-25-

Po jakimś czasie Jisung zaczął dostrzegać dziwne zachowanie Minho. Chłopak zdawał się być zdenerwowany, zwłaszcza gdy na horyzoncie pojawiał się Chan. Podejrzewał, że ta dwójka miała jakiś konflikt, ale nie chciał drążyć. Po prostu obserwował.

Nieco niepokoiło go jego zachowanie, bo bywał wręcz opryskliwy w stosunku do niego, co wcześniej się raczej nie zdarzało. Wiedział, że musiał porozmawiać z nim, ale troszkę się bał. Mimo to, troska o starszego przezwyciężyła. Martwił się o niego.

Westchnął pod nosem i zerknął na zegarek ze zniecierpliwieniem. Tancerz miał do niego przyjść o ósmej, do której pozostało zaledwie kilka minut. Mieli obejrzeć nowy horror razem, ale Minho nie wiedział o rozmowie, którą zaplanował Jisung.

Jego dłonie mimowolnie zaczęły drżeć z nerwów, dlatego szybko je ze sobą złączył. Nic jednak nie mógł poradzić na delikatny ucisk w żołądku.

— Uspokój się... — mruknął do samego siebie.

Chwilę później prawie spadł z kanapy, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Minho. Pospiesznie wstał z mebla, by wpuścić do środka swojego gościa, który przytulił go na powitanie. Zaraz przy ich nogach znalazł się Flake, który cicho skomlał, skacząc i witając się z Lee. Uroczy widok.

— Gotowy na dawkę strachu? — zaśmiał się cicho wyższy, podnosząc reklamówkę z przekąskami.

Han jedynie skinął głową ze słabym uśmiechem, po czym przeszli do salonu, gdzie czekała na nich kanapa z trzema kocami i stertą poduszek. Siedzisko wyglądało tak wygodnie, że Minho od razu się na nie rzucił, wzdychając z zadowoleniem. Był zmęczony po ciężkim dniu w pracy.

Tego dnia grupa jakoś nie bardzo chciała z nim współpracować, przez co sporo się namęczył z nią. Poza tym musiał kłócić z matką jednego dziecka, które nabiło sobie kilka siniaków w trakcie zajęć. Jedyne o czym myślał to zrelaksowanie się i odpoczynek. I Jisung.

Rozłożyli przekąski na stoliku, po czym gospodarz zgasił światło i włączył film. Widział zmęczenie Minho, więc nie chciał go na wejściu przepytywać. Za to przysunął się do niego niepewnie, zaraz wzdrygając się, gdy przyjaciel go objął. Na jego ramieniu, w miejscu gdzie starszy go pogłaskał, pojawiła się gęsia skórka, a on ledwo powstrzymał swoje ciało przez zadrżeniem na ten gest.

Naprawdę kochał bliskość i dotyk Minho. Bardzo, bardzo, bardzo. Bez wahania wtulił się w jego bok, zaciągając się mocnym zapachem perfum, przez który aż zmrużył oczy. Był w siódmym niebie. Nawet nie zauważył rozczulonego spojrzenia Lee, który szybko skupił się na filmie.

Nie odezwali się do siebie ani słowem, jednak wcale nie musieli. Wtulili się w siebie mocno, chcąc wreszcie odpocząć. Od stresu, od zazdrości, od zmartwień. Od ciągłych myśli, które tylko nakręcały negatywne uczucia. Od strachu.

Po dłuższej chwili tancerz przycisnął policzek do czubka głowy byłego anioła i westchnął bezgłośnie. Jisung był w jego ramionach. Tulił się do niego. Spędzał czas z nim. Wszystko było wreszcie w porządku.

Przynajmniej tak myślał, dopóki telefon Jisunga nie zaczął dzwonić w środku filmu. Zerknął na młodszego, który sięgnął po urządzenie, a jego mina zrzedła na widok pieszczotliwego Channie na wyświetlaczu. Czar prysł.

— Wybacz hyung... — szepnął niewyraźnie, po czym odebrał i wstał z kanapy, by rozprostować kości. — Tak hyung?

