-24-

Po kilku dniach Minho kompletnie zapomniał o nieprzyjemnej sytuacji, która go tak zdenerwowała. Starał się spędzać z Jisungiem jak najwięcej czasu, poświęcając mu każdą, wolną chwilę. Sam Han był wręcz wniebowzięty, jednak starał się panować nad sobą. Przecież to nic nie znaczyło.

Oglądali razem filmy. Wychodzili na spacery. Często jedli razem obiad i kolację, zdarzało się, że nawet śniadania. Właściwie spotykali się każdego dnia. Można by powiedzieć, że Minho, gdy tylko mógł, nie opuszczał boku swojego młodszego przyjaciela. Odsunął się przy tym odrobinę od Chana, który z rozbawieniem to wszystko obserwował.

Może Lee nie był tego świadomy, ale zachowywał się całkiem zaborczo. Starał się zajmować Jisungowi każdą wolną chwilę tak by nikt inny nie miał szans się do niego zbliżyć. Od boku było to wyraźnie widoczne, a przynajmniej dla niego. Widział jednak, że Han chodził cały rozanielony, dlatego nic nie mówił.

Widział w jaki sposób dwudziestojednolatek spoglądał na tancerza. Widział jak w jego oczach pojawia się błysk oraz delikatna mgła. Widział lekkie rumieńce oraz uśmiech, którym obdarzał tylko Minho. Były anioł wpadł po uszy. Ostatecznie nie mógł przestać go kochać z dnia na dzień, a takie ciągle spędzanie ze sobą czasu mu odpowiadało.

Mimo to, odrobinę tęsknił za przyjacielem, dlatego starał się do niego zagadywać, by coś razem porobić. Minho skrupulatnie wypełniał grafik byłego anioła, jednak ten na szczęście znalazł dla niego czas. Umówili się na piątek wieczór, by po prostu wyjść na spacer. Może zjeść coś na mieście.

Oczywiście Chan podszedł pod blok Jisunga, by stamtąd razem zacząć przechadzać się uliczkami miasta. Młodszy uroczo chował nos w kurtce, co nie umknęło uwadze byłego diabła. Przemknęło mu przez myśl, że Han był wyjątkowo uroczą osobą. To trzeba było mu przyznać.

Uśmiechnął się pod nosem, wsuwając dłonie głębiej do kieszeni kurtki, i westchnął cicho. Rozczulał go.

— Wiesz co Ji? — zaczął lekko, po czym przeniósł wzrok przed siebie.

— Hmm?

— Czasami sobie myślę, że szkoda, że nam nie wyszło. — przyznał, kompletnie zaskakując swojego towarzysza.

Duże, ciemne oczy spoglądały na niego z wyraźnym szokiem, po czym przeniosły swoje spojrzenie na chodnik. Policzki zakrył lekki róż, jednak o wiele bardziej widoczny na jego twarzy był smutek. Smutek i żal.

— Też tak myślę, ale widocznie tak miało być. Jesteś wspaniałym chłopakiem, ale nie jesteśmy sobie pisani. — uśmiechnął się smutno, po czym skrzyżował ich spojrzenia ze sobą.

Starszy skinął jedynie głową, przyznając mu po cichu rację. Było im ze sobą dobrze, ale to nie było to. Jasne, mogliby dla wygody być razem, jednak nie byliby w pełni szczęśliwi. Mimo to, Chan żałował. Oczywiście nie myślał o powrocie, jednak dalej było mu żal.

— Myślę, że w jakiejś innej rzeczywistości tworzymy perfekcyjną parę. — rzucił nagle, na co Jisung zaśmiał się delikatnie.

— Jestem tego pewny, ale nasza rzeczywistość jest tu. — westchnął z cieniem uśmiechu na twarzy. — Może nie jesteśmy tutaj perfekcyjną parą, ale jesteśmy perfekcyjnymi przyjaciółmi. — dodał na pocieszenie, by zaczepnie szturchnąć go.

Od tego właśnie się zaczęło. Przepychali się, szturchali i śmiali głośno, kompletnie ignorując otoczenie. Zwyczajnie dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Postanowili nawet wybrać się na jedzenie, oczywiście nie przerywając swoich wygłupów. Nawet nie zauważyli chłopaka, który stał po drugiej stronie ulicy, i spoglądał na nich z grobową miną, zaciskając kurczowo palce na reklamówce z zakupami.

A Minho kolejny raz poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej, gdy spoglądał na Jisunga i Chana. Byli ze sobą blisko, nawet bardzo. Na tyle, że Han nie zaprotestował, gdy starszy przeczesywał jego grzywkę albo szczypał w policzki.

Znowu był zazdrosny. Ale czemu? Przecież to on sam odrzucił Jisunga. Młodszy wyznał mu uczucia, a on ich nie odwzajemnił. Czemu więc tak w nim wrzało, gdy widział jak Bang go w ogóle dotykał? Co było z nim nie tak?

