6. Wygadany bukiet róż, pierwszy pocałunek i nadzieja na lepsze jutro

Luhan czuł, jak zmęczenie przejmuje kontrolę nad jego ciałem kiedy kolejny odpowiednio zapakowany bukiet znalazł się w ciężarówce.

Już kilkadziesiąt minut temu skończyła się jego zmiana w kwiaciarni, jednak zarówno on, jak i Irene, która w tym samym czasie sprzątała wnętrze lokalu, byli zmuszeni do zostania po godzinach, w celu dokończenia dzisiejszych zadań wyznaczonych przez Junmyeona.

Czasami Chińczyk zastanawiał się co tak naprawdę trzymało go w tym miejscu. Byli to ludzie? Pasja? A może dobre zarobki?

Sieć kwiaciarni Kim Junmyeona była jedną z najlepszych w Korei, dlatego chłopak akurat na pieniądze nie mógł narzekać.

Jednak Luhan wiedział, że przy kwiatach trzymało go jedynie jego zamiłowanie do natury i nawet, gdyby jego pensja obniżona była o połowę jego obecnych zarobków, i tak nie zrezygnowałby z pracy w tym miejscu. Po prostu za bardzo ją kochał. Mężczyzna uwielbiał zapach kwiatów, ich świeżość. Cenił ich wygląd, kolor, a nawet i pochodzenie. Luhan uważał, że każda roślina ma swoją historię i to od kwiaciarza zależało, czy chciał ją lepiej poznać, czy nie. Przebywanie wśród tak delikatnych struktur sprawiało mu radość, jak i pewnego rodzaju satysfakcję. Często również rozmawiał z kwiatami, ponieważ czasami były to jedyne istoty w jego otoczeniu, które zawsze miały czas by go wysłuchać.

Dla powszechnego obserwatora, zachowanie Luhana mogło wydawać się co najmniej dziwne i niepokojące i tak właśnie odbierał je Sehun, który przyglądał się z bezpiecznej odległości, jak niski brunecik nadaje na swoje życie wiązance herbacianych róż.

W całej tej scenie było coś zabawnego, co sprawiło, że kąciki ust Oh uniosły się do góry w lekkim uśmiechu, jednak mężczyzna odgonił szybko od siebie te myśli, na powrót przybierając maskę obojętności na twarz.

— Cześć.

Na dźwięk dobrze znanego, jednak zbyt nagłego głosu, Luhan podskoczył w miejscu, przez co karton z kwiatami, który trzymał w ręce spadł na ziemię, a jego zawartość rozsypała się pod nogami Chińczyka.

Sehun widząc to, mimowolnie podszedł bliżej chłopaka, ponieważ w żaden sposób nie chciał wystraszyć drobnego bruneta, a tym bardziej powodować dodatkowych szkód.

— Aish, przepraszam. Myślałem, że...

— Cholera, Sehun!

Koreańczyk zamilkł momentalnie, kiedy uniesiony głos drugiego mężczyzny dotarł do jego uszu. Luhan patrzył na niego z pretensjami, a jego twarz ze zdenerwowania przybrała czerwony odcień.

Oh jeszcze nigdy nie widział Chińczyka w takim stanie. Luhan zawsze kojarzył mu się z dziwacznością, ale przede wszystkim ze spokojem i opanowaniem. W końcu, w jaki sposób mężczyzna wyglądający niczym szesnastoletni chłopiec może zamienić się w bestię z piekła rodem?

— Co ci wpadło do głowy, żeby mnie straszyć, co?! Popatrz, co narobiłeś! Teraz muszę to wszystko sprzątać!

Sehun patrzył jak oniemiały na nieznaną mu wersję Luhana, która wcale nie wydawała mu się lepsza od poprzedniej. Mężczyzna wyglądał, jakby zaraz miał rozszarpać go na strzępy, a Oh cenił sobie swoje życie i raczej nie spieszyło mu się do odejścia w zaświaty.

Dlatego też pomimo wiedzy o swojej winie, postanowił bronić siebie i swojej dumy, która nie pozwalała mu na przyznanie racji obłąkanemu brunecikowi.

