stanie przekrzyczeć Erin.

- Wszystkiego najlepszego – powiedział, próbując uśmiechnąć się. Niestety wbrew jego staraniom usta ułożył się raczej w dziwnym grymasie, ale Erin nie zdawała się tego zauważać. Uwiesiła się na szyi chłopaka, dziękując za przyjście i pamięć o jej urodzinach. Malik, oczywiście, nie miał zamiaru jej wyprowadzać z błędu i tłumaczyć, że znalazł się tu tylko i wyłącznie przez Dannego, bo sam dobrowolnie nie przekroczyłby progu tego klubu. Zwłaszcza, że organizatorką tej imprezy była Erin.

Klub był niewielki. Niezbyt duży parkiet i kilka stolików wokół niego były jednak przepełnione ludźmi. Znajomi Erin bawili się w najlepsze, podczas gdy dziewczyna wciąż znajdowała się uwieszona na ramieniu Zayna.

- Napijecie się czegoś? – zawołała. I choć pytała obu mężczyzn, swoje spojrzenie wlepiła tylko i wyłącznie w Malika.

Nim jednak zdążyli odpowiedzieć tuż obok pojawili się jacyś znajomi Erin, którzy, ku wielkiej radości Mulata, pociągnęli ją na parkiet. Zayn natomiast, nie czekając na specjalnie zaproszenie, pokierował się prosto w stronę baru. Dan, jak  przystało na dobrego towarzysza, podążył za Malikiem.

Obaj zamówili podwójne whisky i bez najmniejszego wahania, wypili je duszkiem. Alkohol wydawał się jedynym sposobem na przetrwanie tego wieczora. Przynajmniej dla Zayna, gdyż Danny był chłopakiem, który potrafi bawić się na każdej imprezie, niezależnie od miejsca i towarzystwa.

Ciemnowłosy, czekając na następną kolejkę, rozejrzał się po lokalu. Zabawne, że jego wzrok od razu spoczął na pewnej osobie.

Drobna blondynka tańczyła tuż obok Nialla Horana, ale wbrew pozorom, jej mina nie mówiła o tym, że bawi się dobrze. Wciąż uciekała wzrokiem do odległych części sali, jakby czegoś szukała. Albo kogoś.

- Co ona tu robi? – odezwał się niespodziewanie Malik, szturchając swojego towarzysza. Ruchem głowy wskazał tańczącą blondynkę, próbując zachować chociażby pozory nonszalanckiej postawy.

- Niall miał przyjść z Maxie, ale odkąd Harry się nią zajął, wygląda na to, że Hollywood robi za zastępstwo.

Niesłychane, że Zayn spiął się na samą wzmiankę o tej dziewczynie. Choć, może chodziło po prostu o fakt, iż Danny użył pewnego, bardzo konkretnego słowa. Na szczęście wystarczyło jedno spojrzenie Mulata, by Dan zrozumiał swój błąd.

- Carrie – poprawił się szybko. – Carrie robi za zastępstwo.

- Przecież ona nawet nie lubi Erin – prychnął, zupełnie nie wiedząc, dlaczego tak bardzo interesuje go powód jej przybycia na imprezę. W końcu, gdyby chodziło o jakąś tam inną dziewczynę z pewnością nawet by nie spytał. A już na pewno nie zwróciłby uwagi na smutne spojrzenie osoby, czy próbę znalezienia ratunku w rozglądaniu się po sali.

- Niall nie ma innych znajomych?

Barman postawił przed nimi szklanki z kolejną porcją whisky. Danny, oczywiście, momentalnie zabrał swoją, po czym ponownie spojrzał na tańczącą Carrie. Zdaniem Zayna, znacznie za długo przyglądał się jej sięgającej przed kolano, kolorowej sukience, czy osłoniętym nogom, ale powstrzymał się od komentowania tego.

- Musimy zatańczyć!

