16. Spotkaj się ze mną...
Od samego rana słyszę jak Justin krząta się po domu. Wczorajsza sytuacja tak bardzo mnie przeraziła, że chyba się rozchorowałam.
Głowa boli mnie niemiłosiernie, serce wali mi jak nigdy w życiu, całą noc miałam koszmary, dopóki Justin nie położył się obok, a mój oddech nie może się uspokoić.
- Hej wszystko w porządku? - pyta zapinając ostatni guzik od skazitelnie białej koszuli.
- Nie czuję się najlepiej - uśmiecham się smutno, podnosząc się lekko na łokciach. Chłopak nachyla się nade mną, a następnie muska czubek mojej głowy.
- Jesteś rozpalona - szepcze zaniepokojony. Blondyn dotyka dłonią mojego policzka, po czym przybiera zmartwioną minę. - Zostanę.
- Nie ma takiej potrzeby Justin - zaprzeczam podnosząc się z łóżka. Czuję jak pomieszczenie zaczyna rozmazywać mi się przed oczami. Ledwo utrzymuję równowagę. - Idź, poradzę sobie. Nie martw się o mnie. Chwilę później tracę panowanie w nogach i lecę na ziemię. W ostatniej chwili Jay ratuje mnie od upadku.
- Nie jestem pewien - rzuca biorąc mnie w ramiona. - Nie zostawię Cię w takim stanie.
Chłopak kładzie mnie z powrotem do łóżka, okrywa kołdrą, a następnie wyciąga telefon i wykonuje jedno połączenie.
- Ian mnie zastąpi - tłumaczy, gdy chcę już coś powiedzieć.
Blondyn wychodzi z pokoju, by chwilę później wrócić z pełnym pudłem leków.
- Justin to nie jest nic poważnego - protestuję - Zaraz mi przejdzie.
- Wolę dmuchać na zimne - tłumaczy i podaje mi parę tabletek, wskazując głową na szklankę stojącą obok łóżka.
Kiedy on ją w ogóle tu przyniósł? Wzdycham zrezygnowana, a następnie wykonuję jego polecenia.
Cały poranek spędziłam w łóżku. Po południu poczułam się już lepiej. Na tyle by wreszcie móc wstać.
Po ogarnięciu się, by w końcu wygadać jak człowiek postanowiłam przejrzeć listy, które Justin wziął wczoraj od Iana. Myślę, że nim zrobi zakupy trochę mu zejdzie. Mam jakąś godzinę, może trochę więcej. Najszybciej jak mogę wpadam do jego gabinetu, po czym wyciągam koperty z pierwszej szuflady biurka. Następnie siadam na jego fotelu i odwracam się na nim w stronę pięknej panoramy gór.
Powoli otwieram pierwszą kopertę. Na jej wierzchu widnieje napis: Sophie.
Lekko zaskoczona wyciągam kartkę papieru, a następnie zaczynam czytać.
Po przeczytaniu listów czuję jak momentalnie robi mi się nie dobrze.
Chwilę później, gdy chcę już wyjść z pomieszczenia, rozlega się nieznany mi dzownek. Zaczynam rozglądać się po gabinecie, ale nic nie zauważam.
Decyduję się jednak na sprawdzenie szuflady, gdzie były schowane listy. Mam! Biorę do rąk nadal dzwoniący telefon. Przeciągam zieloną słuchawkę i odbieram bez zastanowienia.
- Halo? - pytam ruszając w stronę okna.
- Witaj Sophie - w mojej głowie pojawia się myśl, a co jeśli on wie gdzie jesteśmy?
- Ah tak, to znowu ty - rzucam ukrywając zdenerwowanie.
- Nie mów mi, że nie czekałaś na to, aż zadzwonię - mężczyzna zaczyna się śmiać.
- Dlaczego w takim razie tak długo Ci to zajęło? - również zmuszam się do śmiechu.
- Czekałem tylko na odpowiedni moment kochanie - szepcze szczęśliwy. - Teraz gdy Justin poszedł możemy na spokojnie porozmawiać.
Czuję jak moim ciałem zaczynają wstrząsać dreszcze.
- O czym? - mówię zaciekawionym tonem. Przyjmując do siebie myśl, że mogę być obserwowana próbuję stać się pewniejsza. Siadam na biurku i przenoszę wzrok na panoramę.
