Rozdział 11
Zayn zmierzał prosto przed siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na narzekania Carrie. Z resztą, po pewnym czasie blondynce znudziło się wykrzykiwanie gróźb pod adresem Malika, jak również błaganie chłopaka, by uprzejmie postawił ją na ziemi. Widocznie zrozumiała, że jakiekolwiek prośby zostaną przez Mulata odrzucone.
- Mógłbyś przynajmniej mi powiedzieć, dokąd idziemy? – zapytała Carrie znudzonym głosem. Wciąż, co prawda, miała siłę krzyczeć, jednak stwierdziła, że musi zostawić odrobinę energii na to, co planuje Malik. Można powiedzieć, że czekała na moment nieuwagi chłopaka, pragnąc go jak najlepiej wykorzystać.
- Gdzieś, gdzie będziesz mogła dokończyć swój taniec – powiedział wyraźnie rozweselony. – Zdaje się, że ostatnio byłaś bardzo zdeterminowała, by go kontynuować.
- Chyba sobie żartujesz – prychnęła, będąc pewną, że chłopak się z niej jedynie naigrywa. Szybko jednak uświadomiła sobie, iż Zayn nie należy do grona osób o jakimkolwiek poczuciu humoru. – Nie mam zamiaru nic takiego robić! – pisnęła, tak w razie, gdyby Malik sam jeszcze tego nie wywnioskował.
- Och, kochanie, myślę, że jakiś taniec mi się należy – ciągnął dalej, nie przestając pokazywać swojej przewagi nad dziewczyną. Jakby nie patrzeć, Carrie uwięziona na jego ramieniu z pewnością nie miała zbyt wielkiego pola do popisu. – Dałaś mi niepodważalnie doskonałą próbkę swoich umiejętności.
Carrie ponownie uderzyła dłonią w jego plecy, mając nadzieję, że choć odrobinę go to zaboli. Zayn jednak nie dał po sobie nic poznać.
- Ostrzegałem cię, Hollywood – powiedział, udowadniając jej, że jeszcze chwilę temu miała wybór.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz! – warknęła.
- Czyli teraz masz zamiar udawać, że nie grałaś ze mną w żadną grę?
- Grę? – prychnęła, nie pierwszy raz próbując swoich umiejętności aktorskich. Miała jednak nadzieję, że nie zawiodą jej tak, jak ostatnim razem. – Postradałeś zmysły?
Zayn, zupełnie zaskakując przy tym Carrie, płynnym ruchem zsunął ją ze swojego ramienia. Nie postawił jej, co prawda, na ziemi, wciąż uparcie trzymając w swoich ramionach. Natomiast umiejscowił dziewczynę tak, że twarz Carrie znajdowała się na wprost jego buzi. Mogli teraz bez przeszkód mierzyć się spojrzeniami.
Carolyn instynktownie zaplotła nogi wokół jego bioder, w obawie o swoją i Mulata równowagę, gdyż widziała, że Malik bez wątpienia nie ma zamiaru postawić jej na ziemi. Dłońmi natomiast trzymała się jego przedramion, podczas gdy silne ręce chłopaka były oplecione wokół jej pasa.
- Ach, tak? – prychnął, z bezczelnym uśmiechem. Drażnienie się z dziewczyną wydawało się być w tym momencie jego ulubionym zajęciem na całej planecie. – Więc twierdzisz, że najzwyczajniej w świcie mnie podrywałaś?
Carrie otworzyła usta, by szybko odpowiedzieć coś chłopakowi, jednak równie szybko je zamknęła. Była w pułapce. A Zayn cieszył się jak dziecko, że mógł obserwować pogrążającą się jeszcze bardziej Carrie.
- Tego nie powiedziałam.
- O co więc chodzi, Hollywood?
Patrzył na nią intensywnie, tym cudownym, rozpalonym wzrokiem. Może nawet nieco prymitywnym, kto wie, czy nie drapieżnym, ale z pewnością męskim, gorącym spojrzeniem, które sprawiło, że chciała uciekać. Wiać, gdzie pieprz rośnie. Albo i dalej. Tyle, że nawet się nie szarpnęła, nawet nie próbowała się uwolnić. Wciąż wpatrywała się w jego czekoladowe oczy, które dosłownie ją uwodziły. Zapewne robił to nieświadomie, jednak niepodważalnie nie zmniejszyło to jego mocy.
Zupełnie niespodziewanie Malik postawił ją na ziemi, pokazując przy tym wyraźne niezadowolenie. Nie odpowiedziała bowiem na jego pytanie. Tyle, że dziewczyna w żadnym razie nie zrobiła tego z premedytacją, a najzwyczajniej w świcie zapomniała języka w buzi. I bynajmniej nie z własnej winy, gdyż jedynym powodem tego był nijaki Zayn Malik.
