#4

                         ☝😂❤☝

Poderwałam się z łóżka. Uhh te okropne koszmary. Zaczeły się kiedy ukończyłam 15 lat, ale wtedy nie były jeszcze tak silne. Moja głowa... Postawiłam stopy na dywanie, niestety moje ciało odmówiło współpracy i uderzył we mnie natychmiastowy ból. Położyłam się z powrotem na łóżku i czekałam aż ból minie. Zegar wskazywał 4:23. Postanowiłam że pójdę do kuchni po szklankę wody. Powoli stawiałam kroki po schodach broń Boże żeby któryś ze stopni zaskrzypiał. Na szczęście nic takiego się nie stało, i nie zostałam zauważona. Nalałam sobie przezroczystą ciecz do szklanki, i oparłam się o blat.

- Nie powinnaś spać?
O mało nie zachłysnełam się wodą. Powoli odwróciłam głowę w stronę dźwięku. O framugę opierał się Black Hat, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Mogłabym zadać to samo pytanie. - odparłam oschle, nie miałam zamiaru wdawać się w głębszą dyskusje.

- Drzwiami nie wyjdziesz, oknem nie próbuj, innych przejść nie znajdziesz, i dopilnuje żeby Flug ci nie pomógł. (Ale ja ostatnio rymuje XD)

*O kurwa...*

- Myślisz że bym się nie dowiedział? To tylko kwestia czasu.

*O cholera, jeśli on potrafi czytać w myślach to szanse na moją ucieczkę maleją do zera.

- Nie jestem pierwszą lepszą osobą którą można oszukać mówiąc: "Patrz! Samolot!" - odstawiłam szklankę na blat - Już niedługo dowiem się o wszystkich sekretach jakie skrywasz, a wtedy staniesz się nic więcej...  - uśmiechnął się szerzej - Niż tylko marionetką w moich rękach.

Nie mogłam się ruszyć, naprawdę. Najgorsze było to że nie wiedziałam dlaczego. Black Hat podniósł rękę i powoli zaczął zaciskać dłoń w pięść. Przeszył mnie natychmiastowy silny ból. (ten ból to wyrachowany snajper - pozdro dla kumatych)
Łzy pociekły mi po policzkach.

- To było ostrzeżenie, i radzę ci go nie ignorować. - rozluźnienił palce i opuścił rękę.

Upadałm na kolana, rękami podtrzymywałam się podłogi by nie upaść na twarz. Pojawiły mi się mroczki przed oczami, jedyne co pamiętam to stłumiony śmiech. (A teraz zamieńcie "stłumiony śmiech" na "jego rozmazana twarz" i powstanie wam kolejny rym 😂)

 ***

Poderwałam się z łóżka. Nie, to nie był sen. Obok mnie stało krzesełko na którym leżał stos moich ubrań, kosmetyki i  karteczka na której napisane było: "Przydadzą ci się", oczywiście nie podpisana, a jeśli chodzi o ubrania to oczywiście że mi się przydadzą. Wybrałam jakiś zestaw i poszłam do łazienki. Wziełam szybki prysznic, zrobiłam makijaż i ubrałam się. Na komodzie leżał mój telefon, który po chwili zadzwonił. Na wyświetlaczu był numer który bardzo dobrze znałam.

- Hej mamo? - powiedziałam niepewnie.

- GDZIE TY JESTEŚ?!

*No i się teraz tłumacz* - time skip

- Boże kochany Emily, w co ty się wpakowałaś.

- CZEMU MI NIC NIE POWIEDZIAŁAŚ?! - mój brat darł się od 15 minut.

- Uspokój się bo ci żyłka pęknie. Słuchajcie, żyję i nic mi nie jest ok?

- Obiecaj że nie narobisz sobie więcej problemów.

- Ok, ok.

- Kochamy cię.

- Ja też was kocham.

- Oh jak uroczo.

*Co jest kur...*

- Niestety panna Roberts musi wracać do pracy.

- Słuchaj mnie demonie, możesz próbować uwięzić moją córkę ale nigdy nie dasz rady z miłością matki do córki!

- Tak, tak jasne. Miłego dnia pani Roberts.

Ostatnie co słyszałam zanim mój telefon zmienił się w proch to było pstryknięcie.
Fajnie. Czas znaleźć inny środek komunikacji.

 Zbiegłam na dół do kuchni by wziąć się za robotę.

- Brawr!

- Hej 505. - pogłaskałam niedźwiedzia po głowie.

*Cóż zajmijmy się pracą* - (ok 30 min później)

- Masz, idź zanieś to innym. - wziełam szklankę z szafki do której nalałam trochę wody  (ach ta zbawcza woda)

- Cześć. - Flug wszedł do kuchni.

- Hej, jak tam wynalazki czy cokolwiek tam robisz?

- Hah, no cóż nie ma tragedii.

- Słuchaj mam pytanie, muszę zrobić zakupy co oznacza że muszę z tąd wyjść, a nie mogę.

