1. Ya no hay nadie que nos pare
- Martina!
Głośny krzyk z dołu obudził mnie. Gwałtownie przewróciłam się na drugi bok i spadłam z łóżka.
- Martina!!! Wstawaj natychmiast, zaraz wyjeżdżamy! - krzyczała moja mama.
Westchnęłam i wyplątałam się z pościeli po czym szybko sprawdziłam godzinę. Była 8 rano, a my za godzinę musimy wyjechać z domu. Dlatego moja mama nazwała mnie Martiną, zawsze mnie tak nazywa, gdy jest na mnie zła. Normalnie wszyscy mówią na mnie Tini.
Szybko pościeliłam łóżko i ubrałam się w wygodne jeansy i koszulkę, po czym poszłam do łazienki aby przygotować się do podróży. Dziś, jak co roku, wyjeżdżamy na całe wakacje do Cariló, miasteczka, które leży tuż nad morzem i jest oddalone o prawie 400 kilometrów od Buenos Aires, dlatego jazda trwa ponad 4 godziny.
Pół godziny później zbiegłam na dół na śniadanie. W momencie, w którym weszłam do kuchni, mama krzyknęła, żebym poszła obudzić Fran, mojego starszego brata. Udałam się z westchnieniem do jego pokoju na górze.
- Fran? - zapytałam otwierając drzwi i marszcząc brwi na widok porozrzucanych wszędzie ciuchów nie tylko męskich, ale także damskich.
- Fran, wstawaj - powiedziałam głośniej i podeszłam, aby nim potrząsnąć. Jęknął i zrzucił z siebie kołdrę. Podeszłam do okna i odsunęłam zasłony, a następnie otworzyłam je na oścież.
- Co robisz - mruknął, zasłaniając oczy.
- Fran, wyjeżdżamy dzisiaj do Cariló, zapomniałeś? - zapytałam krzyżując ręce na piersi.
- Dobra dobra, już idę - wymamrotał wstając i przeciągając się. Potem zaczął zbierać swoje rzeczy z podłogi, a kiedy natrafił na czerwone koronkowe majtki podniósł je i zmarszczył brwi, jakby próbował sobie przypomnieć, skąd one się tu wzięły. Przewróciłam oczami, kręcąc głową bo przecież to takie oczywiste, że znowu sprowadził sobie jakąś łatwą dziewczynę do zabawy. Prawie wszystkie jego imprezy kończą się w ten sposób, zawsze wraca pijany i robi hałas w nocy, a rano ja znajduję damskie rzeczy w całym domu. Mimo to mama oczywiście uważa go za idealnego synka, bo nie ma pojęcia co on wyprawia za jej plecami, ponieważ jej nigdy nie ma w domu.
Pół godziny później zjedliśmy w końcu śniadanie i zapakowaliśmy bagaże do samochodu. Mama biegała chaotycznie krzycząc do mnie żebym pozamykała okna i sprawdziła to i tamto, mimo że Fran siedział w samochodzie przeglądając telefon i nic nie robiąc. W końcu udało nam się zamknąć dom i wyruszyć w podróż. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam playlistę z Beyoncé, moją ukochaną artystką.
Jak ja się cieszę że w końcu mamy wakacje. Naprawdę miałam już dość tej szkoły i ledwo udało mi się skończyć ze średnią 4,0. Jak na mnie to całkiem nieźle, chociaż oczywiście Fran zawsze miał same 5, a teraz studiuje ekonomię i mamusia jest z niego taka dumna. Westchnęłam z rozdrażnieniem postanawiając sobie, że w te wakacje się zrelaksuję i nie będę sobie psuć humoru.
***
4 godziny, 20 minut i niezliczone ilości piosenek później dotarliśmy do miasta. Jechaliśmy główną drogą dopóki nie skręciliśmy na jedną z bocznych, skąd było już słychać szum morza. Odsunęłam szybę i wystawiłam głowę do słońca, a Fran zrobił to samo, kładąc na mnie swoje ciężkie i umięśnione ciało. Zaśmiałam się i zaczęłam przeczesywać jego włosy, myśląc, że gdyby nie był takim dupkiem w stosunku do dziewczyn to byłby całkiem fajny.
Dojechaliśmy do domu naszej cioci, siostry mojej mamy, który położony był bardzo blisko zatoki. Kocham słuchać szumu fal morkich o każdej porze dnia. Czuję się wtedy jakbym była w niebie.