- Masz cholernie trudny charakter – powiedział po chwili Mulat, cicho wzdychając. –Twój pech, Hollywood. Uwielbiam wyzwania.
I jak na potwierdzenie swoich słów, Zayn złapał w obie dłonie jej twarz i przybliżył usta dziewczyny do swoich warg. W ułamku sekundy zetknął się z nią w pocałunku.
Zaczął łagodnie, choć w żadnym razie nie mogła powiedzieć, że całował nieśmiało. Jego ruchy były pewne, ale mimo wszystko w jakimś stopniu pozostawały delikatne. Jakby pytał o pozwolenie, choć w rzeczywistości go nie potrzebował. Trzymał Carrie przy swoim ciele mocno, przyciskając do siebie jej klatkę piersiową. Kolana dziewczyny nie bez powodu drżały, i Bóg jej świadkiem, że pomimo prób skoncentrowania się na odczuciach i zapanowania nad swoim ciałem, nie potrafiła tego zrobić.
W końcu jednak zebrała się w sobie. Naprała dłońmi na jego klatkę piersiową, starając się odepchnąć chłopaka od siebie. Ku wielkiemu zdziwieniu, Zayn przerwał pocałunek, ale wciąż dystans pomiędzy nimi się nie zwiększył.
Testował ją.
I choć Carrie doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nie potrafiła uciec od jego dotyku. Tego, jak zaledwie opuszkami palców dotykał jej policzka, wysyłając wzdłuż ciała dziwne, całkowicie niezrozumiałe dla niej dreszcze.
Teraz już w pełni wiedziała, o co chodzi w powiedzeniu „diabeł mnie podkusił”. Zdaje się, że nic w tym momencie nie wydawało jej się bardziej kuszące niż wargi Malika. Proszę się więc nie dziwić, gdy Carrie, kompletnie odrzucając coś takiego, jak zdrowy rozsądek, złapała klapy skórzanej kurtki Zayna i przyciągnęła chłopaka do siebie, ponownie złączając ich usta w pocałunku.
Tym razem nie było żadnej delikatności w ich zbliżeniu. Z początku, co prawda, Mulat dał jej krótką chwilę, żeby się do niego przyzwyczaiła, a nawet odprężyła w jego ramionach. Ale potem wszystko działo się szybko. Zbyt szybko, by Carrie mogła chociażby pomyśleć o przejęciu kontroli nad sytuacją. Jego ciepły, mokry język dotykał jej warg, wysyłając kolejną falę nieznanych Carolyn dreszczy wzgórz całego jej ciała. Westchnęła płytko, a Zayn bez zbędnego zastanowienia się, wykorzystał tę okazję i szybko zanurzył język w jej ustach.
Pocałowała go. Tak naprawdę. I od razu uświadomiła sobie, czym jest prawdziwe, najczystsze pożądanie. Jego wargi były twarde, władcze i niesamowicie uzdolnione, a Carolyn całkowicie pochłonęła się tej nieskrępowanej rozkoszy, jaką jej dawał. Wiedziała, że niewiele jej trzeba, by całkowicie zatracić się w tym mężczyźnie.
Nie kontrolowała w tym pocałunku niczego, chociaż w nim uczestniczyła. Nie wiedziała nawet, jakim cudem nagle znalazła się w jego ramionach, ponownie oplatając nogami jego biodra, podczas gdy jej plecy opierały się o coś, czego nawet nie próbowała zobaczyć.
Skupiała się natomiast na drobnostkach, które po raz pierwszy mogła poznać.
Jej dłonie wplatały się we włosy Malika, co chwilę pociągając za nie, gdy pocałunek wydawał jej się zbyt intensywny, by mogła go znieść choć jeszcze przez chwilę.
Czuła, jak jedna z dłoni chłopaka przesuwa się po jej nagim udzie, niebezpiecznie pnąc do góry. I może właśnie to pomogło jej odzyskać świadomość.
To, albo nagła i zupełnie niespodziewana myśl o Lucasie.
- Nie – jęknęła w usta Malika. – Nie. Przestań.
Zayn dopiero po chwili zdawał się zrozumieć słowa dziewczyny. Oderwał od niej swoje gorące wargi, opierając szybko czoło na jej czole. Jego oddech był urwany i chłopak dzielnie walczył, by go odzyskać. Podobnie, jak Carrie, która wpatrzona w Malika, zupełnie nie rozumiała, jak to wszystko z niewinnego całusa przerodziło się w tak namiętną i pełną pożądania walkę.
Bacznie obserwowała Zayna, który nie pozostawał jej dłużny. Jego czekoladowe oczy śledziły każdy jej ruch.
