9. Nie wiedziałam, że palisz

Michael

Poranek nie należy do przyjemnych. Nie mam ochoty wstawać. Jednakże jedna myśl w kierunku dziewczyny daje mi siłę na cały dzień.

Siódma pięć. Nie mam zbyt wiele czasu.

Pospiesznie się ubieram, myję zęby, zabieram kluczyki od samochodu i udaję się do garażu.

Mam nadzieję, że spotkam ją po drodze.

Tak też się dzieje. Maszeruje dość szybkim krokiem w jasnych jeansach i długim szarym swetrze. Włosy ma spięte w kucyk, który przewiązany jest wstążką. Wygląda słodko.

Zwalniam i jadę tuż obok niej. Początkowo mnie nie zauważa, ponieważ ma słuchawki w uszach. Kiedy już mnie dostrzega, przyspiesza kroku. Kiwam głową na znak, żeby wsiadła do auta. Ona natomiast raczy mnie środkowym palcem uniesionym w moim kierunku.

Walczę ze sobą, żeby nie wysiąść z pojazdu i nie wsadzić jej do niego siłą.

Ostatecznie odpuszczam. Dodaję gazu i znikam na dobre.

Co mam zrobić, żeby zechciała ze mną porozmawiać? Żeby nie patrzyła na mnie z nienawiścią?

- Siema, stary - wita się ze mną David, napotkany przed budynkiem szkoły. - Dzisiaj znowu chujowy dzień?

Chłopak wie, że coś zajmuje moje myśli. Pewnie nawet podejrzewa, że chodzi o dziewczynę. Nie ma jednak pojęcia, że to Isabelle i że tak spierdoliłem sprawy z nią związane.

- Dzień jak co dzień. Norma - odpieram, dając mu znak, że nie mam ochoty na rozmowy.

Udajemy się jeszcze za budynek szkoły tuż przy boisku, żeby zajarać przed lekcjami.

Idę korytarzem, a nogi prowadzą mnie do jej szafki. Już z daleka widzę jak pospiesznie wymienia książki, żeby tylko zdążyć przed dzwonkiem. Kiedy ją zamyka, podskakuje przestraszona.

O szafki opiera się znowu ten frajer. I pierdoli coś do mojej małej. Mam wrażenie, jakby była niezadowolona z jego towarzystwa, ale może tylko chcę to widzieć.

Chłopak zaczyna nachylać się nad dziewczyną, a ona próbuje go odtrącić z bezskutecznym rezultatem. Gdy robi się nachalny, muszę zareagować.

Szybko znajduję się za gnojkiem, chwytam go za ramię i odpycham od Isabelle tak daleko, jak się tylko da.

- Co jest, kurwa? - pyta zdezorientowany.

- Nie wiesz co to znaczy „nie"? Odpierdol się od niej - warczę wściekły.

- Bo co mi zrobisz? Jesteś mocny tylko w gębie - prowokuje mnie.

Chwytam go za ubranie i pchnę na ścianę z szafkami.

- Jesteś tego pewny?

Chcę mu przywalić, o niczym innym w tej chwili nie marzę.

- Michael - nieruchomieję, słysząc jej anielski głos. - Wypuść go.

Tak dawno nie słyszałem swojego imienia z jej ust. Brzmi perfekcyjnie.

Trzymam go jeszcze przez parę chwil, aż w końcu puszczam wolno. Odchodzi jeszcze coś mamrocząc pod nosem, ale już tego nie słyszę. Chcę słyszeć tylko ją.

Obracam się do niej tak, żeby stać do niej przodem.

- Dzięki, ale sama potrafię sobie poradzić - oznajmuje, nie patrząc mi w oczy.

- Kto to był?

- Nie powinno cię to obchodzić.

- Ale obchodzi.

- To Scott, znajomy mojej przyjaciółki - wygląda, jakby była zła na siebie, że mi o tym mówi.

- Gdyby ci się narzucał... - zaczynam.

- Ty mi się narzucasz - przerywa.

Wtedy dzwoni dzwonek, a ona ucieka do swojej sali.

Na lekcjach nie mogę wysiedzieć. Pomimo że Isabelle nie chciała dzisiaj dać się podwieźć, zamieniłem z nią kilka słów w szkole, co poprawia mi humor.

Nie podoba mi się ten typek, który ją zaczepiał. Początkowo myślałem, że spodobał się Izzy, ale rano zobaczyłem na własne oczy, że nie jest do niego przyjaźnie nastawiona. Daje mi to jakąś nadzieję.

