14. Pragnę cię bardziej niż kogokolwiek

Isabelle

To niesamowite jak życie może być nieprzewidywalne. Siedzę na ławce przy placu zabaw obok Michaela Andersona, największego dupka tego świata, który ciągle mi dziś udowadnia, że wcale tak do końca nim nie jest.

Nie przyszło mi do głowy, że Mike może mieć tak malutką siostrzyczkę i być tak wspaniałym bratem. Zawsze uważałam go za bezdusznego palanta. Zresztą już nie raz to udowodnił, ale nie da się nie zauważyć, że dla niej wskoczyłby w ogień. Nawet teraz bacznie ją obserwuje, czy na pewno nie dzieje jej się krzywda.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz młodszą siostrę? - przerywam ciszę.

- Nigdy nie pytałaś.

No tak głupie pytanie, głupia odpowiedź.

- Nie jesteście do siebie podobni, jedynie uśmiechy macie takie same - zauważam.

- Rosie to kopia mojej mamy, ja niestety upodobniłem się do ojca.

Cholera, wchodzę na grząski grunt.

- Jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek. - Przyglądam się, jak dziewczynka wspina się na zjeżdżalnię.

Mike parska cicho pod nosem, kładąc łokcie na swoich kolanach i wpatrując się w czubki swoich butów.

- Nie jestem najlepszym wzorem do naśladowania - podnosi głowę, odszukując wzrokiem Rosie.

- Żartujesz sobie? Gołym okiem widać, jak bardzo ją kochasz, a ona ciebie.

- Jest dla mnie całym światem i jedynym powodem do uśmiechu w tym moim popierdolonym życiu - robi przerwę, jakby zastanawiając się nad tym, co chce powiedzieć. - Wiesz, czasem mam już siebie dość, ale kiedy widzę jej słodką buźkę, czuję, że jestem jej potrzebny. Nigdy w życiu nie pozwolę jej skrzywdzić.

Wzruszam się na jego słowa. Zastanawia mnie, dlaczego taki chłopak może mieć dość swojego życia? Ma wszystko: reputację, wygląd, pieniądze, czego chcieć więcej? Nie mam jednak odwagi, żeby go o to zapytać.

- Hej, przecież nie jesteś sam. Masz jeszcze rodziców, przyjaciół, nawet masz mnie - uśmiecham się przy ostatnim słowie, poklepując go łagodnie po plecach.

Przerzuca spojrzenie na mnie. Jego oczy są niesamowicie smutne.

- Ojciec dla mnie nie istnieje, moją matkę rozczarowuję na każdym kroku, a przyjaciele? Widzisz tu kogoś? Zostałaś tylko ty, która tak bardzo mnie nienawidzisz.

- Wcale cię nie nienawidzę - odpowiadam szczerze.

- Nie? - prostuje się. - W takim razie co do mnie czujesz, Isabelle? Złość? Obrzydzenie? Odrazę?

- Ja... - nie wiem co powiedzieć, zaskakuje mnie tymi pytaniami.

- No właśnie - sam udziela sobie odpowiedzi w myślach. - Wszystko jasne.

- Michael - odwracam się ciałem do niego, żeby mieć lepszy widok na jego osobę. - Nie czuję w stosunku do ciebie ani złości ani obrzydzenia. Ja po prostu czasami nie wiem, co mam myśleć. Potrafisz być miły i zabawny, a ja zaczynam czuć, że cię lubię, ale wtedy stajesz się chamem i próbujesz mnie jak najmocniej zranić. Chciałabym wiedzieć co tobą kieruje, bo ból, który mi zadajesz jest czasami nie do zniesienia.

- Dlaczego więc wciąż ze mną rozmawiasz? - brunet jakby słyszy tylko ostatnie wypowiedziane przeze mnie zdanie.

Zastanawiam się co mu odpowiedzieć, jednak nie zdążam nawet zabrać głosu, gdyż podbiega do nas zapłakana blondynka.

