Rozdział 1

Wiecie jak to jest czuć się jakbyś była w mydlanej bańce i patrzyła na świat z otwartą buzią i zaskoczonymi oczami? Nie? Oh szkoda. Ja się tak czułam, oglądając te wszystkie roześmiane twarze na szkolnym korytarzu.

Para wymieniająca się śliną, pierwszoklasistki które nie potrafiły się odnaleźć, grupka dość dobrze wyglądających chłopaków i... Ja. Malutka osoba w świecie przepełnionym fałszem. Szkoła. Instytucja, która ma nas nauczać potrzebnych umiejętności do przetrwania na tym nędznym świecie. Czego ja się nauczyłam? Jak skutecznie odgonić od siebie innych ludzi krzywdząc ich słowami bądź czynami.

Ale cóż mi pozostało?
Mam się zachowywać jak ta laska z kręconymi włosami, która pociesza swoją przyjaciółkę po zerwaniu, a tak na prawdę puszczała się z jej chłopakiem? Albo ta
pseudopsycholog z drugiej klasy, która daje złote rady, a tak na prawdę wypapla problemy ludzi na najbliższej herbatce z koleżanką.
F A Ł S Z Y W K I
Po co mam się zniżać do ich poziomu?

Przez wiele lat szkolnych nauczyłam się też jak skutecznie wyrobić sobie opinię zimnej suki i nie przejmować się zdaniem innych co było cholernie trudne.

Już po klilku miesiącach chodzenia do liceum ludzie omijali mnie szerokim, a plotki tworzyły się z prędkością światła. Sadystka? Znęcająca się nad dziećmi? Kolejna puszczająca się dziwka z trudną przeszłością?

Tak, oszerstwa się mnożyły więc musiałam jakoś próbować sobie z nimi radzić, bo inaczej już dawno zawisłabym na sznurku. Moją obroną był atak, co nie ukrywam ułatwiało mi życie szkolne. Przecież nie mogłam wiecznie się nad sobą użalać i płakać, to nie w moim stylu, a może po prostu mi się tak wydaje?

Na początku było troche ciężko. Ludzie źle odrebrali moje wybuchy złości, przez co szybko stałam się "dziewczyną z wścieklizną". Oczywiście nie poddałam się. Cięty język i wieczny sarkazm trochę mi pomógł w budowaniu muru przed ogromną liczbą ludzi na tych wielgachnym świecie.

Wkrótce stałam się "laską która ma zawsze jakąś odzywkę" co przyniosło mi ogromną satysfakcję, ale też znacznie mniejszą ilość osób chcącą mnie poznać. Czasami zdarzyła się jakaś nowa, próbująca zagadać, ale szybko wytłumaczyłam jej z kim rozmawia i poszła tak szybko jak przyszła. Dar przekonywania czy coś.

I tak dotrwaliśmy do momentu, gdzie jestem teraz, czyli korytarz szkolny.
Ja- siedząca samotnie na ławce już w ostatni rok nauki szkolnej. A później wolność. A raczej staranie się dostać na dobry collage, co nie jest łatwą sprawą zwłaszcza z ciężką z sytuacją finansową.

-Ostatni rok, a potem dorosłe życie.- powtarzałam w duchu jak manne, kierując się na lekcję biologii.

Rozsiadłam się przy swojej ławce na końcu sali i wdałam się w wir notatek. Tak, uczyłam się dobrze, ale w tym roku trzeba byłoby popracować bardziej niż w poprzednich aby później być kimś w życiu. Nauczycielka przedstawiała jakiegoś nowego ucznia, ale oczywiście nie zwróciłam na to uwagi, ponieważ jak podkreślałam to wielkokrotnie, mało interesuje mnie życie szkolne. Lekcja się zaczęła a ja ze skupieniem spoglądałam na te wszystkie narządy człowieka jakbym chciała wycisnąć całą energię z ilustracji. Po skończonej dawce wiedzy udałam się na kolejną, a potem znów na kolejną, aż tak do upragnionej godziny piętnastej.

Wyszłam ze szkoły, wkońcu kierując się do mojej ulubionej miejscówki czyli bibloteki, gdzie skutecznie mogłam się oderwać od świata nastolatków. No nie oszukujmy się kto w świecie e-book'ów korzysta z bibloteki? A ja osoba interesująca się książkami zwłaszcza tymi starymi i namacalnymi kocham tu przychodzić. Czasami coś poczytam, czasam coś napiszę, co uwielbiam robić albo po prostu posiedzę i pozbieram myśli.

Dzisiaj wybrałam drugą opcję i nawet się nie obejrzałam a już kończyłam swój wiersz. Moje błogie przepisywanie myśli na papier przerwał jakiś męski głos.
-Zawsze jesteś taka zaczytana w tych twoich notatkach?
Automatycznie podniosłam głowę i obejrzałam jakiegoś przystojnego chłopaka w podobnym do mnie wieku. Uśmiechał się szeroko patrząc na mnie z góry.
-Słucham?- burknęłam całkowicie zdezorientowana. Nie byłam w szkole a tu, w bliblotece, na swoim terytorium totalnie straciłam język w ustach.
-Jak nauczycielka mnie przedstawiła także nie zwróciłaś na mnie uwagi. Te kartki są aż tak ważne?- podniósł pytająco brew.
-Ważniejsze niż twoja osoba na pewno- posłałam zirytowane spojrzenie.
-No pewnie, że tak. Zwłaszcza, że z tego co widzę to twoje rękopisy. Zamierzasz je wydać?- zbił mnie z tropu. Co jak co, ale oczekiwałam jakiegoś tesktu od zarozumiałego dupka w stylu "nic nie jest ważniejsze ode mnie", ale się nie doczekałam.- Jestem Shawn.
-A mnie to nie obchodzi.- zignorowałam i wyszłam z mojego świętego miejsca.

CO JAK CO ALE W BIBLOTECE MNIE SIĘ NIE NACHODZI.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top