9. Still standing

Obudziło mnie uderzenie poduszki o moją twarz. Poderwałam się do pozycji siedzącej i zamrugałam oczami, patrząc na mojego brata.

- Co - mruknęłam i ziewnęłam.

- Wstawaj, dzieciaku. Zabieram cię na mecz. Musisz się trochę rozerwać - powiedział.

- Jaki mecz? Fran, nie mam ochoty... - zaczęłam protestować.

- Nie marudź, dzieciaku. Umówiłem się z moją paczką na mecz nożnej na boisku w mieście. Jedziesz z nami i koniec - powiedział stanowczo.

Westchnęłam doskonale wiedząc, że go nie przekonam.

- Już idę - mruknęłam.

- Masz 15 minut! - krzyknął i wyszedł.

Westchnęłam ponownie i przekręciłam się na drugi bok. Wtedy poczułam zapach Pepe i otworzyłam szeroko oczy. Przypomniało mi się, że przecież spaliśmy razem, a on musiał wyjść wcześniej.

Zauważyłam na mojej poduszce małą karteczkę. Otworzyłam ją i przeczytałam:

Wyglądasz pięknie, kiedy śpisz.

Uśmiechnęłam się i zagryzłam wargę. Potem wstałam bo musiałam się pośpieszyć, jeśli chciałam uniknąć złego Francisco marudzącego mi nad uchem.

Odświeżyłam się w łazience, uczesałam włosy i założyłam krótkie spodenki jeansowe i luźną koszulkę z napisem GAP.

Zbiegłam na dół dokładnie w chwili, kiedy Fran krzyknął moje imię.

- A, tu jesteś, mała. Zjedz to i zaraz wychodzimy - powiedział, podając mi sałatkę owocową.

Zjadłam ją szybko i popiłam sokiem z butelki. Była godzina 12:30 i sama się zdziwiłam, że tak długo spałam.

Daliśmy znać cioci i wujkowi, że wychodzimy, po czym wsiedliśmy do ich auta. Fran zawiózł nas na boisko oddalone o jakieś 10 minut jazdy samochodem.

Kiedy tylko wysiadłam, zauważyłam około dwadzieścia osób. Wszyscy spojrzeli w naszym kierunku, a ja od razu się speszyłam, ponieważ nie znałam tam nikogo i wiedziałam, że wszyscy byli ode mnie starsi.

Nagle złapałam kontakt wzrokowy z Pepe i uśmiechnęłam się. Przynajmniej jedna znajoma osoba (poza moim bratem).

- Siema ludzie! To jest Tini - powiedział Fran po tym jak przywitał się z wszystkimi.

Chłopcy uśmiechnęli się do mnie więc posłałam im uśmiech i poczułam, jak napięcie ze mnie schodzi.

- O, i to taki szczegół, ale Tini jest moją siostrą. Więc jeśli któryś z was ją tknie, zabiję was.

Powiedział to całkiem spokojnie, jakby mówił: "2 razy 2 to 4". Wszyscy od razu zrozumieli i unieśli ręce do góry zapewniając mojego brata, że dostosują się do jego "prośby". Przewróciłam oczami i pomyślałam, czy ta zasada dotyczy też Pepe.

Chociaż przecież nie jesteśmy razem, ani Pepe mnie "nie tknął", w tym sensie, że nie próbował się do mnie dobierać.

Podeszłam do reszty chłopaków i przywitałam się z każdym uściskiem dłoni. Tylko z Pepe się przytuliłam, ale Fran nie zareagował na to, pewnie dlatego, że już wcześniej spędzaliśmy z nim czas.

- Dobra, to jak się dzielimy? - zapytałam.

- Będziesz grać z nami? - zapytał megaprzystojny chłopak o imieniu Jose. Przytaknęłam.

- A umiesz? - zapytał inny z uśmiechem.

- Aż się zdziwisz - odparłam. Chłopcy zaczęli się śmiać i ja do nich dołączyłam. Mimo że nie chciałam się przechwalać, to naprawdę nieźle grałam.

- Dobra, a więc - zaczął Fran i wskazał dwie drużyny, wymieniając kolejno imiona chłopaków. Ja byłam oczywiście z nim, ale Pepe stał na bramce przeciwnej drużyny.

Graliśmy w drużynach po 11 osób.

Pierwsza połowa trwała pół godziny. Graliśmy, a w tle leciała muzyka z głośnika, który przyniósł jeden z chłopaków.

Szło nam naprawdę dobrze i nawet strzeliłam gola Pepe. Chłopcy bili mi brawo z uznaniem. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 3:3.

- Wow, muszę przyznać, że jesteś świetna, mała - zagadnął mnie blondyn o imieniu Mike, kładąc rękę na moim ramieniu.

- Dzięki - zaśmiałam się i napiłam się wody.

- Stary, uważaj sobie - ostrzegł Fran, a ja przewróciłam oczami. Mike zaśmiał się i zabrał rękę.

Usiedliśmy na trawie i odpoczywaliśmy przy muzyce.