- Stoessel! Nareszcie jesteście! - powitała nas entuzjastycznie ciocia Daniela. Moja mama uśmiechnęła się szeroko i poszła ją przytulić, podczas gdy ja, tata i Fran wypakowywaliśmy bagaże.
- Cześć ciociu - przywitaliśmy się chwilę później. Przytuliłam ciocię z niekłamanym uśmiehem na ustach, ponieważ była moją ulubioną ciocią.
- Tini! Fran! Ależ wy urośliście od ostatniego lata! - krzyknął wujek pojawiając się przed domem. Po tych całych powitaniach zabraliśmy walizki i wtargaliśmy je na górę z pomocą Sofu, naszej kuzynki.
- Tutaj są wasze pokoje - powiedziała wskazując nam te same pokoje w których zawsze mieszkamy. Weszłam do jednego z nich, a Fran do pokoju obok.
Nic się tu nie zmieniło, jasnoniebieskie ściany, biały sufit z żyrandolem w kształcie kwiatu, biały dywan na całej podłodze. Naprzeciwko drzwi wielkie okno ukazujące widok na okolicę i morze w oddali. Obok niego biała szafa, do której włożyłam wszystkie swoje ciuchy i buty. Do komody po drugiej stronie okna włożyłam bieliznę i różne kosmetyki i biżuterię. Z uśmiechem zauważyłam, że moje zdjęcie sprzed trzech lat z ciocią nadal stoi na komodzie, a zaraz obok jedyne zdjęcie, jakie mam z całą rodziną.
Westchnęłam i zapytałam samą siebie w duchu, dlaczego moja rodzina jest rodziną tylko z nazwy. Rodziców nigdy nie ma w domu, ciągle pracują i wracają do domu w nocy, a mój brat prowadzi własne, dziwne życie. Uważany jest za idealne dziecko, a ja żyję sobie w małym, szarym świecie.
Usiadłam na łóżku starając się nie myśleć o przykrych rzeczach, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam siadając na łóżku.
Do pokoju weszła Sofia, jak zawsze uśmiechnięta. Miała tyle samo lat co ja i była naprawdę śliczna, szczupła, z dużymi oczami i włosami do pasa.
- Co tam? - zapytała siadając obok mnie.
- Okej - odparłam z uśmiechem. - A u ciebie?
- Doskonale. Dzisiaj jest wielka impreza na plaży z okazji rozpoczęcia wakacji i tak sobie pomyślałam, że może poszłabyś ze mną?
Zamrugałam oczami nieco zdziwiona. Owszem miałyśmy dość bliskie relacje, ponieważ spędzamy każde wakacje razem, jednak nigdy wcześniej nie składała mi takich propozycji.
- Nie wiem, w sumie, nie znam tu nikogo oprócz ciebie i...
- Właśnie dlatego chcę cię stąd wyciągnąć, żebyś nie przesiedziała kolejnych wakacji sama - odpowiedziała. - No dalej, nie daj się prosić. Będzie fajnie, zobaczysz - nalegała.
- No dobra, w sumie, czemu nie - uśmiechnęłam się.
- Cudownie! - krzyknęła i podskoczyła do góry. - W takim razie weź prysznic, a potem umalujemy się razem, co ty na to? Impreza zaczyna się o 20, więc musimy wyjść o 19:40, żeby spotkać się z moją paczką.
- Fran też idzie? - zapytałam zastanawiając się, czy do domu cioci też przyprowadzi jakąś dziewczynę z imprezy.
- Tak, ale powiedział, że zna tu parę osób i pójdzie z nimi.
- Okej - wzruszyłam ramionami, a ona puściła mi oczko i wyszła z pokoju.
Zebrałam ręczniki i kosmetyki, po czym ruszyłam w kierunku łazienki. Weszłam pod prysznic i dokładnie namydliłam ciało oraz włosy, zastanawiając się, czy poznam kogoś ciekawego na tej imprezie. Miałam przeczucie, że zapamiętam ją na długo.
Wyszłam spod prysznica i wysuszyłam się, po czym ubrałam czarną koronkową bieliznę i wyszuszyłam moje krótkie włosy, które opadły falą na ramiona. Wróciłam do pokoju i założyłam kolczyki perełki i zabrałam się za szukanie stroju odpowiedniego na imprezę na plaży. Nie mam pojęcia co powinnam ubrać, ponieważ nigdy nie byłam na takiej imprezie. Czasem tylko wychodzę do klubu z koleżankami, no ale tam wiadomo jak się ubrać.
Postanowiłam w końcu założyć jeansowe szorty i białą bluzkę-hiszpankę ze zdobieniami w kształcie kwiatów. Skończyłam robić makijaż w momencie, w którym Sofu weszła do mojego pokoju.