— Nie chciałem cię wystraszyć, przepraszam. Myślałem, że mnie widzisz, szczególnie, że stoję tu od jakiś trzech minut!

— A co ja eksponat w muzeum, żebyś się na mnie tak gapił z ukrycia?! Nie wiem, co chciałeś, ale lepiej będzie, jak już pójdziesz. – dodał Chińczyk już spokojniejszym tonem, jednak uwagę Sehuna przykuła kropla wody, która równo z jego słowami spłynęła wzdłuż policzka porcelanowego chłopca.

Łza. Luhan płakał.

Sehun zamilkł natychmiastowo, zupełnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

Właściwie ich kłótnie nie były dla niego czymś obcym, jednak jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by kończyły się one płaczem któregoś z nich. Z każdego wspólnego spotkania, prędzej czy później wywiązywała się sprzeczka, która była spowodowana ich niechęcią do siebie nawzajem i jej rozwój w tym przypadku, przynajmniej zdaniem Sehuna, był po prostu nieunikniony.

Luhan zwyczajnie dosyć miał tego, że ten wysoki idiota z płaską twarzą, już od trzech lat obojętny jest na jego uczucia. W sercu Oh istniał tylko Baekhyun i Chińczyk doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale to nie powstrzymywało go przed walką o ukochanego, w którego oczach był po prostu najzwyklejszym dziwakiem.

Był zmęczony tym, że jego starania nie przynosiły efektu, ale równocześnie nie miał zamiaru się poddawać. Sehun musiał po prostu zrozumieć, że Baekhyun nie traktuje go jak swoją drugą połówkę, tylko jako osobistego kochanka, a Luhan zmuszony był do czekania, aż w końcu dzieciak przejrzy na oczy.

Jednak dzisiejszego dnia, Luhan miał dość Oh bardziej niż zwykle.

Przez natłok pracy zapomniał o spotkaniu z Koreańczykiem, skupiając się jedynie na tym, by jak najszybciej załadować zamówienie na ciężarówkę. Chciał znaleźć się w końcu w swoim domu i zrelaksować się po ciężkim dniu w pracy, a nagłe przyjście Oh momentalnie zburzyło jego plany wraz z chwilą, w której karton wypchany po brzegi kwiatami, rozsypał się po podłodze, niszcząc w ten sposób wszystkie bukiety, nad którymi Luhan pracował ciężko przez cały dzień.

Powiedzenie, że Chińczyk był zły, było błędem. On był wściekły do granic możliwości i przy tym zupełnie wyprowadzony z równowagi. Wszystko to, na co poświęcił swój dzisiejszy czas, cała jego praca, wysiłek, który w nią włożył, rozsypało się na drobne kawałeczki, tak, jak jego serce, które nie wytrzymało już napięcia.

Luhan nie miał zamiaru powstrzymywać dłużej łez, które zaczęły moczyć jego policzki.

Ukląkł, by pozbierać rozrzucone kwiaty, jednak przeszkodziła mu w tym dłoń z trzymaną w nich chusteczką.

Brunet uniósł załzawione spojrzenie w oczy Sehuna, który patrzył na niego w nieodgadniony sposób. Wzrok Oh był łagodny, a lekki uśmiech, który posłał w kierunku Luhana sprawił, że serce bruneta znów zabiło mocniej na jego widok.

Odebrał od mężczyzny chusteczkę, cicho przy tym dziękując, a jego oczy z powrotem spoczęły na rozwalonych bukietach, przez co jego usta opuściło ciężkie westchnięcie.

— Przepraszam, nie powinienem był na ciebie krzyczeć. Po prostu miałem nadzieję, że uda mi się wszystko dość szybko zakończyć, ale najwyraźniej nie jest mi to dane. – Chłopak, mówiąc, wskazał na resztę kartonów, z których część zapakowana już była do ciężarówki, jednak pojedyncze egzemplarze znajdowały się jeszcze poza nią.

