- 14 -
Dwa tygodnie minęły tak szybko, że obydwaj byli zaskoczeni, gdy nadszedł dzień wizyty kontrolnej. Minho mógł już zdjąć stabilizator, co znaczyło, że wcale już nie potrzebował opieki Jisunga. Musiał wykonywać ćwiczenia, jednak z tym mógł sobie poradzić sam.
Z żalem zaś spoglądał na przyjaciela, który pakował swoje ubrania do torby, by móc wrócić do siebie. Żaden z nich nie chciał się rozstawać, ale nie było dobrego powodu, by były anioł zatrzymał się na dłużej w domu tancerza. Pożegnali się więc wieczorem, a Jisung wrócił do bloku, w którym mieszkał.
Od razu zaczął tęsknić za Minho, ponieważ przyzwyczaił się do spędzania z nim wieczorów, a później dzielenia łóżka. Czuł się obco w swoim własnym mieszkaniu, mimo że zaglądał do niego przez te czternaście dni praktycznie codziennie, by zająć się też swoim lisem.
Niestety nie mógł go wziąć ze sobą do Minho ze względu na jego koty, dlatego Flake musiał jakoś to przeżyć. Jisung wpadał na chwilę, karmił go i czyści kuwetę, by znowu zniknąć. Ale teraz mógł się nim prawidłowo zająć, dlatego od razu po powrocie dał mu troszkę przekąsek i przytulił go do siebie, kładąc się na dywanie w salonie.
Spoglądał za to smutno w sufit i myślał o czasie, który spędził ze swoim obiektem westchnień. Mieszkanie z nim było jedną z najlepszych rzeczy jaka mu się przytrafiła. Ani razu się nie pokłócili, starszy też nie zostawiał po sobie bałaganu, mimo że miał do tego prawo. Często też się zdarzało, że wracał i wcale nie musiał gotować, a to był duży plus.
Westchnął pod nosem i przewrócił się na bok, wtulając policzek w swoją dłoń. Było zupełnie inaczej niż gdy mieszkał z Chanem. Z Minho mógłby nawet zamieszkać na stałe i wcale by nie narzekał. Cholernie mu się podobały te dwa tygodnie, gdy zasypiał i budził się obok niego.
— Oj Minho... — wymamrotał, chowając twarz w dłonie na wspomnienie starszego, który przestawił się na spanie w samych bokserkach.
Cały czas miał wrażenie, że jeszcze czuł ciepłe ramiona, które go obejmowały. Naraz przypomniał sobie zapach skóry oraz ciche bicie serca, przez co oblał go rumieniec. Cholera, on był tak bardzo zakochany w tym człowieku, to było wręcz niemożliwe. Jak to się mogło stać?
Zaczął kręcić się na dywanie, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa. Z jednej strony był szczęśliwy przez uczucie, które wypełniało jego serce, ale z drugiej przerażało go to. Nie miał dużego doświadczenia w życiu miłosnym, a poza tym zakochał się we własnym przyjacielu.
— Jak myślisz... Mógłby odwzajemnić moje uczucie? — zwrócił się w stronę lisa, który ziewnął w odpowiedzi i machnął ogonem.
Mimowolnie zaśmiał się pod nosem i pogładził swojego pupila po głowie. Nie potrafił się z nim komunikować tak, jak z ludźmi, ale znał go całe życie, więc mógł się domyślać. Szkoda, że on nie był tak pewny swego, jak Flake.
— Chciałbym, żeby mnie kochał. —mruknął pod nosem, po czym przetarł lekko swoją twarz.
Był już zmęczony, przez co coraz częściej zdarzało mu się rozważać wyznanie Minho uczuć. Nie wiedział czy starszy odwzajemniłby je, jednak nie musiałby się przynajmniej męczyć z ukrywaniem. Jednak pilnowanie się na praktycznie każdym kroku bywało uciążliwe i męczące.
Powoli podniósł się, by wyjść na mały balkon, mimo że temperatura na zewnątrz była nieprzyjemnie niska. Ramiona już po chwili były pokryte gęsią skórką, jednak nie przejął się tym, opierając ręce na barierce. Nie zwracał uwagi na zimne szpileczki, które zaczęły wbijał się w jego ciało. To naprawdę nie miało znaczenia.
Liczyło się rześkie powietrze, które dostało się do płuc, przynosząc ulgę. Miał wrażenie, że jego umysł zaczął się powoli przejaśniać. Jakby lodowaty wiatr rozwiewał mgłę niepewności i strachu. Wyjątkowo przyjemne uczucie, chociaż sama metoda dojścia do niego była dość niebezpieczna.
Na szczęście rzadko chorował, dlatego mógł sobie pozwolić na takie ryzykowanie. Nie był już aniołem, jednak miał o wiele mocniejszą odporność niż reszta ludzi. Chociaż gdy już zdarzało mu się chorować, to było naprawdę źle. Do szpitala nie trafił ani razu, jednak nie był w stanie wstać z łóżka. Cała szóstka przyjaciół i Chan, który był wtedy jego chłopakiem, zajmowała się nim na zmianę.