Po południu mam pierwszy trening koszykówki. Dawno nie grałem. Cieszę się, że będę mógł wyładować się na boisku.

W szatni pojawiają się starzy członkowie drużyny, ale jest też sporo nowych osób. Lucas także aspiruje na stanowisko w zespole.

Staram się utrzymywać dobre stosunki z wszystkimi koszykarzami, ale z moim charakterem nie jest to łatwe. Praca w zespole wymaga jednak poświęceń.

Wychodzimy na ogromną halę z trybunami i rozpoczynamy rozgrzewkę, oczekując na trenera.

Kiedy się zjawia, wita nas i wyjaśnia jak będą wyglądać najbliższe treningi, kiedy będą nabory na kapitana oraz mecze. Informuje nas, że dziś będzie luźny trening, mamy ćwiczyć podania, rzuty i zwody.

W momencie jak już przedstawia nam cały plan, na halę wchodzi dość spora grupa dziewczyn wraz z nauczycielką od zajęć ruchowych. Trener oznajmia, że z powodu zamieszania w planie lekcji, póki co będziemy musieli dzielić salę z nimi.

Oczywiście większa część chłopaków gwiżdże i kiwa głowami z zadowolenia w nadziei pogapienia się na dupy.

W porównaniu z nimi dziewczyny nie robią na mnie wrażenia. Pewnie z połową z nich już się pieprzyłem. Chce mi się śmiać jak widzę drugoklasistów śliniących się na ich widok. Niedoświadczone pizdusie.

Już mam zacząć kląć, że nasz trening jest ważniejszy i niech laski pójdą sobie pobiegać.

Szybko zmieniam zdanie. Wśród grupy dziewczyn widzę moją kruszynkę. One również się rozgrzewają. Nie mogę oderwać wzroku od Isabelle. Jej nogi sięgają nieba, co podkreślają krótkie sportowe spodenki.

Kurwa, chyba zaraz mi stanie.

- No panienki, do roboty! - krzyczy do nas trener.

Zaczynamy od rzutów. Podczas czekania w kolejce do kosza, słyszę, jak Matt Carter, czwartoklasista, mówi coś do stojącego obok chłopaka, którego widzę pierwszy raz w życiu.

- Stary, widziałeś tę szatynkę? Ale ma tyłek. Jak ona się nazywa?

- To chyba ta Callagro z trzeciej, niezła laska - odpowiada drugi.

- Z taką to bym poszedł do łóżka, pewnie jest cudowna - zachwyca się Matt.

Słysząc ich rozmowę znowu wpadam w szał. Najchętniej bym im przywalił, ale wiem, że wtedy mógłbym pożegnać się z drużyną.

Nie mają prawa tak o niej mówić, skoro Isabelle jest MOJA.

Nadchodzi moja kolej na rzut. Pudło.

Kolejny raz. Znów niecelny.

Za trzecim nietrafionym rzucam piłką w trybuny i wychodzę z hali. Pierdolę taki trening.

- Anderson! Wracaj tu! - krzyczy za mną trener, ale mam go gdzieś.

Zabieram z plecaka moje szlugi i wychodzę przez drzwi, które prowadzą na zewnętrzne boiska i bieżnię.

Siadam na krawężniku i odpalam papierosa. Zaciągam się kilka razy dymem, ale nie przynosi oczekiwanej przeze mnie ulgi.

- Nie wiedziałam, że palisz - słyszę za plecami.

Isabelle siada obok, ale nie patrzy na mnie.

- Widocznie dużo o mnie nie wiesz - odpowiadam.

- Jesteś sportowcem, nie powinieneś palić - spogląda na mnie.

Jest taka piękna. Jak z obrazka. Jej twarz nie płonie nienawiścią tak jak zwykle, gdy przebywa w moim towarzystwie.

- Chrzanić to wszystko - wzruszam ramionami.

Niespodziewanie dziewczyna wyrywa mi papierosa z ręki i sama się zaciąga.

- Co ty wyprawiasz? - pytam szczerze zaskoczony jej zachowaniem.

- Skoro ty możesz, to ja też - wpatruje się w dal jakby o czymś rozmyślała. Uśmiecha się smutno. - Chrzanić to wszystko.

Odbieram jej resztę szluga i rzucam na ziemię, po czym przydeptuję nogą.

- Dlaczego tu przyszłaś?

- Wyszedłeś wkurzony, trener na ciebie wrzeszczał, a ty nawet nie zareagowałeś - waha się na moment. - Rano pomogłeś mi pozbyć się Scotta, więc pomyślałam, że ja spróbuję ci pomóc teraz, żebyśmy byli kwita.

