8. Mnie się nie da zastraszyć

Isabelle

Ostatnie dni wakacji mijają naprawdę szybko. Spędzam je w większości w domu lub z przyjaciółkami.

Mama już kilkakrotnie chciała ze mną iść do nowych sąsiadów, ale raz po raz wymyślam coraz to nowsze wymówki. Nie ma mowy, żebym tam poszła.

To niesprawiedliwe. Anderson nie zasługuje na taki dom.

Ale co mnie to obchodzi, skoro ja w ogóle nie znam tego człowieka.

Cieszę się, ponieważ nie widuję go pomimo bliskiej odległości naszych domów, więc z powodzeniem wychodzi mi wyrzucanie go z głowy.

Wszystko przepada wraz z nadejściem pierwszego dnia szkoły.

Udaję się do niej moją toyotą wczesnym rankiem. Dzień jest bardzo pogodny, jakby lato nie chciało powiedzieć ostatniego słowa.

W szkole jest trochę zamieszania, bo ktoś źle ułożył plan zajęć i nakładają się na siebie przedmioty czy sale.

Podczas przerwy między lekcjami, podchodzę do swojej szafki schować książki. Uporczywie szukam notatek w moim plecaku, żeby również je odłożyć. Słyszę tylko dźwięk mojej szafki, w którą ktoś uderza, a ona zatrzaskuje się przed moim nosem. Potem do moich uszu dochodzi męski śmiech.

Nie muszę patrzeć, żeby wiedzieć kim jest sprawca.

Mam ochotę zacząć na niego wrzeszczeć, ale wiem, że on właśnie tego chce. Pragnie uwagi, której ja mu nie dam.

Nabieram powietrza w usta i powoli wypuszczam je przez nos. Michael patrzy na mnie z wyższością i odchodzi w tłum uczniów.

***

- Jestem już, jestem! - do naszego stolika na stołówce dosiada się Melanie, która dyszy ze zmęczenia. - Przepraszam za spóźnienie, Lucas nie chciał mnie puścić - uśmiecha się, lekko czerwieniąc na policzkach.

- Jasne, Mel. A może nie chciały puścić cię jego usta? - pyta Alex, demonstrując coś na podobieństwo pocałunku, składając usta w dzióbek.

- Ale powiedz tak szczerze, pewnie świetnie całuje? - dołącza Lilly.

- Dajcie jej spokój, przecież przyszła - bronię przyjaciółki.

- Lucas jest tu nowy, więc chciałam mu pokazać co, gdzie i jak - tłumaczy się blondynka. - W każdym razie nie zginie, trzyma się Andersona.

Alex i Lilly wytrzeszczają oczy.

- Co?! Oni się znają? - piszczy Lilly.

- Cholera, zapomniałam wam powiedzieć? - Mel jest wyraźnie zakłopotana. - No więc... Przyjaźnią się od dzieciństwa.

- Melanie Wine, właśnie dostajesz bana za niepowiadomienie nas o tak istotnej sprawie! - Alex przykleja jej na czoło niewidzialną kartkę.

- W takim razie czemu jeszcze z nimi nie siedzimy? Musisz nas poznać z elitą! - Lilly się ekscytuje.

- Lilly, uspokój się. To snoby, oczywiście oprócz Lucasa - odzywam się.

- Nie mogę przecież czekać na chłopaka całą wieczność. Chcę kogoś poznać!

- Wybaczcie, ale ja tylko zostałam im przedstawiona i tyle. Nawet z nimi nie rozmawiam. Chyba nie będziecie mieć ze mnie pożytku - przerywa Mel.

W tym momencie na stołówkę wchodzi wspomniana elita. Składa się głównie z drużyny koszykarskiej i wianuszka dziewczyn, który ją otacza. Lucas jest z nimi. Ciekawe, czy również dołączy do zespołu.

To mieszanka różnych roczników, w większości trzecie i czwarte klasy, czasem drugie. Rzadkością jest, żeby pierwszoroczniak trafił do szkolnej drużyny. Oczywiście Michael jest wyjątkiem. Dostał się do niej na samym początku szkoły.

Jest zabójczo przystojny, jak zwykle. Jego standardowy zestaw, czyli czarne spodnie i biały podkoszulek podkreślają w nim wszystko co najlepsze. Jego czarne jak smoła włosy kręcą się na czubku głowy. Aż ma się ochotę zanurzyć dłonie w jego czuprynie.

Siadają w tym samym miejscu co zawsze.

- Nie ma co się tak na nich gapić, dziewczyny - do naszego stolika dołącza się ni stąd ni zowąd Scott.

- O hej, Scott - Alex wita chłopaka. - Poznaj Lilly i Melanie. Izzy już znasz.

Przyjaciółki kiwają mu na przywitanie i patrzą pytająco na mnie i Alex.

- Chodzimy razem na angielski - wyjaśnia brunetka.