- I jak, gotowa? - spytała, po czym jej wzrok zawiesił się na mnie.
- Wow, świetnie wyglądasz. Ale jesteś chuda! - krzyknęła i wiem, że nie chciała mi tym sprawić przykrości, powiedziała to spontanicznie. Jednak byłam już zmęczona ciągłym wytykaniem mi przez ludzi mojej wagi i tego, że wyglądam jak anorektyczka, mimo że wcale nie mam anoreksji, po prostu mało jem i szybko spalam kalorie.
Chwyciłam torebkę i zeszłam na dół za kuzynką. Na tarasie mama i ciocia obrzuciły nas spojrzeniem, a Sofu obiecała, że nie wrócimy zbyt późno i że będziemy uważać. Na ulicy czekał już na nas Fran, cały odstawiony i śmierdzący męskim dezodorantem na kilometr.
- A ty co, idziesz na plażę czy na przyjęcie do Diora? - prychnęłam. Spojrzał na mnie znad okularów.
- Za to po tobie widać, że idziesz na plażę, chudzielcu - powiedział specjalnie się ze mną drocząc. Przewróciłam oczami i ruszyłam za Sofu.
Po drodze zbieraliśmy jej znajomych: Cande, Facundo, Carolę, Sebastiana i jej chłopaka Adriana.
- Słuchajcie wszyscy, to jest Tini - przedstawiła mnie Sofu.
- Cześć - pomachałam do nich nieśmiało, a wszyscy po prostu podeszli mnie przytulić. Fran gdzieś zniknął w połowie drogi skręcając w jakąś uliczkę mówiąc, że tam mieszka jeden z jego znajomych.
- Więc, Tini, może powiesz coś o sobie? Dlaczego wcześniej cię tu nie widzieliśmy? - zapytała Carola, kiedy szliśmy w stronę plaży.
- Cóż, tak naprawdę przyjeżdżam tu co roku, ale nigdy wcześniej nie wychodziłam z Sofu - wzruszyłam ramionami. - Wolałam siedzieć na plaży lub w domu sama.
- W takim razie nie pozwolimy ci zmarnować tych wakacji! - krzyknęła Cande. Uśmiechnęłam się. Mam nadzieję, że będzie fajnie.
- A jak twoje sprawy sercowe, hm? - zapytała Sofu, a ja spuściłam wzrok i przygryzłam wargę, bo nie chciałam im opowiadać o moich zawodach miłosnych.
- Hej, co jest? - zmartwił się Facu. Pokręciłam głową i machnęłam ręką.
- Nic, po prostu... każdy chłopak, jakiego poznaję, okazuje się być dupkiem, oszukuje mnie, zdradza, a potem ze mną zrywa - wykrztusiłam starając się nie brzmieć zbyt żałośnie, ale oczywiście mi się nie udało.
- O nie, czy mówisz o Peterze? - zdziwiła się Sofu. - Tym, z którym byłaś prawie rok?
- Niestety - pokręciłam głową. - Ale proszę, nie mówmy już o tym. Przecież idziemy się teraz bawić, prawda? - zapytałam, starając się zakończyć ten temat.
Ludzie zrozumieli i kiwnęli głowami.
- Masz rację, dzisiaj się rozerwiesz, a my pomożemy ci zapomnieć o tym gównie - stwierdził entuzjastycznie Adrian, kiedy przed nami pojawił się już piasek.
Zdjęliśmy sandały i poszliśmy w kierunku drewnianego budynku, który okazał się być jednocześnie barem i miejscem, gdzie znajdowała się konsola DJ-a. Z ogromnych głośników ustawionych wokół budynku brzmiała ogłuszająca muzyka, dudniące basy electro i techno wyznaczały rytm ludziom, którzy mimo, że była dopiero 20:30, byli już nieźle wstawieni.
Nieco dalej znajdowało się wielkie ognisko, przy którym niektórzy piekli kiełbaski, szaszłyki lub inne rzeczy.
Zdecydowaliśmy się najpierw iść do baru, a Adrian, który był pełnoletni, zamówił dla nas 4 kolejki szotów. Potem większość paczki poszła tańczyć wokół drugiego ogniska, a ja zostałam przy barze, obserwując ludzi. To nie tak, że nie lubiłam tańczyć, wręcz przeciwnie, kochałam muzykę. Ale po prostu nie miałam ochoty po tej rozmowie o Peterze.
Zamówiłam sobie jeszcze kilka drinków dopóki nie poczułam się nieźle wstawiona.
