26. Love Yourself
Muzyka przewodnia:
Justin Bieber - Love Yourself
"Bo jeśli tak bardzo się sobie podobasz, kochanie powinnaś kochać samą siebie. I jeśli myślisz, że ja czuję przywiązanie, to powinnaś odejść i kochać samą siebie."
Weszłam do salonu i zajęłam swoje stałe miejsce na skórzanej kanapie, tuż przed telewizorem. Każdego wieczora oglądałam tu z chłopakami filmy, ale teraz byłam sama. Mieli do wykonania jakąś "tajną misję", więc zostałam w domu tylko z Demi, która siedziała w kuchni i jak zwykle rozmawiała przez telefon ze swoją młodszą siostrą. Z tego, co mi mówiła, nie widziała jej od dobrych dwóch lat, bo ona jeździ po świecie z gangiem, a jej rodzina mieszka gdzieś bardzo daleko. Są biedni, więc brązowowłosa wysyła im trzy czwarte każdych swoich miesięcznych dochodów, aby żyło im się lepiej. Piękny gest z jej strony.
Usiadłam wygodniej, po czym wyjęłam z półki pod ławą kilka kartek. Tak dawno nie zajmowałam się zadaniami szkolnymi, że pewnie nawet zapomniałam jak się pisze piosenki... Po ostatnim zachowaniu Justina, miałam potworny humor, choć przed wszystkimi udawałam, że jest świetnie. Przecież oni nie mogli się dowiedzieć, że zauroczyłam się blondynem. Może to nie jest jeszcze jakaś wielka miłość, ale gdzieś tam głęboko w sobie wierzyłam, że zależy mu na mnie, że chce stworzyć ze mną coś pięknego, a on miał to tak naprawdę w dupie. Dla niego najważniejszy jest seks i zabawa, więc muszę się z tym pogodzić i stłumić w sobie wszystkie moje chore uczucia, które do niego żywię.
- Myślisz, że złamałeś mi serce, och na litość Boską... - zaczęłam nucić pod nosem tekst, który już dawno chodził mi po głowie. - Myślisz, że płaczę w samotności, a wcale tak nie jest. Nie chciałam pisać piosenki, bo nie chciałam, by ktoś pomyślał, że jeszcze mi zależy... - zapisałam wszystko na kartce i zaczęłam śpiewać od początku, by sprawdzić czy na pewno każde słowo mi tu pasuje. - Kochanie, idę dalej i myślę, że powinieneś być czymś, czego nie chcę wstrzymywać... - dopisałam kolejne zdanie.
- Masz głos dziewczyno. - usłyszałam za sobą rozbawiony głos Natha, więc gwałtownie przekręciłam głowę w stronę drzwi wejściowych do salonu i skrzywiłam się widząc chłopaków, Cath i Demi. Musieli to wszystko słyszeć... Cholera. Te słowa serio były bardzo intymne i opisywały dokładnie sytuację w jakiej się znalazłam. Nie chciałam, żeby to słyszał ktokolwiek, oprócz mnie. Przecież mieli wrócić dopiero nad ranem, więc co oni tutaj robią teraz? Oblizałam ze zdenerwowania usta i schowałam kartkę, pomiędzy inne. Odchrząknęłam cicho, aby głos mi nie drżał.
- Co tu robicie?
- Chyba mieszkamy. - Zayn usiadł na kanapie obok mnie i chciał zabrać mi kartki, ale mu na to nie pozwoliłam, karcąc go groźnym spojrzeniem. Proszę, niech nikt mnie teraz nie denerwuje, bo wyjdę z siebie i stanę obok. Wszystkie te wydarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie, zaczynały mnie powoli przerastać.
- Skąd pomysł na taką smutną piosenkę? Wszystkie, które wcześniej mi śpiewałaś były wesołe. - blondynek usiadł z mojej drugiej strony. Jego spojrzenie padło na moją twarz i bacznie mnie obserwował, jakby czegoś się domyślając. Nie, tylko nie to. Nie chciałam, żeby ktokolwiek się dowiedział o moich uczuciach.
- Jakoś mnie tak naszło. - uśmiechnęłam się lekko, żeby niczego nie podejrzewali.
- Oj, biedna Annie jest smutna. - Cath prychnęła ironicznie, a ja ze złości zacisnęłam dłonie na swoich udach. Spokojnie mała. Ignoruj tę debilkę, bo ze złości możesz jej coś zrobić, a później będziesz tego żałowała. Powiedziałam do siebie w myślach. - Ciekawe dlaczego, prawda Demi?
- Daj spokój Cath... - brązowowłosa westchnęła ciężko. Ta sytuacja widocznie męczyła ją tak samo jak mnie.
- No co? Ciebie też już zdążyła zauroczyć tą swoją udawaną słodkością? - zaśmiała się wrednie, a ja nawet na nią nie patrząc, mocniej ścisnęłam swoje uda. - No rozumiem, że okręciła sobie wokół palca naiwnego Natha, ale reszta to serio mnie zaskoczyła. Nawet ty Liam? Polubiłeś ją? A jeszcze kilka dni temu napierdalałeś jak to cię wkurza.
- Cath, zamknij się. - szatyn usiadł na fotelu i wbił wzrok we mnie. Posłałam mu delikatny uśmiech, żeby pokazać mu, że nic mnie nie obchodzi co ona mówi, bo wyglądał jakby się serio zmartwił.