- Mickey! - po jej policzkach spływają łzy wielkości grochu.

- Co się stało, skarbie? - chłopak sadza sobie dziewczynkę na kolanach i przytula do siebie.

- Przewróciłam się i boli - wskazuje paluszkiem na lekko obdarte kolano.

- Rosie, nie płacz - całuje ją w czoło. - Pamiętasz jak ci mówiłem, że tylko mięczaki beczą?

Blondynka wyciera piąstkami łzy z policzków i próbuje wstrzymać łkanie. Jestem pełna podziwu w jak młodym wieku brat nauczył jej własnego honoru i twardego charakteru.

- Poczekaj chwilkę z Izzy, a ja zaraz coś poradzę - chłopak przenosi małą na moje kolana.

Przytulam ją do siebie, a ona nie protestuje.

Mike odchodzi parę kroków od nas i nachyla się nad trawą, czegoś szukając. Parę chwil później wraca z zielonymi listkami w ręce.

Kuca przed nami i przykłada babkę do zranienia na skórze pięciolatki.

- Widzisz? Teraz nie będzie bolało - uśmiecha się do siostry i puszcza jej oczko. - Nikt nie będzie miał takiego plastra jak ty.

Dziewczynka najpierw patrzy zdezorientowana na swoją nogę, po czym kąciki jej ust unoszą się do góry. Zeskakuje z moich kolan i rzuca się na szyję brata.

- Mickey, jesteś najlepszy! - piszczy z zadowolenia.

Anderson jedynie unosi głowę ponad dziewczynkę i patrzy na mnie, chcąc potwierdzić swoje wcześniejsze słowa, że siostra jest dla niego najważniejsza, na co ja odpowiadam mu uśmiechem.

***

Gdy docieramy pod dom Andersonów, Rosie już dawno słodko śpi, trzymana przez umięśnione ramiona jej brata. Wyglądają razem naprawdę uroczo. Widok Michaela z dziewczynką na rękach całkowicie zmiękcza niebezpieczny wizerunek jego osoby. Z pewnością dodaje mu to uroku, a co gorsze seksapilu, którego najwyższy poziom, wydawać by się mogło, osiągnął już dawno temu.

Stoimy przed głównymi drzwiami do jego domu i nastaje niezręczna cisza.

- Ja już pójdę - zamierzam odwrócić się i odejść, rzucając przez ramię krótkie „dzięki, cześć", ale zatrzymują mnie jego słowa.

- Może masz ochotę jeszcze wypić ze mną herbatę? Gdzieś słyszałem, że jesteś fanką tego napoju - uśmiecha się przebiegle.

Automatycznie podnoszą mi się kąciki ust.

- Ale tylko w dobrym towarzystwie - odpowiadam.

- Innego nie śmiałbym ci proponować - chłopak szczerzy się, pokazując swoje białe zęby, a w jego oczach zaczynają tańczyć iskierki radości.

Zaprasza mnie do środka i prosi, żebym poczekała w jego pokoju. Odchodzi z Rosie położyć ją do łóżka i zaparzyć nam herbatę.

Wykorzystuję ten czas, żeby przyjrzeć się dokładniej pomieszczeniu, w którym żyje na co dzień. W duchu liczę na to, że znajdę tu coś, co pozwoli mi odkryć jaki tak właściwie jest Michael. Wcześniej byłam w zbyt wielkim szoku, żeby obczaić to miejsce.

Pokój jest całkiem duży, a ściany pomalowane są na biały i szary kolor. Pomimo dużej powierzchni w środku, nie ma zbyt wielu rzeczy. Duże łóżko, szafa, komoda, telewizor, stolik i dwa fotele po obu jego stronach.

Przypomina bardziej pokój hotelowy. Nie ma tu żadnych osobistych rzeczy typu ramki ze zdjęciami, książki czy płyty. Jedynie na komodzie poukładane są puchary, zapewne z wygranych w meczach koszykówki naszej szkolnej drużyny.