- Hej! A co ty tu robisz sama? - wykrzyknął mój brat pojawiając się nagle znikąd. Zauważyłam, że miał już kilka malinek na szyi i potargane włosy, a jego oddech śmierdział alkoholem.
- Nic - mruknęłam, a on oczywiście nie usłyszał mnie przez muzykę.
- Chodź ze mną! Mam coś co poprawi ci humor - krzyknął a ja wiedziałam, że miał na myśli narkotyki. Pokręciłam przecząco głową w momencie, w którym on już wołał gestem dłoni jakiegoś chłopaka. Jednak zanim tamten się zbliżył ja wyślizgnęłam mu się z objęć.
- Idę poszukać Sofu! - wrzasnęłam mu do ucha a on wzruszył ramionami i ruszył w kierunku swoich kolegów.
Przecisnęłam się przez tłum i dotarłam do mojej grupki. Zobaczyli mnie i powitali entuzjastycznie. Alkohol w moim organiźmie zaczął już działać, więc postanowiłam do nich dołączyć, bo w końcu przyszłam tu żeby się bawić.
Zaczęliśmy tańczyć w kole do remixu jakiejś latynoskiej piosenki. W końcu dałam się porwać muzyce i przestałam myśleć. Poruszałam się w rytm zmieniających się piosenek i czerpałam z tego przyjemność. Co jakiś czas podchodzili do mnie chłopcy, z którymi tańcyłam i obściskiwałam się, bo czemu nie.
W końcu po kilku godzinch tańczenia zmęczyliśmy się i poszliśmy odpocząć. Usiedliśmy z boku na skałach, a ktoś przyniósł szampana nie wiadomo skąd.
- Ludzie! Wznoszę toast za wakacje! - krzyknęła Sofu.
- Właśnie! Niech to będą najlepsze wakacje naszego życia! - wrzasnęłam zaskakując samą siebie i wypijając zawartość papierowego kubeczka. Szampan był pyszny, słodki, a ja zdałam sobie sprawę, że do tej pory zmieszałam już trzy rodzaje alkoholu i prawdopodobnie nie skończy się to dobrze.
- Teraz już nic nas nie zatrzyma - powiedział Sebastian i wyciągnął z kieszeni pudełeczko, a gdy je otworzyłam mogłam zobaczyć, że było tam kilka skrętów.
- Będziemy jarać marihuanę? - zapytałam a ludzie spojrzeli na mnie.
- W sumie, co mi szkodzi? - odpowiedziałam sama sobie i uśmiechnęłam się. Chyba jestem już pijana, ale teraz nie ma już nic co nas zatrzyma.
Sebastian podał każdemu skręty, a ja także chwyciłam jednego. Nigdy wcześniej nie paliłam skrętów ani nawet zwykłych papierosów i nie bardzo wiedziałam, jak mam to zrobić.
Spojrzałam na nich czekając aż podadzą mi zapalniczkę. Zobaczyłam jak Sofu całuje się z Adrianem przekazując sobie nawzajem dym. W pewnym momencie zauważyłam coś za ich plecami. Patrzyłam z szeroko otwartymi oczami aż w końcu zrozumiałam, kto to jest.
Schowałam skręta do kieszeni i szybko pobiegłam w kierunku ogniska nie zwracając uwagi na zdziwione (i częściowo już zjarane) miny moich nowych znajomych.
Podbiegłam do miejsca, w którym grupka ludzi utworzyła koło w środku którego znajdował się mój brat, który miał na sobie tylko bokserki i wielki płaszcz przeciwdeszczowy i tańczył makarenę z wiadrem na głowie na oczach wszystkich.
- Fran! FRANCISCO! - zaczęłam się wydzierać, ale wszyscy jakby mieli mnie gdzieś, lub nikt mnie nie słyszał przez głośną muzykę.
- CO TY KURWA ROBISZ?! - krzyknęłam głośniej łapiąc go za ramię. Spojrzał na mnie na chwilę nieprzytomnym wrokiem i jak gdyby nigdy nic wrócił do robienia poprzedniej czynności.
Spojrzałam na ludzi, którzy wydawali się być zainteresowani i rozbawieni tym co się dzieje. Nagle napotkałam wzrok jasnych, niebieskich oczu, wpatrujących się we mnie intensywnie.
Odwzajemniłam spojrzenie i poczułam, jak moje nogi miękną, a moje serce zatrzymało się na chwilę.
- Tini! Co się dzieje? - poczułam szarpnięcie za ramię.
