4. W takim razie do zobaczenia...
Lekko przerażona popycham drzwi, a następnie wchodzę do środka. Zamykam za sobą drzwi najciszej jak potrafię, po czym ruszam w stronę salonu. Nagle z pomieszczenia wychodzi Lauren.
- Chcesz, żebym zawału dostała?! - krzyczę, oddychając ciężko.
- Sorry - rzuca śmiejąc się pod nosem - Znalazłam go pod drzwiami. Jest do Ciebie.
Brunetka wyciąga małą kopertę, a następnie podaję mi ją.
- Dzięki - chowam ją do kieszeni i ruszam w stronę schodów - Cześć Jake!
- Hej Soph! - rozlega się głos z salonu.
- Jakbyś coś chciała będę u siebie - rzucam do siostry, po czym wbiegam na górę. Zamykam się w pokoju, a następnie rzucam się na łóżko.
Chwila co to za list? Powoli otwieram kopertę, a moim oczom ukazuje się ledwo czytelna kartka białego papieru.
JEŚLI CHCESZ ŻYĆ, RADZĘ CI PRZESTAĆ WĘSZYĆ WOKÓŁ TEJ SPRAWY, ALBO SKOŃCZYSZ TAK JAK TWOJA MATKA. TRZYMAJ SIĘ Z DALEKA SMARKULO!
Lekko wystraszona odkładam list, a następnie wychodzę na korytarz.
- Lauren wiesz może od kogo to?! - krzyczę udając spokojną, tak naprawdę w środku trzęsę się jak głupia.
- Mówiłam, że leżał pod drzwiami. Coś się stało?! - pyta z nutą ciekawości.
- Nie, po prostu pytam! Dzięki! - szybko wracam do pokoju, po czym chowam list do schowka.
Przestać i odpuścić? W końcu podobno pani Bieber udało się ubłagać policję, by przyjrzeli się sprawie jeszcze raz.
Sama nie wiem. Muszę to przemyśleć. Ale do cholery, tu chodzi o moją mamę! Nie! Nie ma mowy! Nie odpuszczę. Nie tak łatwo! Jednen, głupi list nie zmieni tego co obiecałam mamie w dniu jej pogrzebu. Nigdy się nie poddam!
Zmęczona biorę prysznic, a następnie kładę się spać. Muszę się z tym przespać, co z tego, że i tak przez całą noc będę miała koszmary?
Ugh, idę spać, może chociaż trochę uda mi się odpocząć...
✏ ✏ ✏
W oczach wszystkich zebranych można ujrzeć tysiące łez. Tego dnia i w moich oczach było ich nawet więcej, niż tysiące, może nawet miliony. Gdy trumna zjeżdża w dół, odwaracam się się całkowicie. Czuję jak czyjeś dłonie mocno mnie obejmują. Chwila kto to? Lekko podnoszę zapłakane oczy i zauważam go. Tak właśnie jego. Co Justin tu robi? Wszystkie moje myśli przerywa jeden cichy szept, wydobywający się prosto z jego ust.
- Nie płacz już. Jestem tu - właśnie w tym momencie, chłopak przyciąga mnie do siebie i obejmuje swoimi ramionami. Ignorując wszystko wtulam się w niego i próbuję choć trochę się uspokoić.
Gdy wszyscy już pożegnali się z moją mamą, zaczęli składać mi kondolencje. Ugh, myślą, że to takie proste tak?! Cholera to okropne! To uczucie, że nigdy więcej jej nie zobaczę. Nigdy więcej, nie będę mogła się do niej przytulić, ani nawet zamienić z nią paru słów przed szkołą. Po prostu jej już nie będzie.
- Soph idziesz z nami na poczęstunek? - pyta Lauren.
- Nie mam ochoty tam iść. Przepraszam Cię - szepczę załamana.
- Jasne rozumiem. W takim razie spotkamy się w hotelu - szepcze dziewczyna.
- A ty Jay? - spogląda na niego ze smutkiem.
- Zostanę ze Sophie - uśmiecha się smutno, a następnie przyciąga mnie do swojego boku, by dodać mi otuchy.
- Okay - rzuca i odchodzi ze swoim chłopakiem. Gdy mają już wsiąść do auta brunetka odwraca się na chwilę.
- Justin proszę Cię miej ją na oku.
- Nie martw się, nie spuszczę z niej oka nawet na chwilę - pociesza ją.
- Dziękuję - i wsiada do auta.
- Chodź, jeszcze brakuje, żebyś mi się tu przeziębiła - szepcze chłopak z troską w głosie.
