Rozdział 12

Wraz ze wschodzącym słońcem, do umysłu Carrie zawitała kolejna fala wyrzutów sumienia. Z pewnością nie czuła się najlepiej z myślą, że zdradziła Lucasa. Mogła usprawiedliwiać swoje zachowanie, jednak nie widziała w tym głębszego sensu. Nawet jeśli ich ostatnia rozmowa zakończyła się nienajlepiej, Carrie miała świadomość, że wykrzyczane pożegnanie tak naprawdę nie oznaczało zerwania.

Panna Blake siedziała przed namiotem, gryząc się z własnymi myślami. Wpatrywała się ślepo w pozostałości po ognisku, jakby te miały pomóc jej w rozwiązaniu całego problemu. Niestety zamiast jakichkolwiek pomysłów na wyjście z tej sytuacji, tuż obok pojawiła się postać Nialla. Blondyn ziewając przeciągle usiadł obok Carolyn, posyłając jej pytające spojrzenie. Przeczesał palcami swoje włosy, sprawiając, że na jego głowie zawitał jeszcze większy nieporządek.

- Nie mogłaś spać? – zapytał zmęczonym głosem. Słyszalna chrypka jedynie potwierdzała fakt, że wczorajszej nocy nieźle zabalowali, upijając się do nieprzytomności.

Carrie z wymalowanym w oczach współczuciem podała chłopakowi trzymaną w ręku butelkę wody. Niall, oczywiście, bez zastanowienia złapał ją w dłonie i szybko odkręcił. Zaledwie po kilku sekundach butelka była zupełnie pusta.

- Potrzebowałam odetchnąć świeżym powietrzem – odpowiedziała wymijająco, nie chcąc się zwierzać blondynowi z tego, co wydarzyło się wczorajszego dnia. Nie miała zamiaru wyjść na jakąś słabą dziewczynę, która nie potrafi oprzeć się urokowi Malika, zapominając przy tym o swoim związku z Nowojorczykiem. Jednak, czy w istocie nie stała się właśnie taką osobą?

- A już myślałem, że przestraszyłaś się mojego chrapania.

Carrie roześmiała się promiennie, klepiąc przy tym przyjacielsko Nialla po ramieniu.

- Cholera, rozgryzłeś mnie.

Horan również zaśmiał się radośnie.

I w momencie, gdy Carolyn chciała już coś dodać z jednego z pozostałych namiotów wyszedł nie kto inny, jak Zayn. Oczywiście, jakby sama jego obecność nie wprawiała Carrie w zakłopotanie, Malik dodatkowo nie miał na sobie koszulki.

Chłopak przeciągnął się leniwie, jeszcze bardziej uwidaczniając umięśnioną klatkę piersiową i ramiona. Jednak nie to najbardziej zwróciło uwagę dziewczyny. Jej wzrok bowiem przyciągnęły liczne tatuaże zdobiące jego ciało. Do tej pory Carrie widziała jedynie czarny tusz na jego ramionach, jak również rysunki wystające z dekoltu jego bluzki. Nie sądziła jednak, że jest ich tak wiele. Największą jej uwagę zwrócił czerwony rysunek ust tuż nad mostkiem. Oraz pistolet, którego lufa wydawała się być schowana w jego spodniach.

Boże.

- Umieram z głodu – jęknął Niall, zupełnie nie zauważając Malika. – Idę się ogarnąć. Zaraz wyskoczymy coś zjeść. Co ty na to?

Carrie przytaknęła głową, dziękują w duchu Horanowi za to, że się odezwał. W innym wypadku wciąż wpatrywałaby się w półnagiego Zayna.

Niestety ulga była tylko chwilowa, gdyż wraz z odejściem Nialla znacznie bliżej dziewczyny pojawił się Zayn. Mulat usiadł kilka kroków dalej od Carrie, jednak zdawał się nie zwracać na nią zbytniej uwagi. Wszystko się jednak zmieniło, gdy wyciągnął z kieszeni szarych, dresowych spodni paczkę papierosów.

