11. Jak zawsze księżniczko...
Nie ma go już od dwóch godzin...
Powoli zaczynam się martwić. Skye już dawno wstała i wzięła się, za przygotowanie posiłku.
- Sophie proszę Cię uspokój się do cholery! To nic nie da - tłumaczy mi - usiądź i zrelaksuj się. To jedyne co możesz teraz zrobić.
Zdenerwowana jak nigdy siadam na blacie, a następnie przyciągam nogi do klatki piersiowej.
- Co gotujesz? - pytam próbując zająć się czymkolwiek.
- Robie spaghetti. Mam nadzieję, że będzie wam smakowało - uśmiecha się, a ja biorę łyka soku.
Gdzie on jest do cholery? Przecież droga w jedną i drugą stronę może zająć mu góra godzinę...hmm choć zależy to od warunków na drodze.
Spokojnie...wdech, wydech.
Nagle drzwi się otwierają, a do środka wpada chłopak. Czuję jak ulga zaczyna roznosić się po moim ciele.
- Wreszcie jesteś - rzuca śmiejąc się pod nosem Skye - myślałam, że ją tu zaraz gdzieś zamknę.
- Masz coś? - pytam spoglądając na niego.
Po jego minie mogę stwierdzić, że czegoś się dowiedział.
- Moja mama nie żyje - rzuca chłopak i rusza na górę.
Momentalnie drętwieję. Cholera! Wymieniamy ze Skye spojrzenia, po czym zeskakuję z blatu i ruszam na górę. Co ja mu powiem? Że jest mi przykro? Przecież to najgorsze co mogłabym mu teraz powiedzieć.
Pukam do drzwi od jego sypialni i nie czekając na pozwolenie wchodzę do środka. Blondyn w samych spodniach dresowych, wkurzony na maksa uderza w worek treningowy, o którym nawet nie miałam pojęcia.
- Justin - zaczynam, ale on nie reaguje.
- Przepraszam Sophie, ale chcę zostać sam - rzuca zachrypniętym głosem.
- Jeśli myślisz, że zostawię Cię z tym samego to grubo się myślisz - rzucam zamykając za sobą drzwi. Blondyn przestaje uderzać i po ścianie osuwa się na ziemię.
- Jay - szepczę i szybko ruszam w jego stronę. Siadam tuż obok niego i obejmuję jego dłoń. - Przepraszam.
- Za co mnie przepraszasz? - spogląda na mnie zaskoczony.
- To wszystko jest przeze mnie - tłumaczę zamykając oczy by nie zacząć płakać. - Gdyby nie ja twoja mama, ani ty nie zostalibyście w to wplątani. A teraz i ona nie żyje...
- Nie mów tak - protestuje blondyn, przyciągając mnie do swojej nagiej klatki piersiowej - To nie twoja wina kochanie.
Wtulona w niego zaczynam szlochać.
- Jak się dowiedziałeś? - pytam kładąc głowę na jego kolanach.
- Mój tata do mnie zadzwonił. W skrzynce znalazłem list od mamy.
- I co? Napisała co się stało? - spoglądam na niego zasmucona.
- To nie wina tych ludzi, którzy zabili twoją mamę - zaczyna, a na mojej twarzy pojawia się zaskoczenie, przecież to porąbane - W liście odpowiedziała na parę pytań i dała nam kilka wskazówek.
- W takim razie co się stało?
- Podobno dowiedziała się, że przez ten wypadek nigdy więcej nie będzie mogła chodzić i stwierdziła, że czas wszystko zakończyć.
- Boże - rzucam chowając głowę w dłonie. - To okropne.
- Nie martw się tym - szepcze i muska czubek mojej głowy - Pojutrze jest pogrzeb.
- Choć musisz coś zjeść - proponuję wskazując głową na drzwi.
- Wezmę prysznic i się położę. Jakoś nie jestem głodny - chłopak wysila się na lekki uśmiech - Ale ty idź. Nie przejmuj się.
- Justin - spoglądam na niego ze zmartwieniem w oczach - Proszę Cię.
- Sophie wszytko jest w porządku - zapewnia mnie - Musisz coś zjeść. Ja jadłem u taty.
- Wiem, że to nie jest prawda Jay - rzucam lekko wkurzona - Nie okłamuj mnie.
- Sophie po prostu idź - uśmiecha się smutno, na co ja obejmuję jego twarz i przyciągam do swojej.
Chłopak delikatnie oddaje pocałunek, ale widzę, że i tak dużo to nie daje.
