11. Twenty Two (22)
Muzyka przewodnia:
Taylor Swift - 22
"Wszystko będzie w porządku, jeśli będziesz mieć mnie obok siebie. Nie znasz mnie, ale założę się, że chciałbyś. Wszystko będzie w porządku."
- Jeśli to naprawisz i odzyskasz wszystkie dane, to obiecuję, że cię nie zabiję. - powiedział tym wyuczonym, poważnym tonem, a na mojej twarzy, mimo tego, od razu wykwitł szeroki uśmiech. - Na razie. - dokończył i moja radość prysła jak bańka mydlana. On jest mistrzem psucia dobrego humoru. Widocznie oddziałujemy na siebie w podobny sposób. Ja go denerwuję i traci cierpliwość, on mi psuje dobry nastrój. Jednak pasujemy do siebie.
- Na razie? - uniosłam brew.
- Tak. Miałem cię zabić dziś, ale jeśli to naprawisz...
- Dobra. - mruknęłam zirytowana i nawet nie dałam mu dokończyć. Myśl, że chce mnie zabić, nie napawała mnie raczej optymizmem, bo zawsze myślałam, że umrę ze starości. Albo chociaż na raka, bo to przez niego umiera większość ludzi na świecie. Co Justin sobie właściwie wyobraża? Jest na mojej łasce lub niełasce, więc niech mi znów nie grozi. Ale taki właśnie jest Justin Bieber... Zawsze dostaje to czego chce, a w tym momencie chce mojej pomocy, więc zrobi wszystko, aby ją dostać. Miałam tylko nadzieję, że jest honorowy.
- Obiecujesz? - skrzyżowałam ręce na piersiach, podkreślając przy tym ich kształt, przez co jego wzrok momentalnie zjechał do dołu. Jednak faceci to proste istoty. Najpierw gapił mi się na nogi, a teraz na cycki. Niby przez przypadek lekko zsunęłam materiał koszulki w dół, ukazując ich wyraźne zaokrąglenie. Piersi były chyba jedynym elementem mojego ciała, który mi się podobał. Widocznie blondynowi też się podobał, bo oblizał w seksowny sposób swoje wargi. O tak, jest napalony. A skoro jest napalony, to mnie nie zabije. Gorzej jak będzie chciał mnie zgwałcić czy coś, ale na razie wolałam o tym nie myśleć.
- Obiecuję. - odpowiedział w końcu.
- Na mały palec? - wyciągnęłam w jego kierunku dłoń i wystawiłam najmniejszy paluszek.
- Co? - popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Obiecujesz na mały palec? To bardzo ważna przysięga i nie możesz jej złamać pod żadnym pozorem. - powiedziałam poważnie i zerknęłam na ekran komputera czy nie jest jeszcze za późno, ale od mojego wejścia na szczęście nic się nie zmieniło. - Nie zabijesz mnie co najmniej do następnego tygodnia. A najlepiej wcale.
- Ja pierdole... - potarł skroń dłonią i pokiwał lekko głową. Widziałam, że było mu ciężko przystać na moje warunki, ale musiałam walczyć o swoje przetrwanie, a to był jedyny sposób. Chociaż stawianie warunków gangsterowi nie jest mądrym posunięciem. - Obiecuję, więc bierz się za robotę.
Pokręciłam z rozbawieniem głową i usiadłam na wygodnym, skórzanym fotelu, który przed chwilą zajmował Jai.
- Hm... Ktoś się wam włamał. - zmarszczyłam brwi i od razu zaczęłam blokować osobę, która chciała wykraść im pliki. Ten ktoś chyba nie bardzo się znał na rzeczy, bo już po kilku minutach odcięłam mu dostęp i wysłałam zabójczego wirusa, który sprawi, że straci wszystko, co od Justina zabrał. Starałam się jeszcze namierzyć jego położenie, ale ku mojemu zdziwieniu, sprawnie mnie odciął i nie pozostawił po sobie żadnego śladu. - Dupek. - mruknęłam sama do siebie i zerknęłam na ścianę z ekranami. Obraz zaczął wracać, więc zadowolona z siebie oparłam się o fotel i pstryknęłam palcami. - Zrobione.
