-29-
Jisung zniknął...
Te słowa wypełniły umysł tancerza, zapętlając się. Sprawiały, że poczuł nagły chłód obejmujący jego ciała. Następnie pojawiła się panika.
Jego serce zamarło. Cały dzień czuł dziwne dreszcze i niepokój, a teraz wszystko się wyjaśniło. Chodziło o jego Jisunga. Bez słowa zerwał się z miejsca, by również zacząć się ubierać, mimo że jego dłonie okropnie drżały z nerwów.
— A ty gdzie? — sapnął Seo, obserwując jego poczynania.
— Szukać go, a gdzie? — wymamrotał jakby to było oczywiste.
Zamknął za nimi drzwi, po czym rozdzielili się, idąc w innych kierunkach. Miasto było spore, więc każdy z nich musiał przeczesać inny teren. Oczywiście mogło się okazać, że Han poszedł po prostu na zakupy albo spacer i telefon mu się rozładował, ale Minho miał złe przeczucia. On w przeciwieństwie do pozostałej szóstki nie wiedział o samobójczych myślach byłego anioła. On po prostu czuł, że coś było nie tak.
Jego serce biło w szybkim, nierównym tempie, wyrównując się z ciężkim, chaotycznym oddechem. Może sam się niepotrzebnie nakręcał, ale nie mógł nic na to poradzić. Bał się o Jisunga, poza tym czuł się winny. To on doprowadził do całej tej sytuacji, bo nie potrafił sobie poradzić z zazdrością. Czemu był tak głupi?
Mógł mu wprost powiedzieć, że był o niego zazdrosny, bo też coś do niego czuł. Mógł mu od razu wytłumaczyć wszystko, ale tego nie zrobił. Teraz miał za swoje.
Zdenerwowany rozglądał się wokół siebie, szukając wzrokiem dobrze znanej mu sylwetki. Oczywiście nigdzie jej nie dostrzegł, ani śladu po Jisungu. Wtedy też doszedł do wniosku, że takie szukanie na chybił trafił nie miało sensu. Lepiej byłoby sprawdzić miejsca, które często odwiedzał.
Bez wahania skręcił, przyspieszając kroku. Takich lokalizacji było kilka, poza tym były oddalone od siebie, więc musiał się pospieszyć. Mijał więc ludzi, czasami trącając ich ramieniem, ale nie zwracał na to uwagi. Za bardzo martwił się o Jisunga.
Przy okazji cały czas wyzywał się w myślach i pluł sobie w brodę.
— Gdzie jesteś Ji... — szepnął pod nosem, gdy w kolejnym miejscu go nie było. Kończyły mu się pomysły.
Oparł się o barierkę mostu, na którym stał, i westchnął ciężko. Był w parku, na placu zabaw i na moście, gdzie jeszcze mógłby się schować ten dzieciak? O jakim miejscu zapomniał...
Zagryzł mocno dolną wargę, czując mdłości z nerwów. Złe przeczucie nie opuszczało go ani na sekundę, przez co nie mógł się uspokoić. Mało tego, coraz bardziej się nakręcał. W głowie miał kilka scenariuszy, wszystkie ze złym zakończeniem. I to wcale mu nie pomagało. Jak miał trzeźwo myśleć, gdy jego umysł był przysłonięty przez paniczny strach o uroczego chłopaka, który niepostrzeżenie skradł mu serce?
Nagle w jego głowie pojawiła się żółta żaróweczka, a on biegiem ruszył przed siebie. Jisung zaprowadził go tam ledwo dwa razy w ciągu trwania ich znajomości, dlatego nie był do końca pewny jak się tam dostać. Mówił, że to sekretne miejsce, które chciał pokazać tylko jemu. Cud, że sobie o tym przypomniał, skoro nie był tam od tak dawna.
Postanowił wsiąść do autobusu na najbliższym przystanku, po czym przejechał kilka przecznic. Był wysportowany, ale każdy miał swoje granice, a on potrzebował siły na znalezienie Jisunga. Nie kupił nawet biletu, będąc zbyt przejęty zniknięciem jego miłości. Tym razem miał szczęście, bo nie było żadnej kontroli.