- Odpoczywaj - szepczę mu na ucho, a następnie wchodzę.
Powoli docieram do kuchni, gdzie przy stole czeka już Skye z gotowym posiłkiem.
- A Justin? - pyta podając mi talerz ze spaghetti.
- Nie ma ochoty jeść - tłumaczę, a ona tylko posyła mi smutny uśmiech.
Gdy kończę dziękuję jej za posiłek, a następnie ruszam na górę z ulubioną herbatą Justina. Pukam i wchodząc do środka staram się być najciszej jak tylko potrafię. Chłopak najwidoczniej zasnął. Stawiam kubek z napojem na szafce nocnej, po czym siadam obok leżącego blondyna. Wygląda tak spokojnie, bezbronnie...aż serce się kraja, kiedy pomyślę, co teraz musi przeżywać. Delikatnie przeczesuję jego grzywkę opadającą mu na oczy.
Justin mruczy coś pod nosem, a następnie odwraca się na drugi bok, wtulając przy tym swoją głowę we mnie. Mimowolnie uśmiecham się lekko i zaczynam się bawić jego włosami, przyglądając się jak uroczo marszczy swój nosek.
- Wiem, że śpisz, dlatego o wiele łatwiej będzie mi to powiedzieć - zaczynam szeptem. - Justin naprawdę rozumiem co czujesz, bo sama nie dawno przechodziłam przez to samo. To okropne uczucie. Boję się, że przez to co będzie się działo wyciągu kilku następnych dni, tygodni nas rozdzieli. Po prostu boję się Cię stracić. Ty, Skye i Lauren jesteście ostatnimi osobami jakie mi zostały i gdybym straciła Ciebie nie wiem czy bym to przetrwała. To dla mnie bardzo trudne. - biorę kolejny głęboki wdech, a następnie kontynuuje - Chcę, żebyś wiedział, że nie ważne co się stanie i tak cały czas będę obok. Dla Ciebie. Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie ważne czy jesteśmy tylko przyjaciółmi czy kimś więcej. To się nie liczy. Po prostu kocham Cię Jay i nie chcę, abyś cierpiał...
Czuję jak łzy zaczynają moczyć moją twarz, a następnie koszulkę.
- Śpij dalej - szepczę mu na ucho, po czym wstaję. W tym samym momencie chłopak obejmuje mój nadgarstek i przyciąga mnie do siebie.
- Zostań - mówi to zachrypniętym tonem. - Potrzebuję Cię.
- Dobrze, zostanę - przytakuję pod wpływem jego wzroku.
Siadam z powrotem na łóżku po czym wtulam się w klatkę piersiową chłopaka. Pod wpływem jego oddechu moja głowa zaczyna unosić się w tym samym tempie co jego tors.
Po kilku minutach ciszy po prostu zasypiam...
✏ ✏ ✏
Znowu budzę się z krzykiem. Gdy otwieram oczy zauważam, że jestem w pokoju Justina. Niestety jego tu nie ma. Spoglądam na zegar, który wybija 7:00. Nagle drzwi się otwierają, a do środka wpada chłopak.
- Sophie, wszystko w porządku? - pyta zdyszany.
- To tylkoo sen - jąkam się, a następnie kulę w rogu łóżka.
- Chodź tu do mnie - szepcze i siada obok, przyciągając mnie do siebie.
- Idziesz gdzieś? - pytam spoglądając na jego ubiór.
- Muszę coś załatwić w firmie. Wrócę za dwie, góra trzy godziny - uśmiecha się smutno, a następnie muska czubek mojej głowy - Nim się obejrzysz będę z powrotem tutaj.
- Justin - rzucam, gdy jest już przy drzwiach. Chłopak odwraca się i spogląda na mnie zaciekawiony - Proszę Cię uważaj na siebie.
- Jak zawsze księżniczko - puszcza mi oczko i wychodzi zostawiając mnie samą w tym ogromnym pokoju.
Hejka. Tak prezentuje się kolejny rozdział. Co sądzicie? Mam nadzieję, że się wam podoba.
Co do obsady jeszcze nie jestem jej pewna, ale w 96% stawiam, że naszą Sophie zagra Madison Beer, ale nie zwracajcie uwagi na kolor ich włosów, ponieważ to nie jest najważniejsze. A wy jak myślicie, Madison pasuje do tej bohaterki? Piszcie w komentarzach i do zobaczenia wkrótce. Bye x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top