Rozdział 7
Udawałem chorego, by rodzice nie pozwolili mi iść do szkoły w poniedziałek. Niestety nie uwierzyli w mój ból głowy i brzucha, a w dodatku i tak mnie zawieźli do szkoły, więc nie było odwrotu. Musiałem do niej iść i stawić czoła ludziom, którzy w stu procentach są do mnie źle nastawieni po ostatniej imprezie.
Przeszedłem przez korytarz ignorując skierowane na mnie spojrzenia uczniów, które odebrałem tak jakby chcieli mnie nimi zrównać z ziemią.
Och, znając życie zapewne znowu wyolbrzymiam.
Gdy podszedłem pod klasę, nikt mnie nie komentował, co szczerze mówiąc mnie zdziwiło, ale ten fakt powinien mnie cieszyć.
Zobaczyłem Harry'ego, który w samotności stał oparty o ścianę i był wpatrzony w swój telefon.
Jest smutny i to przeze mnie.
Przepraszam, Harry.
Nie chciałem do niego podejść, bo bałem się jego reakcji. Krzyczący i obrażony na mnie Harry byłby ostatnią rzeczą, którą chciałbym zobaczyć.
Cały dzień nie odzywałem się do nikogo, bo na szczęście żadna sytuacja tego nie wymagała. O dziwo nawet Zayn i Louis nie zaczepiali mnie, co było chyba tylko jedną pozytywną rzeczą tego dnia.
Gdy zajęcia szkolne się skończyły, wziąłem potrzebne książki z szafki ze sobą, żeby odrobić zadania domowe.
Stałem w samotności na przystanku i w pewnym momencie prawie dostałem zawału, gdy poczułem, że ktoś ciągnie mnie za rękaw bluzy.
Odwróciłem się i odetchnąłem z ulgą widząc Harry'ego.
- Chcę z tobą porozmawiać - powiedział.
I to jest ten moment, gdy na te słowa całe życie przebiega przed oczami doszukując się w pamięci naszych największych popełnionych błędów.
- Dobrze - odezwałem się cicho.
- Ale nie tutaj.
- Więc gdzie?
- Uhm, tam gdzie nikt nie będzie nas słyszał.
W takim razie w jak bardzo w złej sytuacji jestem?
- Możemy pojechać do mnie - zaproponowałem i wtedy Harry podniósł swój wzrok na mnie. Patrzył się przez chwilę na moją twarz, ale w końcu się zgodził.
W ciszy pojechaliśmy do mojego domu, gdzie zastała nas moja mama.
- Cześć, chłopcy! - przywitała się z nami, gdy wyszła z kuchni, by zobaczyć kto wszedł do domu.
- Dzień dobry, proszę pani - odezwał się Harry.
- Zaraz podam obiad, chciałbyś zostać i zjeść z nami?
- Dziękuję, pani Horan, ale jestem tu tylko na chwilę - Styles uśmiechnął się lekko.
Po krótkiej rozmowie z moją mamą udaliśmy się do mojego pokoju, do którego zamknąłem za nami drzwi.
Usiadłem na łóżku i zacząłem nerwowo przebierać palcami, bo bałem się tego co Harry mi zaraz powie.
Po chwili usiadł obok mnie i patrząc prosto na mnie odezwał się:
- Możesz mi to wszystko wytłumaczyć?
Wiedziałem, że chodziło o tą całą sprawę, która miała miejsce na imprezie Louisa.
Przez moją głowę przepłynęło sporo myśli, więc nastała cisza, bo musiałem je zebrać w całość.
- Nie mogę - pokręciłem głową.
Harry lekko zmrużył oczy i oparł się o ścianę nadal patrząc na moją twarz.
- Nie potrafię - powiedziałem cicho i opuściłem swój wzrok, który ulokowałem na swoich stopach.
- Za każdym razem ciebie bronię, a ty się nie odwdzięczasz. Zostawiłeś mnie tam samego.
W tym momencie cieszyłem się, że na niego nie patrzyłem, bo jestem pewny, że zacząłbym płakać.
Zawiodłem go.
- Harry, ja przepraszam. Po prostu nie mogłem tego wytrzymać.
- Czego?
- Czego? - prychnąłem - Publicznego wyśmiewania mnie ciągle za tą samą pieprzoną rzecz - powiedziałem czując jak łzy zbierają mi się do oczu.
- Wiem jak to jest.
Spojrzałem się na niego zdziwiony. Jak to wie?
- Ale fakt, nie dręczyli mnie tak jak ciebie - powiedział.
Och, dzięki, naprawdę.
- Tylko... Nie wiem czy chcesz o tym mówić, ale... Czy ty naprawdę lubisz chłopców?
Naprawdę musiałeś zadać to pytanie?
Patrzyłem się na niego, bo nie wiedziałem jak się odezwać, bo nie byłem pewny tego czy mogę z nim o tym porozmawiać. Gdybym się do tego przyznał, to jakby zareagował?
Lubisz mnie takiego za jakiego mnie postrzegasz, więc niech tak zostanie.