- No tak! Zakupy będzie robił hatbot.

- Że kto?

- Hatbot. Jeden z wielu moich robotów, wystarczy że powiesz mu co ma kupić.
Chwile później podjechał do nas robot z czarnym cylindrem na głowie. Miał zielone oczy i ostre zęby.

- Dzięki... myślę że dalej dam sobie radę sama.

- W takim razie ja idę, miłego dnia Emily!

*Ta, miłego dnia*

***

Kiedy zjadłam śniadanie do kuchni wparowała, wparowało... Właściwie co to jest?! Jakaś człowieko-jaszczurka czy coś.

- O! Kogo my tu mamy! To ty pewnie jesteś tą nową kucharką czy coś. Jestem Demencia, w skrócie Dem. A ty to kto?

- Mam na imię Emily.

- Super, sorki nie mogę rozmawiać bo dostałam zlecenie także muszę już lecieć. Papa! - Dem wybiegła tak szybko jak się pojawiła.

*ok? To było dziwne.*

Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Bosz jak wcześnie. Właśnie w tym momencie narodził się głupi pomysł by na własną rękę pozwiedzać tą posiadłość. Raz się żyje, prawda? Wyszłam z pomieszczenia.

- Ene, due, rike, fake - wyliczałam drzwi. Akurat trafiłam na te z za których dochodziły dźwięki jakby ktoś coś spawał. Otworzyłam ostrożnie drzwi, i o mało nie dostałam w głowę jakimś metalowym przedmiotem.

- O Boże! Nic ci nie jest?!

Miałam minę kota srającego na pustyni.

- Co ty tu robisz? - Flug wyglądał na zaniepokojonego

- Nudziło mi się, a mój telefon stał się piaskiem. Moich słuchawek też nie mam ale w sumie i tak byłyby w tej sytuacji bezużyteczne.

- Postaram się skołować ci to wszystko co potrzebujesz, ale błagam następnym razem pukaj jak tu będziesz wchodzić.

- Dobra, spokojnie.

- Chodź, coś ci pokażę - wynalazca złapał mnie za rękę i wciągnął do pomieszczenia.
W środku znajdowało się olbrzymie laboratorium. Na ścianach wisiały projekty. Gdzieniegdzie stały jakieś naszyny, czy roboty.

- Zrobiłeś to wszystko sam?

- Tak. Patrz to mój nowy wynalazek. Służy do pomniejszania, lub powiększania tego czego chcesz.
Flug zaprezentował mi jak działa owy sprzęt. W mojej głowie pojawił się obraz pizzy która została w taki sposób powiększona. - trzeba to kiedyś ogarnąć.

- A to, do czego służy? - pokazałam palcem na leżącą "kulkę".

- To... niewypał. Służy do likwidowania grawitacji.

- Działa?

- No, tak.

- To w takim razie skoro to "coś" działa, to czemu to niewypał?

- Szefowi się nie spodobało, oczekiwał czegoś innego. Zawiodłem go. Powinienem robić wszystko według jego poleceń, a nie dawać wodze fantazji.

Zagotowało się we mnie, jak tak można?! To że Flug robi coś według swojego pomysłu nie jest złe. Spodobała mi się opcja unoszenia się w stanie nieważkości i nie mogłam zrozumieć dlaczego ktoś nie chciał by sobie polatać czy coś. Zresztą to całkiem dobra broń. Można by obezwładnić tak wrogów, o ile samemu nie poleci się w górę.

- Uważam że ta "kulka" była dobrym pomysłem.

- Naprawdę?

- Tak, i fajnie by było gdybyś ją właczył.

- Nie... jestem pewien...

- No to sama to zrobię. - Nacisnełam zielony przycisk na górze sprzętu i po chwili poczułam jak robię się lekka jak piórko.

- Ten wynalazek jest ns serio cudowny. Powinieneś więcej tworzyć kierując się swoją wyobraźnią.
Nie widziałam twrzy chłopaka, ale mimo to czułam jak się uśmiecha.

- Dzięki, ale proszę opuść nas na dół bo jak pokecimy wyżej to nie będzie tak kolorowo.

- No tak.

Kiedy znaleźliśmy się spowrotem na ziemi, wzrokiem zaczełam szukać zegara.  Na moje szczęście tutaj był.

- Kurcze, lepiej już pójdę i zajmę się pracą. Miło było. - przytuliłam go i oddałam mu "kulkę". Gdy już miałam wychodzić usłyszałam jego głos.

- Emily! Wpadaj częściej... tylko pukaj. - zaśmiałam się.

- Dobrze, postaram się. - posłałam mu promienny uśmiech.

Przemierzając korytarz opracowywałam plan ucieczki. Przyznam że nie był on chodź w 5% tak dobry by akcja zakończyła się sukcesem. Ale może warto spróbować.
Nadzieja umiera ostatnia...

1185 słów. Łał jestem z siebie dumna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top