Niespodziewanie tuż obok chłopaków pojawiła się Erin. I choć Malik nie powinien mieć o to żadnych pretensji, w końcu była to jej urodzinowa impreza, nieco się skrzywił. Towarzystwo tej dziewczyny niewątpliwie nie należało do jego ulubionych. Zwłaszcza, że w przeszłości miał z nią więcej wspólnego niż by tego pragnął. Kolejny dowód na to, że pod wpływem alkoholu człowiek jest skłonny do podejmowania nieodpowiednich decyzji.

- O nie, nie, nie – zawołał Danny, uśmiechając się od ucha do ucha. – Jedyne, co musimy zrobić, to się napić! Twoje zdrowie – dodał, podnosząc wyżej szklankę.

Podczas gdy Erin zamówiła szybkiego drinka, Zayn zabrał się za swoją whisky, w myślach odliczając czas do końca tej męczarni. Nie miał pojęcia, dlaczego tak właściwie się na to zgodził. Przecież nie lubił tego typu imprez. Nie czuł również jakiegokolwiek obowiązku, ani potrzeby, by sprawić jubilatce przyjemność. Nie przyniósł dla niej nawet prezentu.

Podczas gdy Erin z całych sił próbowała zwrócić na siebie uwagę Malika, ten wpatrywał się w pewną osobę, wciąż przebywającą na parkiecie. I nie musiał długo czekać, by obiekt jego obserwacji mógł się odwdzięczyć. Carrie nie pozostała jednak obojętna na jego uwagę. Zupełnie niespodziewanie zatrzymała się w tańcu, nie kłopocząc się lecącą w tle muzyką. Na szczęście zaledwie krótka chwila wystarczyła, by dziewczyna powróciła do rzeczywistości. I choć jeszcze przez moment tańczyła na parkiecie, nagle sytuacja zupełnie się odwróciła. Carolyn, niewątpliwie zaskakując Zayna, nachyliła się nad Niallem, mówiąc mu coś na ucho. Starała się przekrzyczeć głośną muzykę, ale nie wychodziło jej to tak łatwo, jak Erin. Szczęśliwie już w następnej chwili, blondynka szybkim krokiem zmierzała w stronę baru.

- Zayn – zagaiła, zupełnie nie zwracając uwagi na stojących obok.

- Spóźniłaś się, blondyneczko – wtrąciła Erin z szerokim uśmiechem na twarzy. – Już sobie zaklepałam taniec z Malikiem. Teraz będziesz musiała grzecznie poczekać na swoją kolej.

Problem w tym, że Carrie kompletnie nie wiedziała, o czym dziewczyna mówi. Zbyt skupiona na czekoladowych oczach, wydawała się nie dostrzegać nic poza chłopakiem.

- Zayn, naprawdę musimy porozmawiać.

- Słuchaj, blondyneczko –

Dzięki Bogu, nie dane było Erin skończyć. W momencie, gdy zobaczyła, jak Zayn gwałtownie przechyla szklankę, wypijając ostatniego łyka i bierze Carrie za rękę, by móc poprowadzić ją z dala od znajomych, momentalnie się przymknęła. I choć jej zaskoczona mina była bezcenna, Carolyn nie miała teraz czasu, ani ochoty się nad tym zastanawiać. Miała Zaynowi coś ważnego do powiedzenia i w tej chwili nie liczyło się nic więcej.

Mulat, trzymając pannę Blake za nadgarstek, wyprowadził ją z klubu. Oczywiście, zapomniał o jakiejkolwiek delikatności, dlatego w momencie gdy znaleźli się poza budynkiem i puścił dziewczynę, Carrie w pierwszej chwili musiała rozmasować bolące miejsce.

- Przepraszam, że odrywam cię od znajomych – zaczęła blondynka, o dziwno zachowując się dość nieśmiało. – Chcę po prostu wyjaśnić z tobą sytuację z wczoraj.

Przeszli kilka kroków jedną z uliczek, ale na słowa dziewczyny Malik zatrzymał się i oparł o mury jednego z budynków.