- Paskudny nałóg – powiedział z westchnieniem, po czym wsadził jedną z fajek do ust. Gdy tylko znalazł zapalniczkę i podpalił końcówkę szluga, nagle wydał się bardziej rozluźniony.

- Zgadzam się – odpowiedziała Carrie, starając się patrzeć w przeciwnym kierunku. Coby się za bardzo nie rozpraszać. – Nie dość, że to strata pieniędzy, to jeszcze paskudnie śmierdzą.

Śmiech Zayna z pewnością był zaskoczeniem, bowiem Carolyn miała cichą nadzieję, że jej słowa w jakimś stopniu go rozzłoszczą, a Malik, jak to miał w zwyczaju, nagle zamknie się w sobie i odejdzie. Zostawi ją tu samą, co było oczywiście równoznaczne z faktem, że blondynka nie będzie narażona na żadne niepotrzebne pokusy.

Podobna sytuacja jednak zdawała się być zbyt piękna, aby była możliwa, dlatego Carrie szybko podjęła temat, chcąc sprowadzić chłopaka na ziemię.

- Dlaczego więc zacząłeś palić? – zapytała, starając się, by jej głos brzmiał na jak najbardziej obojętny.

Malik zaciągnął się papierosem, by po chwili ze świstem wypuścić dym z ust.

- Z początku była to oznaka buntu – zakpił. – Przynajmniej tak mi się wydaje. A teraz nie mogę rzucić tego cholerstwa.

- Kolejne uzależnienie na koncie, co Malik? – powiedziała dziarsko, z całych sił próbując utrzymać spojrzenie na swoich butach. Zdecydowanie w ten sposób czuła się bezpieczniej. Zayn był zbyt intensywnym i trudnym do zignorowania mężczyzną, by mogła się teraz skutecznie bronić. Szczególnie, że jej wyrzuty sumienia wciąż nieubłaganie dawały o sobie znać.

- Kolejne? – zapytał, wyraźnie zaintrygowany słowami blondynki.

Carrie dopiero teraz odważyła się na niego spojrzeć.

- Kolejne. Przyznaj się, jak wiele masz tatuaży?

Mulat roześmiał się radośnie. Ponownie. Do diabła, co było z nim nie tak? Gdy tylko przebywał w towarzystwie swoich znajomych był cichy, zamknięty w sobie, a już na pewno nie śmiał się razem z nimi. Tymczasem z Carrie rozmawiał luźno, pozwalając sobie od czasu do czasu na żarty. Zdecydowanie Carolyn nie mogła tego zrozumieć.

- Ponad trzydzieści – odpowiedział po chwili, a na jego twarzy widniał dziwny uśmiech. – Straciłem chyba rachubę.

- Straciłeś rachubę? – podchwyciła Carrie, już zupełnie zapominając o tym, że powinna trzymać się zasady „nie patrz na Zayna, jeśli chcesz przeżyć tę rozmowę.". – Nie żartuj, przecież to boli!

- To jak użądlenie pszczoły – wyjaśnił, obracając w dłoni papierosa. – Na początku może ci się wydawać, że faktycznie „boli", ale to całkiem fajne uczucie.

Blake zmarszczyła brwi, prychając.

- Masochista – stwierdziła z udawanym zarzutem.

I jakby tego było mało, Malik zaśmiał się po raz trzeci.

- Powinnaś kiedyś spróbować. Chętnie podejmę się wytatuowania czegoś na twoim ciele.

Carrie pokręciła głową z udawaną dezaprobatą, nie bardzo wiedząc, czy skierowaną w stronę Malika, czy samej siebie.

Mogła prawić sobie wyrzuty, ale roześmiane oczy chłopaka wydawały się być niezwykle interesującym obiektem.

- Skąd pewność, że już nie mam jednego? – zapytała zaczepnie.

