12. Girlfriend
Muzyka przewodnia:
Avril Lavigne - Girlfriend
"Nie udawaj. Myślę, że wiesz, że jestem cholernie cenna. I tak do cholery, jestem pieprzoną księżniczką. Mogę powiedzieć, że mnie lubisz i wiesz, że mam rację."
- Co tu robisz? Masz zamiar uciec? - jego słowa trochę mnie zdziwiły.
- Uciec? Nie, idę do kuchni, chce mi się pić. - chciałam przejść, ale mi na to nie pozwolił. Położył dłonie po obydwóch stronach mojej głowy, po czym pochylił się lekko nade mną. Był cholernie blisko... Za blisko! Czułam go bardzo blisko siebie, aż robiło mi się gorąco.
Przełknęłam ślinę i lekko oblizałam usta, a wzrok blondyna, od razu zsunął się na nie. Uniosłam lekko brew, bo było to naprawdę dziwne. Patrzył na mnie jakby... Jakby bardzo chciał mnie pocałować. Było ciemno, więc nie mogłam dokładnie przyjrzeć się jego oczom, ale miałam wrażenie, że pociemniały. Jego wzrok błądził po moich ustach i wracał znów do oczu. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Justin jedną dłoń zsunął po ścianie i zatrzymał ją dopiero na moim boku, okrytym tylko kusą koszulką Natha.
- Podoba ci się to co widzisz? - zaśmiałam się cicho i zepchnęłam jego dłoń, przez co, zimnymi palcami przesunął po moim nagim udzie, aż zadrżałam. Zachowanie blondyna momentalnie się zmieniło i odsunął się ode mnie, odchrząkując przy tym znacząco.
- Możesz o tym marzyć maleńka i radzę ci, mnie nie prowokować, bo możesz tego pożałować - prychnął i ruszył w stronę kuchni, a ja krok za nim.
- No przecież widziałam jak na mnie patrzysz. - zachichotałam.
- Niby jak?
- Tak jakbym ci się podobała. Lecisz na mnie. - wpadłam prosto na jego plecy, bo zatrzymał się gwałtownie.
- Posłuchaj no mnie. - odwrócił się w moją stronę. - Nie jesteś ani trochę w moim typie. Ja gustuję w kobietach, a nie w dzieciach. Ty nawet cycków nie masz.
- Pff! - wyminęłam go i weszłam do sporych rozmiarów pomieszczenia. - Jeszcze byś się zdziwił. Są na pewno większe niż Cath. - mruknęłam i nalałam sobie do szklanki wody. Przecież są większe. I w dodatku naturalne.
- Coś mi się nie wydaje. - zapalił światło i spojrzał na mnie. Jego wzrok chwilę zatrzymał się na moich odkrytych udach, po czym wrócił do twarzy.
- A nie mówiłam? Znów to zrobiłeś!
- Co? - uniósł brew z udawanym zaskoczeniem i oparł się o blat.
- Gapiłeś się. - wyszczerzyłam się i wypiłam wodę, którą sobie nalałam.
- Ty na serio za dużo sobie wyobrażasz. - pokręcił z niedowierzaniem głową. Zaśmiałam się cicho i stanęłam przed nim, po czym przyłożyłam dłonie do jego policzków i naciągnęłam je lekko, żeby się uśmiechnął, jednak on chwycił mocno moje nadgarstki. Ku mojemu zdziwieniu, nie odepchnął mnie, a przecież miałam go nie dotykać bez pozwolenia.
- No już Justin, uśmiechnij się. - przygryzłam dolną wargę.
- Chyba miałaś mnie nie dotykać, co? - nadal naburmuszony.
- Ale ja nie umiem trzymać rąk przy sobie. Wolę cię dotykać. - wzruszyłam nonszalancko ramionami i niechętnie pozwoliłam mu odepchnąć moje dłonie od jego policzków. Ale on jest słodki, gdy nie krzyczy i nie awanturuje się...
