2. Listy...

Budzę się jak zwykle - z krzykiem. Tej nocy na szczęście jestem sama. Mam przynajmniej pewność, że nikogo nie obudziłam. Czasami łudzę się, że pewnego dnia, gdy dziura w sercu po stracie najważniejszej osoby w moim życiu stanie się mniej bolesna, sny odejdą. Niestety to chyba niemożliwe. Nie ma na tym świecie osoby, która mogłaby sprawić, że nie będę krzyczeć w nocy. Osoby, która swoją obecnością odgoniłaby wszystkie koszmary. Ugh, już na zawsze taka będę... Nie chcę tego.
Przecieram oczy, po czym spoglądam na zegar. 4:00.
No trudno i tak już nie zasnę. Podnoszę się z łóżka po czym zarzucam na siebie za dużą bluzę. Małymi krokami schodzę na dół by zrobić sobie coś gorącego do pica. Za godzinę wróci Lauren. Na szczęście, od razu położy się spać, a ja będę mogła w spokoju główkować nad miejscem, gdzie moja mama mogła ukryć jakieś ślady. Gdy herbata jest już gotowa, po domu roznosi się głos przekręcanego klucza w zamku.
W tym momencie drzwi się otwierają, a do środka wpada moja starsza siostra. Dziewczyna przeczesuje palcami zmierzwione krucze włosy, a następnie zamyka szybko drzwi.
- O Boże! - krzyczy na cały głos, gdy tylko zauważa mnie stojącą naprzeciwko. - Sophie, chcesz, żebym dostała przez Ciebie zawału?!
- Spokojnie Lauren, nie mogłam już spać. Chciałam się czegoś napić - tłumaczę jej, mierząc ją wzrokiem od góry do dołu.
- Ah, no tak zapomniałam o twoich nocnych problemach. Przepraszam - rzuca dziewczyna, po czym odkłada torbę na komodę stojącą na przedpokoju, a następnie ściąga płacz i wiesza go w szafie. - Pójdę się teraz przespać okay? Potem pogadamy.
- Lauren? - zaczynam, gdy brunetka chce zamknąć drzwi od swojej sypialni.
- Hmm? - spogląda na mnie zaspanym wzrokiem, ziewając.
- Mogłabym dziś nie iść do szkoły? Nie mamy dzisiaj nic ważnego - pytam z nadzieją.
- Niech będzie, ale tylko dziś - dodaje i zamyka drzwi.
Jest chyba naprawdę zmęczona, skoro nie wie nawet, że mamy dziś piątek. No, ale co tam. Ważne, że mogę zostać w domu.
✏ ✏ ✏
O równej 12:00 wymykam się z domu. Kilka minut później jestem już przed recepcją na ostatnim piętrze biurowca, gdzie kiedyś pracowała moja mama.
- Hej Skye - rzucam na powitanie, a następnie muskam policzek przyjaciółki.
- Hej kochanie - uśmiecha się lekko, po czym mierzy mnie wzrokiem. - Wszystko okay? Wyglądasz jakoś tak nieswojo.
- Tak, po prostu mam już dość tych koszmarów nocnych. Przez nie, nie mogę się porządnie wyspać. To mnie niszczy od środka - tłumaczę jej, przeczesując włosy palcami.
- To niedobrze. Próbowałaś już coś z tym zrobić? - pyta biorąc klucz od biura mojej rodzicielki.
- Tak i to nie raz, ale nie ma żadnych postępów. Czasami się boję, że już tak zostanie - szepczę, ruszając za dziewczyną.
- Nie martw się. Myślę, że z czasem to minie - pociesza mnie, a następnie otwiera drzwi od pomieszczenia.
- Okay, więc zastanawiałam się nad jednym miejscem, gdzie moja mama chowała kiedyś różne listy od mojego ojca - rzucam lekko zamyślona, po czym podchodzę do biurka. Wyciągam wszystkie jego szuflady, tak by została tylko tylna ściana.
- Tu nic nie ma - dodaje zrezygnowana dziewczyna. Zaczynam śmiać się pod nosem.
- Skye, moja mama była sprytniejsza niż Ci się wydaje - uśmiecham się, a następnie zaczynam zeskrobywać drugą warstwę płyty. I wtedy naszym oczom, ukazują się koperty. Białe, średniego rozmiaru koperty, zaadresowane do mojej mamy.
- Nigdy bym na to nie wpadła - rzuca zaskoczona.
- Na co byś nie wpadła? - rozlega się głos. Szybko podnosimy się z ziemi i spoglądamy na postać stojącą w drzwiach.
- Cholera, Jay zamykaj te drzwi! - krzyczy Skye, a następnie rusza w jego stronę.
