13. Nie zostawiaj mnie samej
Michael
Nie ma opcji, żeby Isabelle zgodziła się wrócić z nim do domu. Była pijana, ale nie na tyle, żeby w ogóle nie kontaktować. Sama mi kiedyś dziękowała, że go spławiłem. Na pewno dobrowolnie i świadomie nigdzie by z nim nie poszła.
W głowie układają mi się już czarne scenariusze, co ten palant może robić z moją malutką. Muszę jak najszybciej ją odnaleźć.
Wparowuję szybko do domu i wbiegam na piętro. Sprawdzam jedne drzwi po drugich. Otwierając któreś z kolei, natrafiam na właściwy pokój.
Widzę leżącą na łóżku dziewczynę. Kamień spada mi z serca, gdy widzę, że ma na sobie swoją sukienkę. Ale zaraz po tym wpadam w szał. Ten frajer Scott wisi nad nią i całuje ją po szyi. Czuję jak krew we mnie buzuje. Moja furia nie zna granic.
Robię dwa kroki w kierunku łóżka i chwytam tego chuja za szmaty, rzucając nim o podłogę.
- Co ty tu, kurwa, robisz? - pyta zaskoczony.
- To ja się pytam co tu robisz, spierdolino umysłowa? Nawet się nie zbliżaj do Isabelle. Wypierdalaj stąd!
- Ona sama chciała tu ze mną przyjść - unosi kąciki ust w triumfie, podnosząc się.
To wyzwala we mnie jeszcze większy gniew. Odsuwam się lekko od niego, po czym rozpędzam się i zadaję mu cios w twarz zamaszystym ruchem. Zatacza się do tyłu i znowu upada na ziemię.
- Myślisz, że jak obijesz mi mordę to Izzy cię polubi? - pomimo krwi wypływającej z jego wargi, uśmiecha się drwiąco. - Ona tobą gardzi. Sama mi to powiedziała.
Generalnie uznaję zasadę, że nie kopie się leżącego, ale teraz jestem tak wkurwiony, że nie kontroluję swojego gniewu. Klękam przy Gravesie i okładam go kilkukrotnie pięściami po twarzy. Każdy cios daje mi nieopisaną satysfakcję.
- Nigdy więcej nie wypowiadaj jej imienia - wypowiadam w przerwie między zamachnięciami moją pięścią.
Moją czynność przerywa głośny huk. Odwracam się szybko w stronę łóżka, z którego spadła dziewczyna.
Próbuje wstać albo chociaż usiąść, ale siła grawitacji jest silniejsza od niej.
Zostawiam leżącego i lekko krwawiącego Scotta, podchodząc do kobiety. Pomagam jej usiąść i nawiązać z nią kontakt, ale jedyne co otrzymuję w zamian to jakiś niezrozumiały bełkot. Nie wiem, co się z nią dzieje, bo nie wygląda to na zwykłe nadużycie alkoholu. Później się tym zajmę. Teraz najważniejsza jest moja mała.
Jedną ręką chwytam ją pod kolanami, a drugą podkładam pod plecy. Jej głowa opada bezwładnie na moją pierś, kiedy podnoszę ją i zabieram do swojego samochodu.
Nie mogę odwieźć jej do domu w takim stanie. Gdyby jej rodzice przypadkiem mnie zobaczyli, na pewno od razu oskarżyliby mnie, że to ja doprowadziłem ją do takiego stanu. Poza tym chcę mieć pewność, że wszystko z nią w porządku.
Wjeżdżam do mojego garażu i gaszę silnik. Biorę na ręce śpiącą szatynkę. Wychodzę cicho po schodach na piętro i otwieram drzwi do mojego pokoju.
Kładę moją kruszynkę na łóżku. Tak słodko wygląda, kiedy śpi. Jest taka drobna i niewinna.
- Isabelle - wypowiadam cicho jej imię w nadziei, że się obudzi. Nie chcę, by rano się przestraszyła, że jest w obcym miejscu.
Dziewczyna jedynie mruczy coś pod nosem. Nic z tego.
Wychodzę z pomieszczenia i idę do łazienki.