Minho spoglądał na niego beznamiętnie, w duszy wręcz krzycząc. Czy ten człowiek naprawdę nie miał kiedy dzwonić? Akurat wtedy gdy spędzał z nim czas? I to o dziewiątej wieczorem!

Dwudziestojednolatek chodził w tę i z powrotem, rozmawiając ze starszym. Jego mina wyrażała lekki niepokój, jednak nie wyglądał, jakby stało się coś poważnego. Skoro tak, czemu go ignorował? Był jego gościem, prawda?

Zmarszczył lekko brwi, gdy blondyn zachichotał pod nosem, mówiąc, żeby Chan się nie wygłupiał. I może z początku nie reagował jeszcze, ale po kilku minutach zaczął się irytować. Nie lubił być ignorowany, a teraz w dodatku chodziło o Chana. Cholerny Bang.

Nie chciał robić scen, jednak czuł, że złość i zazdrość biorą nad nim górę. Wstał więc ze swojego siedzenia, ale nawet to nie zwróciło uwagi Jisunga, który dalej śmiał się do telefonu. Ocknął się dopiero, gdy kątem oka dostrzegł, że Minho wyszedł z salonu. Od razu poszedł za nim.

— Minho? — spytał niepewnie, przechylając głowę w bok, gdy starszy ubierał buty przy drzwiach.

— Hm? Już skończyłeś plotkowanie z Chanem? — mruknął pod nosem Lee, jednak nie uraczył go ani jednym spojrzeniem.

— Odezwę się potem hyung... — Han pożegnał się cicho z byłym diabłem, po czym odłożył telefon na szafkę. — Sorka Minho, zapomniałem się. To było nieuprzejme z mojej strony. — przyznał, podchodząc do tancerza, który cofnął się.

— Nie no, nie przejmuj się, wracaj do rozmowy z nim.

Blondyn zmarszczył brwi na tak oziębły ton głosu Minho. Zdawało się, że nie było w nim żadnych emocji, ale on doskonale wyczuł złość kryjącą się za tą wypowiedzą. Przecież znał go od tak dawna.

— Hyung o co ci chodzi? Już się rozłączyłem i przeprosiłem. Ściągaj te buty i dokończmy film. — złapał Lee za rękę, jednak on ją cofnął.

— O nic mi nie chodzi. Nie mam dzisiaj humoru na film. — odparł, przy czym spojrzał mu w oczy, a ciało Jisunga zadrżało.

Jego wzrok był przerażający.

— Nie wygłupiaj się hyung...

— Jestem całkowicie poważny. Możesz wracać do rozmowy z Channiem, nie będę ci już przeszkadzał. — rzucił sarkastycznie.

A Jisungowi się to nie spodobało. Jego zachowanie wcale mu się nie podobało.

— Co w ciebie wstąpiło? — zacisnął lekko pięści.

— Nie wiem o czym mówisz.

— Od jakiegoś czasu zachowujesz się jak nie ty! Jesteś wredny, obrażasz się co chwilę, cały czas masz o coś problem do mnie!

— Przesadzasz, nic się nie zmieniło w moim zachowaniu. — starszy wyprostował się, odchylając nieco głowę do tyłu, a jego wzrok przeszywał Hana.

— Wszystko się zmieniło i to na gorsze! Dodatkowo ewidentnie masz jakiś problem do Chana! O co ci chodzi? Co on ci zrobił?

— Odpuść Han, nie mam ochoty na rozmowy. — wycedził cicho Minho, czując, że traci cierpliwość.

— Nie odpuszczę, bo wszystko się między nami psuje! Nie wiem co się z tobą dzieje, nie chcesz ze mną o tym rozmawiać! Nie rozumiesz, że takie zachowania niszczą przyjaźń!? — wyrzucił z siebie Jisung, a jego serce obijało się w zawrotnym tempie o żebra, sprawiając mu ból.

— To ty zacząłeś ją niszczyć! — odkrzyknął Lee pod wpływem emocji.