- Koszykarze to frajerzy. Biegają za piłką i to byłoby na tyle. Inteligencją żaden nie błyszczy - podsumowuje chłopak.

- A rozmawiałeś chociaż raz z którymś? - pytam zirytowana tym, że z góry wszystkich osądza i wrzuca do jednego worka.

- Nie musiałem, takie rzeczy czuć na kilometr. Wiesz Izzy, będziemy razem chodzić na biologię - zmienia temat zadowolony.

Świetnie. Jeszcze on mnie będzie wkurwiał. Jakoś nie mogę go przetrawić. Toleruję go, bo to znajomy Alex.

Kiedy pora lunchu dobiega końca, każdy udaje się na swoje lekcje. Żegnam się z dziewczynami i mam już iść w swoją stronę , gdy nagle Scott przytula mnie do siebie.

- Do zobaczenia - rzuca na odchodne.

Chwileczkę. Co to, kurwa, miało być? Kiedy przeszliśmy na etap przytulania, skoro widziałam go ledwo dwa razy w życiu?

Jakaś wewnętrzna siła każe mi spojrzeć w kierunku jednego stolika. Michael znów patrzy na mnie mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Trwa to miliony sekund, a potem opuszcza stołówkę.

Reszta lekcji mija dość szybko, aż w końcu mogę wrócić do domu. Udaję się na parking w kierunku mojego wozu. Kiedy go widzę, staje mi serce.

Na długości całego lewego boku jest wyryty, jakby od gwoździa czy czegoś podobnego, napis „SUKA".

Nie, nie, nie. Błagam, niech to będzie zły sen. Niech mnie ktoś uszczypnie i z niego wybudzi.

Podchodzę bliżej do mojego maleństwa, kucam i wodzę palcami po zarysowanych literach na drzwiach kierowcy i pasażera z tyłu. Jestem bliska płaczu.

Równocześnie czuję jak z każdą sekundą wzbiera we mnie gniew. Wstaję na równe nogi i uderzam pięścią w karoserię.

Anderson, ty skurwysynu.

Nie wrócę teraz samochodem do domu. Rodzice nie mogą o niczym się dowiedzieć. Muszę sama się tym zająć. Wyciągam telefon z kieszeni i dzwonię do brata Lilly.

- Halo? Co tam, Izzy? - chłopak odzywa się w słuchawce.

- Hej, Lou. Mam do ciebie ogromną prośbę, ale chciałabym, żeby zostało to pomiędzy nami - odpowiadam.

Wyjaśniam Louisowi, że muszę zawieźć samochód do lakiernika bez wiedzy rodziców. Na szczęście ma jakiegoś znajomego, który się tym zajmuje. Wskazuje mi adres, pod który mam się udać, a on zjawi się tam również za chwilę.

W czasie jazdy mam na sobie okulary przeciwsłoneczne. Jest mi wstyd jechać z takim napisem, dlatego kieruję się bocznymi drogami. Jak na złość wszędzie jest duży ruch. Modlę się, żeby tylko rodzice nie dowiedzieli się czegoś pocztą pantoflową, gdyby ktoś ze znajomych mnie zauważył.

Louis zjawia się szybko u swojego znajomego, który dziwnie na mnie patrzy.

- No co tak się gapisz? Piękna dziewczyna to ma nieszczęśliwie zakochanych adoratorów - przygarnia mnie do siebie ramieniem. - Zazdrość jest paskudna.

Adorator? Nieszczęśliwie zakochany? Wybuchnęłabym śmiechem, ale w tej sytuacji to zdecydowanie nie na miejscu.

Lakiernik po obejrzeniu mojego wozu oznajmia, że samochód będzie gotowy za około tydzień.

- Nie wiem jak ci dziękować, Lou. Uratowałeś mi tyłek - mówię z ulgą.

- Już ci mówiłem Izzy, że zawsze możesz na mnie liczyć - odpowiada, po czym lekko poważnieje. - Ale teraz musisz mi powiedzieć, co się stało. Kto to zrobił? Ktoś cię zastrasza? Powiedz tylko, a rozprawię się z nim.

- Mnie się nie da zastraszyć - uśmiecham się. - Po prostu ktoś bardzo chce zwrócić na siebie uwagę, a dla mnie ten człowiek nie istnieje.

- Ale zniszczył twoje auto. To podchodzi pod paragraf i jest karalne.

- Bardzo dziękuję ci za pomoc. Wiem, że to wszystko kiepsko brzmi, ale naprawdę poradzę sobie z tym sama - zapewniam.

- Ani trochę ci nie wierzę, Izzy - ja sama w to nie wierzę. - Pamiętaj jednak, że jeden telefon i jestem.

- Dziękuję - przytulam go. - Nawet nie wiesz, jak to dobrze jest mieć brata z wyboru.

- Cholera, w takim razie mam drugą siostrę na głowie i to w dodatku nie z wyboru - wybucha śmiechem.

Chłopak odwozi mnie do domu i jeszcze raz obieca nikomu się nie wygadać.