Stoję teraz nago pod prysznicem, a ona leży bezbronna na moim łóżku. Dzieli nas tylko ściana. Mógłbym zrobić z nią teraz tyle rzeczy. Na samą myśl o jej nagiej skórze dostaję wzwodu.
Wszystko mam na wyciągnięcie ręki. Jej krągłe pośladki, którymi dzisiaj kręciła. Niezbyt duże piersi, które pieściłbym całą noc. I jej słodka cipka, na którą mam ochotę od momentu, kiedy ujrzałem ją na stacji benzynowej.
Próbowała mnie olewać, ale ja cały czas rzucałem jej jakieś głupie teksty. W końcu podeszła do mnie i powiedziała, żebym się pierdolił. Była taka stanowcza. Spodobało mi się to. Wszystkie laski zawsze mi ulegały wcześniej czy później. Ona jest inna. Chociaż nie znosi mnie, teraz leży w moim łóżku.
Wracam do mojego pokoju już w samych bokserkach. Walczę z myślą czy ściągnąć jej sukienkę, ale decyduję się ją zostawić. Zaskoczy ją fakt, że nie wykorzystałem okazji. Na pewno przez to zaplusuję.
Zamierzam spać na podłodze. Chcę jej dać trochę przestrzeni, ale nie ma mowy bym zostawił ją samą w pokoju w tym stanie.
Zanim jednak skończę na zimnych panelach, siadam na skraju łóżka i przyglądam się dziewczynie. Widząc kosmyk włosów opadający jej na twarz, nie mogę się powstrzymać i zakładam go za jej ucho. Ulegam również pokusie pogłaskania jej po jedwabnym policzku.
Pod wpływem mojego dotyku Isabelle lekko kręci głową, a na jej twarzy pojawia się grymas.
- Nie, Scott. Zostaw. Nie dotykaj mnie - mówi przez sen.
- Maleńka, to ja, Michael. Nie bój się - uspokajam ją. - Przy mnie jesteś bezpieczna.
- Dlaczego mnie nie chcesz, Mickey? - nieruchomieję na to pytanie, zastanawiając się, czy faktycznie jeszcze śpi, czy już mówi świadomie.
I znowu, kurwa, to zdrobnienie. Rozsypuję się, gdy słyszę je z jej ust.
- Kochanie, jestem tu z tobą - pochylam się nad nią, głaszcząc jej włosy. - Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnę - dodaję już ciszej.
Izzy chwyta mnie za rękę.
- Nie zostawiaj mnie samej - próbuje niezdarnie przyciągnąć mnie do siebie, cały czas mając zamknięte oczy.
- Nie zostawię.
Ostrożnie kładę się obok Isabelle, przykrywając nas oboje kołdrą. Kobieta niczym magnes przybliża się do mnie i wtula w moją pierś. Nie zastanawiając się, obejmuję ją swoimi ramionami. Opieram policzek o czubek jej głowy, zaciągając się zapachem jej włosów. Jabłkowy. Ogarnia mnie dziwne uczucie.
Chyba jeszcze nigdy nie czułem się tak spokojny.
***
Isabelle
Z trudem próbuję unieść swoje powieki, ale okazują się być zbyt ciężkie. Czuję przyjemne ciepło przylegające do mojego ciała. Staram się poruszyć, ale wyczuwam opór.
Lekko spanikowana otwieram już szeroko oczy. Widzę męską pierś. I to nagą. I dobrze umięśnioną. Obce ramiona trzymają mnie mocno, nie pozwalając mi się wyswobodzić.
Z przerażeniem zadzieram głowę do góry, żeby zidentyfikować samca. Czarna czupryna lśni w promieniach słońca wpadających do pokoju przez okno. Kurwa. To Michael.
Co ty, dziewczyno, odjebałaś?
Na tyle ile mam możliwość, zaglądam pod kołdrę. Uff, mam wszystkie ubrania. Chłopak chociaż ma na sobie bieliznę. Okej, może nie jest jeszcze tak źle.
Moim pierwszym odruchem jest wyrwanie się mu, ale nie chcąc go obudzić i musieć z nim rozmawiać, powoli wysuwam się z jego objęć.