Kiedy już tracę nadzieję na znalezienie czegokolwiek osobistego, dostrzegam za szafą gitarę. Jestem w niemałym szoku, bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić Andersona grającego na tym instrumencie.

Muszę jakoś go podejść, żeby zechciał coś zagrać, ale wiem już z góry, że nie będzie chciał się zgodzić.

Czekając na niego na jednym z foteli, dochodzę do smutnego wniosku, że pokój chłopaka jest strasznie pusty i nie chodzi o ilość mebli, ale o to, że w żaden sposób nie odzwierciedla jego osoby. Przypominają mi się jego słowa, kiedy mówił, że dla niego pojęcie domu nie istnieje i wszędzie czuje się obcy.

- Herbata z sokiem i lekką nutą cytryny - Mike wchodzi do pokoju, zamykając za sobą drzwi nogą.

Kładzie na stoliku dwa kubki i siada na fotelu naprzeciwko mnie.

Podkurczam nogi, mając teraz kolana pod brodą i sięgam po kubek. Muszę przyznać, że cudownie pachnie.

Rozkoszuję się ciepłem bijącym przez naczynie. Zanurzam ostrożnie usta w cieczy tak, żeby się nie poparzyć. Powiem szczerze, jest naprawdę pyszna.

- No Anderson, całkiem dobra - wystawiam mu zaniżoną ocenę.

- Całkiem dobra? - nie ukrywa rozczarowania. - To moja popisowa herbata!

- I co jeszcze? Może wyrywasz na nią laski? - śmieję się rozbawiona.

- One nie zasługują na takie rarytasy.

Mam zamiar wypić kolejny łyk, ale ręka zastyga mi w bezruchu. Odkładam napój na stół.

- W takim razie czym ja zasłużyłam?

Wstaje z miejsca i wzdycha, podchodząc do okna. Opiera się udami o parapet, podpierając się na nim dłońmi po obu bokach.

- Intrygujesz mnie, Isabelle.

Faktycznie, dziewczyna, która rozpoczęła znajomość od słów „pierdol się" musi być intrygująca.

Podchodzę w ślad za nim do okna i staję tuż obok. Również kieruję wzrok na pełen roślinności ogród. Zaskakuje mnie obecność basenu. Widocznie jest to tylna część posesji, której nie można obejrzeć z ulicy.

- Jak to możliwe, że jesteś teraz w moim domu i rozmawiasz ze mną? - przekręca się w moją stronę. Jego bliska obecność zaczyna mnie przytłaczać. - Kurwa, przecież tyle razy cię skrzywdziłem.

Ja sama nie rozumiem swojego zachowania. Powinnam uciekać stąd jak najdalej, a jednak wciąż tu jestem.

Odwracam się do niego przodem. Dlaczego te ciemnobrązowe tęczówki tak na mnie patrzą? Chyba tracę zdolność oddychania.

- Mike - mój głos przybiera dziwne brzmienie, zupełnie jakby się rozstroił. - Zgodzę się z tobą, bo zraniłeś mnie wielokrotnie, ale... Ale czuję, że gdzieś tam w głębi ciebie ukrywa się dobro. Nie wierzę, że jesteś taki zły.

- A jednak. Nie wszyscy są tacy dobrzy jak ty, Izzy.

- Może i jestem naiwna, ale nie ślepa. Uratowałeś mnie przed śmiercią i prawdopodobnie gwałtem.

Brunet spina mięśnie twarzy, słysząc ostatnie słowo.

- Ten skurwiel chciał cię skrzywdzić! - odpowiada nerwowo, po czym unosi dłoń i przykłada do mojego rozgrzanego policzka, głaszcząc go delikatnie jej grzbietem. - Więcej nie pozwolę, żeby ktoś cię dotknął.