- Wiedziałem, że przez nich będziesz tak myślał - powiedziałem mając na myśli moich gnębicieli i mając nadzieję, że odbiegnę od udzielenia odpowiedzi na pytanie - Oni chcą jeszcze bardziej zniszczyć moje życie, które już jest wystarczająco zrujnowane - odetchnąłem i opuściłem głowę czując, że mam się rozpłakać - Od kiedy pamiętam wyzywano mnie i gnębiono. Nie miałem nikogo z kim mógłbym o tym porozmawiać. Nigdy - szepnąłem i wtedy nie mogłem powstrzymać swoich łez. Ściągnąłem swoje okulary i ukryłem swoją twarz w dłoniach zaczynając płakać.
- Jestem nikim - wymamrotałem kręcąc głową.
- Nie - szepnął.
Po chwili miałem wrażenie jakby moje serce stanęło, bo poczułem oplatające mnie ramiona. Palce jednej dłoni Harry'ego wplotły się w moje włosy, a wolna dłoń zaczęła gładzić moje plecy.
To się nie dzieje.
- Niall, nie płacz - szepnął - Masz mnie.
To są wielkie słowa, Harry. Może nie dla ciebie, ale dla mnie jak najbardziej, bo nigdy aż do dziś ich nie usłyszałem.
Harry przytulał mnie, podczas gdy ja płakałem. Nie tylko ze smutku, ale też ze szczęścia.
Harry Styles mnie przytulił.
- Od kiedy się pojawiłem tracisz na tym, bo znów ci dokuczają. Przepraszam - zacisnąłem pięść na jego koszulce, ale po chwili rozluźniłem uścisk.
- Nie przepraszaj - powiedział i odsunął się ode mnie posyłając mi ciepły uśmiech. Poczułem brak czegoś, co daje mi ciepło i bezpieczeństwo. Powtórzmy to, proszę.
- Kiedy coś będzie szło w złym kierunku to powiedz mi o tym. Jestem tutaj dla ciebie.
Czy Harry Styles właśnie dał mi do zrozumienia, że jest kimś na kim mogę zawsze polegać?
Horan, to twój szczęśliwy dzień.
- Dziękuję - powiedziałem uśmiechając się szczerze. Zanim Harry mógł się odezwać, ktoś zapukał do drzwi.
- To zapewnie mama... - westchnąłem i przetarłem swoje oczy pozbywając się łez, po czym założyłem okulary - Tak? - odezwałem się głośniej.
Mama weszła do pokoju i jej uśmiech zmienił się w zmartwiony wyraz twarzy.
- Chciałam powiedzieć, że obiad stygnie, ale... Coś się stało?
- Wszystko w porządku, pani Horan - Harry odezwał się, a mama westchnęła.
- Więc nie zostajesz na obiedzie?
- Niestety nie, bo tak się składa, że muszę już iść.
- Następnym razem nie pozwolę, żebyś wrócił do domu głodny - powiedziała, a Harry zaśmiał się pod nosem.
Zeszliśmy na dół, gdzie zastaliśmy mojego tatę, który właśnie wszedł do domu. Otworzył szerzej oczy widząc Harry'ego, bo w sumie był nieznajomym dla niego chłopakiem, który właśnie był z jego synem sam na sam w pokoju.
- Dzień dobry - Harry przywitał się.
- Dzień dobry - tata uśmiechnął się lekko nadal patrząc na nas dziwnie.
To nie tak jak myślisz, ale chciałbym, żeby twoje myśli miały miejsce w rzeczywistości.
Ubrałem się z Harrym i wyszliśmy z domu stając na schodach, bo prawda jest taka, że czułem się niekomfortowo stojąc z nim w towarzystwie rodziców.
- Dziękuję, że mimo wszystko nie jesteś na mnie zły - powiedziałem.
- Uwierz mi, że nie mógłbym - uśmiechnął się lekko - Muszę iść, więc... Do jutra?
- Do jutra - odpowiedziałem, a Harry podniósł rękę, żeby przybić ze mną piątkę, jednakże szybko z tego zrezygnował i przytulił mnie mocno do siebie. Przez szybki ruch swojej głowy sprawił, że jego miękkie i ciepłe usta znalazły się na moim policzku, który wręcz zaczął mnie piec, a moje serce w tym czasie prawie wyskoczyło z klatki piersiowej. Harry pożegnał się ze mną i nie czekając na moją odpowiedź szybkim krokiem oddalił się od mojego domu podążając w kierunku swojego przystanku autobusowego.
Położyłem dłoń na policzku, które miały zaszczyt doznać dotyku ust Harry'ego i wtedy pokręciłem głową nie wierząc w to co się właśnie stało. Cały w skowronkach wszedłem do domu przygryzając wargę, żeby rodzice nie zobaczyli mojego podejrzanego uśmiechu. Udałem się do pokoju i położyłem się na łóżku, by przytulić jedną z moich poduszek. Miałem ochotę skakać ze szczęścia i zarazem płakać, bo Harry znów udowodnił mi, że dzień przez jeden mały gest może stać się najlepszy pośród tych, które minęły w smutku i rozpaczy nad sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top