- Mnie się nie da pomóc.

- Wszystko siedzi w twojej głowie. Możesz uciekać od wszystkiego albo wziąć się w garść i wrócić ze mną na halę. Niepowodzenia się zdarzają, Michael.

Mi nie powinny się zdarzać. Tego jednak nie mówię na głos.

Isabelle wstaje i rusza do budynku.

- Hej, Callagro! - odwraca się. - Dziękuję.

- Tylko nie myśl, że teraz zostaniemy przyjaciółmi, Anderson. Nadal jesteś dupkiem - przechodzi przez drzwi, które się za nią zatrzaskują.

W tej chwili jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Isabelle Callagro chciała mi pomóc.

Przyszła za mną.

Paliła ze mną jednego papierosa.

Znowu nazwała mnie dupkiem.

Ten dzień jednak nie jest taki zły.

Isabelle

Myślałam, że potrafię sobie radzić z emocjami, lecz w ostatnim czasie trochę mnie przygniatają.

Jestem zła na Michaela. Za wszystko co mi zrobił, za wszystko co mi powiedział, za to jaki był.

Tego dnia, gdy poszłam z nim na spacer był zupełnie inny. Zanim zdążyliśmy się pokłócić, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Tamten Mike mi zaimponował i gdzieś w głębi serca wierzyłam, że jakaś jego część właśnie taka jest. Jednak skorupa chamstwa i narcyzmu skutecznie ją przykrywa.

W czasie drogi do szkoły, przejeżdża tą samą trasą i chce mnie zabrać swoim samochodem. Moja urażona duma nie pozwala mi jednak na zgodę. W końcu to przez niego jestem teraz skazana wyłącznie na własne nogi.

Byłam pewna, że ignorowanie go przynosi efekty i powoli daje sobie ze mną spokój. Wtedy pojawia się kolejny problem w postaci Scotta. Chłopak uczepił się mnie jak rzep. Stojąc przy swojej szafce, zaczyna mnie zaczepiać, zaprasza na kawę po szkole, ale tłumaczę mu, że nie mam czasu. Jednakże on wciąż nalega.

Wtedy zjawia się on. Zagadkowy czarnowłosy o przyciągającym spojrzeniu. Każe Scottowi dać mi spokój, co jest całkiem miłe. Wiem, że jest zdolny do tego by go uderzyć, a ja nie chcę problemów, więc proszę, żeby go puścił.

W jego oczach widzę coś innego niż zazwyczaj. Coś jakby troskę. Czyżby Michael się o mnie troszczył? Czy on jest w ogóle zdolny do takich uczuć?

Kolejnym zaskoczeniem jest fakt, że moje zajęcia ruchowe odbywają się w czasie treningu koszykarzy. Zerkam na niego co jakiś czas i obserwuję, że jest jakiś niespokojny i nieskoncentrowany. Nie wiem z czego to wynika, gdyż na boisku zawsze jest najlepszy. Ma talent do koszykówki, ale teraz najprostsze ćwiczenia sprawiają mu trudność.

W pewnym momencie wyrzuca piłkę ze złością i opuszcza halę. Trener strasznie się na niego wydziera. Kiedy moja nauczycielka jest zajęta zapisywaniem czegoś w kajecie, wymykam się z sali. Zerkam do męskiej szatni, ale jest pusta. Udaję się więc na zewnątrz tylnymi drzwiami.

Siedzi na krawężniku, paląc papierosa. Wygląda na zmęczonego i przygnębionego. Na co dzień silny i władczy, teraz wydaje się kruchy i samotny.

Jest zaskoczony moją obecnością. Ja sama nie dowierzam, że za nim poszłam. Siadam obok niego. Po wymianie kilku słów zabieram mu palące się świństwo i się zaciągam.

Nie znoszę tego gówna, ale nie wiedzieć czemu, nie chcę też, żeby on palił. W końcu odbiera mi szluga, który kończy swój żywot pod jego butem.

Chcę, żeby wrócił na trening. Cokolwiek zaprząta jego głowę, musi sobie to zostawić na później i wrócić do gry.

Kiedy wracam już na lekcję, słyszę za plecami słowo „dziękuję". To coś całkiem nowego usłyszeć podziękowania od Andersona.

Powraca na halę znów otoczony swoją skorupą. Jednak ja wiem, że ten człowiek kryje w sobie o wiele więcej.

***

Po całym dniu w szkole jestem okropnie zmęczona, a muszę jeszcze dotrzeć pieszo do domu.