- Zauważyłbym.

Carrie uśmiechnęła się sugestywnie, mrugając do niego okiem.

- Niekoniecznie.

Na znak, że Malik zrozumiał aluzję, jęknął przeciągle, zasłaniając twarz dłońmi.

Jak to się stało, że zwykła rozmowa przerodziła się we flirt?

- Cholera – westchnął. – Zdecydowanie sprawiłaś, że moje noce będą... ciekawsze.

Tym razem to Carrie była osobą, która jęknęła.

- Jesteś okropny! Jak mogłeś coś takiego powiedzieć?

- To twoja wina – zarzucił. – Gdybyś nie zaczęła tematu, nie byłoby sprawy.

W momencie, gdy Carrie miała mu już odpowiedzieć, zadzwonił jej telefon. Nie będąc pewną, czy powinna się cieszyć czy przenikać, że ktoś przerwał jej rozmowę z Malikiem, wyciągnęła komórkę z kieszeni, od razu sprawdzając wyświetlacz.

Oczywiście, Lucas nie mógł wybrać sobie lepszego momentu, by do niej zadzwonić.

- Przepraszam na chwilę – odezwała się Carrie, szybko wstając z miejsca. A gdy tylko oddaliła się wystarczająco od Mulata, odebrała przychodzące połączenie.

- Carrie – przywitał ją głos Lucasa. – Próbowałem dzwonić wcześniej. Dlaczego nie odbierałaś?

Blondynka mechanicznie odwróciła się za siebie, spostrzegając, że Malik wciąż siedział na zajmowanym wcześniej miejscu. Wciąż bez koszulki. Wciąż z potarganymi włosami. I wciąż był doskonałym przypomnieniem o wszystkim, co działo się dnia wczorajszego.

Jak Carrie miała wyjaśnić to sobie z Lucasem, gdy wyrzuty sumienia nie pozwalały jej nawet spojrzeć na całą sytuację z odpowiedniego dystansu?

- Musimy porozmawiać – rzekła, wiedząc, że nie będzie potrafiła funkcjonować normalnie, jeżeli nie wyjaśni tej sprawy.

Lucas jęknął przeciągle.

- Amy ci powiedziała? – zapytał, a w jego głosie dało się usłyszeć złość. – Wiedziałem, że tak będzie! Do diabła, obiecała, że pozwoli mi to załatwić samemu.

Carrie była zdezorientowana. Nie miała pojęcia, o czym chłopak mówi, ani co jej najlepsza przyjaciółka  ma z tym wspólnego.

- Lucas...

- Nie, Carrie, proszę – przerwał jej. – Pozwól mi się wytłumaczyć. Wiem, że to nie brzmi najlepiej, ale ta dziewczyna naprawdę nic dla mnie nie znaczyła. Byłem pijany.

Blake zamrugała kilka krotnie, zakrywając dłonią usta. Czuła się jak idiotka. Dołowanie.

Nie była w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. I kompletnie nie wiedziała, jak nazwać wszystkie otaczające ją w tym momencie uczucia. Niejednokrotnie wiedziała na filmach, jak bohaterki wpadały w złość – krzyczały, rzucały przedmiotami i przeklinały cały świat. Ona tymczasem stała, całkowicie zdębiała i nie potrafiła powiedzieć, ani jednego zdania. Nie mogła również wytłumaczyć dziwnej ulgi, którą niewątpliwie poczuła.

- Carrie, wiem, że nie powinniśmy załatwiać tego przez telefon, ale nie mogę czekać, aż zjawisz się w Nowym Jorku. Cholera... Nie potrafię sobie tego wybaczyć. Ta dziewczyna nic nie znaczyła. Nawet nie pamiętam jej imienia. Błagam, mała, powiedz coś...

