- 6 -

— Han Jisung! — chłopak wzdrygnął się, prawie upuszczając gitarę, gdy do sklepu ktoś wszedł.

Szybko obrócił w tamtym kierunku i zaskoczony zamrugał, gdy w drzwiach dostrzegł Minho. Chłopak nie uprzedzał go, że odwiedzi go w pracy, dlatego porządnie się zdziwił. Niemniej jednak jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech, a on sam szybko odłożył instrument, by podejść do niego.

— Cześć hyung, co tu robisz? — zaśmiał się cicho, przytulając się do niego na powitanie.

— A tak sobie pomyślałem, że cię odwiedzę. — wzruszył lekko ramionami i odwzajemnił uścisk, chowając nos w jasnych kosmykach. — Jak leci? — spytał delikatnie, wcale nie chcąc go puszczać.

— Całkiem w porządku, mały ruch dzisiaj. — odparł niższy i zrobił krok w tył, uśmiechając się do przyjaciela.

Niestety nie mógł stać w miejscu, ponieważ miał swoje obowiązki. Z westchnięciem wrócił do wykładania nowych gitar, które tego dnia zostały dostarczone do sklepu. Zaraz jednak zaskoczony drgnął, gdy poczuł dotyk na swojej talii.

Kolejny raz spojrzał z zaskoczeniem przez ramię na ciemnowłosego chłopaka, który stanął tuż za nim. Czuł przyjemne ciepło bijące od jego ciała, zaś delikatny oddech lekko muskał go po karku. Momentalnie zalała go dziwna fala gorąca, która również pokryła jego policzki różem.

— Minho...? — spytał niepewnie, gdy chłopak wcale się nie odsuwał od niego.

— Pomogę ci, co ty na to? — zaproponował z uśmiechem.

— Jeśli chcesz... — wymamrotał cicho, próbując ukryć lekkie zmieszanie.

W ciszy przesunął się, by zrobić miejsce dla przyjaciela, który dobrał się do pudła, które zaczął otwierać. Cieszył się, że Minho postanowił do niego wpaść, dlatego uśmiechnął się lekko pod nosem i również wrócił do pracy. We dwójkę poszło o wiele szybciej.

Rozpakowali jeszcze nowe płyty, które wspólnie zaczęli układać na pustych półkach, rozmawiając wesoło. Lee opowiadał młodszemu o zajęciach tanecznych, które prowadził, a on kiwał głową i śmiał się cicho. Niektóre historie, którymi dzielił się tancerz, były przekomiczne.

Niedługo potem obaj siedzieli sobie wygodnie za ladą i kontynuowali rozmowy, które obierały najróżniejsze tematy. W tle grała przyjemna muzyka, przez którą dodatkowo się rozluźnili. Jisung na chwilę nawet zapomniał, że przecież był w pracy i w każdej chwili do sklepu mógł zawitać klient.

Jego spojrzenie z drzwi przeskoczyło na osobę Minho, który obracał w dłoniach pałeczkę od perkusji. Właśnie opowiadał o tym, jak ostatnio musiał zabrać jednego ze swoich kotów do weterynarza. Jego czoło zmarszczyło się, a twarz opuścił lekki uśmiech, co zapaliło czerwoną lampkę w umyśle Hana.

— I co z nim? — zapytał zatroskany, marszcząc brwi.

Soonie był pierwszym kocurkiem Minho, dlatego chłopak był do niego mocno przywiązany. Kochał wszystkie swoje koty, jednak najstarszego z nich darzył nieco głębszym uczuciem. Był z nim w najtrudniejszych chwilach, dlatego tak bardzo się o niego martwił.

— Na szczęście okazało się, że po prostu brakowało mu witamin. Ale już mu wszystko kupiłem i pilnuję go. — odparł już weselej, przy czym rozchmurzył się.

— Cieszę się w takim razie. — młodszy uniósł lekko kąciki ust.

— Wiesz co? Będę się zbierał, ale może wyjdziemy wieczorem na spacer? — rzucił nagle ciemnowłosy, zerkając na zegarek na ścianie.

— Pewnie, spiszemy się.

Uważnie obserwował Minho, gdy podnosił się z siedziska, by wyjść zza lady. Pomachali do siebie na pożegnanie, po czym starszy wyszedł, zostawiając go samego. A do końca pracy zostały jeszcze dwie godziny. Co miał przez ten czas robić, skoro klientów brak, a wszystko już zrobił?