Jego słowa brzmią trochę dziwnie, ale może tylko tak mi się wydaje. Jego dotyk odbiera mi logiczne myślenie.

- Dlaczego spaliśmy razem w łóżku? - zadaję mu dziś już drugi raz to nurtujące pytanie.

Chłopak jakby trzeźwieje. Stara się tego nie okazać, ale moje bystre oko obserwatora już to zarejestrowało. Zrezygnowany cofa rękę z mojej twarzy.

- Jeśli pytasz czy skorzystałem z okazji, żeby przelecieć cię nieprzytomną, odpowiedź brzmi nie, nie jestem gwałcicielem.

Uraziłam go moimi słowami.

- Nie to miałam na myśli, po prostu chciałam wiedzieć...

- W porządku - przerywa mi. - Zamierzałem spać na podłodze, żeby mieć na ciebie oko, ale przez sen mówiłaś coś jakby do Scotta, żeby cię puścił, a potem poprosiłaś mnie, żebym został. Całkiem mocno mnie trzymałaś, jak na sen to silna jesteś.

Strzelam buraka na twarzy. Ale wstyd...

- Przepraszam Mike, nic nie pamiętam od momentu napicia się ze Scottem. Wybacz za moje zachowanie. Ja... po alkoholu trochę nie jestem sobą.

Obdarza mnie cudownym uśmiechem, pod wpływem którego mogłabym się rozpłynąć.

- Daj spokój, Izz. To było całkiem urocze.

Myślami wracam do wczorajszego wieczoru. W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że Scott chciał zrobić mi krzywdę. Na szczęście do niczego nie doszło i nawet nie wiem do czego miało dojść, ale nie wybaczę mu tego, że wsypał mi coś do drinka. Gdyby nie Mike, kto wie, co by się ze mną stało. Przeszywa mnie dreszcz, ale chłopak chyba tego nie zauważa.

Muszę się ogarnąć. Było, minęło.

- Grasz na gitarze? - pytam wprost, kiwając głową w kierunku wcześniej zlokalizowanego przeze mnie instrumentu.

- Nie. Dostałem ją od dziadka na czternaste urodziny. Nie mógłbym jej wyrzucić.

Nie myślałam, że dowiem się dzisiaj czegoś takiego. Michael jest sentymentalny. No proszę, jednak potrafi pozytywnie zadziwić.

- Ale skoro ci ją podarował to znaczy, że do czegoś jej używałeś - próbuję delikatnie wymusić na nim pobrzdąkanie na magicznym pudełku.

- Mój dziadek od zawsze kochał muzykę, w młodości grał z przyjaciółmi w zespole - uśmiecha się do siebie. - Mnie też tym zaraził, próbował mnie nauczyć gry na gitarze, ale niestety jestem kompletnym beztalenciem.

- Nie może być tak źle, na pewno umiesz coś zagrać - patrzę na niego maślanymi oczami z wyraźną prośbą.

- O nie. Nie dam się w to wkręcić. Nie ma takiej opcji - zerka na mnie. - Och, Isabelle, przestań tak patrzeć.

Niesamowite, Mike jest speszony? Gdyby ktoś mi zapłacił nawet tysiąc dolców to bym w to nie uwierzyła.

- Nie daj się prosić - błagam go wzrokiem. - Miiickeeey.

Kiedy do jego uszu dociera przeciągłe zdrobnienie jego imienia, wiem, że wygrałam. Przybiera zrezygnowaną minę i chwyta w dłoń gitarę, na co ja niekontrolowanie piszczę z zachwytu.

Brunet otwiera na oścież oba okna. Siada na parapecie, zginając jedną nogę w kolanie, a na udzie drugiej zwisającej kończyny opiera instrument. Siadam na przeciwległym końcu parapetu.

- Dawno jej nie używałem.

- Przymknij się i graj - rozkazuję.

Chłopak jedynie ciężko wzdycha.