- Zdążyłem zauważyć. - ruszył w stronę salonu, ale ja nie chciałam odchodzić zanim go nie zdenerwuję na dobre, więc ruszyłam za nim.
- Mówił ci ktoś, że jesteś przystojny? - wyszczerzyłam się radośnie. Podobno szczerość popłaca, więc może jak będę dla niego miła, to mnie szybciej wypuści. Plan genialny. Akurat bycie miłą wychodzi mi bardzo łatwo.
- Koty są lepsze od ludzi. One liżą dupę tylko sobie, a innym nie. - prychnął, siadając przed telewizorem. Mimo wszystko jego teks mnie rozbawił. Gdy chce, potrafi być zabawny.
- Ja wcale nic nie liżę. - mruknęłam.
- Ja mam inne wrażenie. Komplementy na mnie nie działają, bo słyszę je codziennie od wielu kobiet. - wyciągnął się na kanapie. Nic dziwnego w sumie, bo przecież jest jednym z najprzystojniejszych facetów na całej kuli ziemskiej.
- Czemu nie śpisz? - chciałam usiąść obok niego, ale przeszkadzały mi nogi, które ułożył na oparciu, więc po prostu usiadłam mu na udach.
- Bo mi się nie chce. - mruknął, chcąc mnie zepchnąć, ale na to nie pozwoliłam.
- Mi też już nie. - pochyliłam się w jego kierunku.
- Akurat o to cię nie pytałem. - mruknął i nie patrząc na mnie, włączył telewizor.
- Ty o nic nie pytasz. - westchnęłam. - Nic cię nie obchodzę?
- Bo cię nie rozumiem i wolę się w to nie zagłębiać. - znów ten zimny ton. - I masz rację, w sumie to mnie nie obchodzisz.
- Nie rozumiesz? Jak to? - zignorowałam drugą część jego wypowiedzi.
- Nie. Jesteś porwana, przetrzymywana, grożę ci śmiercią, a ty się ani trochę mnie nie boisz. - przeniósł wzrok z ogromnego ekranu telewizora na mnie i chwilę przyglądał się moim oczom. Pewnie niewiele mógł zobaczyć przez półmrok panujący w pomieszczeniu.
- Boję się... - powiedziałam po chwili. - Ale ufam ci i wierzę, że dotrzymasz danego mi słowa. - na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Ufasz mi? To głupie. Mi nie wolno ufać. - prychnął gorzko. - Jak to możliwe, że ciągle jesteś taka radosna? Powinnaś być załamana. - wstał z kanapy i wyłączył telewizor. To się napatrzył... Całe dwie minuty.
- Załamana? - uniosłam brew i również wstałam. - Jakbyś miał takie życie jak ja, też byłbyś zadowolony, że coś się w końcu zaczyna dziać ciekawego.
- Twoim zdaniem pobyt w moim domu jest ciekawy? - popatrzył na mnie z wyraźnym niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Moje zachowanie musi niesamowicie go zaskakiwać. Nic dziwnego. Jestem inna niż większość dziewczyn i doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- Tak. Będę miała co opowiadać przyjacielowi jak już mnie stąd wypuścisz. Jesteś jego idolem, choć nigdy nie sądziłam, że coś takiego jest możliwe.
- Skąd pewność, że cię stąd wypuszczę? - zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
- A nie wypuścisz?
- Jeszcze nie wiem, ale na pewno nie w najbliższym czasie. Najpierw muszę załatwić sprawę z Lizzie, a dopiero później postanowię, co z tobą. - ściszył głos i znów zaczął dokładnie lustrować moją twarz. O co mu chodzi do cholery? Na serio nie czułam się w takiej sytuacji komfortowo, bo nawet nie wiedziałam, co on sobie w tej chwili myśli. Może jestem brudna...