Rozejrzał się bezradnie po sklepie i podgłośnił muzykę, by jakoś wypełnić pustkę. Jego stopa samoistnie zaczęła uderzać o podłożę w rytm piosenki, która była wyjątkowo chwytliwa. Na chwilę oderwał myśli i zwyczajnie się rozluźnił, nucąc pod nosem. Pierwszy raz od kilku dni jego umysł był czysty i nie był atakowany przez milion myśli naraz.

Postanowił w międzyczasie posprzątać, mimo że w sklepie nie było bałaganu. Szczotka na końcu miotły zgarniała brudy z ziemi, gdy chłopak kręcił lekko biodrami, śpiewając pod nosem. Dopiero podczas zamiatania okazało się, że do środka naniosło się trochę piachu wraz z butami. Zebrała się nawet mała kupka tego piachu i innych paprochów, co zaskoczyło dwudziestojednolatka.

Zgrabnie zgarnął wszystko na szufelkę, po czym wyrzucił brudy do kosza, uśmiechając się z zadowoleniem. Szybkie zerknięcie na zegarek uświadomiło mu, że minęło ledwo pięć minut, na co jęknął pod nosem. Przez brak ruchu nie miał nic do roboty, a do zamknięcia sklepu było jeszcze daleko. Musiał znaleźć sobie zajęcie.

Chyba szef nie będzie zły, jeśli postanowi obejrzeć sobie odcinek serialu? Przecież zrobił wszystko, co miał w obowiązkach na ten dzień, a klientów nie było. I tak siedział w miejscu, więc czemu miałby sobie nie umilić czasu?

Z tą myślą ponownie usiadł i złapał za telefon, by włączyć platformę z filmami oraz serialami. Ostatnio nie zaczynał niczego nowego, dlatego musiał na szybko coś sobie wybrać. Padło na Lokiego, jako że była to pierwsza rekomendacja, która mu się wyświetliła na stronie głównej. Lubił uniwersum Marvela, dlatego kliknął w pierwszy odcinek i rozsiadł się wygodniej.

I nawet nie zauważył kiedy wraz z odcinkiem minęło pięćdziesiąt minut. W tym czasie do sklepu nikt nie zawitał, ale Han postanowił jeszcze chwilę poczekać, by się upewnić. Skończyło się na tym, że obejrzał drugi odcinek, po którym wreszcie mógł podliczyć pieniądze, wszystko spisać i zamknąć sklep, co zrobił z ulgą.

W jego głowie pojawiła się myśl o spotkaniu z Minho, na co uśmiechnął się wesoło pod nosem. Chciał jak najszybciej zjeść obiad i wziąć prysznic, by móc wyjść gdzieś ze starszym. Uwielbiał jego towarzystwo, mógłby z nim spędzać każdy dzień i prawie im się to udawało. Aż dziwne, że jeszcze się nie znudzili.

Postanowił nie gotować tego dnia, dlatego po drodze do domu wstąpił do knajpki, by zjeść coś na szybko. Nie był specjalnie głodny, więc nie zamawiał nie wiadomo czego. Gdy czekał na swój obiad, napisał do przyjaciela, który nie kazał mu czekać nawet pięciu minut. Zaczęli rozmowę odnośnie tego, co będą robić i nie zakończyli jej, dopóki Han nie wrócił do domu.

Były anioł z uśmiechem stukał palcami w ekran telefonu, odpisując przyjacielowi, który w tym czasie leżał na kanapie z najmłodszym kocurkiem. Obydwaj uśmiechali się do wyświetlaczy, jak głupi, dzieląc się swoimi pomysłami na zagospodarowanie czasu. Żaden z nich nie chciał siedzieć w domu tego wieczoru.

Miniol:
To może po prostu pochodzimy po mieście?

Ji:
Brzmi spoko
to tylko się ogarnę i możemy iść

Miniol:
Na spokojnie
daj znać jak będziesz gotowy

Ji:
ay ay kapitanie

Z szerokim uśmiechem odłożył telefon na stolik kawowy, by rozejrzeć się po salonie z roztargnieniem. Musiał wziąć szybki prysznic i wybrać jakieś ciuchy, co akurat mogło mu zająć trochę czasu. Nie chcąc go tracić, od razu ruszył w stronę łazienki, po drodze zatrzymując się, by nakarmić swojego liska.