Teraz muszę wymyślić na szybko jakąś bajkę dla rodziców, co nie jest łatwe, gdyż zasypują mnie pytaniami już od progu.

- Isabelle, gdzie ty byłaś tyle czasu? Mogłaś dać znać, że wrócisz później. Z kim przyjechałaś? Gdzie masz swój samochód?

- Spokojnie, wszystko w porządku. Chciałam normalnie wrócić do domu po lekcjach, ale wsiadając do auta zauważyłam, że ktoś przerysował mi cały bok samochodu, pewnie jakiś nieumiejętny pierwszoklasista. Zauważył to mój znajomy, który zaproponował, że jego brat, który jest lakiernikiem, naprawi to w dodatku po kosztach. Skorzystałam więc z okazji i od razu odwieźliśmy auto - wymyślam na poczekaniu historię, która ku mojemu zdziwieniu jest bardzo wiarygodna i nawet podobna do prawdziwej wersji zdarzeń.

Na pierwszy rzut oka rodziciele jakby nie dowierzają, ale ostatecznie łykają moją historię.

- Skarbie, trzeba było zadzwonić do mnie. Przecież ktoś musi za to odpowiedzieć. Poza tym przyjechałbym i wszystko byśmy załatwili - odzywa się tata.

- Tak, wiem, ale wszystko załatwiłam sama tak, że już niczym nie musicie się przejmować - próbuję uśmiechnąć się najładniej jak potrafię, byle tylko już odpuścili ten temat.

- No niech ci będzie. Siadaj do stołu, pewnie jesteś głodna - kończy temat mama, której jestem niezmiernie wdzięczna.

Wieczór znów spędzam na parapecie, wpatrując się w niebo i kołysząc do muzyki, która płynie w słuchawkach.

Michael

Znowu, kurwa, to samo.

Michael, kiedy ty w końcu zaczniesz się uczyć na własnych błędach?

Chcesz rozkochać w sobie dziewczynę, a doprowadzasz do tego, że nienawidzi cię coraz bardziej.

Specjalnie zaczepiłem ją w szkole, zamykając jej szafkę. Miałem nadzieję, że wkurzy się i rzuci na mnie z pięściami, ale nie zrobiła zupełnie nic. Popatrzyła obojętnym wzrokiem i nie powiedziała ani jednego słowa, żadnej obelgi.

A ja tak bardzo potrzebuję jej zainteresowania moją osobą, chociażby w ten najgorszy sposób. Dałbym się usmażyć, żeby tylko nazwała mnie dupkiem.

Ah Isabelle... Pragnę, żeby cały ogień, który cię wypełnia, trawił mnie w nieskończoność.

Kiedy zobaczyłem jak jakiś koleś na stołówce przytulał się do niej, mocno się wkurwiłem. On nie ma prawa jej dotykać. Nie ma nawet prawa patrzeć na nią w ten sposób. Ona jest moja. Moja malutka.

Obserwowałem ją z oddali na parkingu. Dobrze wiedziała, że porysowany samochód to moja sprawka. Była taka zmartwiona, ale później przerodziło się to w gniew. Na mnie.

Nie miałem innego wyjścia, musiałem to zrobić. Wiedziałem, że za nic nie wróci z czymś takim do domu i dopóki napis nie zniknie, będzie pozbawiona samochodu, a w tym transportu do szkoły.

Muszę za wszelką cenę zdobyć jej zaufanie. Nie wiem, co jest między nami, ale czuję to potężne przyciąganie. Ona też to czuje, ale nie chce się do tego przyznać. Woli mnie ignorować, co jest nieznośne.

Znowu chodzę cały dzień nabuzowany. Najchętniej wyszedłbym do klubu, ale zaczęła się szkoła, a ja nie chcę sprawiać kolejnych problemów mojej matce. Już wystarczająco przeze mnie wycierpiała.

Wychodzę do ogrodu i odpalam papierosa. Ten obrzydliwy nawyk powrócił do mnie w wakacje. Obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie tknę się tego gówna, ale teraz to moja jedyna szansa na uspokojenie się.

Jest już głęboka noc, księżyc niewiele oświetla, gdyż zbliża się nów. Jestem ciekaw czy dzisiaj znów będzie przesiadywała w oknie. Może właśnie teraz ma przed oczami ten sam widok co ja? Może nawet myśli o mnie? Może właśnie planuje jak skutecznie zniszczyć moją osobę?

Bardzo tego pragnę.

___________________

Dzień dobry w niedzielę!

Jest tu ktoś? Apeluję o odzew xd

Ah ten Mike i jego podryw xd

Izzy chyba nieprędko się do niego przekona. A może właśnie wcześniej niż się wydaje?

I o co chodzi Scottowi? Czuje w Michaelu konkurencję?

Następny rozdział już niebawem :)

Mam nadzieję, że wszyscy jesteście cali i zdrowi

Ściskam mocno!

ollieki xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top