Szybko się unoszę w celu zejścia z łóżka, ale czuję silne ukłucie w czaszce, przez które tracę równowagę. Czekam na bliskie spotkanie z podłogą, ale w zamian spadam na miękkie poduszki.
Chwila. To nie poduszki. To klata Michaela.
- Wooow, gdzie się wybierasz, mała? - pyta chłopak, trzymając mnie w uścisku.
- Puszczaj mnie! Co ja tu robię? Co mi zrobiłeś?! - nadaremno próbuję wydostać się z zamknięcia.
- Hej, spokojnie. Wczoraj ostro zabalowałaś, musiałem ratować ci tyłek.
- I dlatego jestem teraz z tobą w łóżku? - nie kryję złości.
Wciąż leżę na nim, a nasze twarze dzielą tylko centymetry. Nie wiedziałam, że usta mogą mieć aż tak malinowy kolor. Dopiero teraz zauważam na jego prawym policzku trzy odznaczające się pieprzyki, które układają się w kształt trójkąta. Mam ochotę musnąć je swoimi wargami.
Przenoszę wzrok na jego ciemnobrązowe tęczówki. Spogląda na mnie spod swoich długich podkręconych rzęs. Dlaczego ja nie mogę takich mieć?
- Wolałabyś leżeć teraz ze Scottem? - odpowiada naburmuszony.
- Co ty pieprzysz?
Przewraca nas na bok. Patrzy na mnie, ale nie jest to ani dobrze mi znane kpiące spojrzenie, ani to lodowate, mrożące krew w żyłach.
Teraz obecne w oczach ogniki sprawiają, że przestaję czuć niepokój i wzbudzają we mnie zaufanie. Widzę w nich jednak coś jeszcze. Czy to współczucie?
- Nie wiem jak dużo pamiętasz z wczoraj, ale opowiem ci moją wersję. Przyszedłem do domu Evana, a ty wtedy bawiłaś się na parkiecie z przyjaciółkami. Zaczepiłem cię i zaczęliśmy tańczyć. Niedługo potem ty odeszłaś, ja też spotkałem kumpla i się rozeszliśmy.
- W porządku, to jeszcze pamiętam - przerywam mu.
- Kiedy wróciłem, znalazłem cię tańczącą i śpiewającą na stole, a wszyscy zgromadzili się wokoło i podziwiali twój występ - zakrywam dłońmi swoją twarz ze wstydu, na co Mike'owi unoszą się kąciki ust.
Chwyta mnie delikatnie za dłoń i odsłania twarz.
- Spokojnie, zabrałem cię stamtąd. Wybacz, ale nie chciałaś współpracować i musiałem przewiesić cię przez ramię i wynieść na zewnątrz - uśmiecha się. - Niestety nie chciałaś mnie słuchać i wróciłaś do środka.
Fakt, przypominam sobie jak mnie wkurzył. Nie chciał iść ze mną do łóż...
O, nie. Nie, nie, nie. Tylko nie to. Byłam wściekła o to, że nie chce się ze mną przespać. Co za wstyd.
Jak ja mu mam teraz patrzeć w oczy? Spuszczam od razu wzrok.
Michael chyba domyślając się, co dzieje się w mojej głowie, chwyta mnie za podbródek i lekko unosi tak, bym na niego spojrzała.
Te przyciągające tęczówki zdają się mówić „niczym się nie przejmuj" i okazywać zrozumienie.
- Poszedłem za tobą, ale jakby ślad po tobie zaginął - ciągnie dalej. - Pytałem twoje koleżanki, ale powiedziały mi, że wyszłaś ze Scottem do domu. Od razu coś mi zaczęło nie pasować, bo zdążyłem już zauważyć, że nie przepadasz za tym typkiem.
Wyszłam ze Scottem do domu? Nie przypominam sobie, żebym go o to prosiła.
- Pamiętam, że przyczepił się do mnie, a ja nie miałam ochoty z nim gadać, ale jak to on, nie rozumiał, co się do niego mówi - wtrącam.
Widzę jak ciało Michaela się spina. Zaciska szczękę i marszczy brwi.