Jego palce powoli zaczynają przesuwać się po strunach gitary. Pierwsze dźwięki zdają się być jak szum w niedostrojonym radiu. Jednak kolejne z każdą sekundą brzmią coraz lepiej i układają się w całość.

(Proszę odtwórzcie sobie na chwilkę, bo tak właśnie wyobrażam sobie w tej chwili tą sytuację)

Twarz Michaela jest skupiona. Początkowo patrzy na swoje sunące po strunach palce, lecz po chwili co jakiś czas zerka w krajobraz za oknem.

Jest zamyślony. Ciekawe co siedzi teraz w jego głowie. Czy to dźwięki, których nauczył go dziadek? Może właśnie wspomina te chwile z dzieciństwa?

Melodia jest bardzo spokojna i delikatna. Widok grającego Michaela jest nieziemski. Czuję jakbym dostała się do nieba, a anioł o kruczoczarnych włosach grał tylko dla mnie.

Co jakiś czas jego włosy na czubku głowy falują, spowodowane wiatrem dmuchającym z zewnątrz. Kiedy pojedyncze kosmyki opadają mu na czoło, mocno ze sobą walczę, żeby ich nie przeczesać własną dłonią.

Zamiast tego przymykam powieki i oddaję się muzyce. Pod wpływem dźwięków moje ciało się rozluźnia. Wszystkie spięte mięśnie doznają ulgi. Cała zanurzam się w płynącej melodii.

Otwieram oczy, gdy muzyka przestaje grać.

Michael wpatruje się we mnie intensywnie, a ja to odwzajemniam. Czuję, jakby nasze spojrzenia mówiły tak wiele, a jednocześnie nie mówiły nic.

Chłopak wstaje i odkłada gitarę na swoje miejsce, a ja dalej patrzę na niego jak zaczarowana.

Zbliża się do mnie. Serce bije mi coraz szybciej. Opiera się przedramieniem o ramę okna nad moją głową. Nasze twarze są niebezpiecznie blisko. Jego alabastrowa cera oświetlona promieniami słońca wydaje się być bledsza niż zwykle. Wystające kości policzkowe sprawiają, że jest jeszcze bardziej pociągający.

Na co dzień ciemnobrązowe tęczówki, teraz stają się niemal czarne. Wiercą we mnie dziury, jakby poznały moje najstraszniejsze przewinienia i chciały mnie za nie ukarać.

A najgorsze jest to, że chcę, by mnie ukarały i nie mogę tego uczucia powstrzymać.

Michael

Tonę.

Tonę w niebieskich jak przestwór oceanu oczach.

I pragnę w nich utonąć.

Jestem obezwładniony przez moc jej spojrzenia, tracę nad sobą kontrolę. Cholernie tego nie lubię.

Ale czuję między nami silne przyciąganie. Boję się, że jednym najmniejszym ruchem zniszczę wszystko.

Mój oddech przyspiesza, jakbym przed chwilą biegał, ale jej klatka również szybko się unosi i opada.

Spoglądam na jej usta. Kurwa, są rozchylone. Wręcz proszą się o pocałowanie.

Nie wiem czy zdaje sobie sprawę, jak na mnie działa, czy jest tego nieświadoma.

Wodzę swoimi wargami w pobliżu jej, jednak wciąż nie dotykając jej ani milimetrem mojego ciała.

Między nami buduje się napięcie. Czuję, że jeśli nasze ciała się zetkną, polecą iskry.

Przeskakuję wzrokiem z jej oczu na usta i z powrotem. Widzę, że robi to samo. Patrzy na moje usta z pożądaniem. Chcę, żeby to ona zrobiła pierwszy krok. Ja jedynie mogę ją jeszcze bardziej nakręcić.

- Isabelle - szepczę tuż przy jej uchu, na co wstrząsa nią dreszcz, czując mój oddech na swojej skórze - Mogę zadać ci pytanie?

