10. Hands To Myself

Muzyka przewodnia:

Selena Gomez - Hands To Myself

"Wszystkie te wątpliwości i wybuchy sprawiają, że nadal się kochamy. A ja się staram, staram, staram, staram, ale nie potrafię trzymać rąk przy sobie."

Siedziałam znudzona w samochodzie, razem z Justinem i Zaynem. Po tym co usłyszałam od Natha, nie mogłam się skupić na niczym innym. Blondyn pieprzy Cath, chociaż nic do niej nie czuje? Na serio jest palantem, a ona musi być strasznie głupia, skoro tak łatwo oddaje mu swoje ciało. Chociaż podobno z miłości robi się różne dziwne rzeczy, których później się żałuje, więc ona może jest w nim tak szaleńczo zakochana, że nie myśli racjonalnie. W sumie nawet trochę mi jej szkoda. Jest wredną suką, ale zauroczenie Bieberem, sprawia, że ma klapki na oczach i nie dostrzega prawdy. Może ona myśli, że on też ją kocha?

Przesunęłam się na fotelu, tak żeby widzieć ich obydwóch i pochyliłam się do przodu.

- Wy zawsze tacy jesteście? Moglibyście czasem się odezwać, a nie. - westchnęłam teatralnie. - Zayn, opowiedz mi coś o sobie, hm?

- Nie.

- No weeeź! - mruknęłam podirytowana i wychyliłam się mocniej do przodu. - Ile masz lat? - cisza. - Nawet tego nie możesz mi powiedzieć?

- Nie.

- Ugh! - jęknęłam bezsilnie. - Jacy jesteście męczący. Justin, a ty ile?

- Nie interesuj się tym, shawty. - mruknął i dalej patrzył na drogę.

- No to mówcie coś innego.

- Siedź cicho. Radia posłuchaj, a nie. - mruknął blondyn po czym skręcił w lewo na światłach. Wsłuchałam się w piosenkę, która właśnie leciała i uśmiechnęłam się lekko.

- Lubię ją! Selena ma śliczny głos. - uśmiechnęłam się radośnie. - Can't keep my hands to myself. No matter how hard I'm trying to. - zaśpiewałam razem z piosenkarką, a chłopaki popatrzyli po sobie, jakbym zrobiła coś szokującego i niesamowitego zarazem. - Co? Chodzę do szkoły artystycznej, umiem śpiewać. - wyszczerzyłam się i znów przysunęłam do nich.

- Miałaś słuchać, a nie gadać. - Justin znów zaczął się irytować, więc postanowiłam go olewać i skupić się na Zaynie, który również wydawał się być osobą interesującą. Mimo swojej tajemniczości, miał w sobie coś, co mi się podobało. Był trochę podobny z zachowania do Biebera, ale coś ich różniło, tylko nie mogłam zrozumieć, co to jest.

- Co oznacza ten tatuaż? - przejechałam palcem po jego karku, na co się lekko spiął, ale nie odepchnął mnie. Hm, czyli akurat tym różni się od mojego porywacza.

- To znak New Zealand Fantail, oznacza "nowy początek". - odpowiedział, patrząc przez szybę na mijane krajobrazy uroczego San Diego. Czyli temat o tatuażach mu się podoba. Zawsze coś.

- Nowy początek? I zacząłeś od nowa? - uniosłam brew.

- Za dużo tych pytań zadajesz. - Justin wyraźnie się zdenerwował i skręcił w kolejną drogę. Przecież nie rozmawiam z nim, więc na co znów się wkurza. Zen raczej nie wygląda na faceta, który nie potrafi samodzielnie odpowiadać na pytania.

- No co? Po prostu chcę wiedzieć. Co w tym dziwnego?

- Nic. - mruknął.

- A ty co tu masz napisane? - zmarszczyłam nosek i pochyliłam się lekko nad nim. - Cierpliwość? Hm, chyba ci jej brakuje. - powoli wyciągnęłam dłoń, po czym delikatnie przesunęłam palcami po jego skórze na szyi, jednak on jak szalony, złapał mocno moją dłoń.