- Chcesz powiedzieć, że nie chciałaś... - robi chwilę przerwy. - Spędzać z nim wieczoru?
- Oczywiście, że nie. Ten facet doprowadza mnie do szału. Nie chciał się odczepić, więc nie zwracałam na niego uwagi i poszłam po drinka, po tym jak chciałeś mnie siłą wynieść z imprezy. Polazł za mną i powiedział, że jak się z nim napiję jednego to da mi spokój.
Brunet patrzy na mnie z... litością? A może to złość? Patrzy i milczy.
- Do jasnej cholery, Mike, dlaczego się tak na mnie gapisz? Powiesz mi w końcu co się wydarzyło? - robię się coraz bardziej nerwowa. Czuję jak wzrasta mi ciśnienie krwi, a puls przyspiesza.
- Zabiję gnoja - mówi, ignorując moje pytania.
Chłopak podnosi się z łóżka z zaciętą miną.
- Anderson! Głuchy jesteś? - zaczynam krzyczeć, podnosząc się na łokciach.
Podchodzi do łóżka i kuca przy nim. Wpatruje się we mnie, aż odbiera mi mowę.
- Isabelle, ten skurwiel chciał cię wykorzystać.
- C-co? Co chciał mi zrobić? - mój głos jest ledwo słyszalny.
Czuję jak coś przygniata mnie od środka, utrudniając oddychanie. Serce wali mi tak mocno, że chyba zaraz wyskoczy z piersi. Robi mi się duszno i gorąco.
- Szukałem cię wszędzie - kontynuuje. - W końcu pobiegłem na piętro i sprawdzałem wszystkie pokoje po kolei. Kiedy otwarłem jedne z drzwi, zobaczyłem cię leżącą na łóżku, a ten chuj pochylał się nad tobą i całował po szyi.
Nie wiem, co powiedzieć. Nie wiem nawet, co myśleć. Czuję jakby uszło ze mnie życie jak powietrze z nadmuchanego balonika. Jak to możliwe? Scott chciał mnie zgwałcić? Nie... Dlaczego tego nie pamiętam? Dobrze wiem, ile mogę wypić, żeby na następny dzień wiedzieć, co się działo. Chyba zaraz zwymiotuję.
- Czy... - usiłuję wydusić z siebie męczące mnie pytanie, na które bałam się usłyszeć odpowiedzi.
- Nie, Izzy. Nic ci nie zrobił. Na szczęście pojawiłem się w odpowiednim momencie. Byłaś ubrana.
- Dlaczego mam taką dziurę w pamięci? - oczy zaczynają mi się szklić. - Wcale nie wypiłam tak dużo.
- Podejrzewam, że dosypał ci czegoś do drinka - wypowiada niechętnie.
To już dla mnie zbyt wiele. Łzy wypływają strumieniem z moich oczu. Nie chcę okazywać słabości przed Michaelem, ale nie daję rady. To silniejsze ode mnie. Czuję jak rozrywa mnie od środka. Wszystkie wnętrzności chcą wydostać się na zewnątrz. Szlocham z bezradności.
Mike siada na łóżku i przytula mnie do siebie. Jego ramiona utrzymują mnie w całości i nie pozwalają rozpaść się w drobne kawałki.
- Jak mogłam być tak nieuważna? - staram się nieudolnie powstrzymać płacz. - Jestem taka naiwna.
- To nie twoja wina, Isabelle. Nie płacz - ociera kciukami łzy z moich policzków. - Obiecuję ci, że nigdy więcej już się do ciebie nie zbliży.
Wpatruje się we mnie intensywnie, trzymając moją twarz w swoich dłoniach i głaszcząc policzki kciukami.
- Nie pozwolę na to - dodaje.
- Czyli to ty mnie stamtąd zabrałeś? - pytam słabo.
- Tak.
- Dziękuję, Michael. Gdyby nie ty...
- Ciii - nie pozwala mi dokończyć. - Przy mnie możesz czuć się bezpieczna, malutka.
Trwamy w ciszy dobre kilka minut. Nasze milczenie przerywa odgłos otwieranych drzwi do pokoju.