- Justin, my musimy ją zatrzymać! - Jai popatrzył na blondyna i posłał mu błagalne spojrzenie. A co ja jakiś piesek, żeby mnie zatrzymywać? "Mamusiu, mamusiu! Przygarnijmy tego pieska! Będę się nim opiekować!" Wywróciłam oczami na samą myśl. - Taka osoba nam się bardzo przyda, bo widać, że zna się na rzeczy. Mi by się to nigdy nie udało i byśmy stracili wszystko.
Brunet się produkował, ale z twarzy Justina nic a nic nie mogłam wyczytać, bo tylko stał i patrzył na obrazy z kamer.
- W sumie Jai ma rację. - do rozmowy włączył się Nathan. - Już raz nam buchnęli ważne informacje i pamiętasz jaki problem z tym mieliśmy? - uniósł brew.
- Pilnujcie jej, wracam wieczorem. - mruknął, jakby nie słyszał tego, co mówili chłopaki i wyszedł majestatycznym krokiem z pomieszczenia. Ugh! Ale on jest irytujący... Jak można w tak bezczelny sposób olewać swoich kumpli?
No nie to, że bym chciała zostać tutaj i należeć do tego chorego gangu, ale chyba wolałabym to od śmierci. Z Nathanem dogadywałam się bardzo dobrze, Jai też był sympatyczny, a Zayna i Liama jeszcze do siebie przekonam, tego jestem pewna. Na pewno przed śmiercią zrobię coś, za co mnie chociaż jeden z nich polubi.
Najgorszy problem bym pewnie miała z tą całą Catherine, ale ja się łatwo nie poddaję, więc bym sobie mimo wszystko poradziła...
Matko, o czym ja właściwie myślę? Przecież ja nie mogę tu zostać! O nie, nigdy... Mam swoje życie, swoją szkołę, swoich przyjaciół i nie zrezygnuję z tego, dla jednego ciacha, które jeszcze ma mnie gdzieś.
- Nauczysz mnie, co się robi, gdy ktoś się włamuje? - Jai pochylił się nade mną i spojrzał na ekran komputera.
- Możecie założyć hasło, to na pewno będzie ciężej dostać się do waszych danych. - uśmiechnęłam się do niego. - Tylko chyba przed bramą też będzie hasło zamiast wciśnięcia tego guzika. - dodałam, na co on lekko kiwnął głową, zgadzając się na to, więc otworzyłam specjalne okno, po czym wpisałam szybko: "jestemjustinikochamjednorożce". Brunet zachichotał, ale nie zrobił z tym nic, więc zapisałam je i wstałam z fotela. - Wytłumaczę ci wszystko jutro, bo chyba jestem już trochę zmęczona. - poklepałam go lekko po ramieniu, a on tylko znów kiwnął ze zrozumieniem głową.
- Chodź, najpierw zjemy kolację. Dziś przygotował Zayn, a on robi tak dobrą jajecznicę, że nikt go nie da rady przebić. - zaśmiał się Nath i pociągnął mnie za rękę w stronę kuchni. Z rozbawieniem zajęłam miejsce pod oknem.
- Nie sądziłam, że potraficie coś poza kanapkami.
- Hm, czasem udaje nam się robić inne rzeczy, ale najczęściej jemy pizze. - zaśmiał się blondas.
- Cath przyjechała. - do kuchni wszedł Liam, po czym zajął miejsce naprzeciw mnie. Spojrzałam na niego lekko przestraszona.
- Cath? Ta brunetka? - przygryzłam dolną wargę i natychmiast odechciało mi się jeść, choć wyglądało bardzo smacznie.
- Mhm, i Demi. - szatyn nałożył sobie na talerz dużą porcję jajecznicy.
- Jakaś jej koleżanka? Matko, nie chcę się z nimi kłócić, ale nie dam się zastraszyć. - mruknęłam i wbiłam wzrok w swój talerz.