Przechodzę przez parking. Nim zdążę włożyć słuchawki do uszu, słyszę wołającego mnie Andersona. Macha ręką, żebym do niego podeszła.

Ku własnemu zaskoczeniu zamiast pokazać mu środkowy palec, ruszam w jego stronę.

Stoi przy swojej cudownej furze.

- Czy tym razem dasz dupkowi odwieźć się do domu? - pyta z uśmiechem.

- Ten samochód to moje przekleństwo - odpowiadam zrezygnowana.

- Daj spokój, nie jest taki zły - śmieje się, klepiąc dłonią o dach auta. - Przecież i tak idziesz w tę samą stronę.

Ten argument chyba mnie przekonuje. Nie mam siły na spacerki.

Jestem w tym samochodzie już trzeci raz, a dopiero teraz daję całkowity upust swojej ciekawości. Rozglądam się po całym wnętrzu i śledzę z dokładnością wszystkie funkcje, o których ja w swojej toyocie mogę sobie tylko pomarzyć.

Zdaję sobie sprawę, że Michael jest rozbawiony moim zachowaniem, ale nie przejmuję się tym ani trochę.

- Może chcesz zajrzeć pod maskę? - próbuje pohamować śmiech.

- Ponad pięćset koni w cztery i czterolitrowym silniku nie są dla mnie niczym nowym - oświadczam.

Gwiżdże z podziwem.

- Twój tata nie kłamał, mówiąc, że interesujesz się motoryzacją.

- Sam mnie nauczył miłości do tego. Zawsze chciał mieć syna, ale cóż... Nie wyszło.

- W takim razie musi pokładać nadzieję w zięciu - szczerzy swoje białe zęby.

Odpala silnik, który wydaje dźwięk przyjemny dla moich uszu i wyjeżdżamy z parkingu.

- Ja mu z pewnością wystarczam - odpowiadam przekonana.

- Mnie moja mama nauczyła wyrażać siebie poprzez muzykę. Często przesiadywaliśmy razem i przesłuchiwaliśmy kolekcje jej płyt.

- Mówiłeś, że nie śpiewasz - zauważam.

- Bo staram się tego nie robić - uśmiecha się szeroko. - Często miałem problemy z rozmawianiem o swoich uczuciach. Mama wymyśliła zabawę, w której wybierało się piosenkę najlepiej odzwierciedlającą to co leżało mi na sercu i puszczało jak najgłośniej.

- Zabawmy się w ten sposób - proponuję ochoczo. - Opowiedz mi coś o sobie.

Chłopak nie zastanawiając się nad wyborem, ustawia coś na wyświetlaczu i pogłaśnia radio.

W głośnikach brzmi znana mi melodia i choć dobrze znam „The Dirt" Benjamina Ingrosso*, wsłuchuję się w tekst, żeby zrozumieć co Michael ma mi do przekazania.

Back in the day they used to call me a criminal / (Kiedyś nazywali mnie kryminalistą)
Running from the police / (Uciekałem przed policją)
Hanging with the homies / (Włóczyłem się z ziomkami)
Gun in my waist, getting high off the chemicals / (Pistolet za pasem, odurzałem się chemikaliami)
I was only 16, kicked out on the streets / (Miałem zaledwie 16 lat, kiedy zostałem wykopany na ulice)

Spoglądam na niego, próbując odgadnąć jego emocje. Patrzy przed siebie, ma poważną minę, a usta zaciśnięte w wąską kreskę. Obie dłonie trzyma na kierownicy.

My mama told me, "If you wanna make it / (Moja mama mi mówiła: „Jeśli chcesz to zrobić)
You better figure out your life before they take it" / (Lepiej zastanów się nad swoim życiem zanim oni je zabiorą")
Yeah, my mama told me, "You gotta get smarter / (Tak, moja mama mi mówiła: „Musisz być mądrzejszy)
Or you're gonna end up in a cell just like your father", mm / (Albo skończysz w celi jak twój ojciec")

Nie wiem na ile ta piosenka odzwierciedla jego samego, ale miałam rację. Michael kryje w sobie coś wyjątkowego pod grubą skorupą, która powoli przede mną pęka.

Ah-ooh, Lord knows I've tried so hard / (Pan wie jak bardzo się starałem)
Ah-ooh, Lord know I've come so far / (Pan wie jak daleko doszedłem)
Ah-ooh-ooh, each time I touch the stars / (Za każdym razem, gdy dotykam gwiazd)
Something always brings me back to earth / (Coś zawsze sprowadza mnie na ziemię)
And I'm back digging in the dirt / (I powracam kopiąc w ziemię)
And I'm back digging in the dirt (I powracam kopiąc w ziemię)

Mam ogromną ochotę, żeby go teraz przytulić. Tylu ludzi, w tym ja, przypięło mu łatkę podrywacza i buntownika, że chyba czasami sam wierzy, że taki jest.