— This city's gonna break my heart... — zanucił cicho, obserwując jak wydychane przez niego powietrze zmienia się w parę. — This city's gonna love me then leave me alone...
Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, po czym schylił się i oparł brodę na barierce. Jego ciało drżało, jednak nie przejmował się tym, wzdychając zimne, świeże powietrze. Czuł się wyjątkowo dobrze. Spoglądał na miasto z lekkim uśmiechem i nucił piosenkę, która z jakiegoś powodu nie chciała wyjść z jego głowy.
Gdyby tylko mógł ponownie ułożyć się w ramionach Minho... Może wtedy byłby w stanie zasnąć. A tak? Czuł się zmęczony, jednak nie senny. Wiedział, że gdyby się położył w łóżku, nie byłby w stanie zasnąć. Ten człowiek naprawdę go stopniowo uzależniał od siebie...
Zbliżała się godzina druga, więc wcale nie było jeszcze tak późno. Mimo wszystko, miasto już spało, dlatego otaczała go kompletna cisza, która koiła jego nerwy. Miał ochotę zostać na tym balkonie na zawsze. Chłód, spokój i mrok, czego więcej mógł żądać?
Niestety w pewnym momencie zaczął odczuwać ból przez niską temperaturę, która nie przypadła jego ciału do gustu. Niechętnie i z ociąganiem wrócił do mieszkania, jednak szybko znalazł rozwiązanie w postaci bluzy, którą szybko ubrał. Mógł wrócić na balkon i dalej rozkoszować się przyjemnym klimatem, co uczynił.
I spoglądał z pewnym smutkiem w gwiazdy, tęskniąc za czasami, gdy nie miał takich problemów. Zanim poznał Chana właściwie nic nie działo się w jego życiu. Było spokojne, monotonne, bezpieczne. Dopiero gdy się zakochał w niesfornym diable wszystko się zmieniło. Sam ich związek był ryzykowny, a zakończył się pełną przemianą w człowieka. Od tamtej pory nic nie było takie samo.
Chociaż musiał przyznać, że jego dawne życie wcale mu się tak nie podobało. Jasne, było bezpieczne, ale zawsze mu czegoś w nim brakowało. Jego ludzkie życie za to było wspaniałe, mimo niewielkich trudności. Miał grono przyjaciół, fajną pracę i przytulne mieszkanie. Nie musiał nikogo udawać, mógł kochać kogo chciał. Prawie.
Nagle coś go tchnęło, dlatego sięgnął po telefon, który miał w kieszeni, i szybko go odblokował nim się rozmyślił. Wybrał czat z Minho, po czym przycisnął mikrofon, by zacząć nagrywać wiadomość głosową.
— Tak, nie mogę spać, ale nie bij. W każdym razie nie wiem czy pamiętasz, ale pytałeś mnie co sądzę o naszej przyjaźni. Odpowiedziałem wtedy, że jest wyjątkowa, ale to uogólnienie moich myśli. — westchnął, spoglądając przed siebie. — Myślę, że jest piękna. Właściwie z nikim nie mam lepszej relacji niż z tobą. Nasza przyjaźń jest dla mnie najcenniejsza, najważniejsza. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił hyung. Nie wiem też czym sobie na ciebie zasłużyłem, ale jestem cholernie szczęśliwy, że cię poznałem. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. — uśmiechnął się pod nosem, jednak nie kontynuował, bo skończył mu się czas.
Spoglądał chwilę na czat, zastanawiając się czy nagrać kolejną wiadomość. Bał się, że przypadkowo powiedziałby za dużo, ale też chciał to z siebie wyrzucić póki jeszcze miał odwagę. Kliknął więc ponownie w mikrofon.
— Zawsze byłeś dla mnie ważny, cały czas jesteś i to się nie zmieni. Nawet sobie nie zdajesz sprawy z tego, ile dla mnie znaczysz. Gdyby nie ty, moje życie byłoby puste i smutne, wiesz? Kocham się z tobą droczyć i przytulać. W ogóle fajnie się do ciebie tuli. Może i urodziłeś się człowiekiem, ale dla mnie jesteś aniołem. Zasługujesz na to miano bardziej niż ja kiedykolwiek. — wyrzucił z siebie, uważając na słowa opuszczające jego usta.
W ostatniej chwili zamknął się i wysłał wiadomość, gdy prawie wyrwało mu się wyznanie. Nie był gotowy psychicznie, by powiedzieć mu co do niego czuł. Takie przypadkowe wyznanie miłości było ostatnią rzeczą jakiej potrzebował w tamtym momencie. Mało brakowało.
— Dobranoc hyung. — nagrał ostatnią wiadomość, po czym schował telefon i ukrył twarz w dłoniach. — Jestem beznadziejny... — szepnął pod nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top