Odwróciłam się i spojrzałam na Sofie, Adriana i resztę. Wpatrywali się w mojego brata jak zaklęci a ja stwierdziłam, że dosłownie wszyscy na tej imprezie są pod wpływem narkotyków, a Francisco chyba najbardziej.
- Boże - westchnęłam i poczułam wokół ramion czyjąś rękę.
- Zabierzmy go do domu - powiedziała głośno Sofu, która chyba nie zdążyła się jeszcze tak zjarać.
Pokiwałam głową i kilka minut później udało nam się go wyciągnąć z tłumu, który klaskał i gwizdał. Zabrałyśmy go na bok, po czym zaczęłyśmy się zastanawiać, jak zawlec go do domu, bo nie było mowy, żebyśmy go prowadziły, a raczej ciągnęły po ulicy jakieś dwa kilometry.
- Jakiś problem? - wzdrygnęłam się słysząc głęboki głos tuż przy moim uchu. Odwróciłam się i zobaczyłam jego.
Te same niebieskie oczy, które widziałam w tłumie patrzyły na mnie z góry. Tuż przy mnie stał chłopak, wyższy o głowę, z bujnymi włosami i latynoską karnacją. Zapatrzyłam się w jego oczy, które były tak cudownie niebieskie, jak ocean.
- Taa, tak, zdecydowanie potrzebujemy pomocy - wykrztusiła Sofu za moimi plecami. Chłopak spojrzał na nią a ja ocknęłam się i odchrząknęłam.
- Tak, musimy... ee... dostarczyć mojego brata do domu... - zaczęłam się jąkać patrząc na siedzącego na ziemi Francisco, który siedział po turecku z zamkniętymi oczami i zjaranym uśmiechem. Nadal miał wiadro na głowie.
- Potrzebujecie podwózki? - zapytał nieznajomy, a ja przytaknęłam unikając jego wzroku. Bałam się, że jeśli na niego spojrzę to będę się gapić jak idiotka.
Chłopak pochylił się i podniósł mojego brata, zdejmując z niego wiadro i chwytając jego ramię tak, aby Fran mógł się na nim oprzeć. Wszyscy inni byli zbyt zjarani i pijani żeby nam pomóc, więc Sofu złapała za drugie ramię Fran, a ja szłam za nimi.
Kilka chwil później dotarliśmy do czerwonego cabrioletu. Nieznajomy wyjął kluczyki i otworzył samochód, po czym wepchnął mojego brata na tylne siedzenie, a Sofia usiadła obok niego. Musiałam więc zająć miejsce z przodu, podczas gdy nieznajomy chłopak usiadł za kierownicą. Spojrzał na mnie po czym przekręcił kluczyk i ruszył.
Dziwnym trafem dobrze wiedział gdzie mieszkamy i zaparkował na naszym podjeździe. Światła na szczęście były pogaszone, więc nikt nie zobaczy naćpanego Francisco.
Sofu wysiadła z moim bratem, aby zaprowadzić go śmiejącego się nie wiadomo z czego do pokoju. Odwróciłam twarz do chłopaka za kierownicą, aby mu podziękować i zobaczyłam, że on znowu wpatruje się we mnie.
- Więc.... ee... ja... dziękuję - wydukałam zła na siebie, że wychodzę na idiotkę przed tym chłopakiem.
- Nie musisz mi dziękować - odpowiedział wciąż się we mnie wpatrując. Jego wzrok padł na moje usta, a on oblizał swoje wargi i spojrzał na mnie.
- Naprawdę mam ochotę cię pocałować - powiedział niskim głosem, a ja zatopiłam się w jego jasnych oczach. Niewiele myśląc pochyliłam się do przodu i złączyłam nasze usta.
Chłopak natychmiast oddał pocałunek, poruszając swoimi miękkimi wargami. Zapach jego perfum spowodował że zrobiło mi się gorąco i poczułam pożądanie, pogłębiłam pocałunek, kładąc rękę na szyi chłopaka. On wplątał rękę w moje włosy i bawił się nimi.
Oderwałam się po kilku chwilach, kiedy zdałam sobie sprawę jak długo się całowaliśmy. Spojrzałam na niego oddychając szybko. Jego zaczerwienione usta uniosły się w uśmiechu, a ja nie mogłam nic poradzić ale odwzajemniłam go.
Potem po prostu wyszłam z samochodu zatrzaskując drzwi i pobiegłam do domu. Opadłam na łóżko mojego pokoju głośno wzdychając i wracając myślami do pocałunku.
Cholera, co się właśnie wydarzyło?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top