- Tak? - jej głos jest cichy i zachrypnięty.

Robię chwilę przerwy, by wzbudzić w niej napięcie.

- O czym teraz myślisz?

Słyszę jak wydobywa z siebie krótki cichy jęk. Uśmiecham się lekko. Wiedziałem, że mnie pragnie, ale nie chce się do tego przyznać.

- W takim razie ja zacznę - ciągnę. - Myślę o tym, jaka jesteś piękna. Myślę o wczorajszym wieczorze, gdy tańczyliśmy razem, a twoje ciało było tuż przy moim. Myślę o dzisiejszym poranku, kiedy obudziłaś się w moich ramionach. Myślę o pocałunku z tobą, który nie daje mi zasnąć każdego wieczoru.

Dziewczyna poddaje się i ulega swoim emocjom.

Ale ja tylko na to czekam.

Zrywa się i chce wbić się w moje usta, ale odsuwam się, nie pozwalając na to. Patrzy na mnie zdezorientowana.

Uśmiecham się cwaniacko.

- Najpierw mi powiedz o czym myślisz, a potem nagroda.

Izzy jest zawstydzona, że mi uległa, a ja nie odwzajemniłem jej gestu. Jeszcze chwilę, maleńka.

Przysuwam się znów do niej w dalszym ciągu jej nie dotykając, ale panująca przed chwilą atmosfera powraca. Przez chwilę mam obawy, że zaraz się ocknie i bańka pryśnie, ale tak się nie dzieje.

- Pragnę poznać wszystkie twoje myśli, Isabelle - znowu szepczę niskim głosem nad jej uchem, wiem, że to na nią działa. - Zwłaszcza te najgorsze.

Przymyka powieki chyba po to, żeby dodać sobie odwagi. Po chwili zastanowienia, odzywa się.

- Myślę o twoich ciemnych jak noc oczach, które hipnotyzują mnie od pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy. Myślę o twoich kruczoczarnych włosach, w które mam nieokiełznaną ochotę wplątać dłonie. Myślę o dniu, w którym uratowałeś mi życie - z trudem przełyka ślinę. - W twoich objęciach czułam się bezpieczna. Myślę o tym, że...

Celowo delikatnie zahaczam swoimi wargami o jej, na co przerywa i wciąga przez usta powietrze głośno i nierównomiernie.

Podnieca mnie, że tak reaguje na mój najmniejszy dotyk.

- Mów dalej, skarbie - nakazuję.

- O tym, że pieprzyłeś się z połową dziewczyn w szkole, ale mnie nie chcesz - podnosi powieki i patrzy na mnie pożądliwym wzrokiem. - Czego mi brakuje, Michael?

- Kochanie, pragnę cię bardziej niż kogokolwiek.

Z satysfakcją przerywam nasze męki.

Chwytam ją za biodra i podnoszę, na co Izzy łapie mnie za szyję, żeby utrzymać równowagę. Wpijam się w jej usta, a ona nie pozostaje mi dłużna.

Podchodzę do najbliższej ściany i przygniatam dziewczynę do niej. Obejmuje mnie swoimi nogami w pasie.

Całujemy się zachłannie. Wszelki ślad po wcześniejszej delikatności zaginął. Przywieramy do siebie jakby poza nami nie istniało nic więcej.

Mam ochotę się rozpłynąć pod wpływem jej miękkich, gorących ust. Ogarnia mnie dzikie pożądanie. Isabelle była moim celem odkąd zobaczyłem ją na stacji, a teraz mam ją całą dla siebie.

Poprawiam ją sobie na rękach, mając teraz w dłoniach jej soczyste pośladki. Ściskam je bez wahania, na co dziewczyna cichutko pojękuje. Wplątuje drobne dłonie w moje włosy i lekko za nie ciągnie, co mnie jeszcze bardziej podnieca.

