Blask popołudniego słońca

Week: 2
Day: Saturday

Co się stało, [imię]-chan? Wyglądasz na przybitą. To nie przez tego dziwaka, prawda? Jego już nie ma, zapomnij o nim. Czas ruszyć do przodu i zostawić za sobą przeszłość. Czas przestać oglądać się na parszywe robaki, które pełzają po ziemi i pozwolić zgnieść je komuś innemu. Pozwolić zgnieść je mnie.

Zawsze byłaś taka inteligentna, na pewno zrozumiesz, [imię]-chan. A więc teraz, jak mógłbym ci poprawić nastrój? Kosztownym prezentem? Przyjemną konwersacją? A może powinienem zabrać cię w jakieś przyjemne, zaciszne miejsce, gdzie będziemy tylko ty i ja?

Ah, tak wiele pomysłów tak mało czasu!

No cóż, chyba na razie nic na to nie poradzę, potem będziemy mieć dla siebie nawzajem całą wieczność, więc teraz będę cierpliwy.

Chyba po prostu ci podrzucę do torebki wisiorek, który kupiłem jakiś czas temu i poczekam na twoją reakcję. Nie wiem czy ci się spodoba, ale ponoć jest modny.

Puściłem się biegiem, aby wyprzedzić cię w drodze do domu i biegnąc przez mniej zatłoczone uliczki wpadłem na kogoś. Fuknąłem z irytacją i odepchnąłem chłopaka, trochę za mocno, bo wpadł na ścianę najbliższej kamienicy, ale miałem go gdzieś.

Teraz najważniejsza byłaś ty, [imię]-chan.

***

Już po chwili byłem na miejscu, wszedłem oczywiście przez niedomknięte okno, upewniając się, że nikt z twoich sąsiadów akurat nie podlewa kwiatków na balkonie. Zwłaszcza ta wścibska starsza pani, która zawsze wygląda przez niemal zasłoniętych firankach i widzi wszystko.

Okropna kobieta.

Wylądowałem na drewnianej podłodze, ogarniając pokój jednym spojrzeniem i mój wzrok spoczął na granatowo-białej szkolnej torbie leżącej przy biurku.

Ruszyłem w jej stronę, przystawając tylko przy szufladzie, w celu pożyczenia sobie jednej skarpetki. Gdy do niej dotarłem, przykucnąłem i uważnie dobierając miejsce, wrzuciłem naszyjnik do środka po czym opuściłem twój dom tą samą drogą, którą tu wszedłem.

Akurat zdążyłem ukryć się za pobliskim budynkiem, gdy zza rogu zobaczyłem twój piękny, [k/m] mundurek, [imię]-chan!

Moje oczy śledziły twoje ruchy, nie spuszczając z nich wzroku ani na chwilę; obserwowałem cię, gdy szperałaś rękami w kieszeniach w poszukiwaniu klucza, gdy spokojnym, acz stanowczym ruchem przekręciłaś klucz w zamku, gdy przestąpiłaś przez próg, gdy zamknęłaś za sobą drzwi...

Potem tylko twoja sylwetka od czasu do czasu migała w oknie, gdy się przebierałaś w wygodną piżamę albo gdy sprawdzałaś coś na telefonie.

W końcu zobaczyłem, jak wchodzisz do sypialni i wstrzymałem oddech, gdy z telefonem w ręku podeszłaś do swojej torby szkolnej. Nie sądziłem, że nastąpi to tak szybko, myślałem, że przyjdzie mi tu czekać co najmniej kilka godzin (nie żebym miał coś przeciwko), ale tak czy inaczej nie byłem na to przygotowany!

Przełknąłem ślinę, gdy jedną ręką odpisywałaś jakiejś koleżance (później sprawdzę kim była, o czym rozmawiałyście i jak blisko jesteście), a drugą grzebałaś w torbie, gdy nagle się zatrzymała i zmarszczyłaś czoło.

Otworzyłaś szerzej oczy, gdy zamiast zeszytu, wyjęłaś naszyjnik ode mnie, który zdawał się lśnić w blasku popołudniowego słońca.

Pospiesznie wystukałaś wiadomość i odłożyłaś telefon na biurku. Założę się, że zastanawiałaś się czy ktoś czasem cię nie sprankował albo czy naszyjnik nie należał do kogoś innego.

Teraz jak to tym myślę, to mogłem dołączyć do tego kartkę z twoim imieniem. Przybiłem sobie piątkę z czołem. Wybacz, [imię]-chan😅.

Po chwili wachania, odgarnęłaś włosy na bok, zahaczając zapinkę przy swoim karku. Gdy na nowo odgarnęłaś włosy, poczułem jak pieką mnie policzki, na widok ciebie, w naszyjniku i jak właśnie zauważyłem, bransoletce ode mnie.

Wyjąłem telefon z kieszeni niemalże go upuszczając i natychmiast zacząłem robić zdjęcia. Jesteś taka piękna, [imię]-chan! Nie mogę oderwać od ciebie wzroku.

[]

Ta piękna chwila nie trwała jednak długo, bo już po zrobieniu sobie zdjęcia w lustrze, zdjęłaś biżuterię i odłożyłaś ją na biurko. Podeszłaś do szafy i wyciągnęłaś z niej jakieś luźne ubrania, po czym pokierowałaś się w stronę łazienki; w celu jak przypuszczam - wzięcia prysznica.

To była ta chwila, w której był czas, abym się wycofał. [Imię]-chan jest bezpieczna, ma naszyjnik ode mnie, nic nie podejrzewa, żaden robak nie kręci się wokół niej...

Co za cudowny dzień! Wygląda na to, że bogowie postanowili mi wynagrodzić mój trud i wysiłek. Kto wie, jeżeli mi się poszczęści, może nawet uda mi się zaprosić cię na randkę, [imię]-chan?

Hmm... W sumie, to nie taki zły pomysł. Biorąc pod uwagę, jakie mam dziś szczęście, może nawet się uda? Tylko jak ci mam powiedzieć?? Nie mogę przecież od tak po prostu do ciebie napisać i spytać czy nie chciałabyś że mną wyjść.

Nie od tak po prostu, bez żadnej zapowiedzi. Zwłaszcza, że skoro teraz bierzesz prysznic, jeżeli zaraz potem wyjdziesz na dwór, na pewno będzie ci zimno. Aaagh, no nic nie poradzę. Może jutro.

Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć na odwagę. Już niedługo, [imię]-chan...

************************************

Dawno mnie nie było, cn? A do tego rozdział krótszy niż zwykle... Musicie mi wybaczyć. Potrzebowałam przerwy w celu regeneracji weny.

Ale teraz powracam z nowymi pomysłami i rozdziałami! Do zobaczenia za tydzień (jak sądzę)!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top