Mój telefon zaczął dzwonić, a ponieważ Fran miał go w swojej szaszetce-nerce, wyjął go i zobaczył, kto dzwoni. Potem po prostu odrzucił połączenie i schował telefon.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Musiałam zmrużyć oczy przed słońcem, ponieważ nie wzięłam z domu okularów słonecznych.

- Kto dzwonił? - zapytałam. Fran spojrzał na mnie wkurzonym wzrokiem i nic nie powiedział. Zrozumiałam, że to Peter. Znowu.

Wtedy z kolei zaczęła dzwonić komórka Pepe. Spojrzał na ekran i nie odebrał.

Zmarszczyłam brwi, bo to trochę dziwne, że chciałabym wiedzieć, kto do niego dzwoni.

- Gramy dalej? - zapytał Pepe patrząc na nas przez swoje ciemne okulary.

Wszyscy wstali i poszli na boisko. Zamieniliśmy się stronami, a ja zdążyłam szybko związać włosy w kucyk, ponieważ słońce grzało i było mi gorąco.

- Masz - powiedział Pepe pojawiając się nagle obok mnie. Wręczył mi swoją czapkę z daszkiem.

- Dzięki - przyjęłam ją z uśmiechem. Pepe odwzajemnił uśmiech ukazując swoje białe zęby po czym wrócił do swojej drużyny.

Założyłam czapkę na głowę. Gra się rozpoczęła.

Strzeliłam dwa gole, a Fran jednego, mimo to przegraliśmy 6:8. Jednak nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało.

- Więc, co wy na to, żeby jedna osoba z przegranych zrobiła coś dla zwycięskiej drużyny? - zapytał z uśmieszkiem Mike.

- Co masz na myśli? - zapytał jeden z chłopaków z mojej drużyny.

- Na przykład loda - zaśmiał się Mike patrząc na mnie.

W tym momencie musiał zrobić unik, ponieważ Fran rzucił się na niego.

- Ty kurwo! - krzyknął. - Mówiłem ci coś o mojej siostrze!

Upadli na trawę i zaczęli się siłować i bić, na szczęście nie na poważnie, oboje się śmiali, ale widziałam, że na początku Fran był trochę wkurzony.

Po tym incydencie postanowiliśmy iść na pizzę do małej knajpki w rynku. Wszyscy chłopcy zamówili sobie piwo, a po kilku uwagach na temat mojego wieku, Fran zamówił piwo dla mnie.

Mój telefon znowu zaczął dzwonić. Znowu dzwonił Peter. Miałam go już dość.

Zauważyłam, że Pepe mi się przygląda.

- Oh, nie oddałam ci czapki - zauważyłam i zdjęłam ją z głowy.

- Zatrzymaj ją. Wyglądasz w niej lepiej - powiedział cicho, żeby reszta nas nie usłyszała.

Uśmiechnęłam się kiedy poczułam to uczucie w moim brzuchu.

- Dobra, pora wracać, dziecinko - powiedział do mnie Fran.

Pożegnaliśmy się z wszystkimi i wróciliśmy do auta. Nie byłam zadowolona, że Fran prowadzi po piwie, ale na szczęście nic się nie wydarzyło.

Wróciliśmy do domu i od razu poszłam pod prysznic, bo byłam bardzo spocona i zmęczona. Kiedy wyszłam z łazienki odświeżona i pachnąca, ubrałam się i zeszłam na dół.

- Nikogo nie ma w domu? - krzyknęłam i wtedy Fran zbiegł po schodach.

- Ciocia z wujkiem pojechali do jakichś znajomych za miasto, a Sofu chyba wyszła z Adrianem - powiadomił mnie, zakładając swoją skórzaną kurtkę.

- Wychodzisz gdzieś? - zapytałam. Fran skinął głową.

- Cholera - mruknął.

- Co? - zmarszczyłam brwi.

- Nie chcę cię zostawiać samej. Na wypadek gdyby... ten skurwiel znowu przyszedł - powiedział prawdopodobnie mając na myśli Petera.

- Jest okej, poradzę sobie - zapewniłam go, chociaż sama nie byłam taka pewna.

Fran popatrzył na mnie i wyjął swój telefon. Zadzwonił do kogoś i umówił się, żeby ten ktoś tu przyszedł i mnie pilnował.

- Fran, nie jestem dzieckiem - przypomniałam mu trochę zirytowana.

- Jesteś - zaprzeczył i potargał moje włosy.

Kilka minut później ktoś zapukał do drzwi.

- Wchodź, stary! - krzyknął Fran. Wtedy Pepe wszedł do salonu.

- Pepe? - wytrzeszczyłam oczy zdumiona (i jednocześnie bardzo zadowolona).

- Tylko jemu mogę zaufać. Jako jedyny z moich znajomych nie dobierze ci się do majtek - oznajmił Fran i przybił piątkę z Pepe.

- Trzymaj się, mała - powiedział i wyszedł.

Spojrzałam w niebieskie oczy Pepe.

- Cześć - powiedziałam, nie bardzo wiedząc, co mam zrobić.

- Cześć - Pepe uśmiechnął się i podszedł do mnie aby złożyć delikatny pocałunek na moich ustach.

- Więc, dlaczego twój brat chciał, żebym cię pilnował? - zapytał, przesuwając ręce po mojej talii.