Carrie, poszukując jakiegoś ratunku, ponownie rozejrzała się wokół siebie. I oczywiście, szybko dostrzegła Zayna. Chłopak przyglądał jej się z wielką uwagą. Bez wątpienia zauważył jej dezorientację i ogarniającą ją panikę. Carolyn mogłaby przysiąc, że nawet przez chwilę wahał się, czy do niej nie podejść. Bogu dzięki jednak został na miejscu, dzięki czemu Blake  w końcu zebrała się na odwagę i odpowiedziała Lucasowi.

- Amy nic mi nie powiedziała.

Lucas głośno nabrał powietrza.

- Nie?

- Nie. Ale cieszę się, że ty to zrobiłeś.

- Cieszysz się?

Carolyn sama nie była bez winy. Czy mogła więc być zła na Lucasa o to, co sama zrobiła wczoraj?

- Lucas, nie odbierałam, bo... wczoraj wydarzyło się coś, z czego nie jestem dumna.

- To znaczy?

Carrie nabrała głośno powietrza, ostatni raz spoglądając na Zayna mimochodem. Chłopak wciąż nie spuszczał jej z oczu, a jego spojrzenie było tak intensywne, jakby próbował z jej ruchów warg wyczytać, o czym rozmawia.

- Całkowałam się z innym chłopakiem – wyznała szybko.

I podobało mi się – dodała w myślach.

- C-co?

- Było to niedługo po naszej kłótni. Byłam na ciebie bardzo wkurzona.

Usprawiedliwienie jakiego użyła było pół-prawdą, gdyż nie dlatego pocałowała Zayna. Wtedy nawet nie myślała o Lucasie. Dopiero w trakcie zaatakowały ją wyrzuty sumienia.

- Kim jest ten facet? – głos Lucasa był szorstki i przemawiała przez niego złość. Co, oczywiście, było nieco absurdalne, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wyznanie.

- Kolega Harrego – odpowiedziała, starając trzymać się prosto i ani na chwilę nie odwrócić się w stronę Zayna. Wiedziała, że chłopak wciąż siedzi przy ognisku, bowiem czuła jego wzrok na sobie.

- Jakiego Harrego?

Carrie przymknęła oczy, starają się nie wybuchnąć złością.

- To jest właśnie twój problem Lucas. Gdybyś odbierał moje telefony i rozmawiał ze mną, wiedziałbyś, że mój ojciec nie mieszka już sam. Ma dziewczynę, która wraz z synem wprowadziła się do niego. Wiedziałbyś, że nie potrafię dogadać się z tym chłopakiem i wiedziałbyś, że mimo to pojechałam z nim i jego kolegami na festiwal muzyczny. Wiedziałbyś, że czuję się, jak wrzód na tyłku ich wszystkich i nie mam nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać.

Carolyn zatrzymała się na chwilę, nabierając głośno powietrza. To samo zrobił Lucas.

- Przepraszam, Carrie. Ostatnio byłem chyba zbyt skupiony na sobie.

- Chyba?

- Przepraszam.

Kolejna chwila ciszy pozwoliła ochłonąć zarówno jednemu jak i drugiemu.

- Nie chcę, byśmy skończyli w ten sposób, Carrie. Proszę, spróbujmy to odbudować.

Z pewnością nie to jasnowłosa spodziewała się usłyszeć. Była pewna, że po dzisiejszej rozmowie wszystko się skończy. Oboje będą wolni i każdy podąży w swoim kierunku. Co prawda, zerwanie przez telefon nie było najlepszą opcją, ale jaki miała wybór będąc na innym kontynencie?

- Jak? Jak niby mamy to zrobić?

- Zacznijmy od nowa – zaproponował od razu. – Każde z nas z czystym kontem.

Czyste konto.

Czyste sumienie.

Brzmiało pięknie, jednak, czy naprawdę każde z nich tego naprawdę pragnęło? Czy może byli zmuszeni do myśli, że jest to najlepsze rozwiązanie, gdyż tak nakazywały przyjęte zasady?