- Jedyny Justin jest odporny na jej kłamstwa i ma ją w dupie. - zaśmiała się radośnie, czym jeszcze bardziej podniosła mi ciśnienie. No co ona sobie do cholery wyobraża? Ledwo siedziałam na swoim miejscu. A Bieber to co? Nie mógł się odezwać choć słowem? Najlepiej umyć od wszystkiego ręce. Stał obok brunetki i posyłał mi swoje wyuczone, zimne spojrzenie, nie odzywając się ani słowem. - Biedna, a ty pomyślałaś chyba, że cię lubi, co? Pewnie przez niego pęka ci serduszko. Taka denna pioseneczka ci nie pomoże.
Powoli odkręciłam głowę w jej stronę. Uśmiechała się zadowolona z siebie, a ja w myślach już sobie wyobrażałam jak ścieram jej ten uśmiech z twarzy.
- No i na co tak patrzysz? Jesteś żałosną suczką. Czas się w końcu obudzić, bo nie żyjesz w świecie elfów i jednorożców. Ten realny świat może cię bardzo rozczarować. - zarzuciła do tyłu włosami, czym chyba chciała pokazać swoją wyższość nade mną. - Pewnie ten twój popieprzony koleżka cię tego nauczył co? Widziałam go ostatnio jak rozwieszał plakaty z twoim zdjęciem. Nie wiem, co ci się w nim podoba... Wygląda jak gej. - tego było już za wiele. Gwałtownie poderwałam się ze swojego miejsca i szybkim krokiem ruszyłam w jej stronę, zanim Nath zdążył mnie powstrzymać. Zebrałam w sobie całą siłę, jaką tylko miałam i pchnęłam ją mocno na ścianę, aż skrzywiła się z bólu. I dobrze jej tak. W tej chwili nad sobą nie panowałam, a wszystkie złe emocje, jakie się we mnie kłębiły od kilku dni, chciałam wyładować właśnie na tej podłej suce.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo powiem to tylko raz. - warknęłam prosto do jej ust. W pomieszczeniu momentalnie zapanowała cisza i czułam na sobie spojrzenia wszystkich. Pewnie nikt nie spodziewał się, że stać mnie na taki ruch,ale jednak. - Możesz sobie obrażać mnie ile tylko chcesz, bo mam w dupie twoje słowa, ale od moich przyjaciół wara. Oni są dla mnie świętością i nie wiesz nawet do czego jestem zdolna, gdy ktoś ich obraża. - docisnęłam rękę do jej szyi, aż odcięłam jej dopływ powietrza. - A co do Justina... Tak jesteś o niego zazdrosna? Widzisz we mnie zagrożenie? Czyli nie jestem takim śmieciem jak mówisz. Ale weź go sobie. Nie chcę go! Skoro twierdzisz, że on zawsze wraca do ciebie, to miej go na wyłączność. Nie potrzebuję faceta, który leci na coś takiego jak ty. Facet, którego pokocham, musi się szanować. Nie jesteś warta nawet spojrzenia i w końcu on to zrozumie, ale wtedy może być za późno. Po prostu, kochaj siebie Catherine. Taki właśnie tytuł nadam mojej nowej piosence. Jesteś moją inspiracją. - wysyczałam jej w twarz i odsunęłam się powoli, starając się opanować swoje nerwy. Brunetka patrzyła na mnie zszokowana i nawet nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, więc uśmiechnęłam się do niej z wyższością i pewnym krokiem opuściłam salon, po czym weszłam do pomieszczenia z komputerami, zatrzaskując za sobą drzwi.
Oparłam się o nie plecami i przyłożyłam drżącą dłoń do ust. Boże, Boże, Boże... Ja naprawdę to zrobiłam! Wygarnęłam Cath przy wszystkich! Serce biło mi jak szalone, ale mimo wszystko miałam wrażenie, że teraz dam już sobie z nią radę. Pokazałam, że nie jestem tak słaba jak myślała. Uśmiechnęłam się szeroko. Teraz będzie już dobrze... Udowodniłam im wszystkim, że Annie Keen jest silną, niezależną, młodą kobietą.
Podeszłam na drżących nogach do komputera i wstukałam odpowiednią kombinację liter, które robiły za hasło. Akurat zobaczyłam, że facet, któremu chcę ukraść kasę, zaczyna się logować, więc czym prędzej wzięłam się za pracę. Klikałam wszystko po kolei, aż zaczęło się przechwycenie danych. Zadowolona z siebie kontynuowałam, bo wiedziałam, że teraz już nie ma szans, żeby mi się nie udało. Kasa przedostatniego kolesia za chwilę będzie na koncie Justina. Już sobie wyobrażałam, co w tym momencie przeżywa ten facet. W jednej chwili tracił większość swoich pieniędzy i to on się do tego przyczynił, bo sam zaakceptował fałszywy przelew, który mu podesłałam. Wpisałam odpowiednie numery kont, należące do Biebera, po czym zakończyłam transakcję i wyłączyłam komputer.
- Czwarty koleś z głowy. - szepnęłam sama do siebie, a na moich ustach wykwitł szeroki uśmiech. Nawet nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo. - Jeszcze jeden i mogę wrócić w końcu do swojego domu.
- Tak bardzo chcesz odejść i mnie tu zostawić? - usłyszałam za sobą, więc powoli odkręciłam głowę w stronę drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top