- Mickey, chce mi się jeść - do pomieszczenia wchodzi mała dziewczynka, przecierając oczy małymi piąstkami.
- Rosie, ile razy mam ci powtarzać, że zanim wejdziesz do mojego pokoju, masz zapukać - chłopak ubiera pospiesznie krótkie dresowe spodenki i staje przed małą blondyneczką, krzyżując ręce na piersi. - Zmykaj na dół, za chwilę zrobię ci śniadanie.
- Ale ja jestem głodna! - krzyczy naburmuszona, tupiąc nóżką i również krzyżując ręce na piersi, co wygląda przezabawnie, gdy stoi w takiej samej pozycji, co dużo większy od niej brunet.
Nie mogąc się powstrzymać, zaczynam chichotać z zaistniałej sytuacji. Dopiero teraz dziewczynka mnie zauważa.
- Kto to jest? - pyta chłopaka, chowając się za jego nogą.
Michael uśmiecha się, czym kompletnie mnie rozbraja. Muszę przyznać, że jest naprawdę przystojny. W dodatku cały czas nie ma na sobie koszulki.
- To Isabelle, nasza dalsza sąsiadka - próbuje odkleić małą od swojej kończyny. - Rose, przywitaj się. Nie bądź cienias.
Dziewczynka z niezadowoleniem wychodzi zza bruneta i podchodzi do łóżka, na którym wciąż siedzę.
- Cześć, mam na imię Rosie i mam pięć lat - wyciąga do mnie swoją drobną rączkę, czym mnie bardzo rozczula.
- Miło mi cię poznać, Rosie - chwytam jej dłoń. - Pięć lat to już duża z ciebie dziewczynka.
- Wiem, ale Mickey nie pozwala mi samej iść na plac zabaw - mówi zasmucona.
- To umówmy się, że jak zjemy śniadanie to pójdziemy razem na plac zabaw, dobrze? - uśmiecham się do niej, na co od razu jej buzia promienieje.
- Taaak! - krzyczy zadowolona.
- Ej, ej, czy mnie ktoś zapytał o zdanie? - wtrąca się Michael surowym tonem.
- My dziewczyny poradzimy sobie same, prawda Rose? - zwracam się do blondynki, która ochoczo potakuje głową.
- Od zawsze wiedziałem, że z kobietami są same problemy - chłopak wzdycha teatralnie. - Dobra, smarku, wynocha. Zaraz zejdziemy - wygania ją z pokoju.
Michael
Pozbywam się małego diabła z pokoju i zamykając drzwi, odwracam się w stronę Izzy.
- To twoje? - pyta, żartując.
Zaśmiewam się.
- Seksowny ze mnie tatusiek, nie? - dziewczyna otwiera szeroko usta, słysząc moje słowa.
Nie mogę wytrzymać ze śmiechu, patrząc na przerażenie wymalowane na jej twarzy.
- Spokojnie, Rosie to moja siostra. Wciąż jestem wolny - puszczam jej zalotnie oczko, a w zamian za to dostaję poduszką w twarz.
- Nieśmieszne - dziewczyna posyła w moim kierunku skrzywioną minę.
- Ja się uśmiałem.
Kolejna poduszka ląduje na mojej twarzy.
- Pożałujesz tego! - podbiegam do niej i łapię w objęcia, po czym łaskoczę we wszystkich możliwych wrażliwych miejscach.
Isabelle próbuje się wyswobodzić, ale ja nie odpuszczam. Śmieje się coraz głośniej i szarpie. W końcu zrezygnowana błaga mnie o przestanie.
Wysłuchuję jej prośby, ale wciąż trzymam ją w ramionach bardzo blisko siebie. Jej oczy jaśnieją, przybierając barwę błękitu. Zauważam złotą plamkę w jednej z tęczówek. Mógłbym patrzeć w nie dniami i nocami.
Nie wiem ile mija czasu, ale zauważam, że szatynka czuje się niezręcznie, nie wiedząc co ma zrobić w tej sytuacji. Mnie ani trochę to nie peszy. Wręcz przeciwnie, mógłbym tak stać w nieskończoność.