Nagle w mieszkaniu zapadła głucha cisza. Minho może nie powiedział wprost o co mu chodziło, ale wcale nie musiał. Oczy dwudziestojednolatka nagle straciły blask, a twarz opuściły wszystkie emocje. Jego ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć, ale nic nie mógł na to poradzić.

Z trudem przełknął ślinę, czując, że jego serce nagle zwolniło tempa. Przez sekundę nawet miał wrażenie, że to wszystko to tylko sen i nie działo się naprawdę. Niestety ostry ból w klatce piersiowej wskazywał na coś zupełnie innego. Chociaż w głębi duszy dalej miał nadzieję, że to tylko zły sen.

Jego ciało objął chłód, a on właściwie ledwo hamował emocje jakie nim wtedy targały. Było mu aż niedobrze.

— Przepraszam, że się w tobie zakochałem.

Oczy Minho nagle powiększyły się przynajmniej dwukrotnie. Dotarło do niego co on w ogóle powiedział. Przecież nie miał tego na myśli, co się z nim działo? Jak mógł powiedzieć mu coś takiego?

Zrobiło mu się nagle duszno.

— Ji to nie... — zaczął cicho z przerażeniem, ale młodszy nie pozwolił mu dokończyć.

— Wyjdź. — rzucił beznamiętnie, podnosząc na niego pusty wzrok.

— Jisungie posłuchaj...

— Wypierdalaj! — krzyknął Han, po czym sam wypchnął go za drzwi, by trzasnąć nimi głośno.

Minho za to stał na korytarzu przez kilka kolejnych minut, tępo spoglądając na drewnianą powierzchnię. Nie mógł zrozumieć co w niego wstąpiło. Czemu powiedział coś takiego, skoro nie miał tego na myśli?

Po chwili ciszy usłyszał za drzwiami cichy szloch, który sprawił, że jego serce pękło. Nie chciał go zranić. Nie chciał, by Ji płakał przez niego. Podniósł dłoń, by zapukać do mieszkania, jednak odpuścił. Zjebał na całej linii.

Wziął dwa kroki w tył, po czym ruszył powoli do wyjścia. Kolejny raz go skrzywdził, mimo że nigdy tego nie planował. Kolejny raz go zawiódł. Zacisnął mocno usta w kreskę, by udać się do domu. Miał dość samego siebie.

W tym samym czasie Jisung siedział na środku podłogi i płakał, tak mocno zaciskając palce na przedramieniu, że przebił paznokciami skórę. Ciepła krew, która spłynęła po jego ręce, jednak kompletnie go nie interesowała, gdy zwijał się z bólu, który targał jego wnętrzem. Chciał po prostu zniknąć, przestać istnieć.

Położył się na chłodnych panelach i łkał coraz głośniej, pozwalając, by łzy skapywały na podłogę. Miał wrażenie, że zemdleje z bólu, który rozrywał jego duszę na strzępy. Było mu tak ciężko oddychać. Czemu to tak bardzo bolało?

Nie miał zielonego pojęcia jakim cudem doczołgał się do szafki i jak znalazł siłę, żeby chwycić za telefon. Całe jego ciało drżało, oddech był spłycony, a myśli biegły w bardzo złym kierunku. Nie chciał być sam. Bał się tego, co działo się w jego głowie. Bał się samego siebie.

Na oślep wybrał ostatni numer, z którym rozmawiał, i próbował opanować szloch, wsłuchując się w sygnały. Odebrał po zaledwie dwóch.

No co tam Ji?

Przyjdź tu, błagam... — wykrztusił z trudem.

Miał tak ściśnięte gardło, że nic więcej przez nie nie przeszło. Ponownie opadł na podłogę i płakał, chcąc wyrzucić z siebie ten nieznośny ból, który wcale nie odpuszczał. Tak cholernie żałował wszystkich swoich decyzji.

Żałował, że zakochał się w Minho. Żałował, że mu powiedział o swoich uczuciach. Żałował, że w ogóle zrezygnował z bycia aniołem.

Tak kurewsko żałował. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top