- O Tobie mała - po drugiej stronie słuchawki rozlega się jeszcze gorszy śmiech. Zaczyna zbierać mi się na wymioty.
- Nikt Ci nie mówił, że jeśli będziesz zanudzać kobietę na śmierć, to żadna nie zamieni już z Tobą zdania nigdy więcej? - śmiejąc się zakładam nogę na nogę.
- Oh, nie martw się. - rzuca - Znam Cię na tyle, by wiedzieć, że byś tego nie zrobiła.
- Czego chcesz? - pytam znudzona rozmową.
- Spotkaj się ze mną - gdy wypowiada te słowa mimo wolnie łzy napływają mi do oczu.
- Nie mam w zwyczaju spotykać się z obcymi - tłumaczę, dalej ciągnąc grę.
- Nie jestem obcy - zaprzecza biorąc głęboki wdech. - Sophie, posłuchaj mnie. Za tydzień zadzwonię ponownie. Jeśli wtedy się nie zgodzisz, zabiorę Cię siłą. Radzę Ci, dobrze się zastanowić.
- Do czego jestem Ci potrzebna? Nic nie wiem - protestuję podenerwowana.
- Wiesz bardzo dużo, ale nie bój się. Nie chcę Cię skrzywdzić. Po prostu chcę Cię spotkać. Tak dawno się nie widzieliśmy.
- Co powiedziałeś? - pytam spanikowana.
- Kochanie znasz mnie lepiej, niż Ci się wydaje - rzuca śmiejąc się ponownie.
- Daj nam spokój! - krzyczę nie panując nad swoim tonem.
- Ah, no tak zupełnie zapomniałem o Justinie. Bardzo Cię przepraszam. On trochę pocierpi przez ten tydzień. Nie masz co się martwić. Jak tylko się ze mną spotkasz wszystko się skończy.
- Jesteś okropny - syczę przez zaciśnięte zęby.
- Co u Lauren? - pyta.
- Nic ciekawego - rzucam podnosząc ton głosu.
- Widzę, że Justin zbliża się do domu. Zadzwonię wkrótce - szepcze i rozłącza się...
W tle rozlega się sygnał dający znać, że rozmowa została zakończona. Jasna cholera!
- Sophie wszytko w porządku?! - po domu roznosi się jego głos.
- Tak jest okay - rzucam udając, że nic się nie stało. Odkładam listy i telefon do szuflady, a następnie wychodzę z gabinetu. Małymi krokami docieram do kuchni.
- Jak zakupy? - pytam spoglądając na siatki na blacie.
- Myślę, że powinny wystarczyć na dłuższy czas - uśmiecha się.
Na jego twarzy zauważam lekkie zadrapanie. Kolejne znajduje się tuż na jego szyi i schodzi niżej. Chłopak orientując się na co patrzę poprawia bluzę i przeczesuje palcami grzywkę.
- Co to jest? - pytam zdenerwowana.
- Nic takiego kochanie - szepcze podchodząc bliżej mnie.
- Justin - protestuję odsuwając się.
- Ktoś czaił się przy samochodzie. To nic poważnego - tłumaczy obejmując moją dłoń.
- Jay - szepczę oplatając jego ciało i wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Co się dzieje? - pyta zaciekawiony.
- Telefon zadzwonił - tłumaczę, a mina chłopaka momentalnie się zmienia.
- Czego chciał? - spogląda mi w oczy, czekając na prawdziwą odpowiedź.
Czuję jak łzy napływają mi do oczu.
Nie mogę mu tego powiedzieć. Zabroni mi. Nie powoli się z nim spotkać. A ja chcę poznać prawdę. Chcę dowiedzieć się co stało się z moją mamą i co przede mną ukrywała. Muszę poznać tą cholerną prawdę!
- Gdy odebrałam powiedział, że już niedługo się spotkamy - okłamuję go.
- Nie martw się kochanie - szepcze i przyciąga mnie do siebie. Wtulam się w niego czując jak wyrzuty sumienia przejmują nade mną kontrolę...
Hejka. Tak prezentuje się kolejny rozdział. Co sądzicie? Jak myślicie Justin pozna prawdę, czy Sophie będzie okłamywać go do samego końca? Piszcie co waszym zdaniem byłoby dla niej lepsze i do zobaczenia wkrótce. Bye x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top