- Wybaczmy sobie – kontynuował Lucas. Wciąż powtarzał kolejne zdania, kolejne propozycje, które jeszcze bardziej mieszały Carrie w głowie.

I w końcu, kto wie, czy nie dla świętego spokoju, odpowiedziała:

- W porządku. Spróbujmy.

W końcu mogło się udać. Mogło. Jednak wiedziała, że istniał jeden jedyny warunek. Musiała trzymać się z dala od Zayna. Wczoraj chłopak skutecznie zagłuszył jej sumienie. Wiedziała, że następnym razem może zrobić to równie dobrze.

Łudziła się, że teraz będzie miała więcej siły żeby przez to przejść. Lucas przecież obiecał, że od dziś wszystko się zmieni, a dzieląca ich odległość będzie jedynie głupią liczbą.

Czy mogła w to wierzyć?

 Czy w ogóle chciała?

Zaraz po zakończonym połączeniu, Carrie schowała swój telefon do kieszeni, mając nadzieję, że nie będzie dane jej więcej tego dnia przechodzić przez podobne rozmowy. W głowie jednak miła swoją najlepszą przyjaciółkę Amy, która, jak powiedział Lucas, o wszystkim wiedziała. Dlaczego więc jej nie powiedziała? Dlaczego od razu nie zadzwoniła do niej? Czy właśnie nie to powinna zrobić najlepsza przyjaciółka?

Jasnowłosa podeszła do wcześniej zajmowanego miejsca, odgarniając loki z twarzy. Wciąż nie mogła otrząsnąć się po rozmowie z Lucasem.

- Wszystko w porządku? – Głos Zayna wyrwał ją z zamyśleń. Przez chwilę nawet zapomniała, że chłopak przez cały czas tu siedział.

Szybko spojrzała na niego - jego nagi tors, rozczochrane włosy i te piękne, czekoladowe oczy. I znowu na ułamek sekundy odpłynęła.

Czyste konto. Czyste sumienie – przypomniała sobie, jakby te słowa miały jej pomóc w odgonieniu Zayna.

- Tak – odpowiedziała niepewnie. Miała nadzieję, że to jedno słowo w jakimś stopniu pomoże jej w pozbyciu się Malika.

Niestety.

- Wyglądałaś na przerażoną – powiedział, wpatrując się w nią intensywnie.

Dlaczego, do diabła, okłamywanie tego faceta było tak trudne? Czy Zayn miał jakiś radar, podpowiadający mu, gdy ktoś mijał się z prawdą?

- Bo byłam – odpowiedziała, mając nadzieję, że przyznając mu rację uniknie dalszych przesłuchań. – Ale już nie jestem. Wszystko w porządku, Zayn. Naprawdę.

Nie uwierzył jej. Tego mogła być więcej niż w stu procentach pewna. Nie wiedziała jednak, dlaczego to tak cholernie jej zaimponowało.

Może dlatego, że był pierwszym człowiekiem, któremu odpowiedź „tak" na pytanie „wszystko w porządku" nie wystarczało? Może był tą nieliczną osobą, która pytając o to niezaprzeczalnie chciała znać prawdę?

- Jestem gotowy! – Głos Nialla nie po raz pierwszy okazał się ratunkiem.

- Ja też – wtrąciła szybko Carrie, starając uśmiechnąć się. – Idziemy?

Horan zmarszczył brwi, zaskoczony nadmiernym entuzjazmem dziewczyny.

- Jasne – powiedział, rozglądając się wokół. – Maxie zaraz będzie gotowa. Liam, Louis i Teddy pewnie też będą chcieli iść. Zaraz się ich zapytam. A ty, Zayn? Gotowy coś zjeść?

I tak właśnie nadzieja Carolyn na spokojny poranek z miłym chłopakiem legła w gryzach. Szczególnie, gdy Zayn spojrzał wprost na pannę Blake, gdy odpowiadał blondynowi.

- Daj mi minutę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top