Sehunowi zajęło chwilę, by połączyć ze sobą wszystkie fakty, ale gdy dotarło do niego, że ten drobny Luhan zupełnie sam pakował te ciężkie pudła do auta, jego szczęka spotkała się z podłogą.

— Nie przepraszaj mnie, to ja powinienem to zrobić. Nie pomyślałem o tym, że mogę cię przestraszyć. To było głupie, wybacz. – Sehun, by ukryć swoje zażenowanie chwycił za najbliżej stojący karton, po czym uniósł go do góry i podszedł bliżej ciężarówki.

Luhan w tym samym czasie obserwował zaskoczony poczynania młodszego chłopaka, nie wiedząc zupełnie, jak powinien się zachować.

— Co t-ty...

— Gdzie mam to położyć? Trochę to ciężkie.

Chińczyk szybko wskazał na odpowiednie miejsce, na które po chwili czarnowłosy mężczyzna delikatnie odłożył pudło.

Sehun nadal nie mógł zrozumieć, jak doszło do tego, że ten drobny, niepozorny Chińczyk, uporał się sam z resztą kartonów.

— Sehun, nie musisz mi pomagać, poradzę sobie. Pewnie masz dużo do...

— Nie zaczynaj. To ja wszystko zniszczyłem, więc to oczywiste, że muszę ci pomóc. – Oh przerwał stanowczo monolog porcelanowego chłopca, przez co tamten umilkł, czując jak jego policzki po raz kolejny dzisiejszego dnia pokrywają się ciemnym odcieniem czerwieni.

Nie miał zamiaru wykłócać się z Sehunem o sprawę, której i tak by nie wygrał.

Młodszy, widząc, że Han ustąpił, uśmiechnął się sam do siebie, następnie kucając obok niego i dołączając do zbierania kwiatów z podłogi.

Tak naprawdę przez to całe zamieszanie, obaj już dawno zapomnieli, że pierwotnie ich spotkanie miało dotyczyć zupełnie innego tematu.

🌹🌹🌹

— Luhan, do jasnej cholery, przestań się śmiać i wyciągnij mi tą kokardę z włosów! – krzyknął Sehun, kiedy po raz kolejny drut od ozdoby zaplątał się w jego czarną czuprynę.

Od ponad trzydziestu minut, Luhan próbował nauczyć Oh wiązać bukiety, jednak młodszy chłopak ani trochę nie łapał zasad związywania kokard, wstążek i innych ozdób, które dziwnym trafem zamiast na kwiatkach, lądowały w jego włosach.

Chińczyk nie mógł pohamować przez to swojego śmiechu, ponieważ Sehun wyglądał wręcz rozkosznie z brokatem na twarzy i różową kokardą na głowie, przez co ani trochę nie przypominał zdystanowanego chłopaka z maską obojętność na twarzy, jakim był na co dzień.

— No już, już. Nie ruszaj się.

Luhan po kilku płaczliwych wręcz prośbach mężczyzny, wyplątał ozdobę z czupryny Oh, który prychnął rozdrażniony postawą starszego chłopaka, następnie bezskutecznie starając się ułożyć swoje włosy.

Chińczyk z uwagą obserwował swojego towarzysza, któremu dość marnie wychodziła owa czynność, ponieważ bez lustra, ułożenie gniazda, które Sehun miał na głowie, było wręcz niemożliwe.

— Aish, poczekaj.

Brunet nie mógł dłużej znieść nieporadności chłopaka, dlatego przysunął się do niego na kolanach, po czym powtórnie chwycił w dłonie miękkie kosmyki Oh, który pod wpływem nagłej bliskości, zastygł w miejscu.

Kruczoczarne włosy mężczyzny były delikatne w dotyku i Lu nie mógł nic poradzić na to, że dotykanie ich sprawiało mu tyle przyjemności.

Chłopak spojrzał w dół na twarz Sehuna, którego oczy były przymknięte, a usta mocno zaciśnięte, przez co Han przyłapał siebie na rozmyślaniu na tematy, które nie powinny istnieć w jego głowie.