- Nie chcę żebyś źle o mnie myślał – zaczęła, nerwowo przystępując z nogi na nogę. Kręcone włosy Carolyn falowały na wietrze, odciągając uwagę Mulata od jej słów. W porę jednak zdążył przywrócić się do rzeczywistości.

- Nie jestem typem dziewczyny, która kręci z kilkoma facetami na raz. Mój związek z Lucasem był zupełnym nieporozumieniem, nie jestem nawet pewna dlaczego byliśmy razem. A na dodatek –

- Byliście? – przerwał jej Zayn, nagle całkowicie zainteresowany jej wypowiedzią.

- Tak, by –

Wyglądało na to, że dzisiaj Malik pragnął uchodzić za mistrza przerywania komuś wypowiedzi. Szczególnie jeśli chodziło o dziewczyny. Tym razem postąpił podobnie, jednak słowa zastąpił czynami.

Zupełnie niespodziewanie złapał Carrie za rękę, stanowczym i gwałtownym ruchem przyciągając do siebie. Dziewczyna, zaskoczona jego zachowaniem, niczym marionetka wpadła w ramiona chłopaka. A z jeszcze większym zaskoczeniem i uległością przyjęła jego usta, które zaczęły kusić ją swoją twardością i zachłannością.

Nigdy nie całował jej w tak natarczywy i pełen pożądania sposób. I broń Boże, nie mogła powiedzieć, że jej się to nie podoba. Wręcz przeciwnie, pokochała to. Pokochała to, jak zaborczy i namiętny był jednocześnie. Dlatego, bez wahania poddała się temu, przylegając ufnie do jego ciała.

A potem przyssał się do boku jej szyi, nie kontrolując zupełnie swoich ruchów. Zayn był jak w transie – kompletnie odcięty od świata. Mgliście kierował swoimi instynktami. Tylko w niewielkim stopniu uświadamiając sobie, że zostawił na jej skórze ślad.

Jakaś pierwotna część jego osobowości chciała ją naznaczyć. Wiedział, że właśnie dzięki temu przez tę krótką, ulotną chwilę będzie mógł nazywać ją swoją. Nie miał pojęcia, dlaczego jest to dla niego tak ważne. Dlaczego, chce by inni wiedzieli, że tej nocy to on ją całował, to on ją obejmował i tylko do niego należała.

- Zayn – jęknęła, sama nie wiedząc, czy z bólu, czy z przyjemności.

Carrie oszołomiona pocałunkiem zapragnęła mocniejszych doznań. Nie miała pojęcia, że jedno zdanie może je jej zagwarantować.

- Co to za moc, ta którą masz nade mną?

Szept Zayna sprawił, że po całym jej ciele przeszły dreszcze. Przez chwilę naprawdę poczuła się na tyle silna, by mieć nad nim jakąkolwiek moc.

A potem znowu przechylił głowę, jakby chciał ją pocałować. Ich ciała wciąż stykały się ze sobą, przylegając do siebie ciasno. Jego dłonie znajdowały się na jej pupie, co jakiś czas przesuwając się to wyżej, to niżej, dostosowując do rytmu pocałunków. I pierwszy raz w życiu Carrie to nie przeszkadzało. Wcześniej nawet Lucasowi nie pozwalała na tego typu pieszczoty.

Ale Malik nie był Lucasem.

Chwilę później, ku jej zaskoczeniu, powiedział jedno, dość znaczące zdanie, które wprawiło ją w dość dziwne osłupienie. Bądź co bądź, ale doskonale wiedziała, z czym to się wiązało.

- Chodźmy do mnie – szepnął Zayn, drażniąc zarostem jej delikatną cerę.

Cofnęła się o krok, jakby rozmawiała z diabłem, a ten podsuwał jej do podpisania piekielny cyrograf.

Roześmiała się dość głupkowato. Ale zaledwie już chwilę później spoważniała.

- Do ciebie? Ale po co?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top