Zgrzytnął zębami, po czym ruszył dalej, klnąc pod nosem. Czemu tak nagle Chan zaczął się ponownie kręcić wokół Jisunga? Od zerwania spotykali się raczej sporadycznie, najczęściej gdy zbierała się cała ósemka. Nie rozumiał czemu były diabeł znowu się tak do niego przykleił. Nie byli już razem do cholery!

Po drodze do domu wybrał numer do Changbina, by zaprosić go razem z Felixem do siebie. Potrzebował oderwać swoje myśli od tej cholernej zazdrości. Seo oczywiście zgodził się od razu, zaś w tle można było usłyszeć rozradowanego Lee, co nieco poprawiło mu humor. Miło, że ktoś aż tak cieszył się na spotkanie z nim.

Zamierzali razem pograć w jakieś gry na konsoli, ewentualnie obejrzeć jakiś film. Minho był nawet skłonny zgodzić się na dzierganie na drutach, byle móc zająć czymś myśli. Nie chciał cały wieczór myśleć o Jisungu i Channie, którzy na pewno świetnie się ze sobą bawili. Nie chciał myśleć o tym co mogli razem robić.

Przestań o tym myśleć!!

Warknął pod nosem, otwierając drzwi, by przywitać się ze swoimi kocurkami. Był tak zirytowany, że koty dość szybko zeszły mu z drogi, wyczuwając jego podły nastrój. Zresztą ciężko byłoby to nie wyczuć. Ta czarna aura rozpościerająca się wokół tancerza była prawie że widoczna gołym okiem.

Nic dziwnego, że Changbin oraz Felix, których intuicja była wyostrzona, jako że wcześniej byli istotami nadnaturalnymi, też to wyczuli. Podczas ściągania butów oraz kurtek, rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia. Coś było na rzeczy, a oni zamierzali się dowiedzieć co, ponieważ Minho na ogół był całkiem spokojny.

Jasne, czasami krzyczał bez powodu albo bywał złośliwy, ale nigdy nie wyglądał na tak zdenerwowanego. Zdawało im się, że lada moment i wybuchnie. Wręcz wyglądał jakby planował morderstwo, a oni mieli nadzieję, że nie padnie na nich. W sumie to byli pod ręką niestety.

— Minho hyung... — zaczął ostrożnie Felix, gdy usiedli w salonie.

— Hm? — mruknął niewyraźnie gospodarz, kładąc przekąski na stoliku.

— Powiesz co się stało czy wolisz to zatrzymać dla siebie? — spytał wprost Changbin i uważnie obserwował jego reakcję.

A oczy Lee, wypełnione złością i innym, dziwnym uczuciem, powoli podniosły się na tę dwójkę. Mieli wrażenie, że zaraz zacznie krzyczeć, ale nic takiego się nie stało. Mało tego, po chwili wpatrywania się w nich Minho po prostu... rozpłakał się.

— Jest gorzej niż myślałem... — szepnął zszokowany Bin, gdy Felix zerwał się z miejsca, by podejść do starszego i go przytulić.

Żaden z nich nie miał zamiaru go przesłuchiwać, gdy krztusił się własnymi łzami. Lee Minho płakał, jak dziecko. Chłopak, który nigdy nie okazywał takich emocji, po prostu rozkleił się, wprowadzając ich w głęboki szok. Jak źle musiało być? Co takiego musiało się stać?

— O co chodzi hyung? — spytał delikatnie piegus, gdy tancerz przyjął chusteczkę od Seo, by oczyścić nos.

— Nie mam zielonego pojęcia co się ze mną dzieje. Mam wrażenie, że zaraz oszaleję. — szepnął pod nosem, nie będąc w stanie na nich spojrzeć.

Para spojrzała na siebie z zaniepokojeniem, nie wiedząc co robić.

— Czemu? — tym razem to Changbin postanowił pociągnąć go za język.

A Minho nie miał siły. Chciał się po prostu wygadać, bo sam nie rozumiał co się z nim działo. Skąd brały się te wszystkie uczucia oraz myśli? Może naprawdę wariował?

Schował twarz w dłoniach, wzdychając ciężko i zastanawiając się co miał powiedzieć. Że odrzucił Hana, a teraz był o niego zazdrosny? To się kupy nie trzymało. Zachowywał się jak rozwydrzony bachor, ale nic nie mógł na to poradzić. Myśl, że Chan mógł teraz obejmować Jisunga, sprawiała, że miał ochotę wyjść z siebie i stanąć obok.

Zerknął na dwójkę przyjaciół, czując, że musi się wygadać. Miał tylko nadzieję, że nic nie wyjdzie poza jego salon, ponieważ nie chciałby, żeby Jisung albo Chan dowiedzieli się o tym.

— Hyung...

Wziął kolejny, głęboki wdech, po czym zaczął mówić. Wyrzucał z siebie wszystko co przyniosła mu ślina na język. 

A oczy słuchającej go dwójki z każdą chwilą rozszerzały się w zaskoczeniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top