Czuła na sobie jego intensywne spojrzenie. Czuła też, że coś jeszcze emanuje od tego tajemniczego i trudnego do zinterpretowania mężczyzny. Emanowało to z niego niczym ciepło z jego ciała. Otaczało ją, wirując wokół i wywołując najdziwniejsze uczucia. Kompletnie niezrozumiałe emocje, których nie potrafiła nawet nazwać. I zdawało się, że Malik również poczuł to wszystko po raz pierwszy, gdyż jego czekoladowe oczy były pełne zaskoczenia i jednocześnie najzwyklejszego podziwu. Nieco zamglone spojrzenie wciąż świdrowało jej ciało, jakby próbował zrozumieć, co właśnie między nimi się wydarzyło.
Magia.
Niestety, istniała jedna rzecz, która w tym wszystkim z pewnością nie mogła być nazywana „magiczną”. A mianowicie wspomnienie Lucasa, które nagle wywołało u Carrie dziwny skręt żołądka.
Właśnie zdradziła swojego chłopaka. I była więcej niż pewna, że to zdanie będzie prześladować ją teraz nawet we śnie.
Fala wyrzutów sumienia rozlała się po jej ciele, zupełnie ją paraliżującą.
- Zimno ci? – głos Malika wydawał się odbijać echem w jej umyśle. Winę jednak zwaliła na szaleńczo bijące serce i pulsującą w jej uszach krew. I błagam, z pewnością nie było jej zimno. Szczególnie, gdy dłoń Zayna, wciąż znajdowała się na jej udzie. – Cała zesztywniałaś – dodał.
Carrie była daleka od tłumaczenia Mulatowi powodu, dla którego jej ciało nagle zrobiło się zdrętwiałe. Wyrzuty sumienia przytłoczyły ją w takim stopniu, że z trudem nawet we własnych myślach mogła ułożyć dla siebie wytłumaczenie. Bez wątpienia nie mogła więc wspomnieć o tym Zaynowi. Nie chciała nawet myśleć, co by powiedział na jej temat, gdyby w tej sekundzie przyznała się do tego, iż żaden z niej singiel, a w Nowym Jorku czeka na nią pewien chłopak o imieniu Lucas.
- Trochę – powiedziała, odpowiadając na jego pytanie. To kłamstwo wydało jej się nieszkodliwe. A przynajmniej tak myślała do czasu, gdy Zayn nie postawił jej na ziemi, by chwilę później zdjąć z siebie skórzaną kurtkę. Carrie nie mogła ukryć zaskoczenia, jakie wymalowało się na jej twarzy, gdy Malik narzucił na jej plecy rozgrzany ciepłem swojego ciała materiał. Dziewczyna z trudem składała w tym momencie myśli. Szczególnie, że cudowny zapach perfum chłopaka, wymieszany z dymem papierosowym, w jednej sekundzie zawładnął jej umysłem.
- Dzięki – szepnęła, czując nagłą niezręczność.
Szukając ratunku, Carrie rozejrzała się po okolicy, zdając sobie sprawę, że znajdują się tuż przy polu namiotowym. A to, o co oparł ją Malik było niczym innym, jak siatką, oddzielającą ich od tamtego miejsca.
- Zgłodniałam – powiedziała nagle, jednak szybko skarciła się za to w myślach, gdy na ustach Zayna pojawił się delikatny, łobuzerski uśmiech.
- Och, tak – przyznał. – Ja również zgłodniałem.
Carrie miała nadzieję, że chłopak szybko zmaże ze swojej twarzy ten uśmieszek, jednak na nic podobnego się nie zapowiadało.
- Chodź, Hollywood – zagaił. – Nie chcemy chyba, żebyś nam umarła z głodu.
Dziewczyna wciąż była nieco oszołomiona, dlatego wymyślenie jakieś zaczepnej odpowiedzi wydawało jej się niezwykle ciężką pracą. Zamiast tego jedynie zmierzyła Malika surowym skojarzeniem. To wszystko wydawało się jednak dla chłopaka niezwykle komiczne, gdyż niespodziewanie wybuchł śmiechem.
Na szczęście już po chwili zmierzali w stronę swoich namiotów. I jak się okazało, wokół rozpalonego ogniska siedzieli niemalże wszyscy ich koledzy oraz kilka zupełnie nieznanych Carrie ludzi. Jak się jednak dziewczyna domyślała, byli to ci, z którymi mieli spotkać się na miejscu.
- W samą porę! – zawołał do nich Niall, stojący przy grillu. Nakładał właśnie na talerz kolejną porcję mięsa.
Carrie, czując, że jest to jedyne bezpieczne miejsce, podeszła do Horana, uśmiechając się do niego przyjacielsko. Dopiero w tym momencie chłopak miał okazję obdarzyć ją dokładniejszym spojrzeniem. Jego wzrok, oczywiście, od razu spoczął na skórzanej kurtce, którą Carrie wciąż miała na sobie.
- Czy to – urwał jednak, gdyż tuż obok niech pojawiła się trzecia postać.