- Lepiej chodźmy już na dół, twoja siostra czeka - odzywa się, na co kiwam potakująco głową.
Izzy udaje się w kierunku schodów, a ja szybko wkładam na siebie koszulkę i podążam za nią. Dotarłszy do kuchni słyszę dźwięk dzwoniącego telefonu. Dziewczyna patrzy z przerażeniem na ekran swojej komórki.
- O Boże, mama dzwoni - patrzy na mnie spanikowana. - I co ja jej mam teraz powiedzieć?
Nie czekając na moją odpowiedź odbiera połączenie.
- Hej, mamo - robi przerwę, prawdopodobnie wysłuchując kazania od swojej matki. - Jestem u... Melanie. Jej chłopak nas zabrał z imprezy i nocowałam u niej. Tak, wiem. Przepraszam, że nie zadzwoniłam. Mamo, to się więcej nie powtórzy. Przysięgam, odpracuję to w domu. Teraz? Eeem... jemy śniadanie i będziemy się uczyć z Mel matematyki. Ja też cię kocham, pa!
Isabelle rozłącza się i wypuszcza głośno powietrze z ulgą.
- Uwierzyła - patrzy przed siebie pustym wzrokiem. - Znowu ją okłamałam.
- Znowu?
Na moje pytanie jakby wraca do rzeczywistości.
- Co? Nie, nic. To co z tym śniadaniem? - klaszcze w dłonie i zwraca się do mojej siostry. - Na co masz ochotę, Rosie?
- Naleśniki! Ale Michael nie umie ich robić - młoda patrzy na mnie z wyrzutem.
- Ej! Nigdy nie narzekałaś na moje naleśniki - mówię urażony.
- Bo byłam głodna.
- Ty mały oszuście...
- Spokojnie, ja potrafię, więc możemy zrobić - moja malutka uśmiecha się anielsko, na co Rosie skacze z radości i przytula się do jej nogi.
- Zdrajca - posyłam siostrze groźne spojrzenie, a ona pokazuje mi język. Po kim ona jest taka wredna?
Muszę przyznać, że widok Isabelle krzątającej się z rana w mojej kuchni jest niesamowicie podniecający. Wyobrażam sobie jak sadzam ją na blacie, całuję jej cudowne usta i szyję, a potem zrzucam z niej ubrania i posuwam na stole, doprowadzając ją do skraju przyjemności.
- Michael - Izzy przywraca mnie na ziemię. - Gdzie trzymacie kakao? Mała chce.
Już mam wstać od stołu, lecz na poprzednią myśl w moich spodniach rozkłada się namiot, a ja nie będę paradował przed dziewczynami z naładowaną bronią. Wskazuję jedynie odpowiednią szafkę, pozwalając Isabelle rozgościć się u mnie.
Szczerze mówiąc to najlepsze śniadanie jakie kiedykolwiek jadłem. Rosie chyba też jest zadowolona, bo całą buzię ma umazaną w czekoladzie.
Po zjedzeniu, udajemy się na obiecany plac zabaw. Młoda jest wniebowzięta. Wiem, że Izz kompletnie ją tym kupiła. Rose jest dość nieufnym dzieckiem, więc byłem zaskoczony, że od razu złapały ze sobą kontakt.
Isabelle jest jednak cały czas niespokojna i poddenerwowana.
- Co jest? - pytam.
- Mam wrażenie, że zaraz zza rogu wyskoczą moi rodzice - rozgląda się na wszystkie strony w poszukiwaniu znajomych twarzy.
- Wyluzuj, co twoi rodzice mieliby robić przed południem w niedzielę na placu zabaw?
Przez chwilę analizuje moje słowa.
- Może i masz rację, ale wolę być czujna.
________________________________
Dzień dobry, Kochani!
Co sądzicie o rozdziale?
Dla mnie jest jakiś taki nijaki...Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam xd
Chcę Wam strasznie mocno podziękować za wszystkie głosy i komentarze <3 Czytając każdy z osobna, uśmiecham się jak głupek do telefonu xd To strasznie miłe i bardzo budujące, dziękuję z całego serduszka! <3
Ściskam Was mocno i całuję!
ollieki xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top