I'm coming of age and they call it a miracle / (Zbliżam się do tego wieku i nazywają to cudem)
I'm alive and breathing / (Żyję i oddycham)
There's gotta be a reason I'm still here / (Musi być jakiś powód, że wciąż tu jestem)
So I pick up the pace, tryna make me some money, oh / (Przyspieszam więc kroku, próbuję zarobić trochę pieniędzy)
Come up with a scheme now / (Wymyślam teraz nowy plan)
A dirty or a clean now, yeah / (Brudny albo czysty teraz)

Docieramy pod mój dom, przed którym chłopak parkuje.

'Cause my mama tells me, "You better make it / (Ponieważ moja mama mi mówi: „Lepiej to zrób)
If not for yourself, then you should do it for your lady" / (Jeśli nie dla siebie to powinieneś to zrobić dla swojej damy")

Słysząc te słowa Mike patrzy na mnie, dając mi do zrozumienia, że ma na myśli mnie.

Dlaczego miałby się dla mnie zmieniać? Dlaczego wybrał tak dla niego osobliwą piosenkę?

Kiedy melodia się kończy, nastaje niezręczna cisza. Nie wiem co powinnam powiedzieć. Czuję, że otworzył przede mną skrawek siebie, o którym zapewne ledwo kto wie.

- Pewnie myślisz, że zwariowałem - przerywa milczenie.

- Wcale tak nie myślę - zastanawiam się przez chwilę. - Czy... W przeszłości wydarzyło się coś, czego skutki trwają aż do dziś?

- Wiem, że uważasz mnie za kompletnego dupka, w sumie to nim jestem - wzdycha. - Kiedyś zadawałem się z nieodpowiednimi osobami, miałem nawet sprawę w sądzie, ale dzięki kontaktom moich rodziców wyszedłem z tego cało. Moja matka... Bardzo ją skrzywdziłem. Sprawiałem jej tyle problemów, a ona zawsze była po mojej stronie, nawet gdy obrywała za to od ojca. Miał mnie za dno. Wyobraź sobie, syn prawnika w pierdlu, jego reputacja ległaby w gruzach.

To wszystko nie mieści mi się w głowie. Przypominam sobie jak kiedyś zaatakowałam jego matkę, a on wybuchł gniewem. Widać, że mimo wszystko bardzo ją kocha i szanuje.

- Przeprowadzaliśmy się już kilka razy. Dla mnie nie ma takiego pojęcia jak dom, wszędzie czuję się obcy - kontynuuje. - Pogubiłem się w tym wszystkim i nie mam sposobu, jak się odnaleźć.

Widzę jak jego oczy wołają o pomoc. Tylko co ja mogę zrobić? Tak bardzo chcę wymazać cierpienie z jego twarzy.

- Wierzę, że jesteś dobrym człowiekiem, Michael. Tylko musisz to dobro w sobie odnaleźć - odzywam się w końcu.

- Pragnę tego każdego jebanego dnia.

- Nie martw się, coś wymyślimy - uśmiecham się lekko. - W końcu wszystko musi iść po twojej myśli, prawda?

Chłopakowi mimowolnie podnoszą się kąciki ust.

- Nie jesteś taka zła, Callagro.

Pokazuję mu język i wysiadam z samochodu. Zanim zamykam drzwi, słyszę dzisiaj po raz drugi to słowo.

- Dziękuję, Isabelle.

*Tekst i tłumaczenie piosenki zaczerpnęłam z różnych stron internetowych. Tłumaczenie nie jest dosłowne, ale mam nadzieję zachowuje swoje znaczenie. Gdyby ktoś znalazł jakieś lepsze określenia to śmiało piszcie :)

_______________________

Witajcie misie!

I jak wrażenia?

Isabelle wyciągnęła do Michaela pomocną dłoń. Czy będzie tego żałować?

Za to nasz przystojniak zaczyna się otwierać. Wspomina o swoim ojcu. W przyszłości mam w planach rozwinąć jego wątek, ale wszystko w swoim czasie xd

I co powiecie o pomyśle z piosenką? W porządku czy żenada? xd

Przy okazji chcę Wam życzyć spokojnych i zdrowych Świąt! <3

Uściski!

ollieki xx

#zostanwdomu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top