- Peszysz mnie. - mruknęłam po chwili ciszy, jaka zapadła pomiędzy nami. Nie była ona niezręczna, ale dziwnie się czułam. Nie jestem przyzwyczajona do milczenia.
- Czym?
- Tym wpatrywaniem się. - uśmiechnęłam się delikatnie i odwróciłam wzrok.
- Tak sobie myślę, że nie jesteś jednak taka brzydka. - wzruszył ramionami obojętnie i odsunął się lekko.
- Hm... Mam to uznać za swego rodzaju komplement? - zachichotałam i poprawiłam swoją koszulę, bo dopiero przy blondynie zaczęłam sobie zdawać sprawę jaka jest krótka. Ledwo zakrywała mój tyłek, a on bezczelnie przyglądał się mojemu ciału...
- Myśl o tym jak chcesz. - westchnął i spojrzał na białe pudełeczko widzące przy wejściu do salonu. Usłyszałam głośny pisk, od którego zaczynała boleć mnie głowa, a na urządzeniu zaczął mrugać jakiś napis, którego z tej odległości nie mogłam dostrzec.
- Co się dzieje? - skrzywiłam się lekko.
- Ci. - szepnął blondyn i lekko popchnął mnie na podłogę przy kanapie, a gdy chciałam się podnieść, docisnął mnie mocniej ręką do zimnych paneli. - Nie ruszaj się i nie odzywaj. - mruknął i spod stolika wyjął jakąś broń. Wytrzeszczyłam oczy i spanikowana przyglądałam się mu. Co to wszystko oznacza?Czy oni mają pistolety w każdym miejscu?
Do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi, aż w końcu ktoś wszedł do korytarza. Od strony schodów usłyszałam głośne kroki. Chłopaki zbiegali?
Dopiero do mnie dotarło, że to przecież był alarm. Ktoś się chciał włamać do domu gangsterów? To raczej nie jest dość nieprawdopodobne? Kto by się na to odważył? Chyba tylko samobójca...
- Kurwa! Alarmu nie umiesz wyłączyć jak tu włazisz? - Justin wyglądał na mocno wkurzonego.
- Zapomniałem, zresztą hasło teraz jakieś jest przed domem. - usłyszałam głos Liama. A więc to on wrócił... - Nie mogłeś mi wysłać go sms-em?
- Hasło? Jakie hasło? - blondyn zmarszczył brwi, na co ja zachichotałam cicho i podniosłam się powoli z podłogi, po czym wylądowałam na wygodnej kanapie. Wyjrzałam na chłopaków, którzy patrzyli na mnie jakby zobaczyli ducha. Chyba moja obecność przy blondynie, bardzo ich zdziwiła.
- Założyłam hasło, żeby nikt nie mógł wejść bez waszej wiedzy. - mruknęłam i zmarszczyłam brwi. - Na co się tak gapicie?
Nathan z otwartą buzią podszedł do kanapy i zmierzył mnie dokładnie wzrokiem od góry do dołu, więc automatycznie poprawiłam koszulkę. No faktycznie mogłam się ubrać zanim tutaj zeszłam. W takim stroju w domu pełnym facetów... W tym momencie żałowałam, że nie są gejami.
- Czemu siedziałaś przed Justinem? - wyszczerzył się jak głupi do sera.
- Robiła mu? - Liam parsknął śmiechem, a ja posłałam mu zdziwione spojrzenie.
- Niby co mu miałam... - dopiero do mnie dotarło jak tu musiało wyglądać. Ja siedząca na podłodze prze blondynem, w dodatku prawie naga... Boże, ale wstyd. Moje policzki od razu pokryły szkarłatne rumieńce. - Nic mu nie robiłam! - pisnęłam gwałtownie wstając z kanapy.
Na wstępie przepraszam, że nie dodałam wczoraj rozdziału, ale nie miałam na nic czasu przez natłok obowiązków :(
Więc zapraszam do przeczytania kolejnego rozdziału XD mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top