- Nie pamiętasz, co ci ostatnio powiedziałem?! - wydarł się na mnie. - Mnie się nie dotyka, jeśli ci nie pozwolę! - jego ostry ton trochę mnie przestraszył, więc od razu zabrałam dłoń i odsunęłam się lekko, aby mnie czasem nie uderzył. Odchrząknęłam cicho. Przecież nie dam mu tej satysfakcji... Znów na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- No nie mówiłam? Brakuje ci cierpliwości, więc pewnie dlatego zrobiłeś ten tatuaż. - pokręciłam z rozbawieniem głową. - Musisz nad tym popracować.

- Jak cię zabiję, to już nie będę musiał, bo wtedy nikt nie będzie mojej cierpliwości wystawiał na próbę. - prychnął lekceważąco i zatrzymał samochód przed wielkim budynkiem. - To tutaj?

- Hm, chyba tak. - mruknęłam, rozglądając się wokół. To miejsce wydawało mi się znajome.

- Chyba?

- Byłam tutaj jakieś trzy lata temu na wycieczce szkolnej. Myślisz, że będę tyle czasu wszystko pamiętać? - zapytałam rozbawiona i otworzyłam drzwi, wysiadając. Od razu dołączyli do mnie chłopaki.

Justin chwycił mocno moją dłoń i zwinnym ruchem, zapiął mi na nadgarstku kajdanki, które nawet nie wiem skąd wyjął, a drugą część przypiął do swojej ręki. Popatrzyłam na niego zszokowana.

- Co to ma być?

- Przezorny, zawsze ubezpieczony. - uśmiechnął się zimno. - Wsadź dłoń do mojej kieszeni.

- Przecież miałam cię nie dotykać.

- Teraz ci pozwalam, a to co innego. - widząc moją niezadowoloną minę, splótł nasze palce i wsunął dłonie do kieszeni swojej szarej bluzy. Przygryzłam dolną wargę, bo musiałam przyznać, że było to cholernie przyjemne uczucie. Jego dłonie były duże, ciepłe i lekko szorstkie, czyli całkowite przeciwieństwo moich.

Wyjął z samochodu okulary przeciwsłoneczne i jedną dłonią, wsunął je sobie na nos. No tak, jest poszukiwany i lepiej, żeby nikt go nie rozpoznał, bo może mieć kłopoty.

- Ale ja nie wiem dobrze, gdzie to jest... - mruknęłam cicho i przysunęłam się do niego, żeby nikt nie zauważył kajdanek.

- Zapytasz w recepcji. - pociągnął mnie w tamtym kierunku. Słyszałam, że za nami idzie Zayn. Weszliśmy do ogromnego budynku i od razu podeszłam razem z blondynem, do sympatycznie wyglądającej starszej pani.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - uśmiechnęła się do nas, co od razu odwzajemniłam.

- Dzień dobry, szukam mojej koleżanki z klasy, Lizzie Green. Podobno miała tutaj być.

- Och, Lizzie w tym miesiącu nie mogła niestety przyjechać. - uśmiech od razu zginął z mojej twarzy, gdy tylko usłyszałam te słowa. Justin też chyba nie był zadowolony, bo mocno ścisnął moje palce.

- No dobrze, musiałam coś pomylić. Dziękuję. - powiedziałam, uśmiechając się sztucznie i wyszłam razem z blondynem z budynku. No to mi się dostanie... Westchnęłam ciężko.

- To ja przejeżdżam przez pół miasta w poszukiwaniu tego dzieciaka, a jej tu nie ma? - syknął i pchnął mnie na samochód, po czym przylgnął do mojego ciała swoim. Przełknęłam ślinę i popatrzyłam na niego zszokowana.

- Ja... Myślałam, że będzie tu jak zawsze. - szepnęłam cicho i spuściłam w dół głowę. Nie znosiłam, gdy zachowywał się w ten sposób. Chciałam go widywać tylko spokojnego, ale nie było to chyba możliwe.

Justin wolną ręką podniósł mój podbródek do góry.