Lekko kąsam jej dolną wargę, a w zamian Isabelle mocniej zaciska swoje nogi wokół mojego pasa. Nie myślałem, że moja kruszynka jest taka silna.

Kiedy jej język spotyka się z moim, wariuję. Czuję jak moje przyrodzenie momentalnie twardnieje.

Odrywam szatynkę od ściany i rzucam na łóżko.

Ogień, który w niej płonie, emanuje całym ciałem. Nie spuszcza ze mnie wzroku.

W momencie znajduję się nad nią. Przedramiona kładę po obu stronach jej głowy, a jej nogi spoczywają pomiędzy moimi.

Isabelle całuje coraz śmielej, a jej dłonie błądzą po moich plecach. Co chwila wysuwa swój słodki język, żeby posmakować nim moje wargi.

Nigdy wcześniej tak bardzo nie pragnąłem żadnej dziewczyny, a było ich naprawdę sporo. Każda z nich była dla mnie krótkim epizodem, dojściem do upragnionego celu.

Teraz nie jest dla mnie ważny cel, ale droga.

Całując szyję mojej malutkiej, z przykrością stwierdzam, że nie mogę jej przelecieć.

Nagle zaprzestaję wszystkich czynności i spoglądam w jej niebieskie oczy.

- Coś się stało? - pyta cichym głosem zdyszana.

Podnoszę się i siadam na skraju łóżka.

- Nie możemy, Isabelle - z trudem słowa odmowy przechodzą mi przez gardło. - Nie zasługujesz na coś takiego.

- Wiedziałam - odpowiada i wstaje szybko z łóżka, udając się w kierunku drzwi.

Dopiero, gdy słyszę zbiegające kroki po schodach na dół, uświadamiam sobie, co powiedziałem.

- Isabelle! Kurwa, nie o to mi chodziło! - rzuciłem się w pogoń za nią.

Zeskakując ze schodów do moich uszu dociera trzaśnięcie drzwiami.

- Zaczekaj! Źle mnie zrozumiałaś! - krzyczę, będąc już na zewnątrz.

Szatynka zatrzymuje się na moment i odwraca w moją stronę.

- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj, pierdolony manipulancie! - ton jej głosu jest ostry jak brzytwa. - Nie chcę cię znać.

I oddala się od mojego domu.

Gratulacje Mike, spierdoliłeś sprawę podręcznikowo.

Wracam do domu, gdzie na schodach czeka na mnie Rosie. Pewnie obudziły ją nasze wrzaski.

- Skarbie, czemu nie śpisz? - pytam małej, kucając przy niej.

- Co zrobiłeś Isabelle?

Świetnie. Nawet moja pięcioletnia siostra wie, że chuj bombki strzelił przeze mnie.

- Masz po prostu głupiego brata - przyznaję się.

- Wiem, ale ja i tak cię kocham - Rose rzuca mi się na szyję, a ja mocno ją przytulam.

To jedyna kobieta, która nigdy mnie nie zawiodła.

_________________________________

Witajcie moi Kochani!

Nie wiem jak Wam, ale uggh mi się strasznie ten rozdział podoba :)

Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to nagranie, ale znalazłam najpierw przypadkiem na insta, potem yt i ahh urzekła mnie ta melodia <3 nie chodzi o sam wygląd Shawna, bo Mike jednak wygląda troszkę inaczej, ale sama sytuacja i ta muzyka... Po prostu ja tu jestem reżyserem i tak to widzę, czaicie XD

Także ten... Michael i gitara? Coś tu nie gra xD

Chętnie się dowiem, co sądzicie, więc czekam na Wasze opinie :)

A i jeszcze jedno! Jak być może zauważyliście, zmieniłam okładkę xD Moje zdolności projektanta są bliskie zeru, ale według mnie okładka i tak lepsza niż była wcześniej XD Podoba się Wam czy beznadzieja? :P

Ściskam Was mocno!

ollieki xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top