Niedługo później wręcz wyskoczył z autobusu, by zacząć biec przed siebie. Nie do końca pamiętał drogę, ale nie zawracał sobie tym głowy. Miał nadzieję, że intuicja sama go poprowadzi, dlatego nie zatrzymywał się. Znowu mijał ludzi i znowu trącał ich ramionami, biegnąc przed siebie i dysząc lekko. Poznawał tę okolicę.
Nagle zatrzymał się przed blokiem, po czym obszedł go, przeciskając się przez jakieś stare deski oraz meble. Był w bocznej uliczce, dobrze trafił. Jego oczy zaczęły szukać metalowych schodków, po których zaczął wspinać się do góry. A miał troszkę do pokonania, ponieważ budynek miał 6 pięter.
— Dajesz, dajesz, dajesz. — warknął do siebie, gdy poczuł ból w udach.
Czuł, że jego płuca i nogi nie wyrabiały, jednak nie zatrzymywał się. Nawet nie zerkał w dół, wiedząc, że nie ruszyłby się wtedy z miejsca, za to uderzał otwartymi dłońmi w obolałe uda, które momentami odmawiały posłuszeństwa. W myślach miał jedynie imię Jisunga, które było wręcz zapętlone. Czuł, że to właśnie tam był były anioł.
Wreszcie z trudem wdrapał się na samą górę, po czym wszedł na dach. Leżało tam kilka desek, gdzieniegdzie dostrzegł rozbite szkło oraz kamyczki. Zawiedziony rozejrzał się aż nagle jego oczom rzuciła się drobna, zgarbiona sylwetka.
Chłopak stał niedaleko krawędzi i wpatrywał się przed siebie, nie dostrzegając Minho. Za to on prawie dostał zawału na ten widok. Jego nogi same zerwały się do biegu, zanim zdążył w ogóle o tym pomyśleć.
— Ji odsuń się od tej krawędzi! — zawołał w biegu z przerażeniem.
Miał nadzieję, że to tylko koszmar i wcale nie działo się naprawdę. Czuł, że ten widok będzie go prześladował przez długi czas. On do tego doprowadził. To wszystko jego wina.
Za to zaskoczony Jisung odwrócił głowę, by upewnić się, że wcale się nie przesłyszał. Nie dowierzał, że Minho tam był. Myślał, że to jakaś halucynacja, ale tancerz bez wątpienia biegł w jego kierunku. Ciemne oczy, które były wypełnione strachem, wpatrywały się w niego intensywnie, wypalając w nim dziurę. Minho przyszedł do niego, on naprawdę go znalazł. Wciąż pamiętał to miejsce.
Z lekkim zaskoczeniem obrócił się całym ciałem w jego stronę, ale nie oderwał przy tym stóp od ziemi. I to było błędem. Gdy jego nogi skrzyżowały się ze sobą, nagle stracił równowagę. Poczuł, że jego serce w ułamku sekundy się zatrzymuje. Wciągnął gwałtownie powietrze do ust.
Czuł, jak coś ciągnie go do tyłu, przez co jego oczy rozszerzyły się przynajmniej dwukrotnie w przerażeniu. Z ust wyrwał mu się krzyk, gdy niewidzialna siła, zwana też grawitacją, szarpnęła go w dół, sprawiając, że dosłownie wypadł przez niski murek, który był na krawędzi.
Zacisnął mocno oczy, nie chcąc patrzeć na to co się działo. Czuł jedynie, że jego ciało znalazło się w powietrzu. Zastanawiał się jak mógł mieć aż takiego pecha, bo tak, myślał o samobójstwie, ale wcale go nie planował. A już na pewno nie w takich okolicznościach.
A przerażony Minho przyspieszył, by w ostatniej chwili mocno złapać za jego ubranie i z całej siły pociągnąć chłopaka do siebie. W normalnej sytuacji pewnie niewiele by to dało, jednak adrenalina dodała mu sporo siły. A przynajmniej na tyle, by mógł uratować byłego anioła. Obaj opadli z wielkim hukiem na dach, dysząc.
Jisung leżał na starszym z zaciśniętymi oczami, próbując się zwyczajnie nie rozpłakać. Było blisko, tak potwornie blisko. Wtulił się w tors chłopaka, a do jego uszu dotarło głośne, chaotyczne bicie jego serca. Nie tylko on był przerażony.