- Justin jaa...nie mogę - tłumaczę mu, spoglądając z tęsknotą na grób.
- Ohh kochanie, wiem co czujesz, ale nie możesz zostać tu na zawszę. Obiecuję Ci, że jutro tu przyjedziemy, okay? - blondyn muska czubek mojej głowy, gdy tylko się zgadzam. - W takim razie chodźmy.
Wsiadamy do samochodu chłopaka, a w drodze do hotelu, tak po prostu zasypiam. To ze zmęczenia..tak mi się wydaje...
Budzę się wtulona w Justina. Siedzimy w pokoju hotelowym na łóżku w jednej z kilku sypialni.
- Dzień dobry księżniczko - szepcze chłopak, gdy orientuje się, że już się obudziłam.
- Cześć, długo spałam? - pytam rozglądając się po pokoju.
- Koło dwóch godzin. Dobrze się czujesz? - pyta przykładając dłoń do mojego czoła.
- Tak wszystko jest w porządku - uśmiecham się na zawołanie.
Chwila, coś mi tu nie pasuje.
Gdy był pogrzeb mojej mamy, ja i Justin jeszcze się nie znaliśmy. Znaczy nie pamiętam, czy był na nim, czy nie, bo byłam zbyt załamana, by rozglądać się po ludziach.
Cholera kolejny okropny sen!
- Hej, co jest? - pyta chłopak, machając mi ręką przed twarzą.
- To tylko sen...Justin my tak naprawdę nie jesteśmy parą - szepczę ze łzami w oczach.
- Ej, nie płacz...to może znak - rzuca chłopak, przytulając mnie do siebie.
- Jaki znak Justin? - spoglądam na niego zaskoczona jego słowami.
- Może powinniśmy być parą kochanie. To nasze przeznaczenie - tłumaczy mi, po czym obejmuje moją twarz i złącza nasze usta w pocałunku.
Nagle po pokoju roznosi się dźwięk melodii. Chwila to mój budzik!
Niechętnie otwieram oczy i spoglądam na telefon.
Ehh czas do szkoły. Weekend minął tak szybko, że nawet nie zorientowałam się kiedy przyszedł poniedziałek. Na szczęście to ostatni tydzień, potem zostają już dwa tygodnie wolnego. Nareszcie będę mogła zająć się całą sprawą na poważnie.
Przecieram zaspane oczy, a następnie podnoszę się z łóżka. W powolnym tempie docieram do łazienki. Biorę szybki prysznic, robię świeży makijaż, a następnie wkładam zwykłe czarne rurki i bluzę wkładaną, przez głowę. Włosy zostawiam rozpuszczone. Wychodząc z pokoju biorę torbę i sprawdzam na wypadek, czy mój schowek jest bezpiecznie ukryty i przede wszystkim zamknięty.
Szybko zbiegam na dół i najszybciej jak potrafię zjadam tosta i wypijam kawę. Wychodzę z domu i w zwykłym tempie ruszam w stronę szkoły.
Nie mam dziś zbytnio dużo trudnych i nudnych zajęć, ale zawsze jednak to szkoła. Gdy docieram na miejsce, do zajęć zostaję mi 15 minut. W powolnym tempie otwieram swoją szafkę i wyjmuję z niej książki od sztuki. W momencie, kiedy chcę zamknąć drzwiczki, moja przyjaciółka wyskakuje zza nich jakby się paliło.
- Boże Vicky! Czy ty do cholery oszalałaś?! - krzyczę, uspokajając się.
- Sorry, nie chciałam. - tłumaczy dziewczyna. - Po prostu mam mega newsa.
W jej oczach można dostrzec wyraźne iskierki i podniecenie.
- Co jest? - spoglądam na nią lekko zaciekawiona, a następnie zamykam szafkę i chowam klucz do torby.
- W naszej szkole pojawił się nowy uczeń - uśmiecha się podekscytowana.
- Noi? - pytam śmiejąc się pod nosem.
- Jest mega przystojny, oraz mega bogaty - opowiada mi blondynka.
- Serio zwracasz uwagę na jego pieniądze? - spoglądam na nią lekko zdziwiona. Nigdy tak nie robiła.
- No co ty, po prostu mówię Ci to, czego się dowiedziałam - rzuca śmiejąc się.
- Okay, co masz teraz? - pytam ruszając korytarzem przed siebie.
- Matma, a ty? - dziewczyna zatrzymuje się przy drzwiach, od sali lekcyjnej.
- Sztuka - rzucam pokazując książkę.