- Co wy tu robicie? Tu nie wolno wchodzić - rzuca chłopak, decydując się jednak na zamknięcie drzwi.
- Nie wiem, czy wiesz, ale to córka pani Morgan. Chciała po prostu zabrać parę pamiątek po mamie - rzuca dziewczyna, kłamiąc mu prosto w oczy. Wykorzystuję chwilę nieuwagi i chowam listy, do torby, a drugą sztuczną, tylną ścianę naklejam z powrotem. Wkładam jedną szufladę, a następnie udaję, że szukam czegoś w drugiej. W tym momencie w moje oczy, rzuca mi się metalowa skrzynka na klucz oraz mały pluszowy breloczek, do niej podpięty.
- Znalazłam - rzucam udając zadowoloną, a następnie pokazuję im skrzynkę.
- Widzisz, znalazła to czego potrzebuje. Możemy iść - uśmiecha się dziewczyna i wychodzi z gabinetu. Ruszam jej śladem, ale gdy już mam przekroczyć próg, dłoń chłopaka chwyta mnie za nadgarstek.
- Sophie poczekaj chwilę - zaczyna, a moje serce zaczyna walić jak szalone.
- Hmm? - spoglądam na niego zaciekawiona i próbuję ukryć to co czuję tak naprawdę.
- Bardzo mi przykro, z powodu twojej straty. Twoja mama była cudowną osobą. Jeśli byś czegoś potrzebowała, to pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na mnie i moją mamę - tłumaczy chłopak chowając ręce do kieszeni spodni. Czuję przyjemne ciepło na sercu.
- Bardzo Ci dziękuję Justin, na pewno się odezwę jeśli będę czegoś potrzebowała - szepczę uśmiechając się nieśmiało, na co on muska mój policzek. Szybko wychodzę z gabinetu, po czym rzucam do Skye, że się zdzwonimy.
✏ ✏ ✏
Zmęczona wracam do domu, dopiero koło 15:00. Okłamuję Lauren, że byłam u koleżanki by dowiedzieć się o lekcjach. Tak naprawdę to włóczyłam się po mieście, rozmyślając nad tym, kto i dlaczego zabił moją mamę? To pytanie cały czas pojawia się w mojej głowie. Na szczęście moja siostra umówiła się dziś ze swoim chłopakiem. Jeśli dobrze pójdzie zostanie u niego na noc. Wtedy będę mogła na spokojnie wszystko przemyśleć i w końcu otworzyć listy. Gdy tylko wchodzę do swojego pokoju chowam torbę pod łóżko, a następnie szykuję wygodne porozciągane dresy i za dużą bluzę. Biorę czystą bieliznę oraz grube skarpety. Kiedy upewniam się, że mam wszystko wchodzę do łazienki znajdującej się w moim pokoju, a następnie zamykam drzwi na klucz. Związuję włosy w niechlujnego koka, a następnie zrzucam z siebie wszystko co miałam na sobie. Odkręcam kurek z gorącą wodą, a następnie wchodzę pod strumień. Momentalnie czuję ulgę. Ciepło zaczyna roznosić się w szybkim tempie po moim ciele. Nie wiem nawet kiedy łzy wypływają z moich oczu. Ohh, daj spokój, chyba nie będziesz teraz płakać. Weź się w garść kobieto!
Po dokładnym umyciu ciała wychodzę z kabiny i wkładam wcześniej naszykowane ciuchy. Włosy natomiast zostawiam w takim stanie jak je zostawiłam. Nagle drzwi od pokoju się otwierają, a w nich staje moja siostra.
- Ja wychodzę, jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń - rzuca i wychodzi.
- Yhym - rzucam pod nosem i czekam, aż trzaśnie drzwiami, a następnie zamknie je na klucz. Po tych czynnościach wyciągam listy, laptopa, notes oraz telefon mamy. Siadam na łóżku, po czym niepewnie spoglądam na nie za dużą kupkę listów. Biorę jeden i lekko zmartwiona zaczynam go otwierać. Już na pierwszy rzut oka, dostrzegam, że to pismo jest mi dobrze znane. Tylko skąd? Zaczynam go czytać. Nie ma w nim nic, co mogło by zwrócić uwagę.
Dopiero, przy trzecim liście, osoba pisząca zaczyna straszyć moją rodzicielkę. Przed moimi oczami przelatuje jedno zdanie.
Jeśli ktokolwiek dowie się o tym, co widziałaś tamtej nocy, gorzko tego pożałujesz, tak samo jak twoje dzieci...miej się na baczności Jane.

Hejka. Tak prezentuje się kolejny rozdział. Co sądzicie? Piszcie waszą opinię w komentarzach. Do zobaczenia wkrótce. Bye xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top