- Nie przejmuj się Cath. Ona jest po prostu zazdrosna o Justina, bo widzi, że jesteś ładna. - Nath poklepał mnie po ramieniu. - Odkąd tylko dołączyła do nas, Biebs zawrócił jej w głowie, a on to wykorzystuje na każdym kroku. - westchnął ciężko. - Ale Demi nie musisz się przejmować. Jest całkowitym przeciwieństwem Catherine. - czy mi się wydawało, czy zaświeciły mu się oczy? Mimowolnie się uśmiechnęłam. Chyba na nią leci... A skoro jemu ona się podoba, to musi być świetną panną.
- Dobrze, jakoś sobie z nimi poradzę. Długo się znacie? - zerknęłam na każdego po kolei. Chciałam się o nich trochę dowiedzieć, ale chyba nie bardzo chcieli mnie wtajemniczać.
- Liam i Justin znają się już jakieś dwanaście lat, praktycznie od dzieciaka. Ja ich poznałem pięć lat temu, gdy mnie wywalili ze szkoły, a Zayn doszedł dwa lata temu, gdy...
- Zamknij się. - brunet warknął tak ostrym tonem, że aż widelec upadł mi na podłogę. Popatrzyłam na niego zaskoczona, ale on od razu spuścił wzrok w swój talerz i nadal jadł, jak gdyby nigdy nic. O co w tym wszystkim chodzi? Musiał w swoim życiu wiele przejść, skoro tak się zachowuje... Chciałam jeszcze go o coś wypytać, ale nie będę go męczyć.
Przygryzłam dolną wargę i wysiliłam się na szeroki uśmiech. Nie mogę się dołować, bo popadnę w jakąś depresję przy nich.
- Nie mówmy o tym, skoro Zayn nie chce. - pogładziłam lekko jego dłoń, ale on od razu swoją zabrał. Westchnęłam cicho i wróciłam do jedzenia.
Będzie ciężko przekonać ich do siebie...
***
Obudziły mnie duszności jak praktycznie każdej nocy. Usiadłam na łóżku i wyjęłam z kieszeni leżącej na szafce bluzy mój inhalator, po czym mocno się zaciągnęłam lekarstwem. Od razu lepiej... Podeszłam powoli do okna i otworzyłam je na oścież, aby odetchnąć chłodnym, nocnym powietrzem, jednak nadal nie czułam się zbyt dobrze.
Poprawiłam bluzkę Natha, żeby zakrywała mi tyłek i ruszyłam na dół, aby napić się trochę wody. Po niej na pewno poczuję się lepiej i nadal będę mogła spać.
Astma to zło! Żadnej nocy nie mogę przespać w spokoju, bo buzi mnie albo kaszel, albo brak oddechu. Normalne funkcjonowanie jest przy niej praktycznie niemożliwe, ale jednak jakoś udaje mi się z nią żyć. Zeszłam na palcach po schodach i ruszyłam korytarzem do kuchni. Rozejrzałam się wokół czy nie ma chłopaków. Dom wydawał się być pusty, więc musiałam być cichutko, żeby ich nie obudzić. Przeszłam koło salonu.
- Dokąd to? - usłyszałam za sobą przez co głośno pisnęłam i zamachnęłam się dłonią, żeby odgonić tego kogoś. Nim zdążyłam się zorientować, chłopak pchnął mnie na ścianę i przylgnął do mnie całym ciałem, wlepiając we mnie swoje miodowe tęczówki.
- Justin... Ale mnie wystraszyłeś. - powiedziałam i przyłożyłam dłonie do klatki piersiowej. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Spokojnie Annie. To tylko Justin, nic ci nie grozi...
- Co tu robisz? Masz zamiar uciec?
Tak jak obiecałam, dodaje kolejny rozdziałek ^^ mam nadzieję, że Wam się spodoba i zostawcie po sobie ślad :)
Dziękuję serdecznie za wszystkie oceny i komentarze :*
Zapraszam do poznania dalszych, zwariowanych losów Justina i Annie! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top