— Kurwa... — sapnął Lee, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w niebo. — Nigdy więcej nie zbliżaj się do takich krawędzi, słyszysz? Nigdy. — mocno objął drżące ciało.
Młodszy nie odpowiedział mu, ponieważ był w zbyt wielkim szoku. Chwilę temu prawie spadł z dachu sześciopiętrowego budynku. Upadek na sam dół mógłby go zabić albo, co gorsza, mógłby wyrządzić takie szkody, że Jisung nawet wolałby umrzeć niż żyć. Gdyby nie szybka reakcja Minho, byłoby po nim.
— Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało... — wymamrotał starszy, czując, że w jego oczach zbierają się łzy.
Leżeli tak jeszcze kilka minut, wtulając się w siebie z całej siły i próbując uspokoić nerwy. Obaj cały czas drżeli i naprawdę ciężko było im się dziwić. Takie zdarzenie mogło śmiało przerodzić się w pewną traumę.
Przez to zapomnieli też o tym, co między nimi zaszło. Skupieni na tak przerażającym zdarzeniu nawet nie pamiętali tamtej kłótni. Jedynie wtulali się w siebie ze strachem i ulgą, nie chcąc się wypuszczać z ramion. Nawet nie sądzili, że tak bardzo za sobą tęsknili, dopiero w tamtym momencie to do nich dotarło. Brakowało im tego dotyku, zapachu i bliskości.
Zmęczony Minho wsunął nos między jasne, potargane kosmyki włosów, i odetchnął głęboko. Dobrze było mieć Jisunga znowu tak blisko siebie.
I wtedy przypomniał sobie czemu tak dawno go nie tulił...
— Tak strasznie przepraszam Ji... Nie wiem co mnie wtedy ugryzło, nie miałem tego wszystkiego na myśli. — wymamrotał cicho, mocno zaciskając ramiona wokół wciąż drżącego ciała.
— Skoro to powiedziałeś to znaczy, że-
— Nie! — przerwał mu szybko. — Nie, nie, nie! Wcale tak nie myślę. To zupełnie nie tak. Palnąłem kompletną głupotę, nie chciałem cię zranić. — mruknął stanowczo, przy czym zacisnął oczy.
Nie wiedział czy to dobry moment na takie rozmowy i wyznania, ale zwlekał wystarczająco długo. Jisung zasługiwał na prawdę. I na przeprosiny.
— Minho naprawdę...
— Nie Ji, muszę ci to wytłumaczyć. I przeprosić. Tak nie może być. — zaprzeczył szybko. — Ale może znajdziemy jakieś... Lepsze miejsce. — zasugerował, czując zimny dreszcz na plecach.
Ten dach będzie mu się źle kojarzył do końca życia. Prawie stracił Jisunga, jego miłość. Pokręcił szybko głową i obserwował byłego anioła, który niezdarnie zszedł z niego, by stanąć na miękkich nogach. Szybko napisał do przyjaciół, że znalazł Hana, po czym również wstał, by objąć młodszego ramieniem.
— Chodźmy stąd... — westchnął łagodnie, ciągnąc za sobą blondyna, który kurczowo uczepił się jego boku.
Powoli zeszli na sam dół, nie rozmawiając. Każdy z nich był we własnym świecie, gdzie wciąż przeżywali i analizowali sytuację z dachu. Na pewno odbiła ona widoczne piętno na ich psychice, co do tego nie było wątpliwości. Woleli jednak nie dzielić się tym z nikim, wystarczy, że oni wiedzieli.
Blady Jisung zacisnął mocno usta i zerknął na nieobecnego Minho, który dalej miał przerażenie w oczach. Było mu głupio, że tak zmartwił go. W ogóle czuł się beznadziejnie po tym co się stało, no bo jak można być aż taką łamagą? Prawie spadł z dachu, bo stracił równowagę przy odwracaniu się. To było żenujące.
— Dokąd idziemy? — spytał niepewnie, potulnie idąc za starszym.
— Najbliżej jest studio taneczne, więc tam. Dzisiaj nie ma zajęć, jest pusto. — ciemne oczy powoli przeniosły się na niższego, a Hana przeszył dreszcz.
Nie potrafił rozczytać wyrazu twarzy Minho, co zaczęło go niepokoić. Nie wiedział czy miał się bać, czy wręcz przeciwnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top