Jego pupil cały czas go uważnie obserwował z błyskiem w oczach, jednak Jisung nawet tego nie zauważył. Był zbyt zaaferowany spotkaniem z Minho, czuł, że ekscytacja go wręcz rozpiera. Zadowolony wskoczył do łazienki i szybko pozbył się swoich ciuchów, by następnie wejść do kabiny prysznicowej. I chyba nigdy wcześniej tak szybko nie udało mu się umyć.

Spojrzał na siebie w lekko zaparowanym lustrze i uśmiechnął się do swojego odbicia, by zacząć suszyć włosy. Wcale nie wyglądał tak źle, więc mógł sobie odpuścić makijaż. Minho nie powinien się go wystraszyć, przynajmniej taką miał nadzieję. Zajął się za to układaniem jasnych kosmyków, które wcale nie chciały współpracować.

Włosy sterczały mu na wszystkie strony, co obserwował załamany. Starał się je przygładzić, jednak nic z tego. Miał szopę na głowie i nic nie mógł na to poradzić, chyba że założyłby czapkę. Klapa. Pokręcił głową zrezygnowany, po czym postanowił zająć się ubieraniem, z czym nie miał większego problemu.

Zwykła, wygodna bluza w kolorze butelkowej zieleni, która zapewniała mu ciepło, oraz czarne, dobrze dopasowane spodnie. Nic nadzwyczajnego, ale wyglądał wystarczająco ładnie, by wyjść z domu. Zresztą Minho widywał go w gorszych odsłonach. Wyjął jeszcze ulubione trampki na platformie z szafki na buty i usiadł na kanapie, chwytając za telefon.

Ji:
Minhoooo

Miniol:
Jaaaaaaaa
już gotowy?

Ji:
Mhm
spotykamy się na mieście czy gdzie

Miniol:
Wyjdź pod blok, przyjdę

Ji:
kk

Wiedział, że Minho wcale nie miał do niego daleko, dlatego miał jeszcze jakieś dziesięć minut dla siebie. Przez chwilę rozważał jednak zrobienie sobie lekkiego makijażu, ale zwyczajnie mu się nie chciało. Za to powoli przesuwał spojrzenie po pomieszczeniu, w którym panował akurat ład. Kilka dni wcześniej postanowił posprzątać całe mieszkanie i od tamtej pory jeszcze nie udało mu się nabałaganić.

Nie dostrzegł nic ciekawego, więc postanowił ostatni raz przejrzeć media społecznościowe, dając serduszka pod zdjęciami, które obserwował. Przeczytał też kilka postów, jednak stwierdził, że może już się zbierać. Wstał z wygodnej kanapy, po czym upewnił się, że wszystko miał, więc ubrał buty i wyszedł z mieszkania, dokładnie je zamykając.

Po klatce schodowej echem odbijały się jego szybkie kroki, gdy wręcz zbiegał w dół z łomoczącym sercem. Zawsze był podekscytowany, gdy miał gdzieś wyjść z kimś, zwłaszcza jeśli chodziło o Minho. Opuścił budynek i rozejrzał się wokół, jednak nie dostrzegł nigdzie przyjaciela.

Entuzjazm nieco opadł, a on postanowił usiąść na ławce, która stała niedaleko jego bloku. Nie sięgał tym razem po telefon, wpatrując się z zastanowieniem w drzewo rosnące naprzeciwko niego. Nie znał się na roślinach, jednak śmiało mógł powiedzieć, że było to wyjątkowo ładne drzewko ozdobne. Pokiwał głową z uznaniem i przeniósł wzrok na niebo, które stawało się coraz ciemniejsze.

— Sungie! — wzdrygnął się, gdy nagle usłyszał, jak ktoś woła jego imię.

Szybko obrócił głowę w odpowiednim kierunku i uśmiechnął się szeroko na widok ciemnowłosego chłopaka. Jego przyjaciel znajdował się zaledwie kilka metrów od niego, dlatego wstał z ławki, by zniwelować ten dystans. Podszedł do Lee, który wsunął dłonie do kieszeni.

— Idziemy? — przechylił lekko głowę w bok, wpatrując się uważnie w chłopaka o okrągłych policzkach.

— Jasne. — skinął głową z uśmiechem, po czym ruszyli przed siebie.

Mieli sporo planów na ten wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top