- To długa historia - mruknęłam. Nie za bardzo chciałam opowiadać mu o Peterze.

- Okej - Pepe nie drążył tematu. - W takim razie może obejrzymy jakiś film? Tylko muszę skoczyć do łazienki.

Pokiwałam głową a ponieważ wiedział, gdzie jest łazienka, zostałam na dole z laptopem i szukałam jakiegoś fajnego filmu.

Zdecydowałam się na Morderstwo w Orient Expressie z Johnnym Deppem.

- Pojadę do sklepu po coś do jedzenia - oznajmił Pepe, a ja skinęłam głową.

Kiedy wyszedł, Peter znowu zadzwonił, dlatego zablokowałam jego numer i wrzuciłam do spamu.

Kilka minut później rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, że Pepe tak szybko wrócił. Jednak to nie był Pepe.

- Co ty tutaj robisz? - wycedziłam w stronę Petera.

- Mówiłem ci, że nie odpuszczę - odparł z uśmieszkiem wchodząc do domu i zamykając drzwi.

- Nie trać czasu. I tak nic nie wskórasz - syknęłam zła.

- Martina, tylko przypomnij sobie, jak nam było razem dobrze. Wiem, że cię zraniłem, ale byłem głupi, a każdemu zdarzają się błędy. Nie uważasz, że należy mi się druga szansa?

- Nie - odparowałam. - I tak już cię nie kocham.

- Ale ja cię kocham. I wiem, że ty też mnie kochasz, w głębi serca. Nie możesz być beze mnie szczęśliwa - zaczął mi wmawiać.

- Mylisz się - odparłam. - Jestem bardzo szczęśliwa bez ciebie. Ty mnie tylko chciałeś wykorzystać, ale ponieważ nie chciałam uprawiać z tobą seksu, ty znalazłeś sobie inne chętne do zabawy.

- To nie jest prawda, kochanie. Byłem zagubiony, odtrącony przez ciebie. To była chwila zapomnienia. Ale jeśli mi wybaczysz, nie popełnię tego błędu po raz kolejny.

- Nie wierzę ci. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

- Nie wiesz, co mówisz. Jestem ci potrzebny.

- Nie jesteś. Będę dalej stała bez ciebie i dam sobie radę.

Peter na chwilę zamilkł, chyba skończyły mu się argumenty.

- A teraz wyjdź i nie wracaj - powiedziałam, wskazując w stronę drzwi. - I przestań do mnie dzwonić.

Peter nie ruszył się, tylko na mnie patrzył. Trochę się przestraszyłam jego natarczywego spojrzenia, którym obserwował mnie od stóp do głów.

Potem nagle zaczął iść w moim kierunku, aż przyparł mnie do ściany. Był zbyt silny i nie mogłam się od niego uwolnić.

- Puszczaj mnie - pisnęłam, kiedy zaczął naciskać na mnie mocniej.

- Ej, ty - usłyszałam nagle głos za naszymi plecami. Peter odwrócił się zaskoczony i zobaczyłam Pepe stojącego w drzwiach i patrzącego się na Petera z rządzą mordu w oczach.

- Nie słyszałeś, co powiedziała? - zapytał Pepe.

Peter zaśmiał się i puścił mnie.

- A ty to kto? Jej ochroniarz? Jej nowy chłopak? Czy po prostu próbujesz ją przelecieć, tak jak każdy? - zaczął drwić.

Moje oczy zaszły łzami, ale nadal stałam bez ruchu.

- Wypierdalaj stąd ty skurwielu - warknął Pepe zaciskając pięści.

Peter nie wydawał się, jakby słowa Pepe zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie.

Wtedy Pepe podbiegł do niego i przywalił mu pięścią w twarz. Chyba złamał mu nos, bo tamten zaczął jęczeć, trzymając się za zakrwawioną twarz.

Pepe walnął go jeszcze dwa razy pięścią i raz kopnął go w brzuch, zanim udało mi się go powstrzymać.

- Nie waż się nigdy więcej nawet zbliżyć do niej - wysyczał przez zęby, po czym złapał go za kołnierz i dosłownie wywlókł z domu.

Peter spadł na podjazd cały zakrwawiony i poobijany. Pepe zamknął drzwi na klucz i odwrócił się do mnie.

Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam płakać jak małe dziecko. Pepe podszedł do mnie, a jego twarz natychmiast złagodniała.

Nic nie powiedział, tylko przyciągnął mnie delikatnie i przytulił. Schowałam twarz w jego piersi i przycisnęłam się do niego jeszcze bardziej. Jedną rękę owinął wokół moich pleców, a drugą głaskał moje włosy.

Powoli zaczęłam się uspokajać pod wpływem jego kojącego dotyku. Pepe pocałował mnie w czubek głowy i przytulił jeszcze mocniej.

W końcu spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się przez łzy. Pepe delikatnie wytarł łzy z mojej twarzy i zaczął składać czułe pocałunki na moim nosie, czole i policzkach, aż w końcu złączył nasze usta.

Tamtego wieczoru zasnęłam na kanapie w objęciach Pepe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top