- To do zobaczenia później - blondynka posyła mi buziaka w powietrzu, a następnie wchodzi do sali. Wzdycham lekko, po czym ruszam do swojej sali.
Dzisiaj mogliśmy szkicować co tylko nam się wymarzy. Pani Jane opowiadała o różnych rodzajach, budowlach i czymś jeszcze, ale nie zwracałam na nią większej uwagi. Od razu zaczęłam swoją pracę.
Sama nie wiem, dlaczego, ale coś skusiło mnie bym naszkicowała parę tatuaży Justina. Noi tak się stało.
Dokładnie pięć minut przed końcem pierwszej lekcji oddałam pani gotową pracę, na co ona obdarzyła mnie szerokim uśmiechem.
Od rozmowy z przyjaciółką, cały czas męczyło mnie to jedno pytanie.
Kim jest nowy uczeń?
W tym samym momencie rozlega się dźwięk dzwonka. Zrywam się z ławki, a następnie ruszam w stronę szafek.
Leniwym ruchem chowam sztukę i wyciągam biologię.
Po zamknięciu drzwiczek, od razu ruszam w stronę sali, ponieważ ta przerwa jest krótka.
Zajmuję ostatnią ławkę, a następnie zaczynam przeglądać podręcznik.
Lubię ten przedmiot, ale nie mogę się skupić dziś na niczym.
W mojej głowie cały czas roi się od pomysłów na temat całej sprawy związanej z mamą, myślę też o Justinie, cały czas rozmyślając o dzisiejszym śnie. Sama nie wiem,co mam robić.
Na tej lekcji zazwyczaj siedzę sama, ale różnie to bywa.
Gdy do sali wchodzi pani Roth w sali nastaje cisza. Nie fatyguję się by nawet na nią spojrzeć. Wolę dalej czytać dzisiejszy temat.
- Klaso, chciałbym przedstawić wam dziś nowego kolegę - rzuca kobieta, a klasa zaczyna krzyczeć coś w stylu "hej" - choć według mnie, to wcale tego nie przypomina. Zmęczonym wzrokiem zaczynam szkicować w swoim notesie różne wzory, które mogłyby pasować do tatuaży Justina.
Byłam tak zajęta i zbyt śpiąca by usłyszeć słowa " Możesz usiąść z Sophie, ona zawsze siedzi sama".
Ugh, dopiero z rozmyśleń i mojego świata wybudza mnie jego głos:
- Hej Sophie - rzuca zajmując miejsce obok mnie.
Czuję jak moje serce przyśpiesza.
Wow, dlaczego tak na niego reaguję?
- Hejka - uśmiecham się i szybko zamykam notes, odkładając go na bok ławki.
- Wszystko u Ciebie dobrze? Wyglądasz na zmęczoną - szepcze z troską w głosie.
- Tak, tak wszystko okay, po prostu położyłam się wczoraj bardzo późno - uśmiecham się smutno.
- No dobrze dzieci, dzisiejszym tematem jest umiejętność panowania nad stresem. - zaczyna nauczycielka.
- Co ty tu robisz? - pytam spoglądając na niego zaskoczona.
- Moja mama przeniosła mnie, ponieważ stwierdziła, że we wcześniejszej szkole miałem złe towarzystwo - tłumaczy śmiejąc się pod nosem.
- Rozumiem - również się uśmiecham.
Całą lekcję rozmawialiśmy, ignorując całkowicie gadaninę nauczycielki. I tak znałam ten temat, więc nie musiałam go słuchać.
Po dzwonku Jay odprowadził mnie pod szafkę. Rozmawialiśmy jeszcze przez długą chwilę, gdy nagle pojawiła się Tori nie widząc, że Justin wszystko słyszy.
- Soph nie zgadniesz! - krzyczy podekscytowana.
- Co tym razem? - pytam śmiejąc się.
- Mamy Wf z tym ciachem - tłumaczy, a ja spoglądam na blondyna. Mina mojej przyjaciółki była nie do opisania, gdy zrozumiała co właśnie się stało.
- W takim razie do zobaczenia na Wf - rzuca chłopak, po czym rozbawiony rusza w stronę szatni.
- Boże Vicky, pięknie nas załatwiłaś - dodaję nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Trzeba było mnie uprzedzić - rzuca również się śmiejąc.
Chwilę później jesteśmy już pod szatnią.
Hejka. Tak prezentuje się kolejny rozdział. Co sądzicie? Jak myślicie czy między Sophie, a Justinem coś będzie? Piszcie w komentarzach i do zobaczenia wkrótce. Bye xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top