- Popatrz na mnie. - syknął, więc to zrobiłam, a on posłał mi wkurzone spojrzenie. - Jak zwykle wszystko skomplikowałaś, wiesz? Cały mój pieprzony pech jest przez ciebie. - skrzywiłam się, słysząc jego zimny ton.

Kluczykiem otworzył kajdanki i uwolnił moją dłoń, po czym wepchnął mnie do samochodu. No i koniec miłego Justina... W sumie nie był miły, ale był słodki, a to mi wystarczyło. Podobało mi się, że mogłam go dotykać i być tak blisko, ale jak zwykle wszystko spieprzył. Właściwie, ja to spieprzyłam.

Zatrzasnął gwałtownie drzwi i widziałam przez szybę jak o czymś dyskutuje z brunetem, po czym obydwaj wsiedli do samochodu, nie odzywając się już więcej.

Całą drogę siedziałam cicho, bo na serio nie chciałam go zdenerwować jeszcze bardziej. Wyciągnęłam się na siedzeniu i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Byłam wykończona tymi godzinami, spędzonymi w towarzystwie tych gangsterów.

- Wstawaj. - obudził mnie głos Justina brzęczący nad moim uchem. Zaspana usiadłam na fotelu i gdyby się nie odsunął, prawdopodobnie walnęłabym go z całej siły z dyńki. Czemu się tak nade mną nachyla? Nie wie, że osoby wybudzone ze snu czasami zachowują się gwałtownie? Tak, ja właśnie należę do takich osób.

- Jesteśmy? - przetarłam oczy i rozejrzałam się jak gdyby nigdy nic. Samochód stał już na podwórku.

- Tak, wysiadaj. - odsunął się, ułatwiając mi tym samym opuszczenie auta. Powoli wysiadłam i razem z blondynem weszliśmy do domu.

Od progu powitał nas Jai, który wyglądał na bardzo spanikowanego. Zazwyczaj był spokojny i praktycznie wcale się nie odzywał, ale teraz czymś się zdenerwował, co mi do niego nie pasowało.

- Co się stało? - Justin zmierzył go wzrokiem.

- Jakaś awaria systemu. - skrzywił się. - Nie wiem jak to naprawić i... Chyba tracimy wszystkie dane. - blondyn nagle pobladł i ruszył biegiem do pokoju, w którym zazwyczaj całe godziny spędza Jai. Po chwili zastanowienia weszłam za nimi i rozejrzałam się wokół.

Pomieszczenie było małe i na jednej ścianie było mnóstwo ekranów. Chyba jakieś ukryte kamery. Spojrzałam na ekran komputera, na którym widniał wielki napis informujący o awarii.

- I co teraz? - Liam siedzący na fotelu zwrócił się do Justina.

- Nie wiem, kurwa... Musimy chyba powiadomić specjalistę. - westchnął i potarł dłonią swoje skronie.

- To banalna sprawa i mogę to załatwić w pięć minut. - uśmiechnęłam się szeroko, po czym dla podkreślenia pokazałam im całą dłoń. - Ale nie, przecież Justin nakrzyczał już na mnie tyle razy, że wam po prostu nie pomogę.

- Znasz się na tym? - Nath podszedł do mnie i posłał mi szeroki uśmiech. - Jesteś niesamowita.

- Tak. Mój przyjaciel mnie nauczył kilku rzeczy. - wzruszyłam ramionami. - I wiem o tym. - puściłam mu oczko.

- Posłuchaj no, masz to naprawić. - Justin stanął naprzeciw mnie i złapał mocno mój nadgarstek.

- Niby dlaczego miałabym to zrobić? - prychnęłam. Mimo wszystko chciało mi się śmiać, bo widziałam jak mu zależy na tych danych. Mam go w garści! W końcu zdobyłam jakiś punkt w tej naszej "walce".

-Jeśli to naprawisz i odzyskasz wszystkie dane, to obiecuję, że cię nie zabiję.

Na początku pragnę serdecznie podziękować princess_own_world za tak entuzjastyczne przyjęcie tego opowiadania ^^ ten rozdział jest specjalnie dla Ciebie :)
Całą resztę również zapraszam na dalsze losy :) pozdrawiam ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top