Naturalnie, Malik wepchnął się pomiędzy dwójkę starych przyjaciół, sięgając po papierowy talerzyk i nakładając sobie na niego porcję mięsa. I, jakby w ramach odpowiedzi na niedokończone pytanie Horana, miał na sobie jedynie czarną koszulkę.
Carrie poczuła, jak na jej policzkach pojawia się delikatny rumieniec. Co dziwne, bo nie należała do tych dziewcząt, które często się czerwienią. Zważywszy jednak na wszystko, co stało się zaledwie kilka minut wcześniej róż na jej policzkach wydawał się bardzo właściwy.
- Gdzie Maxie? – zapytała Carrie, chcąc w jakiś sposób uciec od unoszących się w powietrzu kolejnych pytań, które zapewne Niall chciał zadać, gdy tylko na powrót zostaną sami.
-W namiocie – odpowiedział Horan, uważnie obserwując dwójkę znajomych. – Chyba nie czuje się najlepiej. Nie chciała nikomu psuć imprezy, więc poszła się przespać.
Naprawdę zabawne, że chłopcy łykali tego typu kłamstwa.
- To może sprawdzę, co z nią – zaproponowała Carrie.
W jednej chwili szybko ściągnęła kurtkę, podając ją Mulatowi. I w ułamku sekundy biegła już do Maxie. Szybko ominęła kręcących się pobliżu znajomych, a przede wszystkim Erin, która mierzyła blondynkę nienawistnym spojrzeniem. Dokładnie tak, jakby właśnie się dowiedziała, że Carolyn przejechała jej kota.
Blake weszła do namiotu, dostrzegając, że Maxie faktycznie leży w środku i nie czuje się najlepiej. Zdaje się jednak, że te kilka lat przerwy w ich przyjaźni niewiele zmieniło. Carolyn bowiem wciąż dobrze znała swoja przyjaciółkę i doskonale wiedziała, co może jej dolegać.
- Chodź, kochanie – zagaiła, przytulając się momentalnie do dziewczyny. Ellis od razu ufnie przyległa do Blake. A wszystkie mury, jakie dotąd wydawały jej się bardzo stabilne momentalnie pękły. Po policzku Maxie spłynęła pierwsza łza.
- To takie trudne – jęknęła cicho.
- Wiem, kochanie – odpowiedziała Carrie, głaszcząc dziewczynę po włosach, choć tak naprawdę nie wiedziała, co Maxine ma na myśli. Nigdy nie była w podobnej sytuacji. Lucas był jej pierwszym chłopakiem i jak się wydawało Carrie, lada chwila ich związek miał się skończyć. Co prawda, ich dzisiejsza kłótnia mogła oznaczać, że Carolyn z nim zerwała, jednak były to tylko domysły. Sama jasnowłosa nie wiedziała, w jakim kontekście zakończyła rozmowę z Lucasem. Nic jednak nie usprawiedliwiało jej zachowania, ani faktu, że pocałowała Zayna.
- Co tak właściwie pomiędzy wami zaszło, Maxie? – zapytała cicho Carrie, wciąż przytulając przyjaciółkę. – Dlaczego nie jesteście razem? Przecież widzę, że się kochacie.
Szatynka ponownie załkała.
- Czasami miłość to nie wszystko – odpowiedziała, ocierając łzy. – Nie pasowaliśmy do siebie. Tak jest lepiej.
- Lepiej?
- Wciąż się kłóciliśmy, Carrie. Raniliśmy się nawzajem. Musieliśmy to w końcu zakończyć. Nie pasujemy do siebie. Po prostu.
Carrie spodziewała się wielu historii końca ich miłości. Brała pod uwagę wiele możliwości, jednak głownie w jej myślach pojawiało się słowo „zdrada”. Zastanawiała się wtedy, które z nich przekroczyło linę. Jak się jednak okazało, Carrie była daleka od znalezienia prawdy.
- Widziałam was wczoraj – odezwała się po chwili zwłoki Carolyn. – Wciąż się kochacie. Boże, jak on cię bronił…
- Czasami miłość to nie wszystko – powtórzyła Maxie, nieco uspakajać swój głos. Łzy pod długiej chwili przestały lecieć. A chwila ciszy, która nadeszła dała jednak Carrie czas do namysłu. I chwilę potem, Blake zrozumiała, co powinna zrobić. Zdaje się bowiem, że Maxie nie mogła mylić się bardziej, gdyż jedyne, co Carolyn mogła zobaczyć, to fakt, że w ich przypadku miłość to wszystko, co mieli. W każdym razie, choć Maxie wydawało się, że nie pasuje do Harrego, nic bardziej mylnego. Carrie dostrzegła miedzy nimi magię i teraz tylko musiała sprawić, by i oni ją zobaczyli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top