Zanim Luhan zdążył wrócić do poprzedniej pozycji, Oh niespodziewanie uniósł, od razu swoje spojrzenie złączając z miodowymi, szeroko rozwartymi tęczówkami wystraszonego Lu.

Pomiędzy nimi zaległa cisza, w której obaj wstrzymali swoje oddechy. Ich twarze dzieliło od siebie tylko kilka centymetrów, jednak żaden z nich nie miał na tyle odwagi, by zrobić pierwszemu ruch w dowolną stronę.

Luhan spuścił wzrok na malinowe usta Sehuna, które zdawały się przyciągać go jak magnez.

Nie mógł nic poradzić na to, że niespodziewana siła zaczęła popychać go w stronę Koreańczyka, który nadal siedział w jednym miejscu, niezdolny do poruszenia się.

Oh miał wrażenie, jakby jelenie oczy należące do Luhana pochłaniały jego duszę, a on sam zatapiał się w ich głębi coraz bardziej, z każdą kolejną sekundą. Dziwne, lecz przyjemne uczucie, którego nie rozumiał, wypełniło jego klatkę piersiową, kiedy zobaczył, że odległość pomiędzy nimi zaczęła znacząco maleć.

W ostatniej chwili, kiedy ich wargi prawie złączyły się w długo wyczekiwanym przez starszego pocałunku, Sehun wypowiedział jedno słowo, które doszczętnie złamało Luhanowi serce.

Baekhyun...

Obraz uśmiechniętego szatyna pojawił się przed oczami Oh, przez co ten nieświadomie wypowiedział jego imię na głos, nawet nie zdając sobie do końca sprawy z sytuacji, w jakiej jeszcze chwilę temu się znajdował.

Wraz z tym momentem, Sehun przypomniał sobie o sprawie, która przez cały dzień zaprzątała jego myśli, i która była prawdziwym powodem jego wizyty w kwiaciarni.

Z tego powodu otworzył szybko oczy, a dostrzegając przed sobą Luhana, patrzącego na niego z uśmiechem, sam uniósł w odpowiedzi kąciki swoich ust do góry.

Han w tym samym czasie starał się z całych sił wstrzymać swoje łzy, a jego pusty wzrok utkwiony był bez przerwy w Sehunie, który w ogóle nie rozumiał sytuacji, w jakiej przez niego znalazł się Chińczyk. Luhan z tego powodu miał ochotę zacząć wrzeszczeć, płakać, rozwalać wszystko dookoła...

Ale zamiast tego odsunął się na kilka centymetrów od młodszego mężczyzny, wymuszając pojawienie się na swojej twarzy najbardziej sztucznego uśmiechu, na jaki tylko było go stać.

— Przez tą całą sprawę z kwiatami zapomniałem, że przyszedłem porozmawiać z tobą o Baekhyunie. – Sehun zaśmiał się nerwowo, jednak Luhan kiwnął jedynie głową, mając za bardzo ściśnięte gardło, by móc cokolwiek odpowiedzieć mężczyźnie.

Tak naprawdę już w momencie, w którym odebrał kilka godzin wcześniej telefon od Koreańczyka, domyślał się, że ten chce się z nim spotkać jedynie z powodu niskiego szatyna. Sehun po prostu nigdy nie odzywał się do niego w innych sprawach, niż tych dotyczących ich przyjaciela.

Luhan przywykł już do tego, że musiał wysłuchiwać wiele dobrych rzeczy na temat Byuna, podczas gdy jego osoba była wręcz celowo pomijana w każdej rozmowie.

Dzisiejszego dnia, kiedy obaj zapomnieli o prawdziwym powodzie ich spotkania, Luhan poczuł się w końcu tą jedyną, wyjątkową osobą w oczach Sehuna. Oszukiwał sam siebie, że mężczyzna przyszedł tu dla niego, a ich wspólne spędzanie miło czasu, było pierwszym krokiem, ku rozwinięciu i polepszeniu ich relacji.

Wszystko jednak okazało się być tylko kolejnym, złudnym wymysłem Chińczyka, który napędzany własną naiwnością, teraz płacił za to, zbierając porozrzucane kawałki swojego złamanego serca z ziemi.

— Uważam, że powinniśmy poszukać nowej pracy dla Byuna we dwójkę. Może pojeździmy po mieście, popytamy ludzi. Na pewno w Busan znajdzie się ktoś, kto będzie chciał go zatrudnić, nie uważasz? Martwię się cholernie o niego, zresztą wiem, że ty również i... Luhan? Czy ty w ogóle mnie słuchasz? – Sehun po raz pierwszy od początku swojej mowy spojrzał na chłopaka, którego wzrok zamiast na Oh, utkwiony był w jednym z kartonów stojących nieopodal niego.

Chińczyk wyglądał, jakby intensywnie o czymś myślał, a w momencie, w którym głośny krzyk euforii opuścił jego usta, Sehun złapał się teatralnie za serce, przewracając przy tym swoimi oczami.

— O mój Boże, wiedziałem! Po prostu wiedziałem, że to rozgryzę! Sehun, jesteś genialny! – Luhan wykrzyknął, nie mogąc powstrzymać dłużej swojej radości, kiedy w końcu odkrył, co nurtowało go od początku dzisiejszego dnia.

W jednej chwili doskoczył do Sehuna i zanim zdążył chociażby zastanowić się nad swoimi czynami, pod wpływem emocji, przyłożył swoje wargi do rozgrzanego policzka młodszego chłopaka, który momentalnie zastygł w miejscu, czując, jak ten jeden mały gest odbiera mu wszelkie funkcje życiowe.

Luhan był jednak zbyt rozemocjonowany, by dotarło do niego to, co właśnie zrobił.

Wiedział od początku, że logo firmy z Seulu, która złożyła zamówienie na bukiety w ich kwiaciarni, wydawało się mu dziwnie znajome. Wprawdzie w stolicy był tylko kilka razy i to ładnych parę lat temu, jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś ważnego umyka właśnie sprzed jego czujnych oczu, a o czym chłopak powinien pamiętać do końca swojego życia.

Gdy Sehun zaczął swój wykład, Luhan kompletnie wyłączył się z opowieści młodszego, swoją uwagę skupiając na znaczku, którym obklejone były kartony, do których pakowali wcześniej zamówienia.

Chińczyk chciał już zignorować swoją natarczywą intuicję, jednak w ostatniej chwili przed jego oczami pojawiła się twarz dawnego znajomego, a zaraz za nią jego imię, przy którym w głowie Luhana prawie natychmiastowo zapaliła się wyjaśniająca wszystko lampka.

— Do Kyungsoo! Dokładnie! Wiedziałem, że z czymś mi się to kojarzy! – Luhan stanął na równe nogi, ponieważ od nadmiaru buzujących w nim emocji, nie był w stanie dłużej usiedzieć w miejscu.

W jednym momencie zapomniał zupełnie o Sehunie, który nadal siedział pozbawiony wszelkich funkcji życiowych, trzymając się jedynie za piekący od rumieńców policzek oraz o nie do końca zapakowanej ciężarówce, czekającej do odjazdu.

Teraz liczył się tylko czas i telefon Lu, w którym znajdował się jeden jedyny numer, który mógł rozwiązać wszystkie problemy Baekhyuna.

Mężczyzna wyskoczył niczym poparzony z samochodu, by zamknąć w końcu drzwi od ciężarówki, jednak w ostatniej chwili przypomniał sobie o chłopaku, który cały czas siedział skamieniały w środku.

— Sehun, no! Rusz się! Mamy mało czasu, a musimy szybko znaleźć się u Baeka. No chodź wreszcie! – Luhan złapał za rękę wyższego, który, będąc nadal w szoku, bez oporów pozwolił mu się prowadzić do własnego auta, zaparkowanego kilka metrów dalej.

Dopiero, gdy starszy z mężczyzn zostawił go przy pojeździe, biegnąc w tym czasie do kwiaciarni, Sehun wypuścił z siebie powietrze, które do tej pory wstrzymywał.

Nie mógł uwierzyć w to, co stało się kilka minut temu.

Luhan. Xiao Luhan. Tak, ten porcelanowy, dziwaczny chłopiec, za którym Sehun osobiście nie przepadał, pocałował go w jego lewy policzek, który od tego czasu palił go niemiłosiernie.

I może Oh nie przeżywałby tego teraz tak bardzo, gdyby nie jeden, dość istotny fakt, który od tamtej chwili nieprzerwanie zaprzątał jego myśli.

Podobało mu się.

Cholera, podobała mu się bliskość chłopaka, podobała mu się miękka struktura jego ust i przede wszystkim, podobał mu się sam pocałunek, który trwał zaledwie ułamek sekundy, ale doprowadził go do szaleństwa.

Kiedy Luhan z powrotem znalazł się w zasięgu jego wzroku, Sehun nie wiedząc co ze sobą zrobić, po prostu oparł się niedbale o auto, udając, że cała sytuacja w ogóle go nie obeszła.

Zresztą Chińczyk sam wyglądał na zupełnie nieprzejętego wydarzeniami sprzed chwili, przez co Oh zaczął zastanawiać się, ile razy jeszcze ten jakże niepozorny chłopak zaskoczy go swoim zachowaniem.

Luhan podszedł do Sehuna, a szeroki uśmiech, który posłał w jego stronę sprawił, że kąciki ust Koreańczyka mimowolnie uniosły się w górę.

Oh nie mógł więcej zapanować nad swoim ciałem, które od tej pory poruszało się jedynie tak, jak rozkazał mu starszy chłopak.

— Musiałem pójść po swoje rzeczy i oddać klucze do ciężarówki Irene. W tym czasie mogłeś chociaż odpalić! Mówiłem, że zależy mi na czasie!

— Powiesz mi w końcu o co ci chodzi? – Sehun, po raz pierwszy od kilku minut, odzyskał mowę, jednak jego głos nie brzmiał już w towarzystwie nieprzewidywalnego Chińczyka tak pewnie, jak na początku.

Luhan uśmiechnął się jedynie szerzej, po czym otworzył drzwi od strony pasażera i jak gdyby nic, bez zgody Sehuna, wpakował się do jego vana.

— Dowiesz się po drodze. Chodź. – Była to ostateczna odpowiedź chłopaka, który po chwili rozsiadł się wygodnie na fotelu, a następnie trzasnął drzwiami, oznajmiając w ten sposób, że nie udzieli więcej informacji, dopóki Sehun nie wsiądzie do pojazdu.

— Aish, ten dzieciak... – Oh wpatrywał się jeszcze przez chwilę w sylwetkę mężczyzny, zanim sam nie wsiadł do auta, odpalając od razu silnik.

Luhan w tym samym czasie zapiszczał sam do siebie, jednak nie odezwał się słowem, za co Sehun był mu wdzięczny.

Wystarczyło mu to, że był sam na sam w samochodzie z osobą, której towarzystwo ma przedawkowane na najbliższe dziesięć lat, i której dziwaczne zachowanie irytowało go do granic możliwości.

Ale, co najważniejsze, miał spędzić kolejne dwadzieścia minut z chłopakiem, z którym kilka chwil temu dzielił ich pierwszy, wspólny pocałunek.

I Sehun miał cichą nadzieję, że był to ostatni wybryk tego typu, ponieważ emocje, które nadal odczuwał, nie pozwalały mu skupić się na niczym innym, jak na ciepłych wargach porcelanowego chłopca, stykających się z jego rozgrzaną skórą.

💕💕💕

TBC

I jak wrażenia? Mam nadzieję, że niczego nie spieprzyłam i cały rozdział wyszedł w miarę okey, ponieważ naprawdę jestem z niego zadowolona😊 Tak w ogóle to dajcie znać, czy puścił wam się filmik z yt, ponieważ miałam jakieś problemy z dodaniem go i nie wiem, czy działa